Michał Wojtyło czołowym AG IRONMAN Vitoria-Gasteiz: „Zawody jechałem bez cyferek”

Podczas niedawnych zawodów IRONMAN Vitoria-Gasteiz jednym z uczestników był Michał Wojtyło. Zawodnik wygrał swoją grupę wiekową i mówi, że sukces zawdzięcza pośrednio temu, że „posłuchał własnego organizmu”. Jak zapamiętał wyścig?

ZOBACZ TEŻ: Przemysław Szymanowski zaatakuje rekord świata 2x Ironman. „Zawsze obierałem trudne i ambitne cele”

W weekendowym IRONMAN Vitoria Gasteiz startowali również age-grouperzy z Polski. Jednym z nich był Michał Wojtyło. Zawodnik i trener był najlepszym zawodnikiem kategorii M40-44 i 10. OPEN! Tuż po wyścigu zapytaliśmy go o komentarz dotyczący przebiegu rywalizacji, emocji i ewentualnego powrotu na MŚ w Konie.

Grzegorz Banaś: „Gdy marzenia stają się celem, a cel rzeczywistością” – napisałeś po wyścigu. Tak na gorąco, co czułeś na mecie?

Michał Wojtyło: Na mecie czułem niesamowitą mieszankę emocji – radość, ulgę, dumę, a także pewną dozę niedowierzania. Przekraczając linię mety, zdałem sobie sprawę, że wielomiesięczna praca, poświęcenia i marzenia przekształciły się w rzeczywistość. Był to moment, w którym wszystkie trudy treningów nabrały sensu, a ja poczułem, że naprawdę osiągnąłem coś wyjątkowego. Celem było złamać 9 godzin a marzeniem wygrać kategorie w zawodach Ironman. Tu zaskoczenie było naprawdę miłe, bo o tym fakcie dowiedziałem się dopiero po przekroczeniu linii mety.

GB: Na rowerze wystrzeliłeś do przodu i zanotowałeś 2. czas w swojej kategorii. Na końcu dołożyłeś mocny bieg. Jak z Twojego punktu widzenia wyglądał ten wyścig?

MW: Wyścig był pełen wyzwań. Na rowerze nie pomagała pogoda, bo do wody wchodziliśmy o 8:20 i wychodząc na rower po 9:00, słońce już dobrze dogrzewało. Na tej mocno pofałdowanej trasie kluczem był spokój i jechanie według założeń. Nieważne było, kogo wyprzedzam lub czy na horyzoncie pojawia się kolejna osoba do złapania. W końcu Ironman to nie rower, to bieg. Wiedziałem, że muszę zostawić energie właśnie na ten ostatni element układanki.

Może to będzie dla wielu zaskoczeniem, ale zawody jechałem bez „cyferek”, to pozwoliło mi skoncentrować się na tym, co podpowiada mi organizm. Pierwszy raz na zegarek spojrzałem po 10,5 kilometra biegu, aby zweryfikować, czy plan jest realny do realizacji i jak bardzo muszę wyjść ze strefy komfortu – tu na szczęście okazało się, że wcale nie aż tak bardzo, jak się spodziewałem. Oczywiście nie obyło się bez  kilka trudnych momentów, ale świadomość dobrze rozegranego wyścigu i kibice, których na tej trasie biegowej nie brakowało, dodawali mi skrzydeł.

fot. Michał Wojtyło – archiwum prywatne.

GB: Byłeś zaskoczony, że zdołałeś złamać 9 godzin. Naprawdę się zdziwiłeś, że tego dokonałeś? Marcin Kosowski napisał Ci w komentarzach na Instagramie, że spodziewał się takiego wyniku. Miałeś też naprawdę świetne rezultaty np. w Samorin i Gdańsku…

MW: Jestem osobą, która stawiając sobie cel, robi wszystko, aby go zrealizować. Zaczynając ostatni tydzień przygotowań, wiedziałem, że jest dobrze, ale taka bariera psychologiczna zawsze budzi pewne obawy. Komentarz Marcina bardzo mnie ucieszył i utwierdził w przekonaniu, że nie tylko ja miałem takie poczucie. Wyniki w Samorin i Gdańsku rzeczywiście były świetne, ale zawsze jest ta niepewność, czy uda się to powtórzyć w tak wymagających warunkach. Na cięższej trasie w Vittori i przy dużo gorszej pogodzie do ścigania,  wynik z Gdańska praktycznie  musiałem pomnożyć razy dwa – więc limit błędu był naprawdę znikomy. 

GB: Musimy też podkreślić, że pośród 1.200 zawodników zająłeś w OPEN 10. miejsce. Można chyba powiedzieć – podwójna satysfakcja, wszak pokonałeś przy okazji znacznie młodszych rywali?

MW: Zdecydowanie tak. Zajęcie 10. miejsca w OPEN pośród tak licznej i mocnej konkurencji to ogromna satysfakcja. Pokonanie młodszych rywali pokazuje, że wiek to tylko liczba, a ciężka praca, determinacja i doświadczenie mogą prowadzić do znakomitych wyników. To także inspiracja dla innych, że nigdy nie jest za późno, by osiągać swoje cele i marzenia.

fot. Michał Wojtyło – archiwum prywatne.

GB: W ostatnich latach mogłeś zakreślić na liście jedne z najlepszych i najciekawszych zawodów na świecie. W zeszłym roku byłeś w Nicei na mistrzostwach świata. Parę lat temu poleciałeś z żoną na Hawaje. Teraz kiedy z listy zniknął jeden cel, czy jest jakiś, który naprawdę chcesz zrealizować?

MW: Tak, miałem niesamowitą przyjemność startować w wielu prestiżowych zawodach na całym świecie. Każde z tych doświadczeń było wyjątkowe i niezapomniane. Teraz kiedy jeden z moich głównych celów został osiągnięty, myślę o kilku innych marzeniach.

Z pewnością chciałbym jeszcze raz spróbować swoich sił w mistrzostwach świata na Hawajach, a także odkryć nowe wyzwania w mniej znanych, ale równie wymagających zawodach. Od początku przygody z tym sportem traktujemy z Olimpią (żoną – przyp. red.) zawody jako okazje do zwiedzenia kawałka świata… a ten jest duży, więc wyzwań na pewno nie zabraknie.

fot. Michał Wojtyło – archiwum prywatne.

GB: Nawiązując do tego pytania – jakie plany na pozostałą część sezonu? Zdecydowałeś się wziąć slota na Konę?

MW: Reszta sezony to już kultowe starty, do których lubię wracać co rok: GREATMAN, Karkonosh, Garmin Triathlon Rawa Mazowiecka, a jeśli jeszcze na koniec zostanie trochę energii i czasu to jakaś wyjazdowa lokalizacja, w której nas jeszcze nie było. Teraz czas skupić się na dobrej, ale krótkiej regeneracji.

Kona? Jadąc na zawody, wiedziałem, że nie będę brał slota. Są inni, którzy bardzo chcą tę imprezę zaliczyć i mam nadzieje, że osoba, która dostała moje miejsce była tak samo szczęśliwa, jak ja przekraczając linię mety. Na wyspę jeszcze kiedyś wrócę. Może już  za 2 lata. 

GB: Dziękujemy za rozmowę.

Grzegorz Banaś
Grzegorz Banaś
Redaktor. Lubi Lionela Sandersa i nowinki technologiczne. Opisuje ciekawe triathlonowe historie, bo uważa, że triathlon jest wyjątkowo inspirującym sportem, który można uprawiać w każdym wieku. Fan dobrej kawy i książek Jamesa S.A. Corey'a.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,784ObserwującyObserwuj
20,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane