Wiele razy zbierałem się do napisania kilku słów na temat przygotowań do nowego sezonu startowego. Jednak pomyślałem sobie kogo interesują przygotowania kogoś takiego jak ja? To może opiszę je przy okazji relacji z pierwszego startu. Może biegowego? Kolejny półmaraton w Krakowie w marcu będzie dobrym pretekstem. Ale pisać po raz kolejny, że przebiegłem 21 km? Słabe. To może wszystko zbiorę do kupy przy okazji relacji z pierwszego startu w zawodach triatlonowych? O tak, to będzie dobra okazja tym bardziej, że to ½ IM na Majorce, początek maja, kiedy nigdy wcześniej nie startowałem i to od razu na połówce, trudna trasa rowerowa, tak, tak, to dobry powód, żeby coś napisać. Z drugiej strony o czym tu pisać, o swoich zmaganiach czy może opisać same zawody pod kątem organizacji i tras? Wiem! Poczekam na Susz, tam na pewno będzie fajnie pod każdym względem, sportowym mam nadzieję także, wtedy wszystko opiszę… jak trenowałem od jesieni, jak pobiegłem półmaraton, jak było na Majorce i jak było w Suszu… no tak, ale to przecież materiał na co najmniej kilka felietonów, a nie jeden. Dlatego w skrócie (choć kawa może się przydać), także o zdarzeniach mniej oczywistych jakich ostatnio doświadczyłem.
Okres przygotowań do nowego sezonu rozpocząłem dopiero w listopadzie z powodu kontuzji prawej stopy po poprzednim sezonie. Po IM w Kopenhadze niestety nierozważnie pobiegłem parę tygodni później 5 km na zawodach i to dopełniło dzieło zniszczenia. Od połowy września do końca października nie biegałem praktycznie wcale. W takich momentach trudno sobie uświadomić, że to nie jest koniec świata i że zdążymy wyleczyć kontuzję być może dopiero za parę m-cy, ale i tak nie przeszkodzi nam to w przygotowaniach do startów w nowym roku. Praktycznie ból stopy nie pozwalał mi na mocniejsze treningi biegowe do kwietnia tego roku. Krótsze bądź dłuższe ale wszystkie biegi w pierwszym zakresie, spokojnie. Objętości także małe w porównaniu do wielu innych osób. Pierwszym mocniejszym biegiem był test na 5 km tydzień przed półmaratonem, a kolejnym już sam półmaraton. O dziwo, dziwił się także Filip Szołowski niosący na swoich barkach trudy planowania moich treningów, pobiegłem w tempie ok. 5 min/km pobijając swoją skromną życiówkę z ub. roku o kolejne skromne parędziesiąt sekund. Ale jednak! To był pierwszy moment, kiedy uwierzyłem, trener chyba też, że może być dobrze. Nie wskazywały na to dotychczasowe treningi przerywane dodatkowo łapanymi w okresie jesień-zima-wiosna licznymi infekcjami. Plan chwilami rwał się ja stara szmata do podłogi. Po czasie okazało się jednak, że ta szmata jak ją wyprać z lęku to całkiem fajne śpioszki. A wiadomo jak szybkie jest dziecko w śpioszkach. To pokazało mi, że będąc na takim poziomie sportowego rozwoju jakim jestem, bez kilkunastoletniego okresu budowania bazy tlenowej nawet tak spokojne treningi pozwalają na pewien progres.
O ile biegania było mniej niż rok wcześniej a pływania objętościowo tyle samo tylko intensywniej to roweru było i więcej i mocniej od jesieni. W końcu pierwszy start planowany na początku maja to była Majorka z kilkunastokilometrowym podjazdem. Praktycznie do końca marca wszystkie treningi od jesieni to trenażer i dopiero w kwietniu zacząłem treningi na zewnątrz na szosie i w ostatnim tygodniu przed startem na TT. Wiele godzin treningów i wiele godzin wyrzeczeń dla Ani i Mikołaja za im bardzo dziękuję!
Objętość treningu w poszczególnych miesiącach w godzinach (w nawiasie km)
listopad | grudzień | styczeń | luty | marzec | kwiecień | maj | czerwiec | |
swim |
12 (24) |
12 (24) |
12
(24) |
12 (24) |
12 (24) |
12
(24) |
12 (24) |
12
(24) |
bike | 12* | 14* | 20* | 15* | 19* |
33 (865) |
30 (756) |
30 (760) |
run |
6 (36) |
14 (129) |
14 (136) |
14 (133) |
14 (146) |
16 (162) |
15 (149) |
14 (146) |
suma (h) | 30 | 40 | 46 | 41 | 47 | 61 | 57 | 56 |
*trenażer
Na Majorkę na zawody razem z żoną wybraliśmy się w towarzystwie starych i nowych przyjaciół – Julki i Artura, Olka Sachanbińskiego, Olka Łakomskiego i Adama Pastusiaka. Byli oni jak zawsze ważnym elementem udanego pobytu i gwarancją dobrego startu.
Towarzyską wisienką na torcie było poznanie Alicji i Rafała Medaków, z którymi wszyscy razem spędziliśmy wspólny wieczór po zawodach, a na drugi dzień udaliśmy na godzinny trening rowerowy czyli „easy bike” z espresso po drodze. Ale te przyjemne chwile dopiero nas czekały, a przed nami był start, który zawsze powoduje lekki niepokój.
Same zawody zorganizowane są bardzo dobrze. Pływanie poprowadzone w głąb morza i z powrotem, z przejrzystą wodą i bardzo gęsto ustawionymi dużymi bojami kierunkowymi – duże tzn. dwa razy większe niż stawiane na zawodach w Polsce, a gęsto oznacza cztery do sześciu (nie pamiętam dokładnie) bojek na prostej ok. 900 m, a nie jedną. Z nawigacją nie było żadnych problemów. To spowodowało, że popłynąłem zawody życia… Ale wynik z pływania, który przez kilka godzin widniał w oficjalnych wynikach nie jednego w Polsce wprawił w osłupienie… 29 minut z hakiem… Julka stojąca na brzegu krzyczała do mnie, że popłynąłem najszybciej z naszych! „Przecież on tak szybko nigdy nie pływał”, „to nie możliwe” niosło się w Polskich triatlonowych domach w niedzielny ranek. I mieli rację. To jak „to zrobiłem”? Proste, wszedłem do wody z grupą, która starowała 5 minut wcześniej, oczywiście wiedziałem, o której startuję, że moja kat. wiekowa i to, że jest podzielona na dwie podgrupy, ale jak przyszło co do czego, to wszedłem do wody z pierwszymi „moimi czepkami”. Tak oto wprowadziłem nutę zwątpienia w umiejętności innych trenujących ciężko przez cały rok, a w szczególności Ojca Dyrektora, który próbował wyciągnąć od Filipa nasze treningowe tajemnice. Ale i tak czas pływania 34’ i trochę to był dla mnie sukces. I szybszy ode mnie z naszej grupy był tylko Olek Łakomski. Potem to się zmieniło… na moją niekorzyść…
Cholera Panowie nie mozna sie z Wami niezgodzic -Wszystkimi tak asekuracyjnie bo niewiele mòj ciasny umysł był w stanie z tego ogarnąć. Ale trafiła do mnie kwestia zmiennych. Siedzę nad basenem czekając aż odepną z łańcuchów leżaki. Zawsze to robili ok 8.20 a dzisiaj juz prawie 9 a leżaki ciągle zamknięte. No i życiówki dzisiaj nie zrobię. Ponad pół godziny w plecy.
Majka prowadzi z duża przewagą na etapie TdF oglądajcie na żywo bo moze bedzie kolejne epokowe wydarzenie! A potem idę na rower;)))
Boguś, gratulacje i do Gdyni!
A widzisz Grzesiu, więcej wiary w ludzi, mamy wiernych czytelników;))
Ja przeczytałem wszystkie :-). Gratulacje dla Was obydwóch za nowe życiówki. Zreszą ja też w Suszu zrobiłem swoją i jestem teraz ciekaw jak mi pójdzie w Gdyni. A więc do zobaczenia i do nowej życiowki. Oby tylko nie było za gorąco :-).
