Pobiegałem trochę w maju!

Mój wiosenny sezon biegowy dobiegł końca. Miałem zaplanowane 3 główne starty (połówki w Warszawie i Grudziądzu oraz dycha w Gdyni). Zrobić życiówkę na 10km – to był główny cel, który chciałem osiągnąć. Zacznę jednak od majówki w Grudziądzu i Rulewie.


W Półmaratonie Śladami Bronka Malinowskiego wystartowałem już 2 raz. Znowu okazało się, że jest to jedna z najlepszych imprez biegowych (jak nie najlepsza) w jakich miałem przyjemność brać udział. Tam wszystko jest tak, jak być powinno: profesjonaliści zajmujący się organizacją (m. in. Mariusz Giżyński), bardzo dobre prowadzenie imprezy (Sebastian Dymek), charakterystyczna i  wymagająca trasa śladami Bronka Malinowskiego, rewelacyjne miejsce na metę imprezy w Rulewie (połączone z festynem – bomba!), posiłek regeneracyjny jakiego nie widziałem nigdzie indziej (jogurty, kefiry, pączki, zupa pomidorowa, piwo), super nagrody, niepowtarzalny majówkowy klimat.


Od początku zakładałem, że biegnę na miejsce a nie na czas. Nie kontrolowałem zupełnie tempa (jedynie na 1km, 5km i 10km sprawdziłem stoper). Chciałem być w pierwszej 9 aby załapać się na jakieś nagrody. Po prostu: miło wspominałem upominki za 6 miejsce z przed roku. W dodatku byłem świadomy, że 6 dni po tym półmaratonie biegnę w Gdyni na 10km i tam już będę walczył o życiówkę, bez odpuszczania.


554673c09f329 gd

 

Pierwszy km przebiegłem bardzo mocno jak na półmaraton, bo w 3:29/km. Chciałem rozeznać się w sytuacji i zobaczyć czy uda mi się złapać jakiejś ekipy i walczyć o miejsce biegnąc razem z nią. Niestety, grupa której powinienem się złapać uciekła mi na jakieś 100m. Od 2km biegłem sam. Wiedziałem, że jestem na 10 miejscu. Wiedziałem też, że zawsze odpada ktoś, kto wyrwał za mocno na początku. Można powiedzieć, że już było dobrze – 9 miejsce praktycznie pewne. Tym bardziej, że widziałem przed sobą 4-5 biegaczy. Można powiedzieć, że kontrolowałem sytuację.


Na 5km miałem czas około 17:40 – 17:50, dokładnie nie pamiętam. Na odcinku pomiędzy 5 a 9 km wyprzedziłem jednego biegacza i gdy mijałem znacznik 9km byłem na 9 pozycji ze stratą 10 sekund do trójki, która biegła przede mną. Wiedziałem, że ich złapię, bo z kilometra na kilometr strata malała. Czas na 10km to 36:20, coś koło tego. Czyli 10sek szybciej niż przed rokiem, gdzie nabiegałem rewelacyjny jak na tę trasę czas 1:17:20. Noga podawała, dobrze się czułem i zacząłem po kolei wyprzedzać rywali, którzy biegli przede mną. Takim sposobem na 15km byłem już na 7 miejscu ze stratą około 30” do 6. Niestety, na więcej mnie nie było stać tego dnia. Nie wiem czy zabrakło motywacji, sił czy po prostu było to spowodowane myślą o biegu na 10km, który mnie czekał za 6 dni. Metę przekroczyłem jako 7 ze słabym wynikiem 1:18:26. To jest o minutę gorzej niż rok temu. Nie byłem zadowolony z czasu ale z miejsca jak najbardziej. W sumie aż tak bardzo mocno się nie zajechałem, więc plan wykonany w 100%.


foto-pgr15 01_ajk_20150503_121824_1


Dni pomiędzy Grudziądzem a Gdynią zamierzałem porządnie przepracować. Jedynie totalnie odpuściłem piątek i nie poszedłem nawet na basen. Był to dla mnie test przed sezonem triathlonowym, w którym będę miał dużo startów tydzień po tygodniu. Czy jestem w stanie porządnie wystartować np. w niedzielę, ostro trenować w tygodniu i znowu np. w sobotę dać ognia na zawodach bez uszczerbku na zdrowiu? Okazuje się, że po solidnie przepracowanej zimie nie ma rzeczy niemożliwych.


Można powiedzieć, że już w piątek byłem gotowy. W sobotę rano nosiło mnie niesamowicie. Start biegu w Gdyni o 15 – bardzo zła godzina dla mnie (pewnie nie tylko dla mnie). Idealna godzina na start to 9/10. Wstać, zjeść lekkie, energetyczne śniadanie i startować. A tu trzeba było kombinować i stresować się pół dnia. Najważniejsze jednak, że o 14:55 stałem na linii startowej w gronie elity i czekałem na wystrzał ORP Błyskawicy. Bardzo chciałem zrobić życiówkę (poprzednia to 34:45). Nie ważne o ile, nie ważne jak. Ważne aby był rekord.


dsf 9305

 

Bieg zacząłem tak jak półmaraton w Grudziądzu: pierwszy km w 3:29. Na 21,1km to za szybko, na 10km za wolno. I już od początku czułem niepewność, bo tempo miało być 3:25/km od startu do mety. Na szczęście im dalej w las tym bardziej się rozkręcałem. Nie ma co się rozpisywać o tym co się działo podczas biegu. Startując na 10km zawsze mam tą samą taktykę: cisnę tak jakby bieg miał się skończyć po 7km a później lecę na oparach do mety. Na półmetku wyłapałem czas 17:04 (czyli o 1 sekundę gorzej niż życiówka z Parkruna).


11216158 950631751643804_1104452693_n


Przed wbiegiem na Świętojańską byłem już bardzo wyczerpany. „Dycha’ zawsze boli, nie mam co do tego wątpliwości. Przedostatni kilometr pobiegłem w super czasie 3:17. Spojrzałem na zegarek i okazało się, że jak ostatni pobiegnę w 3:20 to połamię 34′ – kosmos!. Niestety, zabrakło mi sił i ostatnie 1000m „przeczłapałem’ w 3:36. Bardzo dużo mnie kosztował ten bieg. Czas na mecie: 34:16. Jest nowa życiówka oraz wielkie zadowolenie z siebie.


Zdaję sobie sprawę, że nie jest to kres moich możliwości na tym dystansie. Po pierwsze: nogi mogły nie do końca być sobą 6 dni po wymagającym półmaratonie. Po drugie: aby pobiec najlepiej jak potrafię, musiałbym zrobić typowy tapering pod zawody, na który nie ma miejsca w tym okresie przygotowań do sezonu triathlonowego. Nie jestem biegaczem, jestem triathlonistą! Do zobaczenia w 24 maja w Piasecznie!

Powiązane Artykuły

10 KOMENTARZE

  1. Po przeczytaniu że dystans 21,1 km się powinno traktować jako przedłużoną dychę mam taktykę na długi dystans. To tylko cztery ćwiartki, a co to ćwiartka dla dorosłego chłopa. Mocarz jak napisał Arek to za mało. Ja bym powiedział Batman !

  2. A w Gdyni nie pobiegłem PS, bo na drugiej 'piątce’ straciłem tylko 8 sekund. Biorąc pod uwagę, że druga część w Gdyni jest ciężka, można powiedzieć, że pobiegłem równo. To jest taktyka 2/3, wyczytana w książce Daniesla.

  3. Dzieki wszystkim za miłe słowa! @Bartosz, NS jest super na maraton ale chyba nie na 10km? Ewentualnie półmaraton ale też dystans 21,1km traktowałbym bardziej jako przedłużoną dychę. Wg mnie 10km i NS to nieporozumienie i pierwsze słyszę, żeby ktokolwiek stosował taką taktykę na tym dystansie. Pozdrawiam.

  4. Gratulacje wyników, jak dla mnie to kosmos. Mam jednak jedno pytanie odnośnie taktyki. Napisałeś, że początek biegniesz mocno, a później na oparach toczysz się do mety, czyli taki positive splits. Moje pytanie : czy próbowałeś pobiec odwrotnie najpierw wolniej, a potem coraz szybciej (negative splits) ? Jeśli tak jakie to daje efekty przy Twoim poziomie ? Wielkie głowy biegania uważają negative splits za najlepszą taktykę na bieg, a positive splits podsumowują brakiem doświadczenia zawodnika. Jestem ciekawy Twojego zdanie na ten temat. Pozdrawiam.

  5. Gratulacje Mateusz! I do tego miło poczytać o rodzimym Grudziądzu…Swoją drogą 'zazdraszczam’ pogody…krótkie rękawki…też mi coś…;)

  6. Pięknie, Mateusz, pięknie. Za rok już będzie Ci trudniej wygrać nagrody w półmaratonie śladami Bronka Malinowskiego, po takiej reklamie tego biegu :-).

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,814ObserwującyObserwuj
21,900SubskrybującySubskrybuj

Polecane