Od narkotyków do Ironmana

Kiedy ma się 57 lat, to tak naprawdę jest się już blisko emerytury. Właściwie, to człowiek powinien już myśleć o odpoczynku i zabezpieczeniu przyszłości. A tu w głowie cały czas leci film, którego główny bohater pływa, jeździ rowerem i biega. Wrocław, Monar, sala terapeutyczna ośrodka dla narkomanów – to tu wszystko się zaczęło, 30 lat temu. Siedzi facet po piętnastoletnim grzaniu heroiny i innych świństw, wyniszczony do granic możliwości, waży niecałe 40 kg, zaczyna mówić o swoich marzeniach. W dłoniach trzyma gazetę  „Sportowiec „. Na okładce widniej zdjęcie Antoniego Niemczaka. To najlepszy polski maratończyk, który wygrywa maraton w Wiedniu, a w geście zwycięstwa podnosi ręce do góry, objawiając całemu światu swoją radość. Zaczyna nieśmiało przedstawiać scenariusz swojego filmu – też chciałby tak kiedyś wygrywać, jak Antek. Przed oczami ma fragmenty jakiejś relacji telewizyjnej z triathlonu.  Z sali dobiega śmiech i odgłosy: „O czym ty facet mówisz? Jesteś „ popierdolonym narkomanem”!  Zabieraj się do leczenia”.
 
To się zabrał. Wstawał o 4 rano i biegał. Coraz więcej i szybciej.  Podczas tych sesji myślał o pływaniu i zakupie roweru. Kupił – stary Romet. Zainstalował duży bagażnik, przypiął chorągiewki monarowskie, pokazując skąd jest i wyruszył dookoła Polski. Zaliczając kolejne kilometry, spełniał swoje marzenia. Pod Gdańskiem wystartował w pierwszym triathlonie swojego życia. Po pływaniu był ostatni, a wydawało mu się że umie pływać. Na metę wbiegał jako jeden z ostatnich, ale cieszył się, jak dziecko. Jadąc dalej przez Polskę, marzył o kolejnych startach. Zaczął chodzić na basen. Kładł się na dnie i podglądał jak trenują młodzi pływacy – tak uczył się techniki. Bardzo chciał im dorównać.

 

Czas leci. Kilometrów coraz więcej w jego rękach i nogach. Umysł bardziej świadomy tego, co robi. Zaczyna rozumieć na czym polega praca (trening) i odpoczynek (regeneracja). Nie ma trenera. Wszystkie swoje poczynania  konsultuje z różnymi ekspertami od pływania, kolarstwa i biegania. Jak tu się odnaleźć? Każdy mówi co innego. Głód zrozumienia samego siebie, chęć bycia coraz lepszym, i wykrzyczenia światu, że jest już innym człowiekiem jest tak potężny, że stawia sobie coraz większe cele. Cały czas się uczy, studiuje metodykę treningu, pracuje  w poradni dla narkomanów. Nieustannie marzy o zawodach ULTRAMAN na Hawajach. W Polsce jest w tym czasie około 50 żelaznych ludzi. Kiedy staje na linii startu, nie kalkuluje – wszystko robi na pełnych obrotach. Każdy, kto jest przed nim, jest rywalem, którego trzeba pokonać. Drafting dla niego nie istnieje. Szczególnie na rowerze, który stał się jego domeną. Jeszcze jako pacjent Monaru, poznaje swojego guru – Antoniego Niemczaka. Ten obiecuje mu, że stworzy warunki do treningu – takie, jakie mają zawodowcy. Jest rok 1990. Dostaje zaproszenie do USA i ustawia się w gigantycznej kolejce do ambasady. Uśmiechnięty wychodzi od konsula. Ile dałeś? – słyszy – Co zrobiłeś, że dali Ci wizę? Prawie krzycząc, że szczęścia rzuca przez ramie: – Trenuję triathlon. Jadę na zawody.

