Miszcz błenduf”…”

     Gdzie ja to skończyłem, aha już wiem. Ostatnie dni przed startem w Radkowie były dość męczące, nawet jeszcze w czwartek robiłem trening tempowy, odcinki 1500m. Na zawody też pojechałem nie typowo, z Krakowa wyjechałem w piątek, cały dzień jazda po Śląsku,praca, nocleg w Pabianicach i w sobotę rano prosto do Radkowa. Na miejsce dotarliśmy, jechałem z tatą jako support, koło 11. Po krótkim rekonesansie wypakowałem rower i jazda na trasę, chciałem po sprawdzać kilka rzeczy i oszacować jaki czas potrzebuję na tą część zawodów. Już po 10 minutach wiedziałem, że będzie bez rewelacji, źle mi się jechało, ciężko i ociężale, ale co tam traktowałem to jako kolejną jednostkę. Tętno było podwyższone, nogi bolały, zrzucałem to na karb profilu trasy. Nie całe kółko zrobiłem w prawie godzinę, w myślach zastanawiając się, jak dzień później mam to pokonać 4 razy? To był pierwszy błąd z wielu jakie tu popełniłem, dalej było jeszcze gorzej.

Pływanie odpuściłem, bo zanosiło się na burzę i to była jedyna mądra decyzja, bo za jakieś 40 minut lało jak z cebra. Pojechaliśmy do Wałbrzycha, tam mieliśmy nocleg u rodziny i tu kolejny błąd – odżywianie. Niby czytałem, że dzień wcześniej nie powinno się jeść niektórych gotowanych warzyw, ale co tam to tylko „połówka’, no i dodatkowo nie chciałem robić problemów, kuzynka się napracowała więc nie elegancko jest nie spróbować. Nie dość, że nie odpowiednia „dieta’ to jeszcze zbyt obfita, źle mi się spało, a raczej drzemało.

Wstałem odpowiednio wcześniej żeby przygotować standardowe śniadanko: ryż, masło orzechowe i banany, ale nawet to spartoliłem.  Nie przypilnowałem ryżu i był nie dogotowany, wręcz twardy, zamiast zrobić drugi, zlekceważyłem to i zjadłem jaki był.

     W Radkowie zameldowałem się koło 7, tak żeby mieć czas spokojnie  wszystko przygotować, spotkałem się z Krzyśkiem (aka Dajmond) chwile pogadaliśmy o strategii, przyznam, że chłop robi wrażenie widać, że trenuje i ma warunki do tego sportu.

 

Radkow z_Dajmond

 

    Wszystko mówiło mi, że to nie mój dzień, byłem jakiś nie ogarnięty, nie wiedziałem co gdzie mam, co sobie przygotować, ile picia i jedzenia mam naszykować. Dodatkowo hamulec mi się zepsuł, nie odbijał prawidłowo, więc za każdym razem musiałem go poprawiać.  Nie mogłem dobrze włożyć pianki, ale znów to zlekceważyłem, wcisnąłem byle jak, w końcu to tylko 1900 metrów. Z tego samego powodu nie zrobiłem standardowej rozgrzewki, co zemściło się już na pierwszym etapie.

W wodzie dostałem paniki, nie mogłem się opanować, pianka cisnęła jakby była 2 rozmiary za mała żeby się otrząsnąć musiałem przez chwilę płynąć żabą. Dodatkowo zaczęło mi się odbijać, zbierało mnie na wymioty, nie dogotowany ryż dał znać o sobie szybciej niż myślałem.

     Na rower miałem proste założenia, cisnąć ile się da i trzymać tempo z dnia wcześniejszego, tzn. zrobić pełne kółko poniżej 1h. Miało być mocno i było, średnie tętno czwarta strefa, a podjazdy ocierały się o piątą. Tylko co z tego, że cisnąłem pod górę skoro całą przewagę którą wypracowałam traciłem i to z nawiązką na zjazdach. Dodatkowo co opanowałem w wodzie, nie dałem rady na rowerze, zwymiotowałem. Na prawie 4h wysiłku ja zjadłem tylko jeden baton, dwa żele i wypiłem 2 bidony iso + 2 wody. To się musiało zemścić, biorąc pod uwagę temperaturę i profil trasy.

     Kolejnym błędem było wybiegnięcie na trasę biegową. Znając sytuację mogłem zejść z trasy, no ale przecież jestem „żelazny’, przetruchtam te 24km. Głupi ja znów zapomniałem, że to są góry, a nie płaska trasa i kilometry odczuwa się zupełnie inaczej. Nie wziąłem ze sobą żadnej wody, no bo po co jak są trzy punkty odżywcze, a tu 8km nie biegnie się w 35-40min tylko dłużej.

Zaraz za T2 dorwałem kolegę Damiana i razem „przebiegliśmy’ a raczej Gallowayem  przemierzaliśmy piękne okolice Radkowa, nawzajem się motywując. Z każdym kilometrem czułem się coraz gorzej, odliczałem metry do kolejnego punktu z wodą. Słońce coraz bardziej mi doskwierało, czułem iż jestem odwodniony, przeklinałem swoją głupotę i zlekceważenie tego wyzwania. 4km do mety było straszne, w oddali słychać spikera jak wita zawodników na mecie, a Ty nie masz siły aby przyspieszyć żeby skończyć tą nierówną walkę. Przy zalewie pomagali jeszcze kibice swym dopingiem, słyszałem Krzyśka z rodziną i nawet im pomachałem, ale ponoć mi się to tylko wydawało.

Linię mety przeciąłem razem z Damianem, a później padłem jak długi, parę ładnych minut mi zajęło za nim w ogóle stanąłem na nogi.  Moje przypuszczenia się sprawdziły, następnego dnia rano, ważyłem mniej o prawie 6kg, czyli spadek o jakieś 7%., ciekawe ile było od razu po zawodach?

   

Radkow z_meta

 

     Podsumowując – plan wykonany, miał być mocny rower i był, z tymże wykonanie całości beznadziejne, a wręcz nie odpowiedzialne. Przestrzegam wszystkich nie lekceważcie żadnych zawodów, to się może źle skończyć! Piszę to aby inni nauczyli się na moich błędach i nie musieli doświadczać takich stanów. Bądźcie maksymalnie skupieni na tym co robicie, starajcie się dbać o każdy szczegół, powtórzę raz jeszcze nie lekceważcie żadnych zwodów i umiejcie powiedzieć stop, DNF to nie jest koniec świata. Ja jeszcze to nie potrafię, ale po tych zawodach przekonałem się o tym, że jednak czasami warto…

Z tego miejsca przepraszam tatę, że znów musiał mnie oglądać w takim stanie, dwa razy zabrałem go na zawody i akurat na takie gdzie popełniłem mnóstwo błędów.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,815ObserwującyObserwuj
22,100SubskrybującySubskrybuj

Polecane