Michał Podsiadłowski to jeden z kilku Polaków, którzy wystartują w tym roku na Mistrzostwach Świata Ironman Hawaii. Zawodnik amator, pracujący jako programista, mający rodzinę, zdobył swoją kwalifikację