po starcie w Piasecznie, przyszła pora na kolejne zawody. Wybór padł, tak jak w zeszłym roku na Ślesin. Decyzja absolutnie nie była trudna, a klika zbiegów okoliczności wprost ją ułatwiło.
Primo
NadBloger (NB) po uniku, jaki wykonał w Piasecznie, nie dość, że pojawił się na liście startowej, to zaczął wysyłać w kierunku Berlina różne delegacje, które, oprócz oficjalnych spotkań, miały za zadanie, oczywiście gdyby zaszła tylko taka potrzeba, przywlec siłą WaTRIata do Ślesina. Dlaczego mu na tym tak zależało? Tego nie wie nikt.
Secundo
NB już w Piasecznie przebąkiwał coś na temat gry królewskiej, że to niby odróżnia wieżę od damki. Ponieważ jednak w Piasecznie konsumpcja kopytka Łosia sięgnęła ilości, których nawet wesele na 100 osób nie musiałoby się wstydzić (powiedzcież proszę, dla jakiej przyczyny Nie mam dziś wypić za zdrowie Aliny) uprzejmość wymagała, aby partię szachów rozegrać w innych okolicznościach.
Terzio
AT czyli Akademia Triathlon nie wystawiła w Piasecznie żadnego namiotu. W związku z powyższym, WaTRIat skorzystał z oferty TuTW. Wprawdzie TuTW też namiotu nie wystawił, ale zarezerwował noclegi w Starej Gorzelni w Starym Licheniu oraz w ramach bonusa +50 w SPA Hotelu Moran, nad jeziorem powidzkim.
Wszystkie te punkty, jak i również te nie wymienione, spowodowały, że startu w Ślesinie wyczekiwano jak kania dżdżu (jak kania dżdżu tak czekam cię tu I dusza ma co ma to da Czyś z chmurnej mgły czy z lśniących zórz przybywaj siądź tuż tuż a już).
Przejdźmy do konkretów. Po Piasecznie pozostał niedosyt. Pominę tu sprawę pływania, bo nie ma czego wspominać, ale szczególnie bieg, dał WaTRIatowi w kość. Pierwsze 5 km jeszcze było ok. ale od 6-tego km, zaczęła się droga przez mękę. I na nic tu wymówki typu: chyba NB wrzucił mi coś do kawy, albo: był straszny upał i parę metrów po piasku.
Było wolno i już. Na NBa stanowczo za wolno. W Piasecznie WaTRIat ruszał się jak mucha w smole lub, jak kto woli, słoniowato. To musiało się zmienić.
W przeddzień zawodów rozegrano małą partię szachów. Mecz, choć bardzo krótki, przypominał trochę pojedynek o Mistrzostwo Świata z 1972 między Robertem Fischerem i Borysem Spaskim. NB postawił organizatorom bardzo wygórowane warunki finansowe. Ponieważ w Licheniu nikt na takie warunki nie mógł przystać, NB, wbrew temu co wypisuje na swoim nadblogu, w ogóle do Lichenia nie przyjechał. Zagroził też, że nie weźmie udziału w Triathlonie, jeśli WaTRIat natychmiast nie uzna wyższości Fischera nad Spasskim i nie opublikuje tego oficjalnie. No to niech mu tam.
Drogi NB, dlaczego Bob Fisher wzbudza w nas zachwyt i miłość? (…) Dlatego, że Fisher wielkim szachistą był!
Mecz przerwano już po czterech ruchach. Jako oficjalną przyczynę podano brak zasięgu, ale wróble ćwierkają, że ten i tamten, niczym doktor B. (nie mylić z Prof. P.) w noweli szachowej Zweiga, toczyli dramatyczny pojedynek ze sobą i ze swoimi wspomnieniami (z przemodlenia, z przeomdlenia, senny, W parku płakałem szeptanymi słowy).
