W Lahti został mistrzem świata IRONMAN 70.3 w kategorii wiekowej M25-29. Jego powrót do sportu nie był jednak prosty. Jak przyznaje, jeszcze jakiś czas temu sam nie wierzył w sukces. Jacek Krawczyk o przedstartowym stresie, zmianach w triathlonie i przejściu do PRO.
ZOBACZ TEŻ: Jacek Krawczyk mistrzem świata AG IRONMAN 70.3!
Mistrzostwa świata IRONMAN 70.3 Lahti zakończył ze świetnym czasem 3:50:56, tym samym zostając mistrzem świata w swojej kategorii wiekowej oraz zajmując 2. miejsce OPEN. W rozmowie z Akademią Triathlonu opowiedział o tym, jak wyglądał jego powrót do ścigania oraz zdradził klucz do swojego sukcesu.
Nikodem Klata: Jak czujesz się jako świeżo upieczony mistrz świata?
Jacek Krawczyk: Do mnie to pomału cały czas dociera. Jest wielka radość, jeszcze przemieszana z niedowierzaniem. To były jednak wielkie zawody – ogrom strefy zmian, liczba ludzi, która ze mną startowała – niesamowite. Jeszcze na mecie nie do końca wiedziałem co się działo, ale za metą czekali na mnie znajomi, moja dziewczyna i uświadomili mnie, co się stało.
NK: W Lahti zostałeś mistrzem świata w swojej kategorii, wiekowej, ale zająłeś też doskonale 2. miejsce OPEN – który wynik cieszy bardziej?
JK: Mistrzostwo świata. Nie chcę porównywać się do innych zawodników OPEN, bo były różne warunki, inna sytuacja na trasie, starty w różnych falach itd. Ja skupiam się na tym, że zostałem mistrzem świata i to mnie cieszy.
NK: Na początku lipca wygrałeś 1/2 w Bydgoszczy, ale w Suszu musiałeś zejść z trasy ze względu na problemy żołądkowe i ogólne zmęczenie. Jakie miałeś nastawienie przed Lahti? Pewność siebie z Bydgoszczy przeplatała niepewność po Suszu?
JK: Miałem obawy. Towarzyszył mi przedstartowy stres. Zdawałem sobie sprawę, że jestem w dobrej dyspozycji. Trener ciągle mi uświadamiał, że jest dobrze i perspektywa tego, że muszę zrobić swoją robotę i wtedy osiągnę wynik, powodowała lekki stres. Na miejscu miałem jednak wsparcie trenera i najbliższych, a moja pewność siebie była podbudowywana na bieżąco.
NK: Po Bydgoszczy mówiłeś: „wiedziałem, że ten start będzie taki, że chcę zrealizować założenia”. A jakie były założenia na Lahti?
JK: Po prostu dać z siebie wszystko. I tyle. Perspektywa ścigania się do samego końca. Rywale cały czas byli blisko za mną, więc musiałem dać z siebie maksa aż do samej mety.
NK: W ubiegłym roku w rozmowie z Akademią Triathlonu po zwycięstwie w Suszu mówiłeś: „To nie są spektakularne rzeczy – wystarczy regularność. Wtedy pojawia się efekt”. Czy mistrzostwo świata też nie jest spektakularną rzeczą i jest tylko efektem regularności?
JK: To jednak jest trochę spektakularne (śmiech). Ale faktycznie jest to efektem regularności i codziennej pracy. Czy ja, czy każdy inny kto stanął na tych zawodach, osiągnął jakiś wynik, dzięki temu, że dzień w dzień wstawał i realizował swój plan. A im lepiej się go realizuje, tym lepsze wyniki się osiąga. Na co dzień nie robimy spektakularnych, niesamowitych rzeczy, ale rutyna doprowadza do spełnienia marzeń.
NK: Tak jak sam mówisz, obecnie jesteś w 100% amatorem. Łączenie pracy i innych obowiązków idzie Ci jednak świetnie, co udowodniłeś w Lahti. Co jest kluczem do sukcesu?