Przypuszczam, że od pewnego momentu nikt tych naszych postów już nie czyta :-DDD. Zakładam, też że każdy kto zdecydował się na przygodę z triathlonem i zależy mu na poprawie wyników wie, że to ciężki „kawałek chleba”, a progres sam się nie zrobi… Jeśli jednak komukolwiek cokolwiek ta dyskusja dała (w co śmiem wątpić 🙂 to może faktycznie dobrze, że Cie „sprowokowałem” 😛
Jak widzisz dziele sie takimi podstawowymi informacjami właśnie po to, zeby zaczynający przygodę z tri przeciętny amator jak ja wiedział, ze cudów nie ma i ze wszystko kosztuje dużo wysiłku. Właśnie po to, zeby taki amator nie stresował sie brakiem swoich postępów czytając o doskonałych wynikach innych np. Twoich:) Pisał o tym juz wiele razy Artur, ze wiekszosc czytając o wynikach innych nie zwracając uwagi na te zmienne, o których piszemy gotów jest sobie zrobic krzywdę byleby dorównać kolegom. I akurat dyskusja, która wywołałeś dobrze służy zwróceniu no to uwagi. A zeby dojść do jakiś konkluzji to skoro porównałeś mój progres do swojego to musiałem Cię prześwietlić, bo inaczej jakiekolwiek rozważania nie miałyby sensu. I jak ktoś przebrnie przez te nasze „spory” to moze to przemyśli i inaczej spojrzy na swoją przygodę z tri. I mam nadzieje, ze widząc jak sie dyskusja toczy cofniesz swoje wcześniejsze, ze gdybys wiedział…. to byś nic nie pisał;) Bo ja staram sie w każdej dyskusji tak ja poprowadzić, zeby jakiś sens z niej wynikał. Dlatego jeśli następnym razem przyjdzie Ci do głowy inna „prowokacyjna” teza to pisz śmiało, bo po tu jesteśmy zeby dyskutować i spierać sie jak to moze czemuś/komuś służyć. Pozdr:)
Patrząc na objętości treningowe być może kosztowało Cię to nawet więcej wysiłku… ps kiedyś już gdzieś pisałem, że ciekawe byłoby zestawienie gdzieś na stronie AT w tabeli danych takich jak wiek, przeszłość sportowa itp oraz wyników i objętości treningowych poszczególnych osób które gotowe są podzielić się tymi informacjami… Wtedy oczywiście mocno upraszczając (bo zmiennych jest wiele) można byłoby pokusić się o jakieś szersze analizy 🙂
I oczywiście po raz kolejny należy podkreślić kryterium wieku – inaczej organizm może się poprawiać w wieku lat 20-kilku, inaczej 30-kilku a jeszcze inaczej 40-kilku i 50-kilku – inne są możliwości adaptacyjne masy układów w naszym organizmie, które determinują poprawę wyniku. I zakładając dwóch zawodników z identycznym czasem wyjściowym np. 5.30 to o wiele łatwiej będzie się poprawić na 5h temu w wieku 30-kilku lat a o wiele więcej pracy będzie musiał włożyć w ten proces ten 40- i 50-kilka.
Ja też;))) Oczywiście są takie czasy wyjściowe, z których o wiele łatwiej się poprawić nawet średniemu amatorowi o 1h i teraz dając przykład tych 7h trochę próbujesz zamydlić temat;) Czas 7h to jest bardzo słaby czas, nawet Tomek (wiadomo, który takie osiąga praktycznie nie trenując). Ale już czas ok 6h dla kogoś bez jakiejkolwiek podbudowy wydolnościowej wcześniej w pierwszym starcie to taki solidny średni poziom. Czas ok. 5h10′ na początek to bardzo dobry wynik. I znowu zakładając poprawę nie można śrubować wyniku dla amatora do takich z górnej półki bo 4h to poziom pro. Więc znowu zamydlenie;) Ale uważam, że Dla mnie poprawa z 6h w pierwszym roku do 5.32 w drugim czyli 26′ kosztowała mnie równie dużo wysiłku jak Ciebie z 5h10′ na 4h48 czyli o 22′. Taka jest moja koncepcja;)
To już tylko tak dla zasady bo jestem „czupurny” 😀
Czy jeśli ktoś w pierwszym sezonie zrobił 1/2 IM w 7h (a są takie osoby), a ktoś inny w 5h (takie osoby pewnie też są) to uważasz że tyle samo wysiłku będzie kosztowało te osoby zejście o 1h „w dół” czyli odpowiednio na 6h i 4h? Wg mnie nie ma takiej opcji…
Grzesiu wywołałeś ciekawą dyskusję to co się dziwisz, że postów tyle;)))
A to czy Artur się zgadza ze mną czy nie to już musi się wypowiedzieć sam;) Jak mniemam pisząc o tym, że co innego poprawić się z 6.30 a co innego z 5.30 odnosił się do mnie czyli do mojego poziomu. I to jest fakt, że jak zaczynałem z poziomu ok. 6h to łatwiej było mi się poprawić w kolejnym roku do ok. 5.30 a już zdecydowanie trudniej w kolejnym roku z 5.30 na 5.19. Ciebie te liczby nie dotyczą, bo jak się ma mieć poprawa z 6h kiedy Ty w pierwszym starcie zrobiłeś 5.43 ale 2 m-ce później 5.05. Dlatego traktuje Twój poziom wyjściowy na ok. 5h no dobra ruskim targiem 5h10′ w pierwszym sezonie tri. U mnie te 6h też było w Gdyni czyli też w sierpniu, a ja idę o zakład, że jakbyś startował w Suszu w terminie Gdyni w 2014 to wynik byłby równie dobry. Po prostu zdobyłeś obycie w startach i ten ostatni zrobiłeś już na swoim poziomie. Teraz masz rok drugi czyli następuje realna poprawa. U mnie rok drugi to był 2014 i wtedy się poprawiłem o 26′. Teraz już zdecydowanie mniej ale to jest trzeci sezon startów czyli u Ciebie on będzie za rok i wtedy zobaczysz ile się poprawisz od wyniku ok. 4.45. W każdym następnym roku poprawa będzie co raz mniejsza i tego faktu nic nie zmieni. U mnie jak tak estymuje to nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się zbliżyć do 5h;)
Właśnie dlatego jest tendencyjna… Pisałem, że wynik w Gdyni nie jest w pełni reprezentatywny (realnie tam powinno być coś w okolicach 5:10). Dla mnie prawdziwy progres rok do roku pokazał już Susz… Nie wspominając o punkcie wyjścia dla mnie, który wg Ciebie wynosi 5h co już traktuje w kategorii dobrego żartu :-DDD Co do urywania czasu z różnych wyników tu również się z Tobą nie zgadzam 😛 (i jak mniemam nie zgadza się również Artur o czym pisał w jednym z komentarzy :-)) ps ale Ci nabiję postów 🙂
Grzegorz, to Ty chyba nie widziałeś tendencyjnej konkluzji, moja jest ze wszech miar wyważona i realna. Tak naprawdę jestem bardzo ciekawy Twojego wyniku w Gdyni, gdyż to on w mojej opinii (tendencyjnej) pokaże prawdziwy progres rok do roku. A jeszcze tak myślę, że urwanie kilkunastu minut czy to z 5.30 czy 5.05 jest równie trudne, gdyż każda z osób urywa ze swojego bazowego poziomu, który jest różny. Ja być może nigdy nie osiągnę czasu ok. 5h co dla Ciebie jest punktem wyjścia.
Oj, Marcin, Marcin… Bynajmniej celem wpisu nie było „doktoryzowanie” się nad moimi rezultatami… I gdybym wiedział, że to pójdzie w tym kierunku to żadnego komentarza bym nie zamieszczał… Niemniej jednak czuję się zaszczycony, że dokonałeś tak wnikliwej analizy wyników (mimo, że z nieco tendencyjną konkluzją) :-DDD
No widzisz, tak mnie zmusiłeś do analizy Twoich startów, co nie ukrywam zabrało mi trochę cennego czasu;))) Co do realnego/nierealnego progresu to zawsze jest to tak „mniej/więcej” bo wystarczy, że warunki pogodowe się różnią nawet na tej samej trasie i już jest inaczej. Ok. 15-20′ minut progresu w Twoim przypadku w porównaniu do ub roku to dużo czy mało? Na pewno fakt grania na hali nawet dwa razy w tyg regularnie to istotna podbudowa pod treningi tri – ja musiałem tą podbudowę budować nomen omen przez 2 lata i zaczynałem to robić w wieku 42 lat a nie 20-30-paru i w takim przypadku moje 13′ wcale nie wygląda tak blado na tle Twojej skromnej osoby;))) A tak na marginesie to przecież chciałeś być wyróżniony pisząc komentarz pod art. i wiedząc, że dużo osób to przeczyta więc postanowiłem spełnić Twoje oczekiwania;))) Pozdr!
Uuuu… Tak długiego komentarza dotyczącego moich wyników się nie spodziewałem :-DDD. Czuję się wyróżniony 🙂 I jaka wnikliwa analiza, niczym zawodowy audytor :-O. W załączeniu kilka słów komentarza z mojej strony:
1. zaczynając przygodę z tri po kilkunastu latach pracy w korporacji można powiedzieć że wstałem z kanapy, a w zasadzie z krzesła (w tym czasie regularnie grałem tylko w piłkę ale to max 2 razy w tygodniu po ok 30-40 minut czyli jak wcześniej pisałem bez szału). Na rowerze większe objętości robiłem tylko w 1999 roku gdy założyłem się z kolegami że w 3,5h dojadę z Krakowa nomen omen do Bielska (by the way próbę podjąłem na 16 kg góralu, bez spd i 97 km zrobiłem wtedy w 3h 21 min co przez kolejne kilkanaście lat było moim najlepszym rowerowym osiągnięciem :-))
2. czas w debiucie w Serocku (5:43) nie jest wymierny bo trasa biegowa była tam o ok 3 km za długa (w dodatku w części była mocno interwałowa). Gdyby była dobrze wymierzona to pewnie czas byłby poniżej 5:30 (taki zresztą był target na debiut).
