„Ej, a co ty tu robisz?” – pytanie jednego z kibiców, które usłyszał rok temu w Czempiniu podczas zdobywania Mistrzostwa Polski w duathlonie, wciąż brzmi mu w uszach. Pamięta je, bo lubi, kiedy nikt na niego nie stawia. Wtedy podium smakuje Karolowi Bogusowi jeszcze lepiej.
ZOBACZ TEŻ: Kacper Tochowicz: „Nie do końca wpisuję się w ramy zawodnika amatorskiego”
Czarek Oracki – Po ubiegłorocznym tytule Mistrza Polski i wywalczonym również w Czempiniu tydzień temu wicemistrzostwie kraju na średnim dystansie, pytanie co robisz na trasach duathlonowych i triatlonowych zawodów jest już chyba nieaktualne?
Karol Bogus – I tak, i nie. Nie jestem już oczywiście tak anonimowy, jak jeszcze rok temu, ale dla wielu osób moje wyniki sportowe wciąż mogą być sporym zaskoczeniem. I dobrze (uśmiech). Lubię, kiedy nikt na mnie nie stawia, kiedy nie muszę mierzyć się z dodatkową presją. Mogę wtedy spokojnie skupić się na realizowaniu planu na wyścig, który zawsze przygotowuję sobie przed startem.
C.O – Jak wyglądał plan na tegoroczny Czempiń? Ja sam pisałeś w swoich mediach społecznościowych, spotkała się tam naprawdę mocna grupa zawodników z dużo większym doświadczeniem niż Twoje. Taki wyścig mentalnie można przegrać już przed startem…
K.B. – Akurat głowa i nastawienie mentalne jest moją mocną stroną. W ostatnim czasie sporo czytam na ten temat i staram się rozwijać także tę stronę mojej sportowej osobowości. Doceniam umiejętności moich konkurentów, ale świadomość rywalizacji z nimi nie paraliżuje mnie. Wręcz przeciwnie, znane nazwiska obok mojego na liście startowej dodatkowo mnie nakręcają do pokazania pełni moich możliwości.
Jeśli chodzi o plan na wyścig sprzed tygodnia w Championmanie, to był on identyczny jak na te same zawody rok wcześniej. Nie planowałem walki o podium. Marzyłem raczej, aby w tej mocnej stawce utytułowanych zawodników znaleźć się w pierwszej szóstce wyścigu. Tylko moja żona we mnie wierzyła i przekonywała, że stać mnie na walkę o najwyższe lokaty.
Plan na wyścig był prosty – rozpocząć mocnym pierwszym biegiem, docisnąć jeszcze na rowerze i spróbować utrzymać wywalczone miejsce na drugim biegu. Nie wiedziałem tylko, że wystartujemy aż tak ostro… Kiedy po pierwszych dwóch kilometrach w grupce m.in. z Pawłem Młodzikowskim, zorientowałem się, że biegniemy w tempie 3:05 min/km, trochę musiałem odpuścić. Zwolniłem i rozsądnie biegłem swoim tempem – 3:20-3:25 min/km, czekając na rower, na którym planowałem dogonić tę pierwszą grupę. I tak się stało.
C.O. – I wykręciłeś rekord czempińskiego odcinka rowerowego. Pojechałeś go o minutę lepiej niż zwycięzca całego wyścigu – Igor Siódmiak. To kwestia samej trasy, która wyjątkowo Ci pasuje, świetnej dyspozycji tamtego dnia, czy masz aż tak mocny rower?
K.B. – Rzeczywiście lubię tę trasę, ale nie będę ukrywał, że rower jest po prostu moją silną stroną. Ten rekord odcinka, o którym wspomniałeś jest tego najlepszym dowodem. Ciekawe jest to, że mam w tym zakresie jeszcze wiele do zrobienia, np. w kwestii poprawy pozycji podczas jazdy czy drobnych kwestii sprzętowych związanych z rowerem. Krótko mówiąc – wiem, że mogę jeździć jeszcze lepiej.
Oczywiście, tak szybka jazda kosztuje też wiele sił. Pamiętam, jak tydzień temu na trasie dogoniłem prowadzącą grupę kilku zawodników z Tomkiem Spaleniakiem i Jankiem Popławskim. Zebrałem wtedy wszystkie siły, żeby ich wyprzedzić i ostatecznie mi się udało, ale kosztowało mnie to naprawdę wiele. Kiedy kończyłem odcinek kolarski i zmieniałem buty przed drugim biegiem, czułem lekkie skurcze nóg. Miałem obawę, że ten ostatni etap zawodów będzie przez to dużo słabszy. Oczyma wyobraźni widziałem już, jak doganiają mnie zawodnicy, których udało mi się wyprzedzić na rowerze. Ale było lepiej, niż się spodziewałem. Zwolniłem dopiero na 8. kilometrze, bo dotarło do mnie, że nikt nie odbierze mi już tego drugiego miejsca. Wiedziałem też, że nie mam już szans na dogonienie Igora. Ostatecznie przegrałem z nim o nieco ponad minutę.
