Moja przygoda z rozcięgnem.

Przez ostatnie pół roku tyle się naczytałem o rozcięgnie podeszwowym że  mógłbym z tego złożyć niezłej objętości książkę. Z drugiej strony jednak patrząc, byłaby to bardzo skromna objętość jeśli chodzi o niepowtarzalną treść. W większości każdy piszący, czy to amator czy człowiek z branży medycznej lub sportowej pisze te same rzeczy podstawowe al a Wikipedia, co to jest ( skąd się bierze)  z czym się to  je ( co z tym zrobić )   itd. Niby jednak  o to właśnie chodzi, w końcu jak każda kontuzja, ta także ma swoją przyczynę ( wymienianych jest sporo różnych), swój skutek (             ból przeszkadzający nie tylko trenować ale i normalnie funkcjonować) i swoje metody leczenia (też krąży ich sporo). Specyficzne są natomiast  relacje tych którym przyszło spotkać na swojej drodze rozcięgno a raczej kontuzję tegoż. Otóż w żaden sposób nie da się wywieść co tak naprawdę skuteczne leczy to draństwo, natomiast da się z tego wywieść że jest to doskonała okazja na wypróbowanie wielu metod, wydanie mnóstwa kasy, poznanie wielu lekarzy i fizjoterapeutów oraz odkrycie całego szeregu przedmiotów o których istnieniu człowiek wcześniej nie  miał zielonego pojęcia. Po sześciu miesiącach zajęć praktyczno technicznych oraz pogłębionych studiów teoretycznych w zakresie tego czym można pacyfikować kłopotliwe rozcięgno, postanowiłem dołączyć do grona „wsadzaczy’ treści traktujących o tej  przypadłości do przestrzeni publicznej. Aby nie powielać treści już opublikowanych, po prostu opisze swoje dotychczasowe doświadczenia  starając się też unikać medycznych opisów problemu których dziesiątki można znaleźć za jednym kliknięciem w internetową wyszukiwarkę.

Kontuzja  rozcięgna

Co to jest ?

Mój przypadek narzuca porównanie do spotkanej fascynacji ( ja biegam !!!)  która,  kiedy już wdepnąłem w nią po uszy  i przesłoniła mi pół świata,  dała mi bolesnego kopa tyle że bezpośrednio rażone nie były inne zazwyczaj kojarzące się z kopem części ciała ale stopa. Po czterech miesiącach  biegania od podstaw, zera itd. kiedy z lekkością przebiegłem swój pierwszy dystans przekraczający 20 km, przebiegłem pierwsze 10 km  na zawodach i z pełnym zapałem przygotowywałem się do kolejnych startów  „dostałem  po stopach ’ tak że aż mi  w piety poszło :-). Na szczęście ( być może) jedna z tych pięt jakoś  się obroniła po kilku dniach sama i do dziś pozostała mi zabawa z drugą.

Z czym to się je?

Zacząłem od  składników statystycznie powtarzających się  w doniesieniach ze świata  w 95 %. A więc masowanie stopy piłką, butelką z  lodem, stosowałem jej rozciąganie zaraz po wstaniu z łóżka paskiem albo gumą, wznoszenie się na stopniu na schodach na stopie opartej do połowy ( bez pięty) i wreszcie masaż śródstopia. Jako zwolennik lodów najdłużej zasmakowałem w butelce z lodem – praktykowałem tę  operację dwa lub nawet trzy razy dziennie przez 5 miesięcy. Masowanie piłką tenisową  jako stosującemu ten przedmiot do innego celu ( odbijania rakietą) nie przypadło mi  do gustu szczególnie że za każdym razem po takim zabiegu bolało mnie dwa razy bardziej niż przed. Po kilkunastu dniach zarzuciłem ten proceder aby od czasu do czasu do niego powrócić  przekonując się że moje odczucia i uczucia do niego się nie zmieniają. Podobnie z bujaniem się na schodach z tym że ponieważ po tym zabiegu bolało mnie cztery razy bardziej niż przed,  skończyłem z nim jeszcze szybciej.  Rozciąganie po  przebudzeniu jako ze dawało podobny efekt ulgi jak butelka, praktykowałem mniej więcej tyle samo co butelkę. Długo też masowałem sobie regularnie śródstopie i tu muszę powiedzieć że po jakichś 8 tygodniach przestałem czuć ból w trakcie masowania. Może wymasowałem sobie jakąś martwicę w tym miejscu bo zasadniczy ból ( bez masowania) pozostał,  Wchodzenie głębiej w temat zaowocowało nowymi praktykami. Pierwsza za duża kasę – fala uderzeniowa w serii. Ten zabieg ma tak cudowne właściwości jak walenie młotkiem w palec. Ulga jest jak się nie trafi   w przypadku palca i młotka  a  w przypadku fali jak terapeuta wyłącza urządzenie,  bo po bólu jakiego się doznaje w trakcie zabiegu ból zwykły jest jak łaskotka. Następnie przyszła kolej na zakupy kolejnych składników potrawy podeszwowej. Skarpeta bez palców ale za to z cudownego materiału ściągająco rozciągającego, którą nosiłem dzień i noc. Taśmy Kinesio przyklejane różnymi technikami , poprzedzone obklejaniem  stopy  zwykłym plastrem. Różnica między jednym a drugim oprócz ceny ( plaster jest oczywiście znacznie tańszy) jest taka,  że podczas gdy  plaster odlepia się zaraz po wejściu do wody, taśmy Kinesio odlepiają się w połowie dystansu 1/4 IM powiewając radośnie do końca pływania oraz zanim dotrę do strefy zmian i je odkleję  do końca.