JK: To małe kroki. Wymieniłbym trzy. Po pierwsze organizacja czasu na wysokim poziomie. Po drugie kwestie ułożenia planu treningowego. Trener, znając moje możliwości, potrafił go dopasować tak, że z niewielu wolnych godzin wycisnęliśmy dobre rezultaty. Po trzecie kwestia regeneracji. Trzeba wiedzieć, kiedy postawić na odpoczynek.
NK: Do ścigania wróciłeś w 2022 roku, po dwuletniej przerwie. Dość szybko przyszły pierwsze sukcesy, bo już w lipcu wygrałeś połówkę w Suszu. Ale z perspektywy czasu, zaczynając wtedy, po dwóch latach przerwy, spodziewałeś się, że już w 2023 roku zostaniesz mistrzem świata IRONMAN?
JK: Na pewno nie. Jeszcze w marcu tego roku nie wierzyłem w sukces. Moja droga powrotu do sportu jest różna. Bliscy wiedzą, z czym się zmagałem. Do tego dochodziły kryzysy emocjonalne, mentalne i niewiara we własne możliwości, które blokowały mnie przed wyznaczeniem wyższych celów.
Natomiast zapewnienia trenera, który powiedział, że jesteśmy w stanie się przygotować i moje zaufanie do jego planu doprowadziły mnie do wyniku w Lahti. Wiara mojego otoczenia sprawiła, że potrafiłem im zaufać i mogłem dzięki temu sięgnąć po tytuł mistrza świata.
NK: Ze ścigania zrezygnowałeś w grudniu 2019 roku. Wróciłeś do trenowania w grudniu 2021. Czy po tych dwóch latach nieobecności, po powrocie, coś Cię zaskoczyło w triathlonie? Coś się zmieniło?
JK: Wszyscy widzimy zmiany sprzętowe i technologiczne i one są niepodważalne, ale ja widzę pewne zmiany środowiskowe. Mam wrażenie, że czas pandemii i brak zawodów, sprawił, że jako środowisko triathlonowe staliśmy się bardziej przyjaźni. Mam wrażenie, że wcześniej było dużo niezdrowej rywalizacji. Teraz dalej jest rywalizacja, ale w trochę bardziej przyjemnym wydaniu.
NK: W jednym z wywiadów po tegorocznym zwycięstwie w Bydgoszczy, mówiłeś, że przejście do PRO i rywalizacja z najlepszymi: „byłoby bardziej porywaniem się z motyką na słońce”. Po zwycięstwie w Lahti nie kusi Cię, żeby może jednak chwycić za tę motykę?
JK: Mówiąc o motyce, miałem na myśli to, że przy moich obecnych warunkach, czyli godzeniu treningu z pracą na etacie trudno by mi było nawiązać prawdziwą walkę z najlepszymi. Ona się nie wydarzy, jeśli nie zmieniłby swojego życia, jeśli nie podporządkowałbym wszystkiego treningowi. W tej perspektywie uważam, że mówienie o sobie: „przejdę do PRO i będę walczył z najlepszymi” jest nieosiągalne.
Zmiana na PRO może być ciekawa pod względem stawiania sobie celów. To jest rywalizacja z najlepszymi, która napędza i sprawia, że człowiek jest coraz bardziej zmotywowany. Gdyby pojawiła się opcja, w której ktoś byłby mi w stanie zapewnić możliwość treningu jako codziennej pracy, to bym się nad nią zastawił.
NK: Skoro jesteś już mistrzem świata, to jakie są Twoje dalsze, triathlonowe cele?
JK: Moje cele będą się teraz ustalać (śmiech). Lahti było czymś, co różnie mogło wyjść, ale plan został zrealizowany do maksimum. W weekend startuję w Poznaniu na połówce, ale start jest dla mnie typowo dla przyjemności. Cele na przyszły sezon się wyklarują. Na razie nie ma długofalowych planów.