Koniec jednego roku jest zawsze początkiem nowego. To dobry moment na zmiany. Aukcja zakończona, zdemontowana sztyca, kierownica, koła. Wszystko opakowane w folię bąbelkową i ułożone w kartonie, po który właśnie przybywa kurier. Nowy właściciel na pewno się ucieszy, bo sprzęt porządny i w dobrej cenie. Dla kupca to będzie tylko rower, dla mnie to była całą masa wspomnień, taka cząstka mnie. To wszystko sprawia, że sprzedając „szosę” mam odczucia jakbym zdradzał najlepszego przyjaciela, a to dopiero początek. Gdy z serwisu wróci czasówka, także pójdzie pod młotek, podobnie jak miernik mocy. Zastało jeszcze trochę innego majątku- kaski, pianki, bidony…
Więc tak właśnie wygląda koniec? Strasznie dziwne uczucie. Ten cały triathlon jest trochę jak narkotyk i naprawdę niełatwo go rzucić. Teraz rozumiem, czemu Marek Jaskółka swoją karierę kończył już kilak razy. Gdzieś pod skórą czuję, że i tak jeszcze go zobaczymy na jakichś zawodach. Można szukać środków pośrednich – bawić się w trenerkę, organizację imprez, obozów, działalność klubową… ale to wszystko substytuty, trochę jak e-papierosy. Esencją triathlonu są zawody. Ciężko jest będąc w środku tego wszystkiego, nagle stać się kibicem, zwłaszcza jak się jeszcze od czasu do czasu wygrywało. Zrozumie to ten, kto bardzo czekał na swój start A, ale np. z powodu kontuzji pozostaje mu tylko obserwowanie.
Cała impreza już wtedy tak nie cieszy, atmosfera zawodów jest zmącona przez jakieś wewnętrzne cierpienie, rozczarowanie, uczucie bezsilności i bezradności. Znam to z praktyki, gdy zatrułem się na dzień przed moim najważniejszym wyścigiem w roku – MP w Górznie. Nie byłem wstanie przystąpić do zawodów. Płakać się chciało. Tak więc umiera kolejny dinozaur. Gatunek na wymarciu… a tylu nas było: Dederko, Ochocińska, Smaruj, Otworowska, Grzegórzek, Szołowski, Florek, Olejniczak, Straszewski, Brumm, Flak, Kuszczak, Włoszczyński, Bilewski, Czyżowicz, Brzozowski, Migała, Bara, Scholtz, Barwikowski, Pierścieniak, Szczepański, Skóra, Leśniewski, Jankowski, Kubiak… to tylko tak na szybko bez namysłu i to z czasów mojego ścigania. Gdybym się dobrze zastanowił to podałbym trzy razy tyle nazwisk, nie wspominając tych, co ścigali się przede mną. Zapewne większość z was może nawet nie kojarzyć połowy wyżej wymienianych osób. Zapewne nie kojarzą ich też nasze niektóre młode „gwiazdeczki” triathlonowe, a byli to zawodnicy którzy na stalowych rumakach, w tenisówkach i innych wynalazkach robili czasy i miejsca w sporcie kwalifikowanym, do których dziś niejeden młody zawodnik z „bardzo dużym poczuciem własnej wartości” nawet się nie zbliży.
Zapytałem kiedyś Marcina Florka:
Ja: Nie korci Cię żeby jeszcze wystartować ?
Marcin: Korci…
Ja: To czemu tak dla zabawy nie wystartujesz ?
Marcin: Boję się…
Ja: Czego ?
Marcin: Że jak zacznę to znowu nie będę umiał przestać.
Marcin, z góry przepraszam, jeśli moja pamięć lub wyobraźnia coś tu ubarwiły, ale jakoś tak mi się to utrwaliło. Sens jednak pozostaje bez zmian- triathlon uzależnia gorzej niż alkohol i nawet jeśli już nie pijesz, to alkoholikiem zostaniesz do końca życia, weźmiesz łyka, a nałóg może powrócić.
A wracając do mnie… czy nie czas zacząć detoxu od triathlonu? Podreperuję zmarnowane zdrowie, odświeżę kontakty, będę jeździł na wakacje, a nie na obozy, poświęcę więcej czasu rodzinie, rozwinę się zawodowo i wreszcie zabiorę się za doktorat, bo kilka lat już to odkładam… zaoszczędzę czas i pieniądze…
BZDURa, jedna wielka BZDURA! Kogo ja okłamuję?! Tu zaoszczędzę, to i tak gdzie indziej wydam. Jakie wakacje? To właśnie triathlon jest często pretekstem do zorganizowania fantastycznego wyjazdu, nierzadko z całą rodziną. Zdrowie? Z 20kg pewnie utyję w rok. Czas dla najbliższych? Nie jest lekko, ale go znajduję, lecz zazwyczaj jest tak, że jak ktoś ma czasu za dużo, to i tak nie umie z niego korzystać i w efekcie ma go mniej.