Następnym rewelacyjnym zakupem był foam roller czyli wałek do automasażu. Akurat kiedy go kupiłem przeczytałem książkę  tenisisty Nowaka Djkovica który okazał się być wielbicielem jeżdżenia po wałku. Tak więc z zapałem i nie ukrywam z przyjemnością wałkowałem się od połowy czerwca i wałkuję dalej, choć już nie tak często jak na początku. Rozcięgno oczywiście oparło się wałkowi ale chyba tak jak makaron dobrze rozwałkowany jest sprężysty i jędrny tak i ja się czuję  po wałku więc wałkuję.

Bardzo fajne w  sumie w tym rozcięgnie jest to że  człowiek coraz głębiej wchodząc w temat odkrywa coraz to nowe przedmioty które może sobie kupić. Trochę więc się waham czy podawanie ich wszystkich w jednym miejscu ( ja nie trafiłem nigdzie na taki jednorodny zbiór) nie odbierze przyjemności moim ewentualnym następcom ale z drugiej strony populacja „rozcięgnowców’ w stosunku do populacji potencjalnych czytelników tego wpisu jest bezkresna, a  mój wpis daje być może szanse tym wszystkim którzy od razu chcieliby nabyć kompletny zestaw. Zastrzegam jedynie że niektóre występują dość rzadko w przyrodzie( jak owa skarpeta)  i znalezienie dostawcy wcale nie jest takie łatwe.

Kolejny zakup to opaski kompresyjne na łydki. Dużo o nich czytałem i myślałem w kontekście biegania które musiałem zarzucić ale jak tylko trafiłem na nie jako na przedmiot leczący rozcięgno, nie wahałem się ani chwili. Lubię je,  szczególnie że są odblaskowe i widać  mnie  dobrze jadącego na rowerze ( mama nadzieję że kierowcy nie dostają oczopląsu na widok kręcących się w kółko dużych gabarytowo odblasków). Rozcięgno na pewno nie ma nic na przeciwko moim opaskom bowiem w przeciwieństwie do masowanych piłek tenisowych które są tego samego koloru, nie zwiększa się poziom bólu w przypadku noszenia opasek.

Wypada mi się przyznać że nie wszystko co pomaga na rozcięgno zakupiłem. Nie kupiłem przyrządu do masażu stopy coś a la dwa kółka  na wałku, pałeczki czyli stick(a) a także urządzenia do spania w nocy z nogą w „butoszynie’. W tym ostatnim przypadku obawiałem się pozwu ze strony małżonki gdybym jakimś przypadkiem kopnął ją w czasie snu taką nogą Terminatora.