 

Warszawa – New Jork. Po dziewięciu godzinach lotu samolot kołuje nad miastem zwanym stolicą świata. Jest wieczór. Patrząc przez małe okno samolotu, widzi miliony świateł. Wrażenie jest niesamowite, serce bije mocno. Z Nowego Jorku lot do Denver, stolicy Kolorado i na koniec do Alamosa. Miasteczko, w którym mieszka Antek Niemczak położone jest na wysokość 2400 m n.p.m. Stało się! Warunki jak dla profesjonalistów: wysokie góry, stadion tartanowy, siłownia w pobliskiej szkole, kilka basenów – jeden z nich podłączony do źródlanej wody. Dwa razy w tygodniu wyjazdy w wysokie góry, prawie 3000m n.p.m. 20-35 kilometrowe wybiegania wzdłuż rzeki  Rio Grande niesamowicie ładują akumulatory. Drugi września 1990 roku, Huntsville, Alabama, miasto leżące nad  rzeką Tennessee. To tu dokonuje się największe zwycięstwo człowieka, jeszcze nie tak dawno temu wyniszczonego do granic możliwości, ważącego  niespełna 40 kg. Meta Double Ironman ( pływanie 7km 600m, 360 km jazdy rowerem, 85 km biegu), czas 24: 47:46 daje mu pierwsze miejsce.

 

jak niemczak Kiedy patrzy się na zdjęcie zwycięzcy tego triathlonu, to gest uniesionych rąk wygląda tak samo, jak gest zwycięzcy maratonu Wiedeńskiego sprzed lat. Trzy dni później Antek Niemczak jedzie pociągiem z Warszawy do Rzeszowa. W przedziale siedzi starsza pani. Nagle, czytając Przegląd Sportowy, Antek zaczyna prawie krzyczeć: „Proszę Pani! Jurek wygrał Mistrzostwa Świata! To jest mój kolega. To u mnie trenował. Razem przebiegliśmy setki kilometrów, i pokazuje informacje w gazecie .  

 

Życzę powodzenia tym wszystkim, którzy się wahają. Marzenia się spełniają, ale trzeba w nie wierzyć.

Powiązane Artykuły

9 KOMENTARZE

  1. Panie Jurku, jestem lekarzem psychiatrą.Historię Pana życia opowiadam moim Pacjentom, którzy zmagają się z uzależnieniem. To historia bardzo inspirująca, motywująca do walki z chorobą a także przywracająca nadzieję. Czekam na książkę, pomyślałam, że będę ją wręczać razem z wypisem z Ośrodka 🙂

  2. Jurku pamiętasz klub Profil z Leszna? Zawsze byłeś GOŚĆ! Pozdrawiam serdecznie 🙂 Justyna 🙂

  3. Przykład hartu , wytrzymałości i dażenia do celu. Jestem pod ogromnym wrażeniem i szczerze-ale też zdrowo zazdroszczę bo jest czego. Więcej takich prawdziwych osób do naśladowania

  4. … dzisiaj na tablicy w.p. przeczytałem o Polaku, który ćpał czternaście lat… jestem pod wielkim wrażeniem osobowości Pana Jurka… gdyby powstał film… wierzę, że powstanie i będzie HITEM:)
    smucą mnie tylko te … cztery komentarze pod felietonem… „tylko cztery”… Faktem jest, że trudno się wypromować ze zdrowymi zasadami, wiarą w człowieka, w pokonywaniu własnych słabości. Może napisał Pan książkę… zacznę szukać po necie bo… mając tyle lat ile mam może dzięki Panu uda mi się zmienić swoje życie:)

  5. Jurka poznałem kilka lat temu. Zadzwoniłem umówić się na wywiad. Kiedy witaliśmy się na dworcu w Warszawie, pierwsze słowa jakie powiedział brzmiały: „Jurek jestem…tylko nie Pan”. Tak natychmiast ustawił relacje. Siedzieliśmy do późna w nocy, a kiedy po śniadaniu wyjeżdżał do siebie, wiedziałem, że poznałem kogoś wyjątkowego – kogoś, kto wie, że z każdego piekła można wrócić do życia…i to na sam szczyt.

  6. Ta historia, podobnie jak inne opowieści Pana Jurka, powinny być cały czas na topie. Są niesamowitym „kopem” motywacyjnym, w zasadzie po przeczytaniu ich nie sposób powiedzieć „nie da się”.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,813ObserwującyObserwuj
21,500SubskrybującySubskrybuj

Polecane