Tegoroczny sezon mimo, że czwarty w triathlonie po raz pierwszy miał wysoką , może 80% realizację treningu w kierunku triathlonu. Nawet od kwietnia po raz pierwszy w życiu zacząłem 2-3 razy w tygodniu chodzić na basen. Postęp w pływaniu jest powolny, pewnie nie ma już za wiele potencjału. Ale w Gdyni i tak udało się zrobić zyciówke, 5:15. I to przy nowej, trudniejszej trasie roweru i przy dużym wietrze. Także bieg był dobry, poniżej 1:43, ponad 3′ szybciej niż rekordowy 2014rok. Satysfakcja z dobrej dyspozycji nie przełożyła się na wynik – ósme miejsce w AG. Zwycieżył mój imiennik ze świetnym na tej trasie czasem 4:50. Smaczku dodaje fakt, że w kategorii M55-59 kolejne 4 miejsca zajęli obcokrajowcy, Australijczyk, Szwed i dwóch Niemców.
Po Gdyni plan startowy był otwarty. Była myśl o pełnym dystansie w Malborku, ale mój treningowy doradca znalazł argumenty by mnie przekonać na ponowny start na 1/2. W ten sposób ominął mnie podwójny, rodzinny debiut. Zięć walczył sam. Chociaż cześciową wczesną pobudkę zaliczyłem. Prognoza pogody nie była optymistyczna, ale dla mnie i tak była niezła. Po wichurze i temperaturze 10 stopni w zeszłym roku nie mogło być gorzej. Jednak łamanie głowy nad ubiorem było, ponieważ jestem wrażliwy na niską temperaturę. Najpierw był wariant z rękawkami kompresyjnymi pod piankę i cienką koszulką pod strój startowy. Na szczęście spotkałem rano mistrza pływania i nie tylko, Arka, który zauważył, że rękawki mogą obniżać swobodę rąk podczas pływania. Poszły do torby. Przed ubraniem pianki postanowiłem zaryzykować i został tylko cienki strój startowy, a nie zamierzałem tracic czasu w T1. Procedurę przedstartową przy pompowaniu kół zakłócił wystrzał. To zawór wykrecił się razem z plastikowa nakretką. Na szczęście upadł bardzo blisko. Szybka wizyta z kołem w Airbiku i po problemie. Ale niepokój został. Po pływaniu od razu sprawdziłem cisnienie w kole.
Pływanie szło całkiem dobrze, nie było pralki, chociaż sporo trącania z innymi przez cały dystans i rytm się gubił. Tym bardziej, ze trochę pieszczot z wodorostami także było. Wyjście z wody po 40′ to jednak mój rekord i dziarsko pędziłem do roweru. T1 w Malborku zajmuje dużo czasu, więcej niż w Gdyni i troche utrudnia walkę o wynik końcowy. Trasa roweru była mi znana z zeszłego roku i tylko wiatr był tu kluczem. Pierwsze 2 kółka – 60km było dość spokojnie i średnia była bliska 36km/h. Jedynie deszcz powodował chłód i nie byłem pewien decyzji odnośnie ubioru. Jednak na drugim kółku czułem się już dość komfortowo. Na trzecim kółku wiatr był już wyraźny i popsuł średnią mimo że utrzymałem zaangażowanie. Tutaj tez pierwszy raz zobaczyłem Kubę w wersji „live’. Miał już 3 godziny wysiłku więcej na liczniku, ale dzielnie walczył. Czas roweru 2:33 mnie zadawalał, 21’lepiej niż rok temu. Ciekawe, że jechałem na dość wysokiej kadencji. Zazwyczaj trzymam zakres 85-100, tutaj już przy 90 pedały robiły się twarde. Trasa z trzema kółkami ma ten atut, że jest częsty kontakt ze swoja ekipą. Żona i córka miały co robić, aby nadażyć za dwoma zawodnikami na dwóch dystansach. 3,5letni wnuk im nie ustepował i dał radę do samego wieczora. Poza tym niestartująca część grupy treningowej też nie próżnowała.
