Iwona Latańska – triathlonistka, która po 40-stce zaczęła lepsze życie

O tym, że nigdy nie jest za późno na zmiany może świadczyć Iwona Latańska, amatorka, która po czterdziestce zaczęła regularnie uprawiać sport, a po pięćdziesiątce ukończyła wyścig na dystansie pełnego Ironmana. Zdrowia, sylwetki, kondycji fizycznej i siły psychicznej może pozazdrościć jej wielu. Zapytaliśmy ją o to, czy jest jakaś recepta na szczęśliwą drugą połowę życia.

Iwona Latańska jest jedną z tych osób, które diametralnie zmieniły swoje życie dopiero po czterdziestce. Do tamtego czasu sport uprawiała rekreacyjnie i nieregularnie. Gdy odkryła bieganie, zakochała się w tej dyscyplinie i wsiąknęła w świat sportu na dobre. Po wyrobieniu bazy kondycyjnej zaczęła startować w zawodach. Zapragnęła jeździć po Polsce i zdobywać medale. 10 kilometrów tu, półmaraton tam. Tak zdobyła „Koronę Polskich Półmaratonów”. Gdy nabawiła się kontuzji na bieganiu, odnalazła triathlon. Polubiła się z wodą i z rowerem i rozszerzyła treningi o dwie kolejne dyscypliny. Jej ostatnim osiągnięciem jest ukończenie wyścigu IRONMAN w Gdyni w kategorii K-50. W perspektywie czeka ją start na MŚ na Hawajach.

O tym, jak przebiegał wyścig, możecie dowiedzieć się z jej bloga – tutaj. W rozmowie z Akademią Triathlonu pani Iwona bardziej niż o przebiegu rywalizacji opowiadała o sferze mentalnej, o swoim podejściu do życia i o tym, co daje jej regularne uprawianie sportu.

ZOBACZ TEŻ: Marta Łagownik: „To, że niczego od siebie nie oczekiwałam, otworzyło mi drzwi, które zamknęłam sobie sama kilka lat temu”

Akademia Triathlonu: Co pani czuła i myślała, gdy po piętnastu godzinach spędzonych na trasie usłyszała pani tradycyjne: „Gratulacje – jesteś Ironmanem!”?

Iwona Latańska: Byłam po prostu szczęśliwa, że tego dokonałam, ale ja przez całą drogę myślałam, o tym, że tego dokonuję, że to się dzieje teraz. Wbiegnięcie na metę było tylko kulminacją, chociaż w zasadzie ważniejsze było to, co się działo po drodze. To mnie nakręcało i prowadziło do samego końca. Przekroczenie linii mety było zwieńczeniem wysiłku i przyniosło mi wiele radości.

AT: Trudno było to osiągnąć?

IL: Byłam bardzo zaskoczona, że to nie było coś ponad moje siły. Przed wyścigiem czułam niepewność. Nie wiadomo było, jak ja to przetrwam i jak zareaguje mój organizm. Okazuje się, że byłam chyba nadzwyczaj dobrze przygotowana [pani Iwona otrzymała profesjonalne wsparcie trenerskie od organizatorów IM Gdynia z racji tego, że wygrała konkurs „Nigdy nie jest za późno” – przyp. red.], albo rzeczywiście trafiłam na dobry dzień pod względem fizycznym i przemiany materii etc. Oprócz skurczy nóg nic mi nie dolegało. Ja się po prostu dobrze czułam. Dziwiło mnie to, że nie czuję się „zużyta” tym wysiłkiem. Po ukończeniu połówki IM i biegów maratońskich, do których przygotowywałam się samodzielnie, czułam się absolutnie wyczerpana. A tutaj wbiegłam na metę. Nic sobie nie zrobiłam, nic mnie nie bolało, a dokonałam takiego wyczynu – bo to dla mnie jest wyczyn. Radość z ukończenia wyścigu potęgowało jeszcze to, że ukończyłam go w tak dobrej kondycji.

AT: Jak wyglądało pani sportowe życie do czterdziestki? Co sprawiło, że w wieku średnim w pani trybie życia doszło do tak diametralnej zmiany?

IL: Życie sportowe do czterdziestki w moim przypadku nie istniało. Od czasu do czasu chodziłam na basen. W miesiącach ciepłych jeździłam na rowerze. Była to taka typowa, okazyjna rekreacja. Zawsze lubiłam ruch, jednak moja aktywność sportowa ograniczała się głównie do chodzenia.

