Istne szaleństwo, Dwa dni, Dwa starty. Dwa wonsy

Istne szaleństwo. Dwa dni, dwa miasta, dwa triathlonowe sprinty, dwa wąsy. Pierwszy w sobotę w Habdzinie, gdzie Piotrek Szrajner po raz czwarty organizował Habdzinmana. Na starcie pełno czarnych zbój WTT, ale widać także debiutantów. Miejsca na podium są rozdane – przyjechało dwóch zawodników, którzy pomimo młodego wieku zaliczyli kilka zawodów z cyklu Pucharu Europy. Trzecie miejsce zajmie, któryś z mocnych staruszków: Wojtek Łachut, może znakomity Rafał Fazan, redaktor Żywek?

Nie ma co ukrywać, że liczyłem na to żeby powalczyć o pudło. Młode wilki z WTT są mocne, ale może brak doświadczenia na długim bieganiu (8km) pozwoli mi coś ugrać. Wojtek też był zagrożeniem, ale dlaczego nie miałbym z nim wygrać? Już raz w tym roku wygrałem. Biorąc pod uwagę same tylko parametry i suche fakty nie miałem szans, ale to przecież nie o to (nie tylko o to)w trajlonie się rozchodzi.

 

Start 50ciu zawodników w tak małym jeziorku, to istna pralka, zwłaszcza że niektórych ponosi ułańska fantazja i pierwsze 100m do boi przepływają znacznie za szybko. Na drugiej boi jest już luźniej, ale samotny zawodnik jest już na trzeciej. Po wyjściu z wody pierwszy Maciek Bodnar ma minutę przewagi nad drugim Miłoszem Sowińskim. Szok!

Na rowerze, na którym jedzie się 20km, przewagę wyrabia sobie Wojtek Łachut. Na trasie wieje wiatr, ale właśnie to jest miejsce kluczowe do wygrania zawodów. Pierwsza trójka ma około półtoraminutową przewagę nad drugą również trzy osobową grupką. Wszystko wskazuje, że to pomiędzy tymi sześcioma zawodnikami rozegra walka o zwycięstwo.

 

Kiedy zjeżdżałem z roweru widziałem Wojtka, który właśnie zaczynał bieg. Miałem do niego jakieś 2 minuty straty.

Wiedziałem, że nie odrobię takiej straty – Wojtek biega szybciej ode mnie, a na tak krótkim dystansie nie zetnie go. Może któryś z młodych opadnie z sił?

Rozpoczyna się bieg, który jest wyjątkowo długi jak na dystans sprinterski – wynosi aż 8 km. Ma to kluczowe znaczenie dla rywalizacji, bo oto niespodziewanie okazuje się, że jeden z zawodników (Jakub Woźniak – późniejszy zwycięzca) najwyraźniej nie zsiadł z roweru i cały dystans przebiegł ze średnią 3’10’min/km. Dla wszystkich był to niespodziewany cios w plecy, kiedy okazuje się, że bieganie szybciej niż 16 km/h nie wystarczy, żeby próbować dotrzymać kroku mijającemu zawodnikowi. Drugi był Wojtek Łachut, który nieznacznie wygrał z Miłoszem Sowińskim i liderem po pływaniu Maćkiem Bodnarem. Rywalizację kobiet wygrała niezawodna Olga Ziętek z WTT Warszawa.

 

 

To był ogromny szok kiedy biegnie się po 4min/km i nagle ktoś przebiega obok ciebie jakby finiszował. „wygłupia się?’ takie myśli przychodzą do głowy. Wariat jakiś, spuchnie. A On nie spuchł …

Przygotowanie imprezy było wzorowe. Niektóre duże imprezy mogą uczyć się od organizatorów Habdzinmana. Na trasie nie brakowało wody, draftingu pilnował surowy organizator, a na koniec można było skosztować kiełbaski z grilla, pysznych ciast, a do wygrania w losowaniu były przepyszne konfitury zrobione przez żonę organizatora.

