Maratończyk zwany Kurką”, czyli moralitet o wiarygodności.”

Jest połowa sierpnia 2011 roku. Zostały mi 2 miesiące do startu „A’ w sezonie – maratonu w Amsterdamie. Obóz treningowy urządziłem sobie na Suwalszczyźnie, w okolicach Żytkiejm. Trenuję głównie na szutrowych drogach w Puszczy Goeringa, zwanej obecnie Romincką. Prawdziwa puszcza a nie lasek, typu kabacki czy bielański.

 

035

 

 

Teren jest lekko pofałdowany. Wystarczająco, żeby mieć czyste sumienie i nie na tyle, żeby sponiewierał.

 

Zaczynam właśnie kolejny podbieg, gdy z naprzeciwka pojawia się rowerzysta. W okolicy drzew dużo, ale ludzi niewielu. Jedzie z górki, wiec szybko.

Na mój widok przyhamował, aż zachrzęściło żwirem.

 

„Dla zdrowia tak, czy biegamy jakieś maratoniki?’ – zapytał.

 

Aha, chce pogadać. Stopując Garmina zacząłem mu się przyglądać. Rower składak marki Romet Wigry. Gdzieniegdzie widać jeszcze oryginalny błękitny lakier. Konstrukcja tu i ówdzie wzmocniona drutem. Bez ostentacji, ale i bez zbędnej oszczędności. Wyraźnie właścicielowi nie zależy na minimalnej wadze pojazdu.

 

Romet Wigry

Zdjęcie dla przedstawicieli młodego pokolenia, którzy nie znają tego kultowego pojazdu

 

 

Sam właściciel niewysoki blondyn o wieku trudnym do określenia. Tak mniej więcej między 20 a 50.

Spodnie długie choć upał, w pasie przewiązane sznurkiem. Sznurek zawiązany skomplikowanym węzłem. Wygląda jak długie zdanie w węzełkowym piśmie Inków. Mocno sfatygowane buty sportowe. Jednym słowem – miejscowy.

 

No cóż, bracie. Chcesz pogadać, to chwilę pogadamy.

 

–        No tak, trochę trenuję (ładne mi trochę, grzeję ponad 100k/tygodniowo na trudnym terenie), przed zawodami.

–        Aha, a gdzie te zawody, gdzieś w okolicy?

 

(tu Cię mam, zaraz zaczniesz przewracać oczami z zachwytu – pomyślałem)

 

–        Nie, jadę w październiku do Amsterdamu na maraton.  Patrzę, czy przysiadł z wrażenia

–        Taaa? Jak też kiedyś biegałem maratony

 

Popatrzyłem na delikwenta. Rozchełstana koszula zawiązana na podwójny supeł (co on chce powiedzieć tymi supłami?). Klatka wypukła, typ żylasty, zero tłuszczu, ale gdzie tu miejscowemu do maratonów.  Zaraz go zweryfikuję i zagnę. Pewno nawet nie wie, jak długi jest maraton.

 

–        Tak? Biegałeś? A gdzie?

–        A byłem w Dreźnie, byłem w Splicie. Kilka razy na wyspie Uznam. Tam też mają maraton. Kilka razy nawet wygrałem. Biegałem w Wilnie, Tallinie i tak dalej. Wszystkich miejsc nie  

          pamiętam.

Widzę, że fantazjuje, ale mnie zaintrygował. Stosuję kolejny filtr weryfikacji:

–        A w Polsce biegałeś?

–        Jasne, nawet wygrałem Maraton Podlaski. Byłem też w Dębnie i w Warszawie. W Warszawie w 2005-tym wygrałem kategorię

 

Co jest, jakieś jaja! No ale facet słyszał o Dębnie, czyli coś kuma w temacie. Ostateczna weryfikacja:

 

–        No, a jaką masz życiówkę? (cwaniaczku! – tego nie powiedziałem, ale pomyślałem)

–        Dokładnie, to nie wiem (aaaaa, tu cię mam – jak można nie znać swojej życiówki!!! Ściema, ściema – od razu wiedziałem!!).

         Chyba coś 2:33, ale ja nigdy szybko nie biegałem, bo trenowałem wiosna/zima na śniegu. Ale za to mam kilkadziesiąt maratonów poniżej 2:40.

 

   Znowu zachrzęściło żwirem. Tym razem, to moja szczęka opadła wprost w koleinę.

 

–        Jak ty się nazywasz?

–        Sławek, ale mnie tu znają jako „Kurka’ bo najlepiej zbieram kurki w okolicy.

–        A nazwisko?

–        Sztejter

 

Chwilę jeszcze porozmawialiśmy. Opowiedział o swoich kontuzjach i o tym, jak tu się świetnie trenuje siłę, w 30-sto centymetrowym śniegu.

 

Napiłem się wody ze strumienia i ostatnie 8 kilometrów z 25-cio kilometrowego treningu przeleciałem w strefie T.

 

014

 

Prysznic, śniadanie, porwałem komputer i pojechałem do czytelni, bo tam miałem dostęp do internetu.

Nazwisko trochę pokręciłem, ale po kilku minutach – MAM! Facet naprawdę istnieje! Facet naprawdę biegał! Facet naprawdę wygrywał!! Szacun!!

 

Kilka lat temu wróciłbym do domu i żył do końca dni moich w przeświadczeniu, że spotkałem lokalnego bajkopisarza. Teraz wszelkie opowieści można zweryfikować, zanim rozmówca dokończy zdanie.

 

Tyle wstępu w formie anegdoty. Teraz będzie na poważnie. O wiarygodności.

 

Wiarygodność wobec innych.


W ostatnich tygodniach starego roku natknąłem się w necie na informacje, że gdzieś faceci startowali z numerami kobiet. Zanim powiesili medale na ścianie, a koleżanki pochwaliły się rezultatami świat już wiedział.

 

Jakiś trener napisał esej o czystości rywalizacji, a w komentarzu ktoś zamieścił filmik, jak zawodnicy jego grupy pchają na podjeździe zawodniczkę, która walczy o pudło. Środowisko już wie.

 

Jest mnóstwo ofert trenerskich: biegnie, pływanie, crossfit, unfit, two-feet. Triathlon, biathlon i yoga. Naprawdę?

 

Sprawdzam kilka notek biograficznych. Kilka osób skończyło AWF, parę startowało z sukcesami na rynku lokalnym. Parę dziewczyn chce doradzać w sprawie diety, a jedyne kompetencje to dwytygodniowy kurs gotowania i szczupła talia.

 

O relacjach trener-zawodnik pisało wielu i wiele pisano. Nie chcę powtarzać argumentów, ale w necie można teraz znaleźć wszystko.

 

Wiarygodność wobec siebie.

 

To według mnie jest ważniejszy obszar. Nowy Rok prowokuje wielu do publicznego deklarowania celów i środków. Niektóre obciążenia treningowe początkujących powodują, że przecieram oczy zmywakiem ze zdumienia. A te plany startowe….. Prawie co tydzień start. Na popularnym portalu biegowym jeden delikwent wymienił sześć (!) startów A.

Tyle zrozumiał, tyle wie.

 

Lepiej planować konserwatywnie i osiągnąć, niż zacząć z wysokiego „C’, a potem tracić czas na wymyślanie wymówek, dlaczego nie wyszło.

 

Bądżcie wiarygodni wobec siebie. Tego Wam życzę w Nowym Roku!

Marek Strześniewski
Marek Strześniewski
Absolwent Uniwersytetów Warszawskiego i Jagiellońskiego oraz University of Illinois w USA. Od końca lat 90-tych prowadzi w Polsce założoną przez siebie firmę doradczą IMPACT Management. Ponad 300 zrealizowanych projektów koncentrowało się na zagadnieniach efektywności indywidualnej i organizacyjnej, optymalizacji kosztowej, dynamizacji sprzedaży oraz wdrażaniu strategii. Od 10 lat trenuje biegi długodystansowe i triathlon, gdzie wykorzystuje techniki zarządzania czasem i wyznaczania celów. Ukończył między innymi maratony w Nowym Jorku, Berlinie i Amsterdamie, oraz zawody triathlonowe na dystansie IRONMAN w Kopenhadze. Felietonista, bloger i ekspert Akademii Triathlonu w dziedzinie zarządzania czasem i efektywności indywidualnej.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,772ObserwującyObserwuj
19,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane