O kontuzji i o naturze refleksja

Refleksja nie nad naszą naturą – ta prosta jest okrutnie i refleksji pozbawiona. Ale nad tą, której na co dzień nie widzimy, wokół której przechodzimy obojętnie.

 

Wielokrotnie rodzina śmiała się ze mnie, że przejechaliśmy kraj z południa na północ a ja nawet nie wiem, jaka jest pogoda. Efekt kierowcy – widziałem tylko asfalt, pobocze, samochody przede mną, z boku i za mną.

 

Teraz dopadła mnie kontuzja, o której mówi się, że każdy biegacz albo ją ma, albo już ją przeszedł, albo zaraz złapie. Zapalenie ścięgna Achillesa. A co ona ma wspólnego z efektem kierowcy – do niedawna nie wiedziałem.

 

Teraz już wiem. Teraz triatlon zmienił się dla mnie bardzo. Nie biegam, bo nie mogę, więc spaceruję. Bez zegarka, bez pulsometru, bez planu. Idę po prostu w pola i zanurzam się w naturze. Mam czas przystanąć, kiedy zobaczę śpiącą na trawie ćmę. Nie pędzę zdyszany obok czyhającego na zdobycz pająka, przypomniałem sobie, jak wyglądają maślaki.

 

Cma pajak i maslaki

 

Zajeżdżając nad jezioro znów nigdzie się nie spieszę. Jadąc mogę zboczyć z trasy. Nie mam drugiego treningu. GPS nie dyktuje mi ilości kilometrów do przepłynięcia. Widzę tęczę, widzę gładką taflę rzeki w zachodzącym słońcu. A w Ojcowie skałki wraz z zielenią drzew tworzące niesamowite widoki.

 

Rzeka tecza i skalki

 

Wsiadam na rower, kręcę lekko. Prędkość spada do 25km/h i niżej. I nagle odzyskuję wzrok. Zaczynam dostrzegać uroki Małopolski i podkrakowskich dolinek. Widzę już nie tylko tętno i prędkość. Widzę Tatry, pagórki, dolinki. WIDZĘ!!!

 

Panoramy rowerowe

 

Szkoda tylko, że dopiero kontuzja spowodowała, ze przypomniałem sobie, czym tak naprawdę jest dla mnie triathlon. To nie pogoń za minutami i sekundami, to nie walka z licznikami i czujnikami, to nie odreagowanie stresu w pracy stresem z nieudanego treningu.

 

To pasja. Oderwanie się od rzeczywistości i jednocześnie do niej przyklejenie. Ucieczka od realnego świata z jak najbardziej realistycznym połączeniem się z nim. To rozmowa z samym sobą i medytacja nad tym co na prawdę ważne. To kawka o poranku, bażant w południe i żubr wieczorem. I jeszcze tysiąc innych rzeczy, które mijamy widząc tylko koło przed nami, pulsometr i wirtualnego partnera. Ale czy aby nie omija nas coś więcej?

Powiązane Artykuły

6 KOMENTARZE

  1. Gents.
    Tylko nie tak oficjalnie per Pan. Ja się strasznie wtedy stary czuję, a wystarczy, że dzieci mówią na mnie „skamielina”. Ja jak widzę kogoś na rowerze albo w butach to walę zawsze na Ty. Jakoś łatwiej a nikt mnie jeszcze nigdy nie zbeształ. Więc proszę mnie tu od panów nie wyzywać 🙂

  2. Bardzo fajny tekst Panie Darku. Nawet trochę pomaga. Też, podobnie jak Pan Robert, skręciłem kolano i już 3 miesiące trwa mój rozbrat z poważnym treningiem. Pływam, trochę rower i bieganie, więcej siłowni, ale to nie to samo. Zamiast zaglądać w arkusze treningowe człowiek patrzy w skierowania i terminy kolejnych wizyt u lekarzy… Ale świat bez treningu staje się też światem troszkę jakby „większym”, aczkolwiek to właśnie triathlon pomaga od tego „ogromu” się oderwać. Powrotu do zdrowia Panowie!

  3. Uważam że to odnosi się do naszego nie tylko sportowego życia. Codziennie również nie widzimy tego co małe i piękne np: gdy żona kupi buty, dziecko zrobi samodzielnie sobie kanapki pierwszy raz itp Warto naprawde warto czasem zwolnić Ja zwalniam i dziękuje że Darku znalazłeś czas aby to nam przypomnieć.

  4. Bardzo piękny teks… jeśli wolno mi tak powiedzieć. O wiele głębszy niż to co bezpośrednio opisuje i „czuć” że jest prawdziwy

  5. Również się zgadzam z panem. Obecnie też złapałem kontuzję / skręciłem kolano / i nagle czas zaczął lecieć wolniej. Mam więcej czasu który spędzam z rodziną, z treningów zostało mi tylko pływanie i to tak na spokojnie. Wybiegam myślami kiedy będę mógł znowu trenować i się zastanawiam czy aby na pewno wyciągnę z tego odpowiednie wnioski.

  6. W pełni się z Panem zgadzam Panie Darku.
    Przypominam sobie czas kiedy zakończyłam już wyczynowe ściganie się w triathlonie ( 12 lat ),będąc w Zakopanem wybrałem się z żoną na rowerach MTB na przejażdżkę na Morskie Oko.
    I tak powoli sobie wjeżdżając „znaną mi trasą” zauważałem wiele obiektów i rzeczy
    których wcześniej nie zauważałem ( a wjechałem na Morskie Oko jakieś 20 razy )

    A to Dolina Rybiego Potoku ,a to wjazd do Doliny Pięciu Stawów ( nawiasem mówiąc myślałem wtedy ,że znajduje się w całkiem innej części Tatr )a to Wodogrzmoty Mickiewicza i wiele innych…

    Tak,że reasumując kiedy ścigamy się na poważnie nie ma czasu na podziwianie pięknych widoków ale za to po zakończeniu kariery można to wszystko nadrobić….Sportowa emerytura jest piękna…

    Pozdrawiam

    Michał Szłapka

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,772ObserwującyObserwuj
19,200SubskrybującySubskrybuj

Polecane