Powroty do startów bywają trudne. Bywają piękne. Bywają bolesne. Jednak jak już wracać na linię startu, to w wielkim stylu i na celownik obrać sobie Mistrzostwa Świata Ironman, czyli tak, jak zrobiła to Olga Kowalska.
Najpierw osiem sezonów treningowego i startowego reżimu. Później cztery lata przerwy od ścigania. Kolejny etap? Powrót na triathlonowe trasy i uplasowanie się w TOP6 w kategorii wiekowej wśród amatorek na MŚ Ironman Utah. Tak w bardzo dużym skrócie wygląda triathlonowa historia Olgi Kowalskiej, która opowiada, jak czuje się, wracając do startów, jak przebiegał wyścig w St. George oraz jakie plany ma na swój „powrotny sezon”.
Kamila Stępniak: Pierwszy ukończony start w tym sezonie i to od razu z przytupem! Pełen dystans, Mistrzostwa Świata Ironman i 6. miejsce w kategorii. Trasa była wymagająca, warunki atmosferyczne nie ułatwiały dodatkowo zadania, dlatego duże gratulacje. Szczególnie że tak naprawdę, dopiero co powracasz do startów w triathlonie po dość długiej przerwie. Powiedz, jak to smakuje? Jak to jest znowu poczuć się „człowiekiem z żelaza” i to w światowej czołówce kobiet ze swojej kategorii?
Olga Kowalska: Dziękuję za gratulacje. Wracam do ścigania w triathlonie po 4 latach przerwy, ostatni start w triathlonie miałam w 2018 roku. Szczerze mówiąc, stęskniłam się. Poczułam chęć powrotu na triathlonowe trasy. Ale też z perspektywy czasu wiem, że warto było zrobić tę przerwę po ośmiu pełnych sezonach ścigania się. Potrzebowałam tego – mentalnie i fizycznie.
Rzeczywiście można powiedzieć, że pierwszy ukończony start w tym sezonie był konkretny. Z pewnością był to dla mnie jeden z dwóch najtrudniejszych startów w życiu na dystansie Ironman. Czuję się dumna, że ukończyłam tak ciężkie zawody, z tak dobrym rezultatem, w czołówce swojej kategorii wiekowej. Ale nie czuję 100% satysfakcji, bo wiem, co mogłam zrobić lepiej. To małe błędy, ale ten dystans ich nie wybacza i każdy błąd ma realne przełożenie na końcowy wynik. Dlatego mały niedosyt jest. Choć z drugiej strony nie spodziewałam się, że po pół roku przygotowań będę w stanie walczyć o topowe miejsce w AG.
Zobacz także: Dlaczego Mistrzostwa Świata Ironman w tym roku odbędą się dwukrotnie?
Ten start dał mi odpowiedź na pytanie „na co mnie stać w triathlonie na długim dystansie”. Już wiem, że na więcej, niż myślałam te pół rok temu. Dopiero po trzech dniach od przekroczenia linii mety dociera do mnie, co osiągnęłam i zwyczajnie cieszę się z tego. Ale też przed zawodami nie miałam konkretnych oczekiwań ani wytycznych. Chciałam zrobić najlepszy start, na jaki mnie stać. Myślę, że w 90% udało mi się to osiągnąć. Treningowo wykonałam niemalże 100% zaplanowanej pracy, więc miałam świadomość, że źle nie będzie.
KS: Przed Mistrzostwami Świata, miesiąc wcześniej, zaliczyłaś swój pierwszy DNF w karierze (Setubal, Portugalia). Miało być otwarcie triathlonowego sezonu i sprawdzian formy przed wielkim wyścigiem, ale los bywa przewrotny i lubi krzyżować plany. Czy wpłynęło to w jakikolwiek sposób na ostatni miesiąc przygotowań przed MŚ w Utah?
OK: Tak, zgadza się, nie ukończyłam połówki w Portugalii. Zabolało mnie to. Kilka lat temu na tych zawodach byłam druga. Teraz wiedziałam, że stać mnie na wygraną. Wyścig układał się bardzo dobrze do 25km roweru. Jechałam druga, ze stratą ok 1′ do liderki. Niestety przebita opona zakończyła tę przygodę.
Następnego dnia wstałam i zrobiłam dwa treningi. I tak dzień po dniu trenowałam, myśląc tylko o starcie w IM, nie oglądając się za siebie. To była gorzka pigułka, ale uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nic złego się nie stało. Byłam zdrowa i nadal mogłam się przygotowywać do najważniejszego dla mnie startu.