Jeszcze przed czterdziestką człowiek zaczyna dostrzegać, co się dzieje z jego ciałem. Dla mnie to był problem. Nie chciałam utyć. Nie chciałam, żeby niekorzystne zmiany w mojej sylwetce były widoczne. Zaczęłam szukać jakiegoś rozwiązania. Próbowałam na przykład chodzenia na siłownię, próbowałam uprawiać jakiś sport regularnie, ale to nie do końca mi wychodziło. Nie chodziło o słomiany zapał, ale po prostu o to, że to nie było to. Wszystko zmieniło się, gdy spróbowałam biegania. Zaskoczyło. Okazało się, że to jest to, co chcę robić regularnie i cały czas.

Będąc w treningu, gdy zauważa się korzyści zdrowotne i te związane na przykład z poprawą sylwetki etc., to szkoda już odpuścić. Łatwiej też jest trzymać się reguł żywieniowych. Podczas aktywności fizycznej niezwykle istotne jest dla mnie „wietrzenie głowy”, pozbywanie się stresu. Potrzebowałam uwolnić się od tego typowego życiowego stresu. Okazało się, że bieganie doskonale się do tego nadaje i może wpłynąć korzystnie na poprawę komfortu życia.

Jak już fizycznie się człowiek odbudował i gdy okazało się, że jest jakaś baza, doszłam do wniosku, że może warto byłoby gdzieś startować. Jak ja to mówię: zaczęły mnie kręcić medale. Z wczesnego dzieciństwa pamiętam, że medale przysługiwały tylko najlepszym profesjonalnym sportowcom. Nagle po czterdziestce okazało się, że medale można zdobywać za samo bieganie, za sam udział. I tak zaczęłam je kolekcjonować. Rozpoczęłam swój projekt biegowy, który zakładał to, że będę biegać w każdym województwie – zostały mi jeszcze dwa do zaliczenia. Zrobiłam też koronę półmaratonów. I tak poszło…

AT: Co sprawiło, że do biegania, które pani pokochała, dołączyła pani jeszcze pływanie i jazdę na rowerze?

IL: Powiem krótko – triathlon wśród biegaczy bierze się z kontuzji. To jest dosyć powszechne zjawisko. Kontuzjowany biegacz szuka innych aktywności i próbuje. Byłam w takiej sytuacji i wtedy zainteresowałam się pływaniem i rowerem. Myślę, że triathlon od zawsze mnie fascynował. Podobała mi się ta mnogość dyscyplin. Było to trochę coś innego, coś mniej znanego, ale fajnego. Postanowiłam, że nauczę się sama pływać kraulem, bo do tej pory pływałam tylko tzw. rekreacyjną żabką. Uczyłam się z ogólnodostępnych materiałów. Oglądałam filmy instruktażowe w Internecie. Po prostu wyszłam z dużego basenu i poszłam na brodzik. Tam komfortowo mogłam ćwiczyć ruchy kraulowe. Nie patrzyłam na to, że jestem starą babą, po prostu weszłam do brodzika i próbowałam się uczyć.

ZOBACZ TEŻ: Jacek Krawczyk po upadku na IRONMAN 70.3 Gdynia: „Żałuję, że nie mogłem powalczyć do końca tego dnia”

AT: W sporcie i w życiu jest już pani w kategorii K-50. Co pani sobie myśli, gdy widzi rówieśniczki lub osoby trochę starsze, które całymi dniami siedzą w oknach i „monitorują” okolicę?

IL: Muszę powiedzieć, że mam z tym problem. Ostatnio coraz większy. Jest mi ich żal, że sobie to robią. Wiem, że nie każdy będzie uprawiał sport, ale to nie o to chodzi. Istotne jest to, że oni niczego nie próbują. Nie zależy im na tym. Myślę, że oni nie są zdrowi i szczęśliwi z tego powodu, że nie są zdrowi. Wiem, że mogliby to zmienić i wiem, że tego nie zmienią. Myślę też o młodzieży. My ich nie uczymy dobrych wzorców. To jest problem społeczny. Bardzo ubolewam nad tym, że nie propagujemy zdrowego trybu życia. Już nawet nie chodzi o sport. Zdrowego w znaczeniu życia w ruchu z uwzględnieniem właściwego odżywiania. Świata się nie zmieni, ale szkolnictwo i kluby sportowe mają jeszcze dużo do zrobienia.

