Pierwszy obóz tri zaliczony. Myślę, że spełnił oczekiwania wszystkich uczestników… z pewnością moje.
Zaczęło się banalnie – od przeczytania info na stronie AT. Termin super, cena rozsądna, prowadzący trener – autorytet…. Powodów czy przesłanek do wyjazdu cała masa! Od chęci poszerzenie wiedzy w temacie, konfrontacji swoich możliwości na tle innych trenujących po zwyczajne ,,zresetowanie się’ i melancholijny powrót do przeszłości …. czasu obozów, zgrupowań… 🙂
Decyzja mogła być jedna – ahoj przygodo!
Pojechałem z synem. Co ciekawe on był najmłodszym uczestnikiem a ja najstarszym…
Nie chcę zagłębiać się w szczegóły co do miejsca, bazy i samego treningu W końcu blog to szybka forma komunikacji ( tak mi się wydaje) 🙂 a do felietonów trzeba mieć pióro….
Co udało się zrealizować w 7 dni? Pływanie – 6 km, bieganie – 46, rower – 272. Dla zaprawionych w boju z pewnością niewiele dla takich jak ja dużo. Nie o objętość tu jednak chodzi, na upartego w te wolne dni można było pokusić się na długie treningi… chodzi przede wszystkim o jakość! A nad tą czuwał człowiek, który ,,zjadł zęby’ w tej ciężkiej dyscyplinie ( te co zostały prezentują się nieźle ;-)) Wystarczy wymienić nazwisko – Piotr Netter i już.
Nie ekskluzywna baza a atmosfera i ludzie stanowią o atrakcyjności takich obozów. A główny animator Piotr nadaje się do tej roli znakomicie. Fachowców nie brakuje (chociaż w tej dziedzinie pewnie jeszcze deficyt) ale nie każdy potrafi przekazać wiedzę tak…hmm, wiem, że głupio zabrzmi uroczo :-))
Można wertować literaturę jednak ,,żywe’ słowo trafia inaczej!!! Fachowe wskazówki eliminują błędy, które z pewnością większość z nas by utrwalało… Taki obóz sprawia, że idziemy na skróty…
Zupełnie inna sprawa to uczestnicy… Fajna, zafiksowana na punkcie tri banda (sory) 😉 , zdeterminowana na ciężką pracę i czerpiąca z tego przyjemność! Tam pierwszy raz czerpałem radość z grupowego treningu. Dużo triathlonistów określa się jako ,,samotne wilki’ ale w moim odczuciu wynika to głównie z ograniczeń …co by nie mówić człowiek to istota stadna.. 🙂
Jazda w peletonie to olbrzymia frajda… taki peleton sprawia wrażenie jednego organizmu…. w dodatku ten organizm ma poczucie humoru ( prawda Marcin? :-))
Mam nadzieję, że niektórzy z nich napiszą czasami coś na blogu! Będę śledził ich osiągnięcia a szczególnie dobrze zapowiadającego się Pawła Reszke, który pełnił rolę asystenta. Zresztą z roli tej wywiązał się znakomicie….
Liczę na to, że jeszcze kiedyś uda wyjechać się na taki obóz, trafić na takiego trenera i takich ludzi 🙂
Do zobaczenia gdzieś w Suszu, Gdyni, Malborku……
A!!! I żeby nie było – wpis nie jest sponsorowany !!! 🙂