Joanna Sołtysiak: „Obcokrajowiec za granicą zwyczajnie musi się czymś wyróżnić”

Joanna Sołtysiak opowiada o błędach, które popełniła podczas Mistrzostw Świata IRONMAN 70.3 w St. George i które mogły wpłynąć na stratę medalu.

ZOBACZ TEŻ: Maciej Skórnicki: „Sam wyścig w Utah był dość słaby”

Triathlonistka, która w swojej karierze startowała również jako PRO, zdradza, że kobieta na budowie musi mierzyć się z wieloma trudnościami, które pogłębia dodatkowo fakt, że pochodzi z innego kraju.

Kamila Stępniak: Na sam początek muszę przyznać, że zrobiłaś mi wielką niespodziankę. Nie mam na myśli fantastycznego rezultatu, bo przeczuwałam, że tanio skóry nie sprzedasz, a tego, że dwa dni przed startem zobaczyłam Twój post z informacją, że startujesz w St. George. Zaledwie dwa miesiące temu wylądowałaś w szpitalu po wypadku na trasie w Kalmar, a tu się okazało, że zobaczymy Cię na trasie Mistrzostw Świata IRONMAN 70.3. Powiedz, jak czułaś się na niełatwej trasie, na której niemiłym dodatkiem były wymagające warunki atmosferyczne?

Joanna Sołtysiak: Czułam się bardzo dobrze. Mogę powiedzieć o sobie, że jestem już doświadczoną zawodniczką z 8-letnim stażem startowym w triathlonie. Przerabiałam już w swojej karierze zarówno trudne warunki atmosferyczne, jak i niełatwe trasy. W 2018 roku ścigałam się w IM 70.3 Weymouth w UK, gdzie poza 5 stopniami od samego rana jeszcze padało i bardzo mocno wiało. W 2021 roku startowałam w IM 70.3 Istria na Słowenii, gdzie trasa kolarska była dużo bardziej wymagająca niż ta w St. George. Uważam, że doświadczenie czegoś gorszego sprawia, że nasz punkt widzenia się zmienia. To wciąż nie była łatwa trasa, ale startowałam ze świadomością, że są gorsze.

KS: Kiedy w ogóle podjęłaś ostateczną decyzję, że czas bookować bilety do Stanów?

JS: Bilety kupiliśmy na 4 tygodnie przed startem. Wtedy wiedziałam, że będę mogła trenować w pełni wszystkie trzy dyscypliny. Byłam więc pewna, że stan zdrowia pozwoli mi na udział w zawodach.

KS: Wyścig ukończyłaś na 6. miejscu wśród wszystkich amatorek. Na wynikach było bardzo ciasno, zwłaszcza pomiędzy Tobą a dwiema szybszymi rywalkami. Dzieliły was sekundy… Tyle właśnie zabrakło Ci do medalu. Mówiłaś, że czułaś i niedosyt, i radość. Po kilku dniach, kiedy emocje już opadły, jakie wnioski wyciągnęłaś ze startu?

JS: Raczej pozytywne. Udowodniłam, że potrafię poradzić sobie w trudnych warunkach, na trudnej trasie, po wypadku, pracując na budowie 45-50 godzin w tygodniu. Przygotowania przed zawodami nie były optymalne, a fizycznie zwyczajnie nie byłam przygotowana na ściganie się w mistrzostwach świata. Mimo wszystko czołówka AG na świecie jest w zasięgu ręki.

KS: Wspominałaś również, że gdyby nie błędy, które popełniłaś… Po starcie zawsze robi się bilans. Gdybyś miała więc wskazać, co tego dnia zrobiłaś źle?

JS: Błąd pierwszy – rękawiczki materiałowe, które strasznie się ślizgały, powodując problemy z sięgnięciem bidonu z ramy. Przy każdym sięgnięciu bidonu liczę stratę około 10 sekund. Musiałam zwolnić i zachować szczególna ostrożność przy piciu i odkładaniu bidonu, żeby nie wypadł.

Błąd drugi – próba założenia rękawków w T2. Strata około 15 sekund. Ostatecznie i tak nie udało mi się ich naciągnąć na ręce i zostawiłam je w worku.

