Kilka dni temu mieliśmy okazję przeczytać recenzję żeli ALE. W roli testera wystąpił kolega Adam Pastusiak, który w słusznej sprawie rzucił na szalę swoje kubki smakowe oraz cenny czas. Opinia od strony literackiej była dobrze skonstruowana a wnioski wyważone.
Ale niestety, przewidywalne.
Podobnych recenzji jest mnóstwo, a przecież Akademia Triathlonu powinna się pokusić na bardziej wnikliwą analizę. Porzućmy bezpieczne wody stereotypu i wypłyńmy z laguny paradygmatu. Niech nasze uwagi i refleksje będą nie tylko wskazówka dla kupujących, ale pomogą producentom stworzyć produkt naprawdę innowacyjny i poszukiwany szczególnie przez triathlonistów.
Jako główny zarzut w wymienionej recenzji pojawiła się lepkość żeli. Odrobina żelu na rękawicach/dłoniach – twierdzi recenzent – wywołuje efekt klejenia się rąk do kierownicy. Otóż według mnie ta lepkość jest zbyt mała, aby produkt był naprawdę przydatny!
Weźmy pierwszą dyscyplinę pływanie. Ile to razy próbowaliśmy skleić uszkodzoną piankę…. I ten wieczny dylemat: wykorzystać „Czarną Wiedźmę’ czy potraktować tradycyjnie butaprenem i łątką rowerową? Co z nadmiarem kleju, który się maże i brudzi piankę obniżając jej walory estetyczne i pogarszając parametry dynamiczne? Gdyby żele ALE miały zwiększoną lepkość i odporność na wodę problem byłby rozwiązany. Nawet pojawiające się w ostatniej chwili przed startem, choćby na skutek nerwowego nakładania pianki, naderwania lub rozcięcia nie byłyby już problemem. Aplikujemy żel, łączymy dwie krawędzie a nadmiar zlizujemy. Najlepiej gdyby żel był o smaku „seafood’ lub moczarki kanadyjskiej. Następnym krokiem byłoby dodanie do żelu składników eliminujących parowanie okularków, a w większych dozach blokujących negatywne działanie promieni słonecznych.
Co do etapu kolarskiego naszych zmagań, to oczekiwania są wręcz oczywiste. Dlaczego dostępnymi żelami nie można zreperować dziurawej dętki? Dlaczego żele ALE nie mogłyby być pierwszymi, które oferują takie zastosowanie? A sklejenie pękniętego kasku? Teraz trzeba uszkodzony kask wymienić na nowy co wiąże się z poważnymi kosztami. A linia żeli do smarowania łańcuchów o smaku tawotu?
Część biegowa jest najbardziej wymagająca i jest źródłem różnego rodzaju kontuzji. Zatrzymajmy się na moment przy pierwszym członie nazwy „żele energetyczne’. Nasuwa się pytanie, a dlaczego nie „żele energetyczno-medyczne’? „Żele energetyczno-przeciwbólowe’? To jest terra incognita i tabula rasa dla producentów!
Biegnę maratonik lub pół- kończący triathlon. W trakcie odnawia się kontuzja lub łapie mnie skurcz. Mam przy sobie kilka żeli ALE. Otwieram, część aplikuje na kolano, Achillesa lub dwugłowy, resztę połykam i po 5 minutach jestem jak nowy. Ciężar przytłaczającego stresu, że po kilku miesiącach wyczerpujących treningów, w trakcie najważniejszej próby sezonu jakaś odnowiona kontuzja może wszystko zniweczyć – wszystko to znika.
Wszechstronny żel sportowy do multi zastosowania – to jest to czego oczekujemy!!
Oczywiście naszkicowany pokrótce plan rozwoju żelów sportowych jest jedynie pierwszym krokiem. Łatwo mogę sobie wyobrazić żele, które można wykorzystać na przykład do przyklejania elementów charakteryzacji aktorskiej. Te wszystkie brody, wąsy, przedłużane nosy. Tu konsultantem mógłby być kolega Papierz, którego doświadczenie zawodowe byłoby nieocenione, a on sam jest osobą sympatyczną i chętną do pomocy.
A linia żeli do klejenia porcelany? Sztuczne szczęki? Glazura? Terakota?
Sam osobiście korzystam z żeli ALE od kilku miesięcy i zajmują on w mojej lodówce dwie półki. Jest to źródło zabawnych pomyłek ale może być również inspiracją. Otóż domownicy na początku próbowali żelami smarować kanapki – efekt nie był najlepszy. Ale co by było, gdyby producenci wprowadzili linię żeli o smaku pasztetu podlaskiego? Pasty pomidorowej do spaghetti? O smaku czerwonej borówki do mięs? Eliminujemy pomyłki i rozszerzamy grupę docelową.
Podstawowe funkcje żele ALE spełniają więcej niż dobrze, ale oczekuję rozszerzenia linii podstawowej o smaki cytrusowe i żurawinę. Ostateczną opinię wydam po IM Kopenhaga.
Marcinie, przepraszam, że odpowiadam na Twoje pytania z lekkim opóźnieniem, ale jestem na suwalszczyźnie , w miejscu z ograniczonym dostępem do internetu. Co do odżywiania na etapie rowerowym to planuję co 30 min/żel a po 1:30, 3h, etc, baton energetyczny. Żele mam przytroczone w pojemniku na ramie i kilka w kieszonkach w stroju. W czasie maratonu plan jest podobny (bez batonów) ale praktyka pokazuje, że jestem w stanie zjeść góra 3 żele i potem lecę na coli.
No no no, ze Jakuba Czaje stac na takiego specjaliste od marketingu szeptanego;))) Ale tak powaznie, zele z grupy 'malych’ jak ja to nazywam czyli ponizej 30 g wegl na opakowanie, uwazam, ze jak na produkcje w Polsce co bylo podkreslane to cena moglaby byc nizsza;))) ostatnio testowalem w Suszu i Gorznie innej firmy ale prawie polowe tansze i bylo ok. Ale nie wnikam w strategie sprzedazy. Mam natomiast pytanie dot. IM o ktorym piszesz, ile takich zeli zamierzasz miec przy rowerze na etap kolarski i czy zamierzasz takze je spozywac podczas maratonu a jak tak to ile planujesz… i gdzie to wszystko zamierzasz zmiescic?:)
🙂 Fajne zastosowania:):):)….obawiam sie jednak ze jesli sie sami za to nie wezmiemy….to nic z tego nie bedzie:):):):)