Wyczerpawszy możliwości dalszych akwizycji ( poza przedmiotami wymienionymi wyżej które mnie jakoś nie kręciły) zwróciłem się w stronę bardziej naturalnych metod. Pierwsza to rozciąganie łydek. Człowiek stoi przy ścianie  i wygląda albo jakby ją dynamicznie  podtrzymywał albo jakby musiał się jej trzymać jednocześnie blokując wzmagające się odruchy wymiotne. Oczywiście ten sposób rozciągania poznałem znacznie wcześniej i też go od czasu do czasu  praktykowałem, ale kiedy przeczytałem  w Internecie że komuśnie pomogło nic innego jak właśnie takie co najmniej trzy razy dziennie zmaganie się ze ścianą, dałem się uwieść tej cudownej metodzie. Bolało jak cholera  i to właśnie rozciągana łydka od mojego bolącego rozcięgna. Tym razem mnie to nie speszyło tak jak w przypadku piłki – w końcu przy każdym rozciąganiu ma boleć zgodnie z teorią.  No cóż,  to była pewna rewolucja  na tle dotychczasowych  praktyk i jako taka po kilku tygodniach musiała się przerodzić w kontrrewolucję. Przyszła więc faza zero rozciągania – rozciąganie jest be. Muszę przyznać,  że dopóki nie znajdę nowej kontrrewolucji. metoda  zero rozciągania bardzo dobrze do mnie przemawia. Abstrahując od tego że praktykując obecnie nową metodę nie wypada mi na nią psioczyć, to  moim całkowicie nienaukowym umysłem jakoś najbardziej naukowo potrafię sobie wytłumaczyć dlaczego nie rozciąga się czegoś co jest naciągnięte, nadszarpnięte i naderwane. W końcu idealna metoda rozciągania rozcięgna to bieganie  a jednak jakoś bieganie z kontuzją rozcięgna tej kontuzji nie leczy. Owszem po przebiegnięciu w bólu kilometra z hakiem ból znika tak jak znika ból rozdartej siłą rany która właśnie się zaczęła goić. Tyle tylko że po skończonym biegu znowu boli a żeby zostać ultra ultra maratończykiem i biegać bez przerwy do końca życia brakuje mi trochę  formy.  Dla kompletności obrazu obecnemu  nierozciąganiu towarzyszy uciskanie „triger points’ cokolwiek toby znaczyło oraz chwytanie palcami stopy niewielkich przedmiotów oraz zakrojone na szeroką skalę chodzenie na bosaka. Warto byłoby jednak trafić na coś nowego niedługo,  zanim pogoda na dobre stanie się jesienno zimowa. Aczkolwiek chodzenie na bosaka po śniegu i lodzie zastąpiłoby mi też  na raz butelkę z lodem. Mam więc plan B na wypadek jakbym niczego nowego nie znalazł. I za to też  kocham triathlon 🙂

Powiązane Artykuły

7 KOMENTARZE

  1. Michał dzięki za info. W takim razie obydwu nam życzę abyśmy mogli w przyszłym roku, może razem, po starcie zatańczyć bez bólu kankana. Ja świadomie w sezonie poszedłem swoją drogą bo nie chciałem i lekarzy i siebie oszukiwać że się leczymy po czym dawać z buta na starcie. Teraz los mi dał parę miesięcy kiedy nie ma startów to i podejście może być inne. Choć też jako staremy koniowi trudno mi zmienić swoją naturę a ostatnią rzeczą którą zazwyczaj robię to daję się ciąć, szyć, szprycować itd. Ciekaw jestem jak u Ciebie to pójdzie ( daj znać jeśli możesz za miesiąc jakie efekty na [email protected]). Tymczasem może zainteresuje cię podejście jakie znalazłem pod tym adresem sock-dock.com. Facet jest oczywiście świrem na temat swojej pasji jak każdy prawdziwy pasjonat. Ale ilość Ironmanów i innych triathlonowych które zrobił oprócz dziesiątek super recenzji jakie zebrał od pacjentów stoi za nim solidnym murem.