AT: Proszę wybaczyć śmiałość, ale wygląda pani doskonale: rześko, zdrowo. Jak pani to robi? To zasługa jedynie sportu, czy ogólnie jakiegoś konkretnego trybu życia? Zdradzi nam pani może jakiś sekret?

IL: Ja po prostu lubię świadomie żyć. Świadomość własnego organizmu jest dla mnie kluczowa. Od zawsze tak miałam. Czy to tylko ja tak mam, że potrafię słuchać swojego ciała i jego potrzeb, czy nie, to nie wiem. Obawiam się, że nie wszyscy tak mają, co mnie też martwi, bo wolałabym, żeby każdy mógł polepszyć swój komfort życia. Dodatkowo ja wymykam się trochę spoza ram żywieniowych, bo od lat jestem na żywieniu tłustym. Od dziecka miałam problemy z przemianą materii. Chodziłam do lekarzy, którzy nie potrafili mi pomóc, bo trzymali się jedynie słusznych modeli żywieniowych. W dorosłym życiu wzięłam sprawy w swoje ręce i znalazłam swój sposób żywienia, m.in. jem tłuste i ograniczam spożycie węglowodanów. Dzięki tym zmianom zyskałam zdrowie. Dzisiaj to też już się trochę zmienia i coraz bardziej powszechne stają się modele żywienia inne niż tradycyjne. Kiedyś to było nie do pomyślenia i sama musiałam znaleźć coś dla siebie.

AT: Jak odbierana jest pani w swojej społeczności? Kto najbardziej kibicuje i wspiera, a skąd płyną głosy krytyczne, a może nawet „pukanie się w czoło”?

IL: Szczerze mówiąc, nie wiem. Mam duże grono osób na Facebooku, którzy jednak praktycznie mnie nie znają. Jest sporo znajomych takich bliższych, którzy – ja sobie nawet nie zdawałam z tego sprawy – bardzo mi kibicują i śledzą moje starty. W środowisku biegowym też zawsze wszyscy się wspieramy i kibicujemy sobie, bo łączy nas jakaś wspólna historia, bo uprawiamy ten sam sport.

Jeśli chodzi o głosy krytyczne, zdaję sobie sprawę, że wielu śledzi to, co robię dla samego podglądania, dla spekulowania, czy mi się coś uda czy nie. Ja myślę, że jak się udaje, to im też to coś daje, coś widzą. Nie trzeba tego traktować od razu, że ludzie są zawistni czy zazdrośni. Nie obchodzi mnie to. Jeśli ja mogę coś zrobić i zainspirować kogoś do tego, że zacznie robić dla siebie coś dobrego, to jestem szczęśliwa. Po to założyłam swój profil na Facebooku. Jestem z wykształcenia pedagogiem i to „nauczanie” zawsze gdzieś tam ze mnie wychodzi.

AT: Usłyszała pani kiedyś, że w takim wieku to (niepotrzebne skreślić) wnuki chować lub kotami się zajmować?

IL: Nie wsłuchuję się w takie rzeczy. Podejrzewam, że niektórzy mogą tak myśleć, ale nikt chyba nie miał odwagi mi tego powiedzieć wprost. Jeśli ktoś się po raz pierwszy ze mną spotyka i dowiaduje się, jakie jest moje hobby, to pojawia się zaskoczenie. Dopóki im nie wyjaśnię lub sami nie dowiedzą się, o co chodzi, to rzeczywiście pojawiają się pytania „co ty?”, „jak to? w takim wieku? co ty robisz?”, „boże, ty sobie zdrowie popsujesz, a może nie przeżyjesz”. Zdarzają się nawet takie reakcje przerażenia, co oczywiście wynika zarówno z troski, jak i z niewiedzy. Dla kogoś, kto nie wie, że ja trenowałam, żeby być w stanie ukończyć tak długi dystans, to jest po prostu nie do wyobrażenia.

ZOBACZ TEŻ: Agnieszka Gadomska: „Nie marzę o starcie na Hawajach”

AT: Skąd u pani tyle radości i tyle, co sama pani podkreśla, wiary w ludzi? Skąd te pokłady energii? To wynika z pani usposobienia, czy to pozytywny efekt regularnego uprawiania sportu?