W całej tej mojej fantazji jest nieco prawdy, faktycznie sprzedaje rowery. Będę szukał nowego sprzętu – zarówno szosy jak i czasówki (a może i górala w pakiecie – bo mi na początku roku ukradli) i tu jestem otwarty na propozycje partnerskie/sponsorskie/barterowe. Czemu zmieniam dobry sprzęt. To temat na kolejny artykuł. To chyba taka nasza ludzka natura, czasem fanaberia – coś zmieniamy, nawet jeśli nie musimy. Znacznie taniej (niekoniecznie łatwiej) i z lepszym przełożeniem na wynik byłoby lepiej odchudzić o kilogram czy dwa własny tyłek, niż kupować lżejszy rower – taka prawda, ale fakty pokazują, że i tak co jakiś czas każdy z nas zmienia rower, tak jak kobieta co jakiś czas szuka nowych butów czy sukienki, albo facet nowego samochodu lub zegarka.
Cała ta sprzedaż nakłoniła mnie zwyczajnie do refleksji, przemyśleń. Kiedyś pewnie przyjdzie taka chwila, gdy powiem dość, czas na przerwę, ale jeszcze nie teraz. Co ja bym w życiu miał innego robić? Już teraz sprzedając rower i wiedząc, że za chwilę kupię nowy i tak były we mnie jakieś dziwne emocje – wymieszane poczucie straty, rozstania, sam nie wiem, jak to nazwać… co by było gdybym wiedział, że kolejnego roweru , obozu w Calpe czy Ironmana przynajmniej przez jakiś dłuższy czas nie będzie? Czasem boli, czasem są chwile zwątpienia, czasem się zwyczajne nie chce, czasami jest faktycznie ciężko, ale najcięższe byłyby chyba rzucenie tego wszystkiego.
Kolejny świetny tekst. Artykuł osoby, która wie o czym i po co pisze. Faktem jest, że na prawdziwej sportowej emeryturze będzie mial Pan co robić- np.pisać o sporcie, życiu trathlonisty.
Pozdrawiam
Filip Bardzo fajny tekst i się na fotę załapałem.
-Bardzo Fajnie jest to ,że po sprzedaży roweru nagle się okazuje , że to był najlepszy sprzęt na którym się ścigało.
Zazdroszczę tym ,którzy mogą się jeszcze ścigać ale wiem jak dużo sami potrzebują motywacji więc te uśmiechy na mecie nie są za darmo.
Myślę ,że wielu z tych zawodników o których wspomniałeś nie są spełnieni sportowo do końca.
Jesteś super inspiracją i oby tak dalej do przodu a młodzież niech ma wzór. Widzimy się za 2 tyg:)
Filip czytając Twój tekst aż boję się zaczynać 🙂 w tym roku planuje debiut, a tutaj porównania do alkoholu syndrom odstawienia, detox itd. Ale chyba właśnie dlatego warto zacząć, kiedyś czytałem, że suma nałogów w naszym organiźmie jest stała przez całe życie, więc rzucając jedno wpadamy w coś innego, w moim przypadku to będzie dobra zmiana
Spadła ostatnia kartka z kalendarza…. i depresja dopada nawet największych twardzieli …..
parafrazując wieszcza … pytać czym jest triathlon/życie/ to pytać czym jest marchewka … marchewka to marchewka i tyle….
łączę się w bólu i pozdrawiam
@Rafal M . Jak to ” na jakichs zawodach ” ??? Spotkamy sie wszyscy w KONA ! :-))) Wam wszystkim i sobie tez tego serdecznie zycze !
Dzisiaj po przebudzeniu pomyslalem ; ” i co osiemnasty rok tego kieratu ? ” Nastepnie zjadlem lekkie sniadanie i 4km rozplywania . Teraz 12km bieg .
Pozdrawiam !!!
Hej Rafał! Oczywiście 🙂 tłumaczymy na PL i wrzucamy na stronę
Brawo, Filip, swietny atrykuł. Ja tez sie czesto zastanawiam dlaczego ciagle mi sie chce – zgadzm sie, triathlon to styl zycia, nalog, pasja. Ja tez cos ostatnio napisalem na ten temat:
http://trisutto.com/why-we-love-ironman/
Niestety tylko po Angielsku ale jak Ojciec Ddyrektor pozwili to przerzucimy na Polski.
Zyczymy Filipowi i wszystkim czytelnikom Akademii powodzenia w 2016 i mamy nadzieje ze spotkamy sie w przyszlym sezonie na jakichs zawodach czy obozie!
Ala i Rafal