 

 

Chciałbym dodać, że wbrew temu co mówił Redaktor Żywek zjadłem ledwo jedną kiełbę.

 

Poranek następnego dnia przywitał triathlonistów mżawką. Siedlce nie były tak przyjazne jak to miały w zwyczaju na cyklu ZalewCup. Idea wymyślona przez Pawła Janiaka i wcielona do życia przez zespół Leniwców jest dopracowana w każdym szczególe i spokojnie może konkurować z największymi triathlonami w Polsce, z resztą jest to aktualnie największy triathlon MTB w naszym kraju.

Triathlon MTB … i tutaj pojawiają się kłopoty. Trasa wytyczona przez Jaśka jest potwornie trudna. Wojtek Łachut powiedział, że widział wcześniejsze trasy z rajdów przygodowych wyznaczone przez pomysłodawcę imprezy i wiedział, że ten go nie zawiedzie.

200 zawodników na starcie pływania zapewnia jeszcze większy młyn niż wczoraj. Czołówka jest całkiem spora. Pierwszy wychodzi, co nie jest dziwne, Rafał Pierścieniak, który wyraźnie poluje na wygraną. Później ubiegłoroczny zwycięzca Tomek Kowalski z WTT, a za nim żelazny faworyt Wojtek Łachut. Za nimi reszta kozaków: Maciej Michalski, tryumfator ZalewCup – Wiesiek Bar.

 

Trasa rowerowa była istną apokalipsą. Trudna techniczna z piachem, błotem, gałęziami. Na jedną z nich wjechał przeszybki Paweł Zapałowski. Ot zabawa dorosłych panów na rowerach górskich. Ostatecznie trasa rowerowa zadecydowała o zwycięzcach – Wojtek „Twister’ Łachut odrobił straty po pływaniu, na drugie przesunął się Maciek Michalski, a spore straty nadrobił Piotr Łobodziński.

 

Dla mnie był to bardzo trudny rower. Na MTB jeżdżę średnio raz w roku – na Triathlonie Siedleckim. O ile na prostych mogłem przywalić tak, że jadący za mną odstawali na kilkadziesiąt metrów, to przy każdym technicznym momencie momentalnie odrabiali stratę. Po uderzeniu w drzewo, od którego odbiłem się jak to robią bohaterzy kreskówek, zwolniłem. Chłopie za tydzień robisz Ironmana, a z połamanym barkiem daleko nie zajedziesz.

Ostatnie trzy kilometry biegu to było za mało, żeby Maciek odrobił stratę do Twistera, który wygrał swoje pierwsze zawody triathlonowe. Trzecie miejsce zajął Piotr Łobodziński. Czwarty był Rafał Pierścieniak – nasz czołowy zawodnik na dystansach olimpijskich. Dopiero piąty był ubiegłoroczny tryumfator – Tomek Kowalski z WTT. Świadczy to jasno jak mocno podnosi się poziom rywalizacji w Polsce. Fantastycznie finiszowali pomysłodawca i organizator zawodów – Pawłowie Janiak i Zapałowski, którzy jak bracia Brownlee wkroczyli razem na metę. Rywalizacja kobiet wygrała Olga Ziętek z WTT, która przerwała dominację Oli Prekurat.

A ja jak zwykle dupa. Piąte miejsce, chociaż widząc ile Wojtek musiał czekać na swoją pierwszą wygraną myślę, że w końcu się doczekam.

 

Na sam koniec ukłony należą się organizatorom obydwu imprez. Impreza o skromny budżecie, ogromnych nagrodach i świetnej organizacji. Nawet nieoficjalna klasyfikacja Wonsaczy doczekała się niespodziewanych nagród – napitku oraz kowbojskich kapeluszy. Dzięki serdeczne!

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,812ObserwującyObserwuj
21,700SubskrybującySubskrybuj

Polecane