Wsparciem dla mnie w tym czasie był mój mąż Tomek i to jemu najbardziej jestem wdzięczna za bycie przy mnie w takich sytuacjach. Ten tydzień po niedokończonym starcie był ostatnim tygodniem ciężkiej pracy treningowej pod IM i bardzo mnie podbudował. W ten sposób szybko zapomniałam, że coś poszło nie tak, że było drobne potknięcie.
Ostatnie 2 tygodnie przed IM to już tapering – więcej odpoczynku, mniej treningu, ale też dwie długie podróże, z Portugalii do Polski i potem z Polski do USA. Brak startu kontrolnego nie utrudnił mi przygotowań, ale jednak minimalnie niekorzystnie wpłynął na mój start w Utah. Potrzebuję takich startów, aby przypomnieć sobie, jak to jest się ścigać na maxa i nie popełniać błędów.
Zobacz także: Tomasz Szala: „Każdy musi znaleźć złoty środek na odpowiednie przygotowanie do zawodów”
KS: Wszyscy uczestnicy zgodnie twierdzili, że trasa i warunki do najłatwiejszych nie należały. A że triathlon to trzy dyscypliny, więc na pełnym dystansie daje to sporo czasu i możliwości nie tylko do wyciśnięcia z siebie maksa, lecz także pojawiają się kryzysy. Który etap/część wyścigu był tym, z którego jesteś najbardziej zadowolona?
OK: Trasy były przepiękne, a zawody perfekcyjnie przygotowane. Jednak nie mamy wpływu na warunki w dniu startu. Te były naprawdę wymagające: wiał porywisty wiatr, z każdą godziną mocniej, nie odczuwali go PROsi, ani startujący najwcześniej amatorzy. Na szczęście start był falowy w poszczególnych kategoriach, więc walka była uczciwa.
Ja startowałam na końcu i większą część etapu rowerowego jechałam już w silnym wietrze. Temperatura też była wyższa z każdą godziną, do tego suche powietrze. Żaden z etapów nie poszedł mi szczególnie źle, ani szczególnie dobrze. Jednak najtrudniej było na rowerze, to jest najdłuższy etap i to tutaj najbardziej odczuwałam niekorzystne warunki. Jadąc, źle się czułam, nie byłam w stanie jechać z założoną mocą, ale wiedziałam, że to jest IM, że trzeba na bieżąco podejmować dobre decyzje, które pomogą mi ciągle napierać do przodu.
Odpowiednio dostosowane tempo do warunków, nawadnianie i żywienie to kluczowe sprawy. W T2 byłam na 6. miejscu w AG – lepiej, niż się spodziewałam. Jestem naprawdę zadowolona z tego, jak poradziłam sobie na rowerze, a tylko ja wiem, jak trudne momenty w trakcie tych 180 km miałam. Na biegu robiłam, co mogłam. Zbliżałam się do rywalek, ale ostatecznie zabrakło 1′ do 5. miejsca i pudła MŚ w AG. Uwielbiam bieganie, ale tutaj zwyczajnie nie dałam rady i jest to część, z której jestem najmniej zadowolona.
KS: W Utah byłaś już wcześniej, dlatego wiedziałaś, czego mniej więcej się spodziewać na trasie. Czy to pomogło Ci w przygotowaniach do wyścigu?
OK: W Utah byłam z mężem kilka lat temu, turystycznie i o innej porze roku, niż teraz. Wyobrażenie o warunkach tutaj panujących miałam. Ale wyobrażenie to jedno, a to, co zastałam i posmakowałam na własnej skórze w trakcie wyścigu, to zupełnie inna sprawa. I na to nie można być w 100% gotowym.
Trzeba przed i w trakcie wyścigu podejmować dobre decyzje, aby liczyć na udany start. Natomiast to, na co mamy wpływ, to przygotowanie się do wyścigu pod kątem specyfiki tras, a one są znane znacznie wcześniej. Wiedziałam, że pływanie będzie w piankach, w zimniej wodzie (temp w dniu startu to 18 stopni, kilka dni wcześniej było jeszcze 15 stopni). Rower miał być w terenie górzystym z 2000 m przewyższenia, więc nie tylko siła fizyczna się liczyła, ale też rozkład tempa na poszczególnych etapach trasy, umiejętności zjeżdżania z wysokimi prędkościami w wietrze.
