Trzeba jasno powiedzieć – sezon 2010/2011 zakończył się na całego i w zupełności. Jaki był ten sezon? Nie taki jak w tej piosence, mojego ulubionego wykonawcy roku 2011.
Przede wszystkim był udany.
1. Całkiem niezły wynik w Suszu na ½ IM – życiówka 4:52 pomimo słabego pływania, gumy na trasie – powietrze zaczęło uchodzić od 60km, abym pod koniec pętli „dobił’ obręczą na wyboju, później problemy na trasie biegowej.
2. Super impreza w Roth na której zaprzyjaźniłem się z Łukaszem Grassem (pełna relacja jeszcze będzie). Nie poprawiłem życiówki, ale przebiegłem maraton poniżej 4h, a rower całkiem przyzwoicie pojechałem (5:13), ale znowu … problemy z bieganiem – brak kilometrów dał się we znaki.
3. Debiut na dystansie olimpijskim i poznanie Arka Kosteckiego. Świetna impreza i super gość! Będziemy konkurować jeszcze nie na jednej imprezie. (Relacja będzie).
4. Cykl „Zalew Cup’ – pływanie w Zalewie w Siedlcach. Pierwsze miejsca na podium w mojej sportowej karierze. Najbardziej jestem zadowolony z tych imprez, świetna organizacja (ukłony dla Jaśka), oraz nabranie doświadczenia w pływaniu na otwartym akwenie. Absolutnie lektura obowiązkowa w następnym roku.
5. Habdzinman – pech na trasie i uszkodzenie roweru, ale co za finisz na ostatnich metrach biegu. Jeszcze napiszę relację z tej imprezy.
6. Triathlon siedlecki – impreza w której miałem nie startować, bo obiecałem sobie, że w tri MTB nigdy nie wystąpię. Ale nie mogłem odmówić mojemu przyjacielowi Jaśkowi. I była to bardzo udana impreza! Relacja.
7. Próba poprawienia życiówki w Borównie się nie udaje, ale zajmuję świetne 16 miejsce. Relacja.
8. Ostatecznie najważniejszy start – Triathlon Warszawski i pierwsze podium z pucharem. Nie byłem w formie, ale jak w całym sezonie. Relacja.
9. Mnóstwo doświadczenia, zdobytego w tym sezonie! Ogrom, przewielkość!
10. Poznanie prawdziwych hardkorów tego sportu – Pierścienia i Kazika i Hani.
11. Najważniejsze – zawiązanie się przyjaźni z Jaśkiem, Łukaszem i Tomkiem (kolejność przypadkowa). Kocham Was chłopaki!
Po drugie sezon był potwornie pechowy:
1. Kontuzja na początku listopada – skręcona noga, gips, rehabilitacja, brak biegania i pływania. To był dopiero wstęp do pecha.
2. Mało pływania, trochę źle rozłożyłem treningi. Niestety odbiło się, to później na całym sezonie.
3. Absolutna katastrofa – Maraton Krakowski. Na 17km wyłazi kontuzja. Nie mogę biec dalej, chociaż jestem pacemakerem. Nie mogę chodzić. Tragedia. Rehabilitacja trwa nawet teraz – wciąż odpuszczam bieganie, pewnie gdybym od kwietnia odpuścił uczciwie i nie biegał 3 miesiące, rozciągał się, teraz nie byłoby problemu, ale zawsze trochę za bardzo wyrywałem się do przodu. Niestety noga ciągnie się przez calusieńki sezon i niweczy moje plany.
4. Wywrotka na Habdzinmanie – uszkodzony rower – rama do której przymocowany jest hak przerzutki, oraz manetka do zmiany biegów.
5. Wywrotka i wplątanie taśmy w kasetę w Siedlcach pozbawiła mnie 4 miejsca.
6. Uszkodzenie dwóch szytek. Niby pierdoła, ale 2x150zł wyrzucam w błoto.
Niech następny sezon, nie będzie tak pechowy, to wyjadę na Hawaje! Życzcie powodzenia!
To ja dziękuję, za miłe słowa. Jest mi bardzo miło, że to czytacie i komentujecie!
Mordo Ty Moja – jak mawiał klasyk – świetne podsumowanie nie dam się tak łatwo w przyszłym sezonie 🙂 POWODZENIA
wooow dzięki, dopiero przeczytałem, sporo tam wspomnień masz ze wschodnim Mazowszem 😉 dzięki
Dziękuju.
Świetne podsumowanie!
Pamiętaj, że co Cię nie zabije, to Cię wzmocni! Powodzenia 🙂