Obóz Treningowy – Szyczrk

W tym roku po raz pierwszy zdecydowałem się spróbować jak to jest na obozie treningowym przeznaczonym dla triathlonistów (ewentualnie przyszłych triathlonistów  ). Fakt w poprzednim roku byłem na warsztatach pływackich, ale to jednak nie to samo…

Przede wszystkim – obóz zorganizowany przez Kuźnię Triathlonu odbywał się na terenie Centralnego Ośrodka Sportu (COS) – Ośrodka Przygotowań Olimpijskich. Kojarzyło mi się to ze starym ośrodkiem z minionej epoki, dookoła boazeria, na podłodze linoleum i ściany pomalowane błyszczącą emalią. Tutaj pierwsze pozytywne zaskoczenie – ośrodek w bardzo dobrym stanie, wyremontowany, wszystko całkiem nowe i na dobrym poziomie. Z okien piękny widok na góry i skocznie narciarską tworzył niesamowity klimat.

IMG 0365

Czas zatrzymał się tylko w jadalni, gdzie standardy obsługi gości pamiętają wczesne lata 80-te. Jeżeli nie jesteś na posiłek na czas, Twoja strata – jesz tylko to co pozostałym mniej smakowało i pozostało na mini bufecie. Panie były nieugięte i wszelkie próby negocjacji kończyły się fiaskiem.

Poza tym drobiazgiem samo przybywanie w COS’ie pozwalało nam poczuć się prawie jak wyczynowi sportowcy. Tym bardziej, że na korytarzach i w stołówce mijaliśmy  reprezentację kobiet w siatkówce oraz reprezentację skoczków narciarskich, włącznie z największymi gwiazdami tego sportu.

No ale przecież nie jedzie się na obóz sportowy dla fajnego ośrodka. Trenerzy z Kuźni Triathlonu przygotowali treningi kolarskie, pływackie i biegowe, a do tego wszystkiego mieliśmy zapewnioną pełną atrakcji opiekę dla dzieci w trakcie treningów – opcja idealna dla triathlonistów, którzy mimo treningów jeszcze mają rodziny

Pierwszego dnia po przyjeździe, co w moim przypadku oznaczało 15 minut po wejściu do pokoju, mieliśmy pierwszy spokojny rozjazd na rowerze, czyli około 40 km z przewyższeniem 390 metrów – bardzo przyjemna rozgrzewka przed tym co czekało na nas drugiego dnia.

IMG 0353

Drugi dzień zaczęliśmy od porannego basenu, który tak naprawdę był tylko przygrywką do tego, co czekało nas dalej. O 10:30 wyruszyliśmy na trasę rowerową, która według planu miała 'tylko 65 km’, ale za to przewyższenie wynosiło 1410 metrów  . Przed rozpoczęciem trasy nic mi to nie mówiło, teraz już wiem 1410 metrów to dużo, a nawet bardzo dużo…

Pierwszy podjazd na Przełęcz Salmopolską i wszystkim od razu zrobiło się na tyle ciepło, że zaczęliśmy się rozbierać do krótkich rękawów, przy temperaturze 11 stopni. Temperatura jednak dała o sobie znać podczas zjazdu, gdzie trzeba było się ubierać, zakładać czapki i rękawiczki – bardzo ciekawe doświadczenie.

Dla mnie to była dobra lekcja, o ile dzięki zimie przepracowanej na trenażerze nieźle się czuje na podjazdach, to na zjazdach jest spory stres i ciągle brak pewności.  Dalej było równie ciekawie – kolejny podjazd na Kubalonkę mniej trudny, ale zmęczenie powoli daje o sobie znać. Później kilka mniejszych górek i na koniec jeszcze raz przejazd przez przełęcz Salmopolską. Tym razem miałem już naprawdę dosyć – za każdym zakrętem wypatrywałem końca i upragnionego zjazdu, ale ten podjazd wydawał się nie mieć końca. Serpentyny ciągnęły się jedna za drugą, a wizja obiadu, a nawet kolacji oddalała się z każdą minutą. Na szczęście wszyscy dotarliśmy w całości do ośrodka jednak jakoś nie przypominam sobie naszych wesołych min, które mieliśmy 4 godziny wcześniej.

Po raz kolejny trenerzy nie zawiedli naszych oczekiwać i postanowili umilić nam popołudnie treningiem biegowym  . Z początku potraktowaliśmy to jako dobry żart, ale trenerzy nie podzielali naszego poczucia humoru. Dzięki pięknym trasom biegowym w Szczyrku ten trening był całkiem przyjemny, mimo ogólnego zmęczenia.

IMG 0364

Po bieganiu nie marzyłem już o niczym innym tylko o spaniu. To był bardzo dobry dzień.

Trzeciego dnia po drobnej modyfikacji oryginalnego planu, zapadła decyzja – jedziemy na Górę Żar. Jeżeli komuś było mało poprzedniego dnia, tutaj była szansa to naprawić.

