W ciągu prawie 2 lat Jan Frodeno wziął udział tylko w jednym wyścigu. Teraz powraca, aby zmierzyć się z czołowymi triathlonistami świata podczas PTO European Open. – Czasem takie cięższe momenty sprawiają, że rozumiesz, że niekiedy wszystko jest w rękach natury – mówi.
Nie tak wyobrażał sobie poprzedni sezon i rozpoczęcie nowego Jan Frodeno. Podczas zeszłorocznego Challenge Roth musiał zejść z trasy. Później miał wypadek rowerowy, a z wielce oczekiwanego powrotu podczas IM Oceanside 70.3 wykluczyła go choroba. Już za kilka dni wystąpi podczas PTO European Open na Ibizie.
ZOBACZ TEŻ: Dzika karta Frodeno. Kogo jeszcze zobaczymy na PTO European Open?
Triathlonista to nie maszyna
Przed wyścigiem PTO przygotowało film dokumentujący powrót Frodeno (drugą bohaterką jest Daniela Ryf). Frodeno opowiada w nim między innymi o tym, że niektórzy spodziewają się, że najlepsi zawodnicy zawsze potrafili będą prezentować wysoki poziom, ale realnie żaden z nich nie jest maszyną.
– To nie jest zdrowe. Dzięki temu możesz czasem wzlecieć do nieba, ale to sprawia też, że lądujesz na samym dnie. Patrzę na te gorsze momenty i to naprawdę załamujące: inwestujesz swój czas w jakiś cel, masz nadzieję, wszystko się układa i nagle w ostatnim momencie wszystko wali się jak domek z kart – mówi.
Niemiec podkreśla, że bólu i negatywnych emocji nie da zmierzyć. W takiej sytuacji, chociaż jego umysł sugeruje, że może dać z siebie wszystko, to pojawiają się bariery fizyczne. Ciało odmawia posłuszeństwa i wszystko kończy się kontuzją.
W rozmowie z TheMagic5 Frodeno dodaje, że ostatnie kilka lat było zdecydowanie pechowe, ale popełnił też błędy. Szczęśliwie jednak miał wsparcie bliskich i przyjaciół.
– Mam to szczęście, że miałem wsparcie rodziny i przyjaciół. Stwierdzam jednak, że mój rozwój zawsze wiązał się z pokonywaniem trudności po drodze. To było sporo trudności, ale też ogromny postępy – wyjaśnia.
Triathlon wcale tak bardzo się nie zmienił
Jedną z najczęstszych opinii jest dzisiaj to, że triathlon jako sport bardzo mocno ewoluował w ostatnich latach. Frodeno mówi, że się z tym nie zgadza, chociaż zaznacza, że pewien postęp jest – również w zakresie technologii.
– Patrząc teraz na mistrzów dystansu olimpijskiego, oni dzisiaj nie są lepsi niż kiedyś. Najlepszy Alistair Brownlee jest dzisiaj jednym z czołowych zawodników, którego każdy chce pokonać. Patrząc na dystans 70.3 lub 100 kilometrów, jeszcze za wcześniej jest na mówienie, że wszystko się zmieniło. Oczywiście teraz widzisz, że na pływaniu z przodu jest paru zawodników, a nie jeden lub dwóch. Tak samo na rowerze, kiedy wszyscy jadą w grupie. Czasy na biegu nie są wiele lepsze pomimo rozwoju butów.
Prawdziwy mistrz to ktoś więcej niż zwycięzca
Dla Frodeno jest to ostatni rok profesjonalnego ścigania. Zawodnik mówi, że widzi minimalnie 10 zawodników, którzy prezentują się doskonale i mogą osiągać świetne wyniki. Każdy z nich może wygrać wyścig danego dnia. Bycie mistrzem to jednak coś więcej niż wygrywanie.
– Myślę, że wyrobiłem w sobie mentalność mistrza. Wiem, co zrobić, aby pojawił się Frodeno, który wygrywa wyścigi. Myślę jednak, że bycie mistrzem to coś znacznie więcej niż triumfy w wyścigach. Będąc mistrzem, reprezentujesz pewne wartości. Mistrz nie ma przycisku „włącz” i „wyłącz”.