Błąd trzeci – czepek neoprenowy z paskiem pod brodę pożyczony na dzień przed startem. Pasek był tak ciasny, że ciężko było mi go naciągnąć, żeby wziąć oddech. Liczę stratę około 90 sekund.

Błąd czwarty – brak odpowiedniej osoby czy osób, która podawałyby aktualne czasy na trasie i sytuację z trackera.

KS: Warto z każdego startu wyciągać wnioski. Skupmy się więc na pozytywach. Sądzę, że tych na pewno nie zabraknie. Jesteś 6. amatorką na świecie na dystansie 70.3. Było coś, czymś zaskoczyłaś samą siebie na trasie?

JS: Hmmm zaskoczył mnie fakt, że tak bardzo chciało mi się jeść podczas części kolarskiej. zjadłam aż 10 żeli na rowerze i mogłabym zjeść ich jeszcze więcej. A tak bardziej na poważnie… Nie było nic szczególnego, czym zaskoczyłam się na zawodach. Uważam, że mam mocną głowę i psychikę do ścigania. Wiedziałam, że jak już zacznie się wyścig, będę walczyć całą sobą. Nieważne czy będzie śnieg, grad, wiatr, upał, wilgotno czy sucho, wiem, że sobie poradzę.

KS: Przychodzi mi na myśl jedna rzecz… Dwa miesiące wcześniej miałaś wypadek kolarski na zawodach. Nie pojawiła się gdzieś z tyłu głowy pewna obawa i na trasie jechałaś ostrożniej niż zazwyczaj?

JS: Jeszcze 2-3 tygodnie przed zawodami nie byłam w stanie w pełni jeździć w pozycji czasowej przez ból łokcia po wypadku. Na treningach jeździłam dużo ostrożniej i była obawa. Jednak na zawodach zupełnie odcięłam się od tego strachu. Wyrzuciłam obawy z głowy. Na wszystkich zjazdach jechałam w pozycji czasowej. To jest wybór — albo chcę wygrać, albo będę ok z tym, że zajmę miejsce w drugiej dziesiątce.

KS: Ciekawa jestem, jak poradziłaś sobie ze startem w tamtejszych warunkach. Było zimno. Chyba niewielu zawodników lubi niskie temperatury. Na relacji można było zobaczyć, jak np. Lucy Charles-Barclay pojechała w czepku pływackim. Jeszcze inna zawodniczka PRO, chyba Holly Lawrence, ale nie jestem pewna, miała założone gumowe rękawiczki kuchenne. A Ty? Korzystałaś z jakichś mniej standardowych rozwiązań?

JS: Założyłam rękawiczki, ochraniacze na buty kolarskie tzw. noski oraz specjalną folię pod strój startowy.

KS: Uzyskałaś fantastyczny rezultat. Z takim, jak ten, mogłabyś spokojnie ścigać się jako profesjonalistka. Którą przecież byłaś zaledwie kilka sezonów temu! Przypomnij, dlaczego zdecydowałaś się na przejście do amatorstwa?

JS: Profesjonalistką byłam tylko i wyłącznie na papierze. Zawsze trenując triathlon pracowałam na pełnym etacie 40 h/tygodniowo. Lubię wyzwania, nie lubię stać w miejscu, chcę doskonalić swoje umiejętności jako zawodnik. Starty w kategorii PRO po prostu dawały większe możliwości rozwoju. Jednak półtora roku temu zmieniłam pracę. Wymaga ona ode mnie dyspozycyjności 45-50 h/tydzień. Dla mnie to już była za duża różnica czasowa i treningi zeszły zdecydowanie na drugi plan. Stawiam teraz na rozwój w swoim zawodzie. Musiałam wiec znaleźć cele sportowe w AG, które wciąż zagwarantują mi postęp oraz utrzymają motywację.

KS: Nie kusi Cię, by powrócić do ścigania z najszybszymi triathlonistkami?

