Jan Stępiński urodził się i mieszka w USA. Od 3 lat trenuje triathlon. Wygrał IM Arizona i Santa Rosa.

Jan Stępiński ma 28 lat. Urodził się i wychował w Nowym Jorku. (Jego rodzice wyjechali do Stanów w czasach PRL-u). Ta część Nowego Jorku, w której mieszkał, to jak sam mówi: „Taka mała Polska. Mamy tam Biedronkę, polskie piekarnie i sklepy mięsne”. Świetnie mówi po polsku, czasami żartując, że ma tylko akcent z Brooklynu. Po studiach przeniósł się do Kalifornii, gdzie zaczął studia magisterskie na Stanfordzie. Dziś jest programistą, ekspertem od przetwarzania sygnałów. Triathlon zaczął uprawiać około 3 lat temu, zaskakując wszystkich talentem. W maju 2019 roku wygrał zawody Ironman Santa Rosa z czasem 8:50:21. Pierwszy przekroczył również metę Ironman Arizona. Jego czas to 8:42:38.

Łukasz Grass: Janek, gratuluję wyników. Imponujące są Twoje osiągnięcia zdobyte w triathlonie w tak krótkim czasie.
Dziękuję! Też byłem zaskoczony.

Jaką masz przeszłość sportową?
Pływałem. Zacząłem treningi w wieku 8 lat, ale pod koniec liceum miałem już dosyć. Czasy robiłem coraz gorsze, trudniej było mi się zmotywować do większej liczby jednostek w tygodniu, a kiedy trener zaproponował, że czas już zwiekszyć treningi do dwóch dziennie, powiedziałem dość. Zrezygnowałem w ostatniej klasie liceum. Dopiero kiedy przyjechałem do Kalifornii, znowu zacząłem sporadycznie pływać, raz, dwa razy w tygodniu. Mają tu świetne baseny, cześć odkryta, 50 metrowe.

Odnosiłeś jakieś sukcesy w pływaniu?
Startowałem w zawodach, ale bez jakichś szczególnych osiągnięć. Raz zakwalifikowałem się na Mistrzostwa Stanowe na 100 yardów klasykiem. Czas 1 minuta 3 sekundy. Moim ulubionym dystansem było 200 yardów.

A kraul?
Płynąłem w sztafecie, która również zakwalifikowała się na Mistrzostwa Stanowe. 50 yardów pokonałem wtedy w 22 sekundy. Rok temu, zrobiłem sobie sprawdzian na 500 yardów, to jakieś 457 metrów. Mój czas to 5 minut dwie sekundy.

Kiedy pojawiło się marzenie o starcie w triathlonie?
Zawsze o tym marzyłem. Od dziecka. W październiku każdego roku oglądamy w telewizji Mistrzostwa Świata na Hawajach, jak wiesz są u nas bardzo popularne. I kiedy jako młody chłopak zobaczyłem relację w telewizji, pamiętam, że mój tata powiedział do mnie żartobliwie: „Jasiu, zobacz, jacy wariaci biegną!” A ja powiedziałem do ojca, że kiedyś wystartuję w tym Ironmanie. Długo zwlekałem, ale w końcu w 2017 roku podjąłem decyzję o starcie w triathlonie.

Zaraz do tego wrócimy. Kiedy zacząłeś pracę w Kalifornii, trenowałeś?
Nie. Do niedawna moja aktywność fizyczna ograniczała się do dojazdów rowerem do pracy, jakieś 10km w jedną stronę. Byłem całkowicie skupiony na pracy. Może dlatego, że to był mój początek i wielu rzeczy musiałem się nauczyć. Teraz mam więcej czasu i mogę godzić obowiązki zawodowe z trenowaniem. Postanowiłem zapisać się na połówkę Ironmana do Santa Cruz we wrześniu 2017 roku.

Wystartowałeś tak po prostu? Z marszu? Bez jakiegoś specjalistycznego treningu.
Właśnie tak. Pływałem sam, 2-3 razy w tygodniu. Jeździłem na rowerze do pracy, a kiedy już zbliżała się data wyścigu, zdałem sobie sprawę, że powinienem przejechać nieco więcej niż 10 kilometrów do firmy i z powrotem. Któregoś weekendu wynająłem samochód, pojechałem do Santa Cruz i przejechałem treningowo całą trasę. Oczywiście pierwszy raz w zawodach przebiegłem półmaraton. Ale czas tej połówki nie jest miarodajny, ponieważ ze względu na mgłę, skrócili nam pływanie. 10 minut i było po pierwszej konkurencji. Na rowerze jechałem 2,5 godziny, 21 km przebiegłem w 1 godzinę 30 minut. Nie byłem dobrze przygotowany do tych zawodów. Jechałem na zwykłym rowerze szosowym, do którego doczepiłem najtańsze lemondki, które złamały mi się podczas jazdy. Miałem stare, wytarte buty sportowe, kiepsko dopasowaną tanią piankę, kupioną w internecie, co skończyło się zdarciem skóry na karku. Na koniec, po przekroczeniu mety, zwymiotowałem. A wieczorem tego samego dnia zapisałem się na Ironmana do Santa Rosa, tak mi się to wszystko spodobało. Miałem dużo czasu na przygotowania. Start zaplanowano na maj 2018 roku.

