Ściganie się w Roth było ostatnim dużym wyścigiem PRO Sebastiana Kienle. Niemiec mówi, że chociaż ten sezon nie idzie zgodnie z zaplanowanym scenariuszem, to wieńczy karierę, o której wielu może tylko marzyć.
Podczas niedawnego Challenge Roth Sebastian Kienle zajął 14. miejsce. Na mecie został powitany przez dwie niemieckie legendy – Jana Frodeno i Patricka Lange. Było to dla niego emocjonalna wydarzenie i jednocześnie ostatni tak duży wyścig.
Kariera zgodnie z planem
We wzruszającym filmie, który podsumowuje Challenge Roth i ostatni etap kariery Kienle, zawodnik mówił, że na ten sezon i wyścig miał pewien gotowy scenariusz. Nie wszystko poszło po jego myśli. Nie może tego jednak powiedzieć o karierze, bo spełnił największe marzenia.
– Wiele rzeczy w mojej karierze poszło zgodnie z planem. Kiedy zaczynałem starty, marzyłem o tym, aby zostać mistrzem świata. Być najlepszym na świecie. Moje życie ułożyło się zgodnie z tym scenariuszem. Misja wykonana.
Kienle przyznał też, że podobny plan miał na ten rok. Pojawiło się jednak wiele przeszkód. Kolejne kłody rzucane pod nogi sprawiły, że tegoroczne wyniki nie były tak dobre, jak to sobie wyobrażał przed sezonem. Cieszy się jednak, że mógł rywalizować jak równy z równym z nowym pokoleniem świetnych triatlonistów takich jak Magnus Ditlev.
– Może to, że nie wygrywam tych wyścigów, wcale nie jest złe? Wtedy w ogóle nie mógłbym przejść na sportową emeryturę. Teraz widzę, że nie mam już szans z takimi zawodnikami jak Magnus Ditlev. Po wyniku w Konie (zajął 6. miejsce – przyp. red.) myślałem, że ciągle tam jestem i mogę powalczyć o podium. Teraz jednak, biorąc pod uwagę przygotowania i te wyścigi zrozumiałem, że nie chcę już tego przechodzić ponownie.
Wielki krok ku zakończeniu kariery
Biegnąc ostatnie kilometry podczas Challenge Roth Kienle zrozumiał, że każdy kolejny wykonany krok zbliża go do końca profesjonalnej kariery. Na mecie czuł duże wzruszenie. Nie mógł wyobrazić sobie lepszego zakończenia niż wielki wyścig w Niemczech. Może wyścig nie poszedł zgodnie z planem, ale to piękne zwieńczenie kariery.
– Kiedy udałem się do domu po wyścigu, to złapałem się na myśleniu o tym, co może być za rok. Co powinienem zrobić, aby móc pokonać Magnusa, Gustava? Co można poprawić, dopracować? Wtedy zdałem sobie sprawę… że ja przecież nie muszę wcale tego robić. Mogłem odetchnąć. W przeszłości mnie to napędzało. Teraz cieszę się, że nie muszę tego już robić – powiedział.
Kienle dodał, że Roth był ostatnim tak wielkim wyścigiem w jego profesjonalnej karierze. Planuje jeszcze kilka innych, ale znacznie mniejszych.