Wyświetl ten post na Instagramie
C.O. – I na Twojej szyi zawisł srebrny medal MP. Dobrze, zostawmy Czempiń i wróćmy do początków Twojej sportowej przygody, które nie są wcale przecież takie odległe w czasie. Jak i kiedy to się zaczęło?
K.B. – Zupełne początki to 2017 roku i Turcja, gdzie przebywałem w związku z pracą. Wiosną tamtego roku ważyłem 104 kg (dziś ok. 70 kg – przyp. C.O.) i mój związek ze sportem ograniczał się do wizyt na siłowni. Najpierw było bieganie, do którego namówiła mnie moja obecna żona, którą poznałem właśnie w Turcji. Po kilku miesiącach treningów biegowych wystartowałem w Cappadocia Ultra Trail na dystansie 35 km, a już miesiąc później – w maratonie w Stambule. Wiosną 2019 roku z biegania przerzuciłem się na triathlon i w październiku tego roku wystartowałem w rozgrywanym w Turcji Pucharze Europy na olimpijce. A miesiąc później zmierzyłem się z 1/2 IM, gdzie osiągnąłem czas 4:24.
C.O. – Zadebiutowałeś w Polsce dopiero w 2020?
K.B. – Tak, wróciłem w 2019 roku przed pandemią i zdążyłem wystąpić tylko na 1/4 IM w Chełmży, gdzie zająłem drugie miejsce open.
Kolejne starty w naszym kraju to już 2021 rok. Najpierw był Serock (3 m. open), później połówka w Bydgoszczy (2 m. w kat. M35, 5 open) i Gdynia (3 m. w kat.) i MP AG na olimpijce w Białymstoku (1 m. w kat.). Niezłe wyniki, ale kosztowały mnie one naprawdę dużo wysiłku. Wszystko przez marne pływanie, które zawsze było moją słabą stroną. Często zdarzało się, że z wody wychodziłem w połowie stawki i przez resztę wyścigu musiałem strasznie gonić, żeby nawiązać walkę o podium. Nic dziwnego, bo przecież jeszcze kilka lat temu, we wspomnianym 2019 roku, umiałem jedynie utrzymać się na wodzie i przepłynąć kilkanaście metrów. I tak zrobiłem od tego czasu ogromny postęp (uśmiech).
C.O. – I w ten sposób znów wróciliśmy do Championmana ’21. Start w duathlonie to naturalna decyzja, związana z Twoim dużo słabszym pływaniem?
K.B. – Tak, zastanawiałem się, jakby to było, gdybym nie musiał tak gonić (uśmiech). Wystartowałem więc w duathlonie i wyszło całkiem dobrze. Pamiętam, że po pierwszym biegu byłem szósty i bardzo mi się to miejsce podobało. Ale na rowerze, już na pierwszej pętli udało mi się dogonić i wyprzedzić najpierw innych zawodników, a później prowadzącego Pawła Ochala i nie oddałem tego prowadzenia do końca. To właśnie podczas tego wyścigu, przy nawrocie, usłyszałem od jednego z kibiców zdumione: „Ej, a co ty tu robisz?”. Chyba opowiedziałem na to pytanie najlepiej jak można, zdobywając tytuł Mistrza Polski. Dziś mówię o tym spokojnie, ale emocje po przekroczeniu mety były ogromne i nigdy ich nie zapomnę. Także właśnie dlatego, że dla wielu osób byłem wtedy postacią zupełnie nieznaną. Tym lepiej smakowało mi to zwycięstwo.
C.O. – Zdradź nam jeszcze swoje plany startowe i cele na resztę 2022 roku.
K.B. – Od tego roku współpracuję z Kubą Bieleckim z Neon Teamu i nasz praca przynosi bardzo dobre efekty w zakresie poprawy tego mojego nieszczęsnego pływania. Dlatego planuję aktywny sezon startowy, w którym znów pojawię się na kilku zawodach triathlonowych. Już za dwa tygodnie wystartuje w Serocku, po sąsiedzku z Marek, w których mieszkam. Później wezmę udział w zawodach w Zimnej Wodzie na 1/2 IM. Może wpadnę do Susza, jeśli tylko znajdę wolny czas.
Następny start to już Mistrzostwa Polski w Poznaniu na ½ IM, w których postaram się o tytuł MP w swojej kategorii. Bardzo ważnym startem w tym roku będzie dla mnie Gdynia, w której chcę powalczyć o slot na Mistrzostwa Świata w Finlandii. To mój nadrzędny cel sportowy na najbliższe 2 lata – marzę o zdobyciu tam tytułu MŚ w swojej kategorii wiekowej na dystansie 1/2 IM. Aha, myślę też o starcie w Malborku, bo fajnie byłoby zadebiutować na pełnym dystansie w swoje 40 urodziny i złamać 9 godzin.
C.O. – Życzę spełnienia sportowych marzeń i dziękuję za rozmowę.
K.B. – Dziękuję bardzo.
ZOBACZ TEŻ: Olga Kowalska na poważnie wraca do ścigania?