Jan Popławski zajął 5. miejsce w mistrzostwach świata IRONMAN w Lahti w swojej kategorii wiekowej. Po latach treningów zastanawia się nad przejściem do PRO. W rozmowie z Akademią Triathlonu opowiada o emocjach, które czuł na linii mety. Mówi również, że to nie wyniki, ale proces dojścia do nich daje mu największą satysfakcję.
ZOBACZ TEŻ: TOP 100: najlepsi mężczyźni AG Lahti
Akademia Triathlonu: Zauważyłem, że czasem przy Twoich postach pojawia się tag „triathlon lifestyle”. Czy po 7 latach trenowania triathlon stał się dla Ciebie stylem życia? Jeśli tak, to co to dla Ciebie znaczy?
Jan Popławski: Często ambitni amatorzy rozpoczynający przygodę w nowej dyscyplinie chcą szybko osiągnąć wysoki poziom i zdobywać miejsca na podium. Na początku trenowania też byłem takim zawodnikiem. Po 7 latach treningu wiem, że droga, którą przeszedłem do osiągnięcia obecnego poziomu, jest dla mnie największą wartością w całym tym trenowaniu. Reprezentowanie „triathlon lifestyle”, czyli wybranie życiowej drogi, w której trening odgrywa kluczową rolę, jest ważniejsze od wyjścia na miasto, na imprezę. Oczywiście ważne jest, aby nie zabierał innych sfer w życiu takich jak rodzina, praca.
Akademia Triathlonu: O jednym z treningów napisałeś niedawno „nie był najlepszy w moim wykonaniu”. Analizujesz, podajesz konkretne liczby. Jesteś zawodnikiem, ale też trenerem i nauczycielem w szkole. Czy to pomaga w treningach triathlonowych? Jesteś dla siebie bardzo surowy w ocenie?
JP: Z roku na rok uczę się być trochę mniej surowym dla samego siebie. Szukam balansu, żeby nie nakładać na siebie zbyt dużej presji, ale tez nie odpuszczać i robić plan według założeń. Miewam chwile, w których dalej mam trochę za duże oczekiwania względem swojej osoby, ale nauczyłem się też nie rozpamiętywać treningów, które nie idą po mojej myśli. Zdarza mi się nawet nie wyjść na trening, a zamiast tego zostać w łóżku zjeść czipsy i obejrzeć serial.
Czy bycie trenerem i nauczycielem pomaga w treningu? Ciężkie pytanie. Bycie trenerem pomaga mi wejść w głębiej w środowisko, poznać ludzi, którzy również czerpią radość z trenowania triathlonu. Bycie nauczycielem zabiera sporo sił, więc ciężko powiedzieć, że to pomaga w trenowaniu. Na pewno praca zawodowa pozwala bardziej utożsamiać mi się z byciem w jakimś stopniu wzorem dla innych, a to z kolei pomaga w trenowaniu.
AT: Na początku lipca zostałeś mistrzem Polski na sprincie. Wygrałeś w Suszu. Jak wspomniałeś, kilka lat wcześniej taki start byłby najważniejszy w sezonie. Dzisiaj chyba jednak takie zwycięstwo ciągle ma swoją magię i pokazuje, że idziesz w dobrym kierunku?
JP: Oczywiście start w Suszu wspominam bardzo dobrze. Szczególnie cieszy mnie ta wygrana, bo poziom triathlonu w Polsce z roku na rok jest coraz wyższy. Można nawet powiedzieć, że w jakiś stopniu ja sam do tego się przyczyniam, a jeśli chodzi o sport amatorski, to również wyznaczam poziom.
AT: Nie da się nie zauważyć, że pod Twoimi wpisami często pojawiają się komentarze Sergiusza Sobczyka, który w sympatyczny sposób Cię wspiera. Niedawno wspólnie trenowaliście. Często rywalizujecie na zawodach w kat. OPEN i mocno się ścigacie. Lubisz taką formę przyjacielskiej rywalizacji? Motywuje Cię do dalszej pracy?