Zmieniłeś coś w swoim podejściu do trenowania?
Nic. Wydawało mi się, że jestem w fantastycznej formie. Stwierdziłem, że od czasu do czasu, jadąc do pracy, nadrobię trochę kilometrów. Skoro na połówkę wystarczyło 2x dziennie po 10km, to uznałem, że do Ironmana dorzucę kilka kilometrów i będzie dobrze. Miałem więcej szczęścia niż rozumu, bo któregoś dnia na basenie wypatrzył mnie trener lokalnego klubu Mastersów. To było w Wigilię. Padał deszcz. Poszedłem zrobić trening w otwartym basenie na Stanfordzie. I kiedy pływałem sam jak palec w taką pogodę, przyglądał mi się trener, który po treningu zaproponował współpracę. Dołączyłem do klubu, gdzie poznałem też swoją przyszłą trenerkę, która była triathlonistką. Trenowała na wysokim poziomie. Nazywa się Gina Kehr i w 2006 roku na Mistrzostwach Świata na Hawajach zajęła 4 miejsce. Przez 13 lat ścigała się jako zawodowa triathlonistka i jest w czołówce kobiet, które najczęściej zajmowały miejsca w pierwszej dziesiątce na Hawajach. Profesjonalną karierę skończyła w 2010 roku.

Jak zaczęła się Wasza współpraca?
Wypytała mnie, jak trenuję, a kiedy usłyszała, co robię, skwitowała krótko: „Nie, Jan… w ten sposób nie wystartujesz w Ironmanie. Nie możesz tak po prostu jeździć sobie rowerem do pracy i raz na tydzień biegać 10 kilometrów.”

Gina dała mi ogólny plan trenowania do Ironmana, nie były to jeszcze spersonalizowane treningi. Wtedy nie myślałem jeszcze o tym, żeby mieć osobistego trenera. W środy miałem dłuższą jazdę na rowerze (2h), we wtorki i czwartki bieg, pływałem 4 razy w tygodniu. Nadrabiałem w weekendy, 3-godzinna jazda rowerem musiała stać się już standardem, jeśli chciałem ukończyć IM.

Wystartowałeś w maju 2018 roku po raz pierwszy w Ironmanie. Jakie wrażenia?
Masakra. Myślałem, że w połowie zawodów będzie już po mnie. Ludzie zaczęli mnie wyprzedzać jeden za drugim, kurcz złapał mnie w maratonie już po dwóch milach, ale walczyłem do końca i na mecie zameldowałem się z czasem 9h 33 minuty. 50 minut zajęło mi pływanie, 4:58 rower, i 3,5h maraton. Zająłem chyba 6 miejsce w swojej kategorii wiekowej. Byłem zadowolony, że skończyłem. Zacząłem współpracować na stałe z Giną, która przygotowała mnie również do zawodów Ironman Santa Rosa w maju 2019 roku. I ku zdziwieniu wszystkich, wygrałem! Miałem czas 8h 50 minut.

40 minut poprawy!
Nie mogłem uwierzyć na mecie, że jestem pierwszy. I to nie w swojej kategorii wiekowej, a overall. Szok. I oczywiście slot na Hawaje.

Jak je wspominasz?
Podobnie jak pierwszego Ironmana – masakra. Większość maratonu przeszedłem. Było piekielnie gorąco, ale przede wszystkim wilgotno. Po powrocie od razu się rozchorowałem.

A później wygrałeś Ironmana w Arizonie.
Musieliśmy z Giną przerwać treningi, bo zmieniła pracę, ale przekazała mnie w dobre ręce do Lizy Rachetto, która trenowała kolarstwo, ale jako amatorka startowała w triathlonie. Wygrała nawet swoją kategorię wiekową na Hawajach, a także wyścig kobiet w Ironman Louisville 2019. Wygrana w Arizonie była kolejnym niespodziewanym sukcesem. Ale trzeba podkreślić, że moje treningi bardzo się zmieniły, dużo trenuję i mam na to czas. Znalazłem się w warunkach, które mi na to pozwalają. Utrzymuję równowagę między pracą a życiem prywatnym, mam dobre trasy na rower, i mam dobrą trenerkę. Pewnie mam również jakieś uwarunkowania genetyczne, bo jednak te pierwsze wyniki są naprawdę niezłe. Trzeba jednak dużo pracować, żeby być lepszym.

fot. Justin Luau

Co się zmieniło w Twoich treningach?
Podejście do treningu rowerowego i biegowego. W poniedziałek mam tzw. rower regeneracyjny, kręcę luźno dwie godziny. W środę 3h z interwałami, w weekendy po 5 godzin + bieganie i pływanie. Mniej pływam (maksymalnie 3 razy w tygodniu, czasami 4). Moja przeszłość pływacka daje mi komfort utrzymania pewnego poziomu. Przekonałem się o tym w dość przykry sposób, bo na treningu uderzył mnie samochód i miałem złamany nadgarstek. Nie pływałem dwa miesiące, po czym wystartowałem w połówce IM i mój czas pływania był niewiele gorszy. Poza tym Liza nauczyła mnie, jak jeść podczas treningόw i wyścigόw. Żołądek też można wytrenować! Zwłaszcza w Ironmanie jest to niezbędne.

Jakie plany na ten rok?
Pierwszy start planuję w maju na Majorce na połówce. A skoro robię taką wyprawę do Europy, 17 godzin lotu, to zapisałem się na Ironman Lanzarote.

Bardzo ciężki wyścig.
Wiem, ale uważam, że moją silną stroną podczas etapu rowerowego jest jechanie pod górę, dlatego wybrałem taki wyścig.

Ile ważysz?
Waga startowa to około 68 kilogramów. Wzrost 179 centymetrów.

A pozostałe plany? Rozumiem, że cel główny to Hawaje?
Tak, mam już kwalifikację, więc jest komfort przygotowania. Start będzie 10 października, a po nim od razu Ironman Arizona (18 października)

Trzymam kciuki i powodzenia na Hawajach!

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,816ObserwującyObserwuj
21,900SubskrybującySubskrybuj

Polecane