IL: Zawsze byłam życzliwie nastawiona do ludzi, byłam otwarta, optymistyczna, a nawet naiwna. Natomiast uprawianie sportu otworzyło mnie. W ogóle triathlon mnie zmienił. Nawet teraz ostatnio, w znaczeniu w tym wieku sport mnie zmienił. Wydawało mi się to, że co miałam już osiągnąć, to już osiągnęłam, również w rozwoju osobowościowym. Okazuje się jednak, że kompleksy, które od lat się chowało, mimo wieku one ciągle wychodzą i nas blokują, ale można sobie z nimi poradzić, dzięki czemu można się ciągle rozwijać.

Sport mnie rozwinął niesamowicie. Te wszystkie rzeczy związane z poczuciem własnej wartości, odwagą, samooceną. Gdyby nie sport, byłabym na jakimś innym etapie, ale dzięki temu, że jest ten sport, osiągnęłam etap o niebo dalszy. Jestem jak najdalsza od megalomanii. Bez sportu nie zaszłabym tak daleko w rozwoju osobistym. W tym, jak postrzegam świat i ludzi, ale po prostu we własnej pewności siebie, w tym, kim jestem w życiu codziennym, w myśleniu o sobie.

AT: Zawsze chodzi o przesuwanie granic?

IL: Na każdym etapie rozwoju dochodzimy do takiego „stopnia”, który boimy się pokonać Pojawia się strach, zwątpienie i myśli, żeby dalej nie iść, że to nie dla mnie. Dzięki uprawianiu sportu te możliwości są niesamowite. Człowiek sam nie wie, ile jeszcze kolejnych schodków da radę pokonać. Można do końca życia pozostać w tym jednym bezpiecznym miejscu lub próbować iść dalej. Naprawdę można. Jak się okazuje, jeszcze długo można.

AT: Wygląda na to, że będzie kontynuacja tej pięknej przygody. Wygrała pani slot na MŚ na Hawajach i …

IL: Przyjęłam slota, tak więc w zasadzie decyzję już podjęłam. Teraz rozpoczyna się etap realizacji. Nie jestem w takiej sytuacji, że całkiem nie mogę, ale koszt takiego wyjazdu jest bardzo duży. Gdyby tak było, to od razu bym odmówiła. Dzięki zbiórce społecznościowej mam nadzieję zmniejszyć te koszty na tyle, że uda mi się to zrobić.

AT: Nie boi się pani hejtu? W przeszłości podobne zbiórki na uprawianie hobby społeczność odbierała raczej negatywnie…

IL:  Biorę to pod uwagę, z tym że staram się tym nie przejmować. Zawsze podchodzę z luzem i z sympatią do ludzi. Myślę, że ludzie to odwzajemniają. Ci, którzy mnie wspierają, zrobili to z czystej sympatii. To są ludzie w większości mi nieznani. Dzięki aktywności w mediach społecznościowych wiem, że ludzie darzą mnie jakąś sympatią. Wiem też, że ktoś może pomyśleć: no tak, amatorka zrobiła, co chciała, a teraz żąda tych pieniędzy. Nie. Ja nie żądam. Ja wiem, że nawet bez wsparcia społeczności będę próbować. Otrzymałam też wsparcie od kilku osób z miasta, które chcą mnie wspierać i pomóc w szukaniu sponsorów. Jestem tym bardzo podbudowana. Jednocześnie wiem, że ja nie chcę tam jechać za darmo. Wiem, że to wyjazd, za który trzeba zapłacić. Za każde wakacje płacę. Tutaj chcę zmniejszyć koszty i nie przejmuję się tym, że ktoś będzie o tym myślał w ten czy inny sposób. Mam świadomość, że zawsze będą tacy ludzie.

AT: Co by pani powiedziała osobom, które całe życie trzymają się swojego komfortowego „nie da się”, „nie można”, „lepiej nie próbować”?

IL: Wszystko zależy od nastawienia psychicznego. To nie chodzi o sport. Niektórzy ludzie mają takie podejście do wszystkiego. Trzeba ciągle pracować nad głową. Trzeba próbować i nie można niczego zakładać z góry, a szczególnie, że czegoś nie da się zrobić.

ZOBACZ TEŻ: Natalia Zych: „Na pierwszych zawodach międzynarodowych przeżyłam szok”

Powiązane Artykuły

1 KOMENTARZ

  1. Nieźle nam wkręca marketingowo Lewandowska,skoro bez kulek mocy,z glutenem i zaczac ćwiczyć po 30,40 stce i osiągać takie wyniki🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,812ObserwującyObserwuj
21,700SubskrybującySubskrybuj

Polecane