Po perypetiach szachowych, nocleg w Starej Gorzelni przebiegł bez zakłóceń, mimo że w budynku obok odbywało się weselisko. Najprawdopodobniej gospodarze nie podali Kopytka Łosia, bo goście coś tam tylko smęcili pod nosem i po 23-ej do ucha WaTRIata dolatywało tylko ciche murmurando (daj mi te noc, tę jedną noc…albo… wezmę cię w ogródku po cichutku..)
Byli też weselnicy ubrani w koszulki Garmina. Oprócz w/w koszulek, wyróżniali się oni tym, że konsumowali spore ilości miejscowego wina, wygrażając przy tym, że jutro będzie się działo. Nie wiadomo co mieli na myśli, ale ponieważ napomknęli iż my som z Hinderburga, domyśliłem się, że będą protestowali, przeciwko spadkowi Górnika Zabrze z Ekstraklasy, ale jak się później okazało, chodziło im tylko o triathlon.Dziać się działo, ale bez udziału Jungs aus Hinderburg. Litry wypitego wina pewnie im nie zaszkodziły, ale do zwycięstwa się też nie przyczyniły.
Niedziela zapowiadała się gorąco i była bardzo gorąca. Pierwsze spotkania III stopnia, miały miejsce na plaży, gdzie w cieniu lip (triatlonisto siądź pod mym liściem, a odpoczyń sobie! Nie dójdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie) ucinano sobie albo to pogawędki, albo przedstartowe drzemki. Do duetu NB – WaTRIat, dolączył Jarkacz z Gdyni ( 'Skojarzenia to przekleństwa,więc możemy dziś dać głowę, jakiekolwiek podobieństwo było czysto przypadkowe.’ ).
Nastąpiła krótka wymiana zdań, o tym i o tam tym, po czym cała trójka udała się na rozgrzewkę. U WaTRIata rozgrzewka trwała kilka sekund, było przecież gorąco i nie dolewa się oliwy do ognia. Co innego Jarkacz i NB. M55 to juz nie przelewki. Obaj aktorzy wykonali pokazową rozgrzewkę trwającą ponad 15 min. Być może był to przysłowiowy gwóźdź do trumny, bo Jarkacz zawodów nie ukończył (podobno przegrzał oponę), a NB ukończył, tylko że……
Jak juz każdy rozgrzał to co miał rozgrzać, udano się na linie startu nad jeziorem. I tu znów niespodzianka. NB jako jedyny startujący nie miał pianki w czarnym kolorze, tylko w szaro-jasno-niebieskim (co do kolorów to mogę się mylić, podobno mężczyźni, nie rozróżniają kolorów). Pianka ta jest specjalną pianką dla zawodników preferujących w pływaniu żabkę. Jest cieńsza, elastyczniejsza i tak jak żaba oddycha pod wodą i na lądzie. Dziwię się więc, że NB ściąga ją przed rowerem. Przecież na pewno pianka ta posiada również właściwości Areo, których gdzie jak gdzie, ale na rowerze absolutnie nie wolno lekceważyć!!! Może NB weźmie to pod uwagę w następnym starcie.
Potem historia potoczyła się bardzo szybko. Dokładnie wszystko trwało 2:45:12, najszybciej w historii startów WaTRIata (u NB trwało to wszystko trochę dłużej). Trochę krócej trwało to wszystko u jednego Profesora. Nawet WaTRIat był zaskoczony faktem, że tylko trochę krócej, niecałe 6 minut.
Tak sobie potem liczył i stwierdził, że to jednak 6 minut. 2 minuty na jedną dyscyplinę. Mało, a zarazem bardzo dużo. No ale jak to mówią: IRONMAN Anything Is Possible.
Triathlon jest jak szachy. Strategia ponad wszystko :-). WaTRIat uzyskał całkiem dobry wynik. Oczywiście jak na WaTRIata :-).
