W Suszu miałem okazję kibicować. I to na maksa. Bluzy, łapa mocy, naklejki z napisem OZD – niemaniemoge pokazało moc. Ale te kilka godzin spędzonych wśród kibiców pokazało mi nie tyle moc kibicowania i wartość, jaką ona niesie dla zawodników, ale raczej trud z tego wynikający. I o tym trudzie teraz będzie.
Kibicowanie to trudna sztuka. O żonach dźwigających przez czas trwania IRONMANA dwójkę dzieci i jeszcze plakat z napisem DAWAJ TATO wspominałem już w jednym z poprzednich felietonów. Teraz czas na tych, co to robią pro publico bono, a bez których polska scena triathlonowa nie byłaby chyba taka sama. Mowa o GARNKU MOCY.
Pierwszy raz usłyszałem dziewuchę walącą w GAR i krzyczącą coś do każdego zawodnika w Borównie podczas startu na ½ IM. Wtedy (prowadząc na części biegowej) aż się zatrzymałem i zażyczyłem sobie fotę, bo przedtem czytałem trochę o tej idei.
Na czym ta idea polega? Otóż niejaka Magdalena (Pani od walenia w Gar) i Pan Przemysław (pan od foto) jeżdżą, gdzie tylko mogą, jeśli budżet im na to pozwoli, i kibicują innym. Czasami Przemysław również startuje, więc Magdalena pełni dwie funkcje. Dźwięk Garnka Mocy jest dość donośny i charakterystyczny. Nie dziwię się, że czasami kibicujący obok mają go serdecznie dosyć (słyszy się czasami o różnych wycieczkach typu: „przestań Pani tak napier… w ten Gar), ale przyznam Wam szczerze, że miejsce w jakim Gar się znajduje, to jednocześnie dla mnie kolejny „punkt odżywczy” – naprawdę, taki punkt MOCY. Przemiłe jest słyszeć czasami niecenzuralne ponaglenie do wysiłku i fajnie jest obejrzeć potem swoją fotkę na profilu Garnka Mocy, za którą nie trzeba bulić ☺ (nie mam nic przeciwko fotkom, za które trzeba bulić).
Inną sprawą są życzenia, jakie triathloniści dostają przed ważnymi startami. Właściwie każdy wyjazd Agnieszki Jerzyk zaczyna się od życzeń od Garnka Mocy na FB z odpowiednim zdjęciem pałki do walenia i osobistą dedykacją na niej. Pewnie w całym Poznaniu wykupili już te pałki. Przed Roth pamiętam filmik, jaki dostałem na youtube, gdzie dźwięk Gara Mocy trwa dokładnie 8minut i 59 sekund. No czy potrzeba było lepszej motywacji?!
Więc podziwiam. W Suszu stałem od rozgrzewki do ok. godz. 15, kibicując przede wszystkim Dziadkom w ramach Iron War, ale i wszystkim innym zawodnikom, którzy przybijali piątkę mocy na trasie biegowej. Nie wyobrażam sobie jednak, jak można np. podczas Ironmana stać tych bite 12-13 godzin i ciągle walić w ten Gar. No to ręka musi być zmasakrowana… za to ich podziwiam – tak samo, jak każdego kibicującego z osobna. Najcudowniejsze, czego można doświadczyć w trakcie kibicowania to chyba to, czego doświadczył ostatni wbiegający na metę w Sierakowie – tłum kibiców cieszących się z wraz z nim, a Jego mina – bezcenna. No i oczywiście dźwięk Gara 😉
Magdalena i Przemysław robią dobrą robotę, która wpisuje się w to, czym dla mnie jest triathlon. Zabawą z lekkim jajem. Bez zadęcia, żyłowania, zazdrości i niezdrowej rywalizacji. Jest fun, jest zabawa. A, że ktoś w tej zabawie pomaga – czapki z głów.
Ogromne dzięki za doping OZD i wszystkie inne ognie zagrzewające na trasie!;)
A ja w tym roku pierwszy raz tak naprawdę kibicowałam tworząc Strefę Kibica nr 2 w EUCO Susz Triathlon 2015 – słynne już pielęgniary. Zgadzam się – to jest niesamowicie wyczerpujące zadanie, ale dające mega dużo pozytywnej energii, uśmiechu na twarzy i poczucie, że zrobiło się coś dobrego. Sama biegam co prawda tylko na 10km i nie mam się co porównywać do Was, Sportowców ze stali, ale wiem jakiego kopa dają kibice. Dzięki za artykuł 🙂
Garnerk Mocy robi bardzo dobra robotę, tak samo jak inni dopingujący. Bez nich ściganie się miało zupełnie inny wymiar. Pozdrawiam i dziękuję wszystkim kibicom !!!
Ja również dziękuję wszystkim kibicom. Już na rowerze wiedziałem, że nie pościgam się tego dnia, nie było mocy. Na wynik, chociaż przyzwoity, nie było szans i to kibice sprawili że postanowiłem dobiec do mety.
Z Garnkiem miałem do czynienia w Poznaniu dwa lata temu i już wtedy pisałem, że to naprawdę pomagało i to ostre zagrzewanie do walki mało cenzuralnymi słowami 🙂 Jakże od razu chciało mi się bardziej. Każdy sport bez kibiców to lipa.
Mkon, będę się powtarzał. Doping byl bezcenny! Ogromne dzięki! Zresztą mialo się wrażenie, że polowa miasta dopinguje a przy tym świetnie się bawi… Niepowtarzalna atmosfera….
Marcinie ! Ogromne dzieki za doping !
Startowalem w Kona i kibicowalem w Kona .
Wole startowac , mniej meczy ! :-))))
Naklejka, miała być na kask, ale w ferworze walki zapomniałem.. Na rowerze, na biegu „ŁAPA” pomagała. To tylko sekundy, ale trzymały przez kolejne kilometry. Kibicowałem na 1/4 w Sierakowie, i naprawdę się zmęczyłem nie mniej niż sam start dzień później. Szacun dla wszystkich ŁAP,GARNKÓW, podlewaczy, krzykaszy … sami nie wiecie jakie to dla nas startujących ważne.
O tak, podpisuje się dwiema łapkami, Garnek mocy jest fantastyczny 😀 Oczywiście ogromne podziękowania dla Ciebie za kibicowanie w Suszu i w ogóle dla wszystkich kibiców, bez ich obecności nawet najlepiej zorganizowane zawody są zwyczajnie smutne. Kibicowanie to też emocje i wysiłek. Będąc po drugiej stronie barykady gdy sam się nie ścigam, tylko obserwuję jak robią to moi podopieczni, na końcu jestem tak samo styrany, jak bym się tez ścigał.