Plan tempa na bieg to 4’45, tak jak w Gdyni, gdzie musiałem mocno hamować z początkowych 4’30. Tutaj zacząłęm pow. 5′ i trzeba było rozpedzać. Pierwsze 2km według planu, ale potem tempo oscylowało wokół 5′. Praca oddechowa była słaba. Oddech był głeboki, powolny, nieefektywny i głośny jakbym brał lekcje u Szarapowej. Fachowy komentarz widzi tu wpływ wysokiej wilgotności powietrza.Ubiór był dla mnie optymalny na biegu. Skończyło się na 1:45. A pewnie mogło być gorzej. Już wcześniej miałem duże wsparcie, a na biegu było jeszcze lepsze. Przy parkingu królował Arek z ekipą, kawałek dalej moja rodzina powiększona o brata z żoną. Na trasie biegowej ponownie spotkałem Kubę, u którego oznaki życia były wyraźne, więc gest Artura(klepnięcie w …) uznałem za niepotrzebne. Czas biegu 1:45, mimo że gorszy ponad 2′ niż w Gdyni wymagał zaangazowania na całej trasie. W Gdyni pierwsze 10km szło łatwo. 5:07 na mecie i kolejna życiówka. Liczyłem , że 5h poliżę trochę z bliższej odległości. Ale 1m w AG i fakt, że wygrałbym także M50 to jednak spora satysfakcja.
Trwanie zawodów na pełnym dystansie znacznie ubarwiło ten dzień, chociaz deszcz nadal był wyzwaniem. Po kapieli mogłem wcielić się w rolę kibica. Było fajnie. Zięć mimo ograniczeń w czasie treningowym trzymał się dobrze, a Mazi był wręcz przedłużeniem Arka, z którym okupowaliśmy tę samą strefę kibicowania. Trzecie bliskie spotkanie z Kubą nastapiło w strefie mety. Córka pierwsza zauwazyła, ma trochę słabsze oznaki zycia, ale pomoc nie była trudna. Sympatyczne „kierowniczki od makaronu’ dość łatwo dały się przekonać, by wydać porcje bez kuponu i chłopak zaczął wracać do żywych.
To był długi dzień. Dzieki temu było wiele czasu do rozmów i przebywania z kolegami. I kibiców i zawodników kosztował wiele pracy. Ale chyba wszyscy otrzymali satysfakcjonującą zapłatę. To był dobry dzień.
A gdzie ma stawiać? W końcu piaskownica to taka duża kuweta.
no dobra chłopaki! Tomek z NadBlogerem jest trochę inaczej. Nie wywiązał się z pewnych zobowiazań, więc, jak sam przyznał na portalu społecznościowym, chodzi cały czas narąbany no i pewnie ze starchu przede mną te klocki stawia
Piotr. Zazdroszczę Ci tej zażyłości z NadBlogerem. Mnie zdradził kilka szczegółów ze swojego wielowątkowego życia ale o tym że stawia klocki w tak niezwyczajnym miejscu nie powiedział. Choć jak się zastanowić to może wcale nie takie niezwyczajne….Jak dzieciaki to dzieciaki jak słusznie zauważył Jarek.
Piotr, myślałem, że zza cyferek widać w moim wpisie wagę relacji międzyludzkich, mówiąc oficjalnie, a Ty od razu od Panów. Tu same dzieciaki i to z tej samej piaskownicy 😉
Piotruś, czy masz na myśli po drodze w maratonie? Nie, nie, żartowałem! 🙂 Oczywiście każdy próbuje ,,bić’ to co w jego zasięgu… W końcu główna nasza walka skupiona jest nad walką z samym sobą… 🙂 Nadbloger klocki w piaskownicy stawia, powiadasz… Widocznie to bardzo absorbujące zajęcie bo jakoś zamilkł na AT.
A czy chec zejscia ponizej 45 ma dla Panow jakies znaczenie? Czy raczej mam zabrac zabawki i isc do innej pisakownicy? Np. do tej, gdzie NadBloger klocki stawia?
Jarku, do 40 zabrakło mi 8 sek ale to było dwa lata temu. w tym roku jak wiesz z bieganiem było u mnie kiepsko… Może przyszły będzie lepszy a może to tylko mrzonki starucha… i jeszcze jedno, jak miałeś jakieś problemy z nogami to nie wiem czy ten maraton jest ci do czegoś potrzebny… Tomuś, Tobie można zarzucić wszystko i co z tego?! I tak sie wybronisz… :-)))
Arek, Łamanie 40′ brzmi ładnie, ale ja raczej nie widzę u siebie potencjału, tym bardziej, jeżeli badania pod koniec roku pozwolą mi trzymać priorytet na triathlon, trudno byłoby to pogodzić. Wtedy może w Suszu, przy normalnych warunkach 5h pęknie. I może uda mi się dopełnić Twój 😉 kanon mężczyzny, czyli pełen dystans. Ale Ty już masz to za sobą 🙂 40′ chyba też jezeli dobrze pamietam I przede wszystkim musze spotkać się z Tomkiem ;-))) A w tym roku, jeżeli jeszcze złapię trochę świeżości, to może maraton w Poznaniu
Arku. Trzymam zatem kciuki oburącz jak i obunóż 🙂 Tylko nie pisz że groziłem Ci nożem 😉
Tomasz, od razu sprowadzasz na ziemie (albo pod ziemie)… A to tylko zabawa, może i durna… A ja chciałem dać upust swojej radości, w końcu ktoś trafił (mam nadzieję) z diagnozą i jest szansa, że w końcu będę mógł normalnie biegać… 🙂 Stąd ta propozycja…
Arek znałem paru którzy zeszli poniżej 40. Szkoda ich.A na poważnie to ostatnio miałem okazję stać na mecie biegu i obserwować 'furiatów’ którzy swoim finiszem chcieli udowodnić że poprzednie 99% trasy to błąd w obliczeniach. Większość po tym finiszu nadawała się na OIOM. Pytanie, po co ? To trochę odległa historia od Twojego wyzwania ale może nie aż tak bardzo.
Jarek, odnośnie cyferek, to może jakieś wstępne deklaracje na przyszły rok? Jak już padł dystans 10km, to może kto zejdzie poniżej 40? 🙂
@Irek, dziękuję 🙂 chyba z Tobą zaliczyłem najwięcej wspólnych startów w naszej AG 😉 szkoda, że nie było Cię w Gdyni @ Młodziaki, Andrzej,Kuba, musicie walczyć o lepsze życiówki 😉 moja jest w ramach klasyfikacji Dziadek War, a to jest znak prawnie chroniony i są tu fachowcy, którzy się na tym znają @Tomek, mocno pojechałeś po bandzie z tymi cyferkami, muszę je więc uładzić, raz zszedłem poniżej 41′ i nawet złamania 40′ już nie widzę
Jarku; gratulacje, do złamania 5godz. niewiele brakuje, powodzenia w przyszłym sezonie.
Podpisuje sie pod tym co napisal Kuba- ja tez chcialbym taka zyciowke, ale w 2017 bede walczyl :). Gratuluje wynikow i jeszcze bardziej wytrwalosci w wykonywaniu planu.
Oświadczam wszem i wobec, że miałem do czynienia z nijakimi Tomaszem K i nie mogę stwierdzić większych odchyłek od ogólnie przyjętych norm zachowania. Przez ok 50 min szło nawet wytrzymać. Czy wspomniany czas jest jakąś granicą i co mogło nastąpić później trudno przewidzieć… Jeden Arab też wyglądał na normalnego a za chwilę wybuch… 🙂
Jarku. Pierwsza cyfra graniczna była dla interlokutora czy jak go tam zwą czyli Ciebie w tym przypadku. Moja jest ta druga 🙂
Tomek, to Ty szybki jesteś 😉 10km w 30′ wouw!!!! czyli 45′ to roztruchtanie…….