Trasa biegowa w większości przebiegała w górę lub w dół, z krótkimi odcinkami wypłaszczenia, co dawało łącznie 420 m przewyższenia na 42 km. Wszystkie te elementy mój trener Tomek Kowalski uwzględniał w przygotowaniach. Czułam się świetnie przygotowana na to, co mnie czeka. Nie wyszło idealnie, ale to raczej kwestia spraw pozatreningowych, których jest bardzo wiele do ogarnięcia, niż czysto treningowych aspektów.
Zobacz także: MŚ Ironman Utah – przegląd trasy
KS: Kończyłaś „ironmany” w słońcu, w deszczu, w cieple i zimnie. Pamiętam, jak na jednym z wyścigów założone miałaś gumowe rękawiczki. Zawodnik musi przygotowywać się na każde warunki. Jednak każdy ma również te swoje najbardziej ulubione. Jakie są Twoje ulubione?
OK: Wspominając o dwóch najtrudniejszych wyścigach w życiu, miałam na myśli ten w Utah teraz oraz wcześniejszy, również w USA, w Louisville w 2018 roku. Wtedy lał okrutny deszcz przez cały etap rowerowy, a temperatura powietrza wynosiła od 4 stopni rano do max. 10 stopni w trakcie biegu.
Nie znoszę dobrze zimna i deszczu. Mój organizm nie jest w stanie funkcjonować w takich warunkach, mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa. Za to lubię ciepło, wręcz upał. Tutaj radzę sobie lepiej, niż większość osób w tych samych warunkach. W Utah poza upałem (śr. temperatura z tego dnia to 33 stopnie) musiałam sobie poradzić z mocnym wiatrem na rowerze i biegu, bardzo suchym powietrzem oraz czymś, z czym nie miałam wcześniej do czynienia – z wysokością. Te zawody odbywały się na ok. 1000 m n.p.m. i mimo że nie jest znaczna wysokość, to jednak dość odczuwalna. Miałam spore problemy z oddychaniem w trakcie biegu, to powodowało kolki.
Chciałam biec mocniej. Czułam, że nogi są w bardzo dobrym stanie, że po rowerze jestem w stanie biec swoje, ale blokował mnie oddech. Musiałam zwalniać, czasami stawać, maszerować. Także mimo ciepła, w którym zazwyczaj radzę sobie lepiej, niż większość osób, tutaj mieszanka wszystkich czynników dała mi niesamowicie w kość. Przy okazji nie mogłabym nie wspomnieć o tym, że 21% osób startujących nie ukończyło tego wyścigu. To całkiem sporo, jak na standardy Ironman.
KS: W Utah czego najbardziej się obawiałaś? Klimatu czy trasy?
OK: Jedyne czego się obawiałam to klimatu, a dokładnie silnego wiatru. Okazało się, że kilka innych czynników również mocno wpłynęło na przebieg zawodów. Same zawody wybrałam świadomie, wiedząc, jakie trasy na mnie czekają. I cieszyłam się bardzo na to wyzwanie, bo to było coś, czego potrzebowałam wracając po przerwie. I absolutnie nie żałuję wyboru! Choć chyba nie chciałabym powtarzać zawodów w tym miejscu na dystansie IM. Za to MŚ IM 70.3, które odbędą się tutaj na podobnych trasach w październiku tego roku, bardzo wszystkim polecam! To jest fantastyczne miejsce i niesamowite doświadczenie!
KS: Co dalej? Gdzie zobaczymy Cię triathlonowej trasie w tym sezonie?
OK: Spontanicznie dzień po starcie w trakcie przyznawania slotów zdecydowałam, że przyjmuję kwalifikację na Hawaje na MŚ IM 2022. Także za 5 miesięcy ponownie wyruszę na trasę Ironman. Tym samym wystartuję pod raz drugi w życiu na Hawajach. Zawodnicy z grupy Trinergy, którzy startowali teraz w Utah oraz mój mąż skutecznie zachęcili mnie, aby przyjąć slota. Nie miałam wyboru. [śmiech] Dopiero po trzech dniach dotarło do mnie, co się stało. Cieszę się na to wyzwanie. Poza tym nie mam jeszcze innych planów startowych na ten sezon. Myślę, że w ciągu kilku najbliższych dni uda mi się je sprecyzować.
KS: Dziękuję za rozmowę. Po takim powrocie możemy liczyć na sezon pełen emocji. Trzymam więc kciuki i czekam na to, co dalej!
OK: Również dziękuję za rozmowę.