Tym razem dużo lepiej udało mi się znieść trasę, może już organizm zaadaptował się do ciężkich warunków, a może dzięki pięknym widokom po drodze… W końcu nie po to jechałem na obóz do Szczyrku, żeby jeździć po płaskim.

IMG 0305

Nawet na zjazdach było już dużo lepiej, chociaż wiem, że tam jeszcze jest rezerwa.

Po południu godzinny trening pływacki i kolejny dzień za nami.

Czwartego dnia wisienka na torcie, czyli zakładka. Najpierw niecałe 52 km z przewyższeniem 750 metrów, a potem 8 x 1 km/2 min, biegu w tempie na 10 km, czyli u mnie wyszło około 4:05 min/km. Tutaj naprawdę się zdziwiłem jak dobrze mi się biegało po rowerze – nie było ciężkich nóg, nie brakowało siły – było podejrzanie bardzo dobrze  . To dobry znak przed rozpoczynającym się właśnie sezonem. Dzień zakończyliśmy godzinną sesją na sali, gdzie po krótkiej 'rozgrzewce’ rozciągaliśmy się, a potem krótki trening obwodowy, skupiający się przede wszystkim na mięśniach brzucha i rękach, nogi wystarczająco się napracowały przez ostatnie dni.

Podsumowując – z mojej perspektywy to był bardzo udany obóz – idealna intensywność treningów (nie było takiego dnia, kiedy czułem, że mogłem z siebie dać więcej), piękne trasy kolarskie i biegowe, opieka dla dzieci i nawet, mimo wcześniejszych zapowiedzi, pogoda była w sam raz do treningów. Kuźnia Triathlonu (Rafał i Magda) zrobiła kawał dobrej roboty przy organizacji i koordynacji tego obozu.

To była moja ostatnia okazja, aby sprawdzić formę przed IM 70.3 Barcelona gdzie trasa kolarska jest bardzo wymagająca i teraz już wiem czego się spodziewać – ale czy na pewno – to się okaże 21 maja. (www.ebieganie.com)

Powiązane Artykuły

8 KOMENTARZE

  1. @Andrzej – dzieki 🙂 biorac pod uwage 1200 metrow przewyzszenia na trasie kolarskiej w Barcelonie o zbyt wysoko ustawiona poprzeeczke na zyciowke chyba nie musze sie martwic. @Tomasz tez sie tak troche czulem na tym obozie jak w 'ochotnicy’ w starozytnym Egipcie 🙂

  2. Już w starożytnym Egipcie skumali że dobrze zorganizowane obozy pozwalają ludziom góry przenosić!

  3. Takie kilka dni skoncentrowanego treningu to mysle ma szanse dac wiecej niz tygodnie treningow w zyciu codziennym, poza tym podobno na rower gory to najlepsze miejsce zeby poprawiac szybkosc. Moze byc naprawde dobrze w Barcelonie i jedyny problem to nie ustawic zyciowki zbyt wysoko zeby pozniej bylo co poprawiac :).

  4. @Dajmond i Arek – tutaj na szczeście nie było 'ścigania’ na treningach, byliśmy podzieleni na trzy grupy zaawansowania, więc tempo było dosyć podobne. Swoją drogą jakoś ciężko mi sobie wyobrazić ściganie na takich podjazdach, ale może mało widziałem…. Tak czy inaczej udało się zakończyć obóz bez kontuzji 🙂 @Jakub – jak najbardziej uczestnicy spoza Kuźni są mile widziani włącznie z żonami 🙂

  5. Takie obozy dużo wnoszą. Byłem na organizowanym przez AT, gdzie trenerem był Piotrek Netter. Fajnie spędzony czas. Obecnie jestem na Majorce i obawiam się, tego o czym pisze Krzysiek. Albo się za jeżdżę albo w końcu coś rusze… Andrzeju, powodzenia!!!

  6. Super sprawa, chętnie bym się wybrał na taki obóz, są tylko dwa pytania, co na to moja żona i czy ktoś spoza Kużni mógłby w tym uczestniczyć? Zazdraszczam

  7. Widze Andrzeju,ze nie ma co sie martwić o ta Barcelonę,bo noga jest!najwazniejsze,ze obóz mądrze zrobiony był i nie zostaliście zajechani lub sami sie wzajemnie nie zajechaliscie. Przy słabych organizacyjnie i trenerski obozach,bardzo często w 'stadzie’ ludziom puszczają hormony i zaczynaja sie codziennie ścigać. Final po kilku takich dniach jest jak zawsze: PRZETRENOWANIE lub nawet kontuzje. Kurczę,ile bym dał,zeby ktoś zajął czymś moje dzieci,by mogl potrenować 😉 no,ale moja ciągła praca na wojażach nie pozwala z czystym sercem tak postąpić. Zazdroszczę wiec oczywiscie zabawy na obozie i 3mam kciuki za Hiszpanie!

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,772ObserwującyObserwuj
19,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane