Ola Bańbor: „Mało osób wie, jak bardzo jestem w dupie z tym wszystkim”

Kiedy dowiedziała się, że ma raka, postanowiła przełożyć operację i pojechać na zawody pływackie. Mimo problemów zdrowotnych w swoim debiutanckim sezonie jako triathlonistka została mistrzynią Polski i mistrzynią świata. Ola Bańbor udowadnia, że pozytywną energią jest w stanie pokonać wszystkie przeszkody. 

ZOBACZ TEŻ: Ola Bańbor mistrzynią świata AG na dystansie supersprint! Monika Małecka i Grzegorz Zgliczyński na podium 

W sezonie 2023 zadebiutowała w triathlonie. Najpierw została mistrzynią Polski, a pod koniec września dołożyła tytuł mistrzyni świata na dystansie olimpijskim. Jej historia obecności w sporcie przeplata się z walką o zdrowie. Najlepszym lekarstwem jest jej pozytywne nastawienie. 

Nikodem Klata: 29 maja tego roku napisałaś na swoim instagramie: „jestem triathlonistką” – 23 września jesteś już triathlonistką, która ma na swoim koncie mistrzostwo Polski i mistrzostwo świata. To chyba całkiem niezły bilans jak na pierwszy rok w triathlonie… Zaczynając trenować triathlon, miałaś jakieś oczekiwania co do wyników?

Ola Bańbor: Absolutnie nie. Zawłaszcza, że na początku tego roku miałam poważny wypadek i nie sądziłam, że będę w stanie naprawić formę. Mistrzostwa świata też przyszły niespodziewanie. To było bardzo pozytywne zaskoczenie. 

NK: Historia Twojego życia jest niezwykle inspirującą. W pewnym momencie ważyłaś 38 kilo, a lekarze nie potrafili zdiagnozować Twojej choroby. Trafną diagnozę postawiła Twoja mama… 

OB: Choroba, o której mówisz to celiakia. Wiąże się z nią sporo problemów. Wbrew pozorom może powodować negatywne skutki w całym obszarze zdrowia, począwszy od problemów neurologicznych po raka. Jest naprawdę groźna i nieleczona może doprowadzić do śmierci. 

Ja w ogóle mam życie pełne niespodzianek i zwrotów akcji, których nikt nie jest w stanie przewidzieć. Zdrowie to jest coś, co jest moim problemem od osiemnastego roku życia. Od wtedy tułam się po szpitalach. W sumie byłam tam już dwanaście razy i za każdym razem wychodzi coś innego. Mam na swoim końce trzy przewlekłe choroby, z którymi się zmagam i skutecznie utrudniają mi trenowanie. Chociaż już nauczyłam się z nimi żyć i dogadywać. 

Z medycznego punktu widzenia, lekarze powiedzieli mi, że niemożliwe jest, żebym trenowała, zwłaszcza na takim poziomie, ale powiedzieli też, że jeżeli daję sobie radę, to pozwalają na kontynuację. 

Źródło: Archiwum prywatne

NK: Czyli klasyczny carb loading makronem i pizzą odpada…

OB: Z celiakią jest taki problem, że nigdy nie wiem, ile substancji odżywczych się wchłania i zawsze jest to szacowane na oko. Współpracując z dietetykiem, nie byliśmy w stanie nigdy ułożyć w stu procentach skutecznego planu. 

Wszystko, co muszę jeść, jest oparte na produktach bezglutenowych, a do tego zdrowych. Przetworzone jedzenie bardzo źle na mnie wpływa. Oprócz tego musi być lekkostrawne, bo mam uszkodzony układ pokarmowy. Jak wygląda to w praktyce? Jem bardzo dużo ryżu (śmiech). 

NK: Po celiakii usłyszałaś kolejną diagnozę – rak. Rak, o którym dowiedziałaś się trochę przypadkiem…

OB: Byłam w szpitalu i badali tam drugą z moich chorób, czyli niedoczynność przysadki mózgowej. Przypadkiem stwierdzili, że akurat jest wolne USG, a ja nigdy nie miałam robionego USG tarczycy i w sumie można je zrobić. No i jak zrobili, to okazało się, że jest tam rak złośliwy. Tydzień po otrzymaniu wyniku miałam trafić na stół operacyjny.

NK: Ale rak mógł poczekać, bo wolałaś jechać na zawody… 

OB: Nikt nie powiedział, że jestem zdrowa na umyśle. Tego mi jeszcze nie badali (śmiech). No tak! Operacja mogła poczekać, bo akurat miałam zawody w pływaniu i to jeszcze mistrzostwa Polski, więc skorzystałam z okazji i jeszcze w nich wystartowałam. 

Potem jak wycięli mi tarczycę, to nie było zbyt fajnie. Straciłam nawet głos na kilka dni, a to jest dla mnie tragedia (śmiech). Ale samo wycięcie tarczycy nie jest dla mnie dużym problemem. Wycięli mi przytarczyce i to bardzo utrudnia życie, bo powoduje to to, że bardzo często drętwieją mi nogi i ręce. Jeżeli nie mam dobrego dopływu krwi, to tracę czucie. 

Czasem mam np. problem z jazdą na rowerze podczas treningu. Muszę stanąć i się poruszać, żeby po prostu czuć ręce i nogi. Na zawodach jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby był z tym większy problem. 

Źródło: Archiwum prywatne

NK: Jakiś czas temu mówiłaś, że jesteś w trakcie rozmów z Polskim Związkiem Triathlonu na temat przejścia do paratriathlonu. Na czym stanęło? 

OB: Na wypełnianiu wniosku i wysłaniu go do lekarza. Po podpisaniu przez lekarza wniosek zostanie przesłany dalej. Ja jestem do tego pomysłu nastawiona tak pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. 

Nie do końca się to zgadza z moim sumieniem. Fakt faktem jest mi ciężko i bardzo mało osób wie, jak bardzo jestem w dupie z tym wszystkim, ale patrząc na tych ludzi, którzy nie mają ręki czy nogi to trudno mi się z tym zgodzić. 

NK: Przy Twoich chorobach i tendencjach do nieszczęśliwych wypadków – skąd wziął się pomysł na triathlon? 

OB: Pomysł na triathlon pojawił się bardzo dawno temu. Jeszcze za czasów pływackich. Trener zaproponował mi przejście na triathlon. Miałam pływanie na wysokim poziomie, dobrze biegałam, jeździłam na rowerze. Pomyślałam, że czemu by nie spróbować i stwierdziłam, że tak zrobię jak dokończę sezon pływacki. Tylko że mój sezon pływacki zakończył się przez choroby i nie byłam w stanie spróbować triathlonu.

Ale pomysł wisiał i wisiał. Przed pandemią udało mi się zapisać na zawody w Poznaniu, ale je odwołali, bo zaczęła się pandemia i to się znowu przeciągnęło. W czasie pandemii z kolei zepsułam łokieć, po potrąceniu przez auto. 

Upadłam dość niefortunnie i samym czubkiem łokcia uderzyłam o asfalt. Odłamał mi się przyrostek i przykręcali go na śruby. Tylko okazało się, że mam alergię na metal, rana nie chciała się goić, dostał się tam gronkowiec, w pewnym momencie chcieli mi odciąć rękę… Ale na szczęście wyciągnęli w końcu ten implant i zaczęło się szybko goić. Później rehabilitacja była bardzo trudna, bo nie potrafiłam podnieść ręki wyżej niż linia barków. Miałam zablokowane nerwy. Moim uporem udało się to jednak naprawić. 

Więc teraz jestem w końcu szczęśliwa, że udało mi się zrealizować plan sprzed 9 lat. 

NK: Pierwszym startem w triathlonie był Olsztyn, gdzie nie obyło się bez przygód, bo na chwilę przed okazało się, że nie masz stroju… 

OB: Czytałam wszystkie regulaminy i nigdzie nie było nic napisane, że nie można startować w stroju reprezentacji Polski. Powiedział mi to sędzia, a ja stanęłam jak wryta. Na szybko szukałam stroju i udało mi się go znaleźć na 15 minut przed startem (śmiech). Także wystartowałam wtedy na mocnej adrenalinie… 

Źródło: Archiwum prywatne

NK: Ty chyba zawsze startujesz na mocnej adrenalinie. Na mistrzostwach świata nie było inaczej. Czemu stratowałaś na pożyczonym rowerze?

OB: Wysiadaliśmy z samolotu, a ja stałam i patrzyłam, jak wyjmują bagaże. Akurat szedł mój bagaż, a obsługa go nie złapała. Zamiast pójść na taśmę z bagażami, spadł około trzech metrów plackiem w dół. Jak tylko odebrałam bagaż, to okazało się, że rower ma porozrywaną elektrykę, urwaną ramę i wyłamany hak. 

Finalnie wystartowałam na pożyczonym rowerze, ale też było z tym mnóstwo stresu. Dostałam rower w czwartek po południu, a startowałam w piątek. Czasu wystarczyło tylko na jedną jazdę. 

Co najgorsze, ja nigdy nie jeździłam na TT z mechanicznymi przerzutkami. Kompletnie nie wiedziałam, jak działają te wihajstry (śmiech). Wolałam ich w ogóle nie tykać, więc całe zawody przejechałam na jednym blacie. A przypominam, że tam cały czas było pod górkę i z górki. Dodatkowo dali mi dysk, a ja nigdy w życiu nie jechałam z dyskiem. Jak tam wiało, a ja jechałam 60 km/h to myślałam, że się zabiję (śmiech).  

NK: Wygrałaś nie tylko swoją kategorię, lecz także OPEN. To chyba idealne zakończenie sezonu?

OB: Praktycznie od samego początku nikogo przede mną nie było i robiłam wszystko, żeby to doprowadzić. Wiem, że aktualnie moją najsłabszą stroną jest bieganie, bo najbardziej ucierpiało podczas wypadku. Wiedziałam, że na pływaniu i rowerze muszę zrobić sobie przewagę, ale okazało się, że bieganie nie wyszło nawet tak źle. 

A jak się wtedy czułam? No fajnie! (śmiech) Fajnie wiedzieć, że jest się mistrzem świata i to jeszcze overall. Gdyby ktoś mi to powiedział przed, to bym nie uwierzyła. Dawałam na to może jeden procent szans. 

ZOBACZ TEŻ: Triathlon łączy z pracą strażaka. Łukasz Krieger po zdobyciu mistrzostwa świata: „Najważniejsze, żeby dać swoje 100%”

NK: Idealne zakończenie sezonu, który był pełen wzlotów i upadków. Które z jego momentów były dla Ciebie najtrudniejsze? 

OB: Potrącenie przez auto. W całym swoim życiu nie byłam tak bardzo załamana, jak wtedy. Naprawdę byłam w fajnej formie, zrobiłam życiówkę na dychę i miałam lecieć na mistrzostwa świata na Ibizę. Na początku powiedzieli mi, że mam złamane jedno żebro. Miesiąc później okazało się, że złamane są trzy. Byłam wtedy w bardzo złym stanie psychicznym. 

NK: Jak sobie z tym poradziłaś?

OB: Jestem pod wrażeniem samej siebie. Nie wiem skąd czasem mam taką siłę. Wtedy chciałam po prostu pójść w depresję, zamknąć się w sobie, ale druga część mnie nigdy nie pozwala mi przestać walczyć. Nie chciałam się poddać. 

Dużo pomógł mi mój trener, który powiedział parę zdań, które podniosły mnie na duchu. Stwierdziłam, że jest jeszcze dużo rzeczy do pokazania, które muszę udowodnić światu, więc jest o co walczyć. 

Źródło: Archiwum prywatne

NK: Po mistrzostwach świata co chciałabyś udowodnić światu?

OB: Nie powiem (śmiech). Nikomu tego nie powiem. To jest bardzo długofalowy cel. Na razie chcę się skupić na tych bliższych, bardziej realnych celach i wszystko idzie zgodnie z planem. Chcę być po prostu najlepsza. 

NK: Skoro koniec sezonu to też roztrenowanie. Jak sama napisałaś, to dla Ciebie najgorszy okres w roku. Jaki masz plan na ten okres?

OB: Mój okres roztrenowania skrócił się do pięciu dni (śmiech). Miały być trzy tygodnie, ale udało mi się przekabacić trenera na tydzień. Ostatnio wchodzę na plan treningowy i ostatecznie jest pięć dni (śmiech). Bardzo mi się ta opcja podoba! Chociaż dla mnie to i tak jest dużo. 

Ale fakt faktem mam po prostu trzy tygodnie luźniejszego życia. Teraz po prostu robię to, czego wcześniej nie mogłam np. przebiłam sobie cztery razy ucho, bo wcześniej nie miałam takiej możliwości ze względu na pływanie na basenie. Po prostu nadrabiam parę spraw, ale roztrenowanie to naprawdę dla mnie ciężki okres. Już mój chłopak powiedział, że on pod koniec tygodnia się do mnie nie będzie odzywał, bo mam syndrom odstawienia i humory mi się zmieniają (śmiech). 

NK: Nie obawiasz się, że trochę przegniesz?

OB: Czasem mam takie wrażenie, ale przez te kilkanaście lat, kiedy trenuję, to bardzo dobrze poznałam swój organizm. Wiem, gdzie jest granica, której nie mogę przegiąć. Zawsze mówię to trenerowi i on mnie słucha. To jest świetne, bo zawsze dobieramy trening tak, że nie ma przetrenowania. Poza tym ja jestem tak przyzwyczajona do treningów, że jak ktoś mi je odetnie, to jest gorzej, niż było wcześniej. Na mnie trzeba inaczej patrzeć. 

NK: Oprócz treningów pracujesz jako informatyk, studiujesz inżynierię biomedyczną, prowadzisz treningi biegowe i personalne, uczysz fizyki. Jak łączysz triathlon i obowiązki? 

OB: Naprawdę nie wiem (śmiech). Zawsze się to jakoś ułoży. Po prostu często mam plan dnia rozplanowany w minutach. 

Nikodem Klata
Nikodem Klata
Redaktor. Dziennikarz z wykształcenia. W triathlonie szuka inspirujących historii, a każda z nich może taką być. Musi tylko zostać odkryta, zrozumiana i dobrze opowiedziana.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,744ObserwującyObserwuj
16,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane