Kolejny tydzień przepracowany, a trochę się działo. Sobota – start w Gdańsku na 10km, po południu rower, takie lekkie kręcenie na rozluźnienie. Niedziela rano – długie wybieganie 33km, a po południu 60km rower i tu nawiązanie do tytułu, pogoda super, ja z moim serdecznym kolegą triathlonistą Maćkiem kręcimy drogą z Pucka. Oczywiście korek, a my wyprzedzamy z prawej i 50km/h zjazd. Pomimo zmęczenia banan na gębach – JAK DZIECI! Poczułem się jak w 1978, kiedy pod choinkę dostałem samochód na baterie. Wiatr we włosach, muchy w zębach i totalny luz, wolność… a społeczeństwo w blaszanych pudełkach siedzi i patrzy na uśmiechniętych wariatów.