3. czas roweru w Gdyni – tu mimo że walczyłem z peletonami mimo wszystko na pewno na tej walce skorzystałem. W dodatku zgodnie z moim rowerowym garminem trasa w Gdyni była krótsza od tej w Suszu o ok 2 km. Może to błąd pomiaru ale tak wyszło… Stad tamten czas dla mnie nie jest reprezentatywny.
Reasumując myślę że realny mój progres w 2014 to skok z okolic 5:28 (skorygowany Serock) do ok 5:10 (skorygowana Gdynia) czyli mniej niż 20 min. Warto zauważyć że Gdynia w 2014 była bliżej środka sezonu, a Susz 2015 dla mnie to wciąż bliżej jego początku…. Z tego punktu widzenia można powiedzieć że progres od skorygowanej Gdyni 2014 (5:10) do Susza 2015 (4:48) to kolejne 20 minut z hakiem (a od Susza 2014 (5:19) to ponad 30 min i to jest dla mnie realny progres rok do roku), przy czym trzeba pamiętać że urwanie 20 min z 5:10 jest jednak sporo trudniejsze niż urwanie tych samych 20 min z okolic 5:30.
Mój cel na ten rok to 4:45 i będę miał jeszcze co najmniej 2 próby (Poznań i Gdynia) żeby ten target osiągnąć, a jeśli się nie uda to będę miał dodatkową motywację na sezon 2016 :-). Ps na koniec dodam że poza pływaniem (gdzie przez kilka miesięcy pracowałem z trenerem), trenuję sam po prostu jeżdżąc i biegając bez żadnych dodatkowych ćwiczeń co pewnie w jakimś stopniu ogranicza efektywność mojego treningu… I na tym kończę bo idę biegać 😀
Miało być „…ja nie z tych obrażalskich…” ale jak się pisze z pada to zawsze coś zje i czasem to zupełnie zmienia przekaz;))
Ufff, wróciłem szczęśliwie do domu ale zmęczony jak diabli:) Grzesiu, nie martw się, humor dopisuje, ja z tych obrażalskich, nie bądź taki „delikatny”, jak sam prowokujesz musisz liczyć się z prowokacyjną ripostą;)))
Wracając do postawionej tezy czy poprawa X przy objętości Y to dużo czy mało jedno na pewno można powiedzieć… problem jest złożony;) Gdyby założyć, że objętość treningu wprost proporcjonalnie determinuje progres wyników to mielibyśmy samych mistrzów świata. Naturalne predyspozycje, nawet niewielka przeszłość sportowa oraz wiek w jakim się zaczęło treningi w wieku dorosłym już na wstępie określają jak ktoś może się poprawiać w pierwszych latach startów. A jak już Artur napisał chociażby różnica wieku między nami z punktu widzenia fizjologii sportu to jest przepaść. I porównując nasze wyniki roweru, gdzie ja w debiucie w 2013 pojechałem w 1/2 chyba 3h05′ a Ty w czerwcu 2014 w debiucie (tak myślę) 2h43′ czyli tyle ile ja w 2015 po 2 latach treningów pokazuje jaka była różnica już na starcie (ja rzeczywiście wstałem z kanapy zaczynając przygodę z tri a Ty na pewno nie), w kolejnym starcie w lipcu w Suszu miałeś 5h19′ ale już w sierpniu w Gdyni 5h05 i rower 2h29′ (ok mógł być draft ale w tym roku ten czas roweru potwierdziłeś w Suszu choć poprawiając zaledwie o minutę z hakiem;) – teraz zagadka – czy w 2014 to był progres od czerwca 5h43′ do sierpnia 5h05′ czy po prostu Twój „stan wyjściowy” w pierwszym roku startów to właśnie te 5h05′ a pierwsze starty były słabsze tylko dlatego, że były pierwsze i robione z rezerwą? To jest bardziej prawdopodobne bo taki „progres” w 2 m-ce jest praktycznie nie możliwy i budziłby uzasadnione podejrzenia;) A jeśli tak to pomijając różnice w trasach (w Gdyni dłuższe strefy więc można przyjąć, że wynik dyscyplin jeszcze lepszy) poprawiłeś się z 5h05′ na 4h48′ licząc rok do roku a odejmując różnicę w strefach (Gdynia 11′ a Susz 5′) to Twoja poprawa to jest ok. 11 minut;) Czyli licząc Susz do Susza więcej ale już Susz do Gdyni trochę mniej. Mój stan wyjściowy w 2013 w Gdyni to było ok 5h59′, w 2014 w Suszu ok 5h32′ a w tym 5h19′ – czy to dużo jak na 2 lata treningów w moim wieku nie wiem ale czuję się z tym wyśmienicie;) Patrząc na Twoje wyniki rok do roku to na pewno zrobiłeś duży postęp w bieganiu, to jest zauważalne. Susz 2015 do Susza i Gdyni 2014 to ogromna poprawa. Teraz ciekawe jaki progres osiągniesz Gdynia do Gdyni 2014/2015 – to pokaże postęp rok do roku. Życzę Ci, żeby był na tyle duży, żeby motywacji do dalszych treningów i startów Ci nie zabrakło;)
W pewnym wieku każde urwanie sekundy to sukces. A Marcin już swoje lata ma chociaż nie można nazwać go dziadkiem… :-). To już ten czas kiedy walczymy o jak najdłuższe utrzymanie status quo i jak najwolniejsze spadanie z wynikami w dół. Co wcale nie oznacza, że nie możemy się zbuntować i choć odrobinę postawić prawą natury…. I przede wszystkim cieszmy się, że w ogóle coś robimy i mamy z tego radochę…. Podoba mi się podejście Marcina.
Grzegorz, bylo widac po usmiechach, ze prowokujesz dyskusje!:)) Sam autor niejednokrotnie wywoluje takowa na lamach AT bedac o wiele bardziej zaczepnym! Dyskusja fajna, zawsze kazda dyskusja pod artykulem mocno go uzupelnia. Co do urwanych minut to wielu z nas (jesli nie kazdy) chce je urwac na zawodach. Po to w nich startujemy kolejne razy! Inna sprawa, ze u kazdego przyjdzie kiedys czas konca progresu. I wtedy przyjdzie czas na pytanie (albo juz wczesniej): po co to robimy?! Czy tylko dla wyniku?!?:))) Mysle, ze takie pytanie nalezy postawic sobie juz wczesniej. Odpowiedz pozwoli unikanac ew. frustracji. A teraz jest sezon i bawmy sie! Zabawa rulez!!!!!
Ech…. Celem mojego komentarza nie było bynajmniej psucie nikomu humoru, a raczej wywołanie dyskusji czy 13 min przy takiej objętości treningowej to dużo czy mało… Skoro fachowcy mówią że to dużo to znaczy że tak jest 🙂
Marcin, szykuje tez swoja ale juz nie na Ciebie w tym sezonie:))) Na wysokosci 1890m latwe to to nie jest:) A Julka … Powiem tyle, ze bede robil zaklady w Gdyni:)
Kurcze, niestety nie przeczytam wszystkiego z uwaga zanim nie wrócę do domu, net tylko w recepcji, do której nie zaglądam, bo nasz apartamencik mamy nad samym oceanem;) Powiem teraz tylko tyle… moja beczka miodu to nie ta, do której tego dziegciu chciałeś Grzesiu dorzucić… moja beczka miodu to Mikołaj przekraczający ze mną metę, Ania i Przyjaciele, z którymi mogłem ten i kazdy inny czas na zawodach spędzić;) Dlatego ja bede sie tym bawił długo…. A Ty dokąd bedzie progres;))) Co do postępów czysto sportowych to nie mam pojęcia czy to dużo czy mało zważywszy jak mogłem trenować ale po Suszu Filip był po raz kolejny w tym roku w szoku i to jest ocena, której sie bede trzymał;))
A wracając do wakacji to bilans 2.5 dnia jest taki rower 2x po 70 km, 2x bieg po 7 i 6 km i 2x pływanie po ok. 2.2 km oczywiście ocean;) o jakości treningów pisał nie bede co by nie zanudzać;) I to jeszcze nie jest połowa tego co mam tu zrobic przez tydz;)) A pomiędzy z Mikołajem w wodzie także chwili wytchnienia;)
A Artur w Szwajcarii szykuje formę swojej Julki zeby mi zloila tyłek w Gdyni także sami rozumiecie lekko nie jest;))
Dzięki Łukasz 🙂
Wygląda na to że pływanie raczej bez pianek :-/ chyba że się mocno ochłodzi pod koniec września…. Ale za to jest fajna trasa rowerowa 🙂
w IM Majorka startował m.im. Filip Przymusiński. Tutaj jego relacja:
http://akademiatriathlonu.pl/publicystyka/aktualnosci/publicystyka/2147-bolalo-jak-diabli-ale-chce-jeszcze-filip-przymusinski
@Jarek, Twój wynik, biorąc pod uwagę przeciwności losu również budzi szacunek! I też jesteś fajny… 🙂 Widocznie ta ,,fala” tak ma… hehe. @Tomuś, trzymam kciuki za Poznań i już nie mogę się doczekać relacji….