Jarku ano tracę. Nawet moje dzieci, żony nie wspominając, potraciły już nadzieję że mogą dostać tzw. normalną odpowiedź na normalne pytanie. Ale z doświadczenia mogę Ci podpowiedzieć że jak się spotkamy to jakieś 30-45 min. wytrzymasz. Tyle co mniej więcej 10 km. Myślę że np. Arek C. potwierdzi;-)
@Artur, to te trasy treningowe w mojej okolicy 🙂 jakbyś chciał tu potrenować to jestem do dyspozycji 😉 @Tomek, widać piętno (a może dusza) inżyniera zawsze wychodzi ;-), ale po jedynej dobrej polonistce tez jakiś ślad został 😉 a Twoje komentarze mimo, iż lapidarne, to pełne wigoru, ciekawe, czy w wersji live nie tracisz :-)))
Na początku się nie mogłem odnaleźć. Jakieś 80%, 5:15, poniżej 1:43, ponad 3′- kurcze myślę facet nadaje morsem czy co ? Przecież ja tego nie znam. Ale szok szybko odszedł w zapomnienie i nastała rozkosz. Pieszczoty z wodorostami, twarde pedały oraz subtelne wspomnienie jęków Szarapowej wyostrzyły moje sfery poznawcze. Brawo Jarku! Piękna faktografia ( wyniki) i piękna dramaturgia. Myślę że nawet brat będzie zadowolony że powiększył Ci rodzinę!
Brawa Jarku!!! Swietne zawody zrobiles! Jestem pelen podziwu. Rower bomba!
Jarku, znasz moje motto :’Jedyna wolność to zwycięstwo nad samym sobą’. Zawsze znajdzie się ktoś lepszy, młodszych wilków przybywa… 🙂 Taki jest sport. Dopóki będzie sprawiało mi to satysfakcję dopóty będę trenował… nie muszę stawać na podium. Cała filozofia.
gratuluję!!!
@Piotr, dzieki 🙂 daj namiar na Twojego dealera, tfuuu, koordynatora, tez tak chcę @Arek, najpierw trochę słodzenia 😉 Twoja relacja z Mazim w roli głownej naprawdę chwyta za serce w aspekcie przyjaźni, ale już wczesniej wiedziałem , że jestes Swój Chłop. Progres jest, ale 8′ na pływaniu jest nie do odrobienia, a biegaczem jestem w sumie średnim, więc bój się, ale nie mnie 😉 Zagrożenie masz z Gdańska, a nie z Gdyni 😉
Jarek gratuluję, wynik świetny też chciałbym taką życiówkę na 1/2. Jeszcze raz dzięki za pomoc i opiekę, miło było spotkać, mam nadzieję, że dane będzie raz jeszcze 🙂
Jarek, jeszcze jedno. Jaki ze mnie mistrz pływania?! Kubicki Leszek, M 60+, w Malborku zszedł w pływaniu poniżej 31!!! To jest MISTRZ!!!
Jaruś, z niepokojem patrzę na Twój progres! A jak przeczytałem Piotrusia komentarz to już chyba dzisiaj noc zarwana… Miło było…! Jeszcze raz – graty!
No no kolego wyniki, że tylko pozazdrościć!!! Brawo i szczere gratulacje! Na razie jest kolega poza zasięgiem, ale pocieszam się, że wczoraj koordynator z 'Sisu’ mi powiedział. Piotr widzę u ciebie duże rezerwy. W 2017 masz szanse poprawić bieganie o 60%, rower 45%, pływanie 100%. No to Jareczku do zobaczenia na zawodach…..-:))))) I jeszcze raz duże Brawa