JS: Kusi… Są duże szanse, że jak spełnię swoje marzenia i cele na 2023 roku, czyli wygram Mistrzostwa Świata w Lahti i złamię 9 godzin na pełnym dystansie, to pomyślę o powrocie do PRO. Startując w PRO, nigdy w życiu nie przegrałam jeszcze z żadną amatorką. W zawodach AG natomiast zawsze zajmowałam pierwsze miejsce. St.George były pierwszymi zawodami, gdzie ktoś z AG ze mną wygrał.

KS: Jeśli się nie mylę, w ubiegłym roku wyszłaś za mąż. Jaką rolę w przygotowaniach i podczas startów odgrywa Dario?

JS: Kluczową. Zajmuje się rowerem i sprzętem rowerowym. Przejmuje całą logistykę wyjazdu, organizując przeloty, hotele, wynajem auta. Zresztą wystarczy, że po prostu jest ze mną na każdym starcie i bierze wolne w swojej pracy, żeby lecieć ze mną na zawody. Jego osoba daje mi spokój i pewność siebie.

KS: Zawodowo jesteś inżynierem pracującym w Danii. Opowiedz naszym czytelnikom, jak wygląda taki jeden przeciętny dzień Twojej pracy.

JS: W Danii pracuję od lipca 2021 roku. Wcześniej przez 9 lat pracowałam w Szwecji.  Teraz zajmuję się budową tunelu między Danią a Niemcami. Dzień zaczynam pierwszym treningiem przed pracą. Potem drugi trening po pracy. Taki chyba klasyk treningowy.

W pracy natomiast dzień zaczynam od przejrzenia maili i załatwienia najważniejszych spraw. Potem mam codzienne spotkania organizacyjne z moim zespołem. Dużą uwagę przywiązuje do planowania i reagowania na zmiany, żeby ciągle udoskonalać i dostosowywać plan na bieżąco. Bardzo ważna jest również koordynacja między różnymi sekcjami (elektrykami, mechanikami, betoniarzami, spawacza itp.). Poza tym codziennie mam przejście po budowie w celu kontroli jakości prac, BHP czy postępu robot.

KS: Czy to prawda, że kobieta ma na budowie trudniej niż mężczyzna?

JS: Zdecydowanie tak. Czasem jest naprawdę ciężko, ale wszystko zależy od ludzi, jakich spotykamy na swojej drodze. Na spotkaniach decyzyjnych na temat budowy spotykamy się w gronie około 20 managerów i jestem jedyną kobietą. Musiałam zbudować w sobie pewność siebie, wzmocnić poczucie własnej wartości, nauczyć się walczyć o swoje i nie pozwolić wpędzić w róg.

KS: Praca na budowie po kilkanaście godzin dziennie i trenowanie wymaga, chociażby dobrej organizacji. Co robisz, kiedy pojawia się myśl, że tym razem lepiej byłoby poleżeć na sofie?

JS: Nie pozwalam sobie na takie myśli. Drugi trening prawie zawsze wykonuję od razu po pracy, zanim jeszcze wrócę do domu. Dzięki temu z rozpędu robię trening ,zanim nawet zobaczę sofę.

KS: Musiałaś jakoś „zapracować sobie” na szacunek kolegów? Podejrzewam, że nauka języka była jednym z pierwszych rzeczy na liście?

JS: Nauka języka szwedzkiego spowodowała otwarcie nowych horyzontów zawodowych. Szacunek budowałam swoim ogromnym zaangażowaniem, dążeniem do ciągłej poprawy i zwyczajnie ciężką pracą. Praca w obcym kraju wymaga po prostu robienia więcej, pokazania się z lepszej strony. Obcokrajowiec za granicą zwyczajnie musi się czymś wyróżnić. Szwed jako obywatel kraju będzie zawsze na uprzywilejowanej pozycji.

KS: Może na koniec zdradzisz, z jakiego szwedzkiego zwrotu/słowa najczęściej korzystasz?

JS: FIKA (kawa), zwrot MYCKET BRA (bardzo doby) oraz BRA JOBBAT (dobra robota). Poza tym lubię też słowo KOMPIS (kumpel). Po prostu fajnie brzmi.

KS: Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,813ObserwującyObserwuj
21,600SubskrybującySubskrybuj

Polecane