Jak się doda trochę dziegciu to zawsze dyskusja na forum się lepiej kręci :-D. A Fuerciańskich lasów 🙂 zazdraszczam…
By the way rozważam start w IM Majorka i mam pytanie: czy ktoś był i czy historycznie można było pływać w piankach? Sprawdzałem temp wody i we wrześniu jest „on the edge”…
Marcin spróbuje dać Ci zmianę w przyszłym tygodniu bo tez się w tamte lasy wybieram, choć znając swoje lenistwo na wakacjach to 2,1 w oceanie to będzie raczej mój tygodniowy wynik.
Wow! Ale sie dyskusja rozwinęła;) Przeczytam z uwaga jutro bo juz mnie Ania z Mikołajem gonią… jesteśmy na wczasach, w tych….;) Pozdr. z Fuerty, dzisiaj było 2.1 km w oceanie… bez pianki;) A od jutra rower rower rower i bieg bieg pływanie… nie odpocznę ja tu o nie:))
brawo, bravissimo, jestem pod wrazeniem, szczere gratulacje!!!!
@Tomek K. ….całe życie mi płacą za odwracanie kota ogonem..jak dobrze placa, chetnie sie dolacze, bo wlasciwie nic innego nie umiem robic -:))))))) a tak to moze i co zarobie -:))))
@Marcin, dziekuję! Twój udział jest bezcenny, że 5:43 w Suszu po 3 miesiacach treningu cieszyło mnie jak 5:19 w Gdyni w zeszłym roku, @Artur,Arek,Andrzej – opoki AT, kazdy inny, kazdy fajny, cieszę się, że mogłem Was spotkać także w realu :))))
No to ja Was „pogodzę” panowie w Poznaniu i na pewno tam zrobię swoją życiówką i to nie dlatego że cytuję za stroną organizatora „Trasa imprezy w Poznaniu należy do najszybszych tras triathlonowych na świecie i z pewnością predestynuje do bardzo znakomitych wyników, a nawet rekordów na tym dystansie”. Mój patent na życiówkę jest prostszy- debiut na tym dystansie.
No chyba że nie skończę (tfuj) ale wtedy też coś się wymyśli . W końcu całe życie mi płacą za odwracanie kota ogonem 😉
Grzegorz, chetnie sie przywitam w Poznaniu:) A fakt, Sierakow byl krotszy:) Tomasz, masz racje, definicja jeszcze zyjesz jest jak najbardziej na miejscu:)
Marcin gratulacje a Professore podziękowania za z pewnością podbudowane naukowo spostrzeżenie co do wieku w którym rozpoczęcie treningów nie pozwala na „fenomenalne” zrywanie życiówek. Chyba rzeczywiście coś w tym jest bo w końcu w tym wskazanym okresie często występuje kryzys wieku średniego. Na szczeście więc dla mnie zacząłem trenować kilka wiosen po 50-ce, więc świat stoi przede mną otworem.