JP: Zdarza nam się trenować razem, tym bardziej że często przygotowujemy się do tych samych startów. Oczywiście nie ma tych wspólnych treningów tak dużo, jakby się chciało, bo, mimo że mieszkamy w jednym mieście, często ciężko jest się zgrać. Co do rywalizacji z Sergiuszem, to uważam, że jest co coś, co bardzo mi pomaga. Pamiętam, gdy zaczynałem przygodę z triathlonem, „Serek” już osiągał bardzo dobre wyniki. Wtedy po cichu sobie myślałem, że chciałbym kiedyś dojść na taki poziom, a teraz razem walczymy!
AT: Masz już na swoim koncie sporo doskonałych wyników. Zastanawiam się, czy po kilku sezonach w triathlonie, masz jakieś zawody, na których chciałbyś koniecznie wystąpić i zająć wysokie miejsce?
JP: Nie mam konkretnego miejsca, w którym chciałbym wystartować lub w których chciałbym zrobić dobry wyniki. Poważnie myślę, o przejściu do kategorii PRO, wtedy każdy start będzie dla mnie jak nagroda. Ściganie się z zawodnikami z międzynarodowej elity to będzie dla mnie największa motywacja.
AT: Mówiłeś, że rozpocząłeś współpracę z psychologiem sportowym. Czemu zdecydowałeś się na taki krok? Jak odczuwasz jej efekty?
JP: Ten pomysł podsunął mi mój tata po zeszłorocznych zawodach w Poznaniu. Nie chcę wracać do samych zawodów oraz do „poziomu” organizatorów. Zasadniczo cała ta sytuacja trochę mnie przerosła, nie potrafiłem wyrzucić z tego z głowy i w efekcie ruszyłem jak wariat od samego początku. Skończyło się to DNF i kontuzją. Zdecydowałem, się podjąć współpracę z psychologiem sportowym, aby nauczyć się nie reagować na rzeczy z zewnątrz, na które nie mam wpływu, a które mogą jedynie mi zaszkodzić.
Muszę przyznać, że efekty są zaskakująco dobre. W tym sezonie słyszałem już kilka uwag od moich bliskich, że widzą zmianę w moich zachowaniu. Ja sam ją czuje. Dzięki temu coraz rzadziej spalam się na etapie biegowym. Bieg „na sucho” jest moją mocną stroną i wcześniej miałem wobec tego etapu w triathlonie zbyt duże oczekiwania, przez co zawsze pojawiały się niespodziewane problemy.
AT: Na zdjęciu Andrzej Gucwy z Lahti widzimy Cię już na mecie, kiedy nie możesz ukryć wzruszenia. Patrząc na Twój komentarz, mam wrażenie, że w tym występie to właśnie ta satysfakcja z ukończenia, szczęście i spełnienie były znacznie ważniejsze niż czas?
JP: Ważniejsze niż miejsce i niż czas. Płynąłem i biegłem bez żadnej elektroniki, więc nie byłem świadomy, jaki czas będzie na mecie. Jedynie na rowerze był Garmin, żeby kontrolować waty. Na mistrzostwach świata nigdy nie wiesz do końca, na jakiej biegniesz pozycji, czy zawodnik, który ma lepszy czas, jest przed tobą, czy za tobą. Dlatego to wzruszenie oznaczało tylko to, że zrobiłem najlepszą 1/2 IM ze wszystkich, w których brałem udział. Później dowiedziałem się, że jestem 4, a chwile później ze 5. Taki urok mistrzostw.
AT: Wystartujesz w Kocierz Extreme Triathlon. Skąd pomysł na ten start?
JP: Chcę wykorzystać formę, która zbudowałem przez ostatnie dwa miesiące. Gdy inni startowali, ja tylko się przyglądałem i trenowałem. Nie chcę też wyjeżdżać za granice, bo zaczyna się rok szkolny i nie będzie na to czasu. W Polsce nie pozostało już wiele startów. Jest właśnie Kocierz, ale też Stryków i Serock i duathlon w Woli Gułowskiej u Pawła Młodzikowskiego. Wszędzie tam się pojawię.
AT: Dziękujemy za rozmowę.