  2. Tomek, napisze o swoich kłopotach (jak się okazało) z rozcięgnem. początkowo myślałem, że odbiłem sobie piętę. Ponieważ plan startów był napięty, w ciągu tygodnia roboczego byłem przywracany do stanu używalności masażami, po startach weekendowych dolegliwości wracały. niemniej jednak udało się ukończyć kilka zawodów, w tym również 1/2 IM w Malborku. Ponieważ był to mój ostatni start tri w tym sezonie wziąłem się za doprowadzenie się do zdrowia, w fazie roztrenowania. Po kilku wizytach u fizjoterapeuty i zabiegach jonoforezy na okolice pięty, jak ból nie mijał, poszperałem w necie i z objawów wywnioskowałem uszkodzenie rozcięgna – zostało to 2 dni temu potwierdzone USG. USG wykazało również, że na rozcięgnie utworzyły się dwa 'zbiorniki’ wypełnione płynem, na szczęście nie zostało rozerwane. Oba zastały nakłute, płyn (z krwią) usunięty, rozcięgno nastrzyknięte sterydami. Ulga była natychmiastowa – nagle mogłem stanąć na pięcie, co się nie zdarzyło przez ostatnie 2 miesiące! Teraz nadal trochę boli – w opinii lekarza może boleć ok. 2 tyg. Po 3-4 tygodniach podobno mogę rozpocząć lekkie rozbiegania, do tego czasu najważniejsze zabiegi to porządne rozciąganie wszystkich mięśni łydki. Jeśli masz możliwość, spróbuj umówić się na USG, przynajmniej będziesz wiedział na czym stoisz.

  3. Jeszcze raz dzięki. Niestety jestem z miasta też na W ale daleko od Wrocławia w pobliżu Wołomina 🙂 Ale mam nadzieję na spotkanie na jakimś starcie. Nie nie zakładam, dlatego sam tez miałem falę i próbuje rożnych metod. Groteskowo moja krewna załatwiła sprawę jednym zastrzykiem podczas kiedy ja sie miotam tyle czasu. Ale tego sie boje bo o skutkach ubocznych i nietrwalosci tej metody tez dużo słyszałem. Ona tylko sobie powoli chodzi ( 70+) a ja jeszcze chciałbym parę lat pobiegać. 🙂

  4. 🙂 wiem ze to upierdliwa kontuzja..ale nie rób błedu zakładajac ze skoro koledze nie pomogło to tobie tez nie. Spróbuj……no i jszcze mozna podać w miejsca bólu osocze bogatopłytkowe albo w ostatecznosci sterydy ( te są najbardziej skuteczne choć mają działania uboczne). Jesli jestes z Wrocławia lub okolic zapraszam. Chetnie spróbuje pomóc.

  5. Dzięki Wam za wsparcie i wskazówki. Andrzej – Twoje słowa i przypadek dolały mi olbrzymią porcję optymizmu który mimo tego draństwa przez tyle miesięcy mnie jeszcze nie opuścił :-). Grzegorz- jestem pełen pokory dla medycyny i lekarzy i w imię tej pokory postanowiłem całkowicie odpuścić teraz bieganie do czasu aż przejdzie, choć wcześniej wyznawałem podejście o jakim pisze Andrzej choć tylko podczas startów triathlonowych- nie mogłem sobie tego odebrać bo mój optymizm pewnie by zdechł. Prawda też jest niestety taka że różne dolegliwości z rozcięgnem włącznie nie mają pokory dla lekarzy i medycyny. Oprócz wiedzy internetowej obserwowałem mojego kolegę wieloletniego trenera którym zaopiekowali się znani mu dobrzy fachowcy od sportu i po przyjęciu 30 fal uznał że pieniądz wyrzucony w błoto.’Shin splint’ o którym piszesz Andrzej a ja zapomniałem umieścić w raporcie nie stosowałem z tego samego co Ty powodu. Grzegorz- o wkładkach też zapomniałem napisać. Mam je od początku dolegliwości i rzeczywiście pomagają chodzić – gdyby nie one to skuteczne zawieszenie aktywności fizycznej musiałoby oznaczać chodzenie na rękach. 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂 🙂

  6. No dobra…gratuluje wytwalości i wiedzy. Ale proponuje: -wkładke odciążającą rozściegno lub przyczep achillesa ( w zaleznosci od tego gdzie boli) -5-10 zabiegów fali uderzeniowej w miejsce największego bólu -organiczenie aktywnosci sportowej na 3-4 tygodnie Bardzo powolne wracanie do treningów. Ale przede wszystkim wizyta u ortopedy ktory potwierdzi rozpoznanie. Powodzenia, wiem ze ta kontuzja lubi byc upierdliwa ale zacznij to leczyc pod kontrolą kogos kto sie na tym zna…..troszke lepiej:):):):)

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,816ObserwującyObserwuj
22,000SubskrybującySubskrybuj

Polecane