Zresztą wystarczy przecież przedefiniować z lekka życiówkę np. w ten spoób że po zawodach jeszcze żyjesz
Dobre 🙂
ps – to tylko kończąc już „mój” wątek różnica pomiędzy Suszem i Sierakowem to głównie krótsze T1 i T2 i szybszy bieg w Suszu (tam naprawdę mi się dobrze biegło, a trasa biegowa w Sierakowie jest jednak bardziej wymagająca, mimo że była krótsza). Mam nadzieję do zobaczenia w Poznaniu (jak w Suszu przyszedłem się przywitać to namiotu AT to już Was nie było :-))
Grzegorz, Ty potrafisz sie skokowo poprawiac zmiesiaca na miesiac,prawda?! Czasy w polowkach w tym samym roku roznia sie znacznie:) Sierakow 4.57, Susz 4.48. Progres w ciagu moesiaca?! Inny etap treningu, inne zawody, wszystko. Takie porownania prowadza czasami na tzw.manowce:)) A Twoje prawie 40 to 38:) Mlodosc! 7 lat roznicy to przepasc! Nie mowiac juz o 13 miedzy mna a Toba:) Juz nie odnoszac do Ciebie, przeczytalem ostatnio wpis na FB. Gosc dumny z siebie pisze,ze na swiezaka zrobil 1/4 w 2.40 pozyczajac sprzet… Wg mnie na swiezaka to: wstal od biurka,zalozyl pozyczona pianke (umial zdjac szybko:)), zalozyl pierwszy raz buty szosowe i sie po raz pierwszy w pedaly szosowki, pozyczyl buty biegowe i …pyknal jakies tam 2.40! Co bedzie jak zacznie trenowac?! Ławicki nie da rady:))Uwielbiam takie historie. Ogromnke budujace:) Ps. Grzegorz, starzejacy sie organizm wymaga innego treningu. Zawsze powtarzam przyjaciolom w Twoim wieku: ja musze 2xwiecej i mocniej zeby byc od was 2xslabszym:))))
Nie mam niestety dużej bazy do porównań stąd porównuje wyniki do swoich… Nie mam też jakiejś przeszłości sportowej – do momentu rozpoczęcia na poważnie przygody z tri (początek 2014) średnio raz (max 2x) w tygodniu grałem w piłkę na hali (mecz trwa 40 min) czyli bez szału… Jestem młodszy ale dobijam już do 40 czyli najlepsze lata też mam już za sobą (choć łudzę się że to nie do końca prawda) :-). „Kilometraż” na basenie i biegowy mam zbliżony, a objętości rowerowe nawet mniejsze od Marcina, a mimo to w Suszu poprawiłem się z 5:19 (2014) na 4:48 (2015)… Generalnie 13 min to jest dużo ale przy tych objętościach treningowych, lepszej pogodzie i trasie rowerowej niż rok temu mogło by być jeszcze więcej 🙂
Ja uwazam, ze 13 min to bardzo duzo!!! W zeszlym roku Marcin mial podobne, jesli nie wieksze objetosci treningowe. 13 min to bardzo duzo. Co innego urywac czas z 6.30 a co innego z 5.32… Osobiscie uwazam, ze poza pierwszym rokiem treningow i startow, kazda minuta urwana z zyciowki to progres.
Chce tez podkreslic, ze poza nielicznymi wyjatkami z unikalnymi predyspozycjami do uprawiania sportow wytrzymalosciowych (Arek, chociaz tez z racji zawodu tez mial inny styk zes portem niz ja z Marcinem), rozpoczecie treningow w 43-48 roku zycia (Marcin i ja) nie jest okresem do „fenomenalnego” zrywania zyciowek. Glowa moze by chciala ale cialo mowi: hej stary, mamy swoje ograniczenia! Nas, mnie i Marcina, bawi i cieszy kazdy progres. A jak progresu nie bedzie?! To cieszy sam fakt aktywnosci na takim poziomie jak teraz. Na poziomie radosci i zdrowia dla nas samych. I tez na poziomie, ktory pozwala w tyle zostawiac rzesze 30-35 latkow, ktorzy docieraja na mete daleko za nami:)) A aspekt walki, rywalizacji zawsze bedzie. Po to tez sie w to bawimy:))))
Najważniejsze że jest progres :-). Przynajmniej dla mnie to największa motywacja – zastanawiam się „co ze mną będzie” jak progres się skończy…. Ale żeby dodatkowo Cię zmotywować 🙂 dorzucę jednak trochę dziegciu… przynajmniej wg mnie (ofc expertem nie jestem) przy takich objętościach treningowych 13 min urwane w Suszu to chyba nie jest dużo…. :-DDD
I jeszcze dodam…. Profesorre nie ustaje w knowaniach…. 🙂
Idzie progres, idzie! Tylko patrzeć jak dziadkowi skopiesz odwłok! Gratuluje startu! Miło było poznać…..
Atmosfera byla znakomita, i na Majorce, i w Suszu!!! A Ty Marcinie rosniesz w sile, brawo!!! I juz stary profesor nie moze podskoczyc Doktorowi:))) Ale czekaj, czekaj… Przygotuje cos na Ciebie:)))