@Piotr. Chętnie skorzystam jak tylko wydłubię resztki starych z oczodołów. @Marku, zaczynam poważnie zastanawiać się nad tym stylem ale musiałbym chyba zmienić piankę bo w mojej jak pływam żabką w ramach rozgrzewki to efekt wyporności powoduje że nogi mam w powietrzu a ręce ciągną mnie w kierunku dna. Może czegoś nie łapię..
@Marcinie, świetnie to uchwyciłeś – kiedyś był Wieżą, chciał być Gońcem czyli Laufrem, a poruszał się ruchem Konika.. @Tomku, dobrze umięśniona żabkarka potrafi dać kopa. I być źródłem innych mocnych przeżyć…
Jako miłośnik wątków pobocznych powiem, że rzeczona Alina musi na zdrowiu mocno podupadać, bo nawet do mnie dochodziły te wieści w ub tyg a byłem daleko od Piaseczna czy Slesina… Zaczynam sie nawet zastanawiać nad wedkowaniem w piance, jako łagodnej formy przejścia z triatlonu do wędkarstwa, co wydaje sie nieuchronne. Wyniku gratuluje, widać umiejetność przestawiania figur na szachownicy przydaje sie także na zawodach tri. Chodzą słuchy, że WaTRIat pokonywał trasę biegową ruchem konika szachowego.
vel Jarkacz (czyżbym miał w plecaku buławę nowego Naczelnika?) Cieszy mnie, że rozszerzyłem Taki duet do trio, chociaż prezentowany poziom pisarski Kolegów zaczyna mnie onieśmielać, nie wiem czy jeszcze się odważę na jakiś wpis. Jedno dobre lub złe jest, że jakby dociekliwość spadła i nie dostałem odłamkowym. A dobra dyspozycja na rowerze połączona z przegrzaniem gumy to mógłby być dość aktualny temat……
@Mareczku mam bujna fantanzje, ale losy WaTRIata to opowiesci prawdziwe. Co do gratulacji, sam wiesz jak on lubi komplementy, moglbys przynajmniej do konca mistrzostw pociagnac! @Arku, czy to na pewno bylo zdjecie WaTRIata? @Tomek, mam zbedne okularki, moglbym ci odstapic jak bys chcial,
Marku te pianki chyba też dają żabkarzom niezłego kopa. Miałem się o tym okazję przekonać kiedy mocno skądinąd umięśniona żabkarka prawie wbiła mi do mózgu moje okularki. I wiesz co. Pomimo że krwawię jeszcze z nosa do dzisiaj wcale nie mam o to niej pretensji. Pierwsze 1200 m jak zwykle nic nie widziałem bo moje okularki nie są najlepszej jakości. Po tym strzale nie dosyć że okularki przylegały mi do twarzy jak przyklejone to jeszcze jakby mi umysł pojaśniał i nagle zacząłem widzieć wszystko i nad wodą i pod.
Nie byłem, nie widziałem, nie znam się. Wiem tylko jedno, na fb ukazało się zdjęcie WaTRIata z biegu, które zbytnio nie różni się od powyższego awatara! Życiówki nie dziwią!!! A wspomniany odgraża się, że szczytować będzie, tzn. ta właściwa forma ma dopiero nadejść pod koniec sezonu!!! Waleczne Herz aus Berlin nadchodzi! Die großen Glückwünsche! 🙂
Z upływem dni wspomnienia WaTRIata zaczynają przybierać coraz bardziej kształtu baśniowego. Jeszcze miesiąc a okaże się, że to On na swoim rowerze przegonił Niemców aż do Berlina i tam został. Prawdą jest opis mojej wielofunkcyjnej pianki. Ostatni odkryłem nowe zastosowanie – w czasie deszczu można w niej komfortowo wędkować, a w razie zerwania się większej sztuki można bez zbędnych ceregieli ruszyć za nią w pogoń. Piotras, tyle razy już gratulowałem Ci wyniku w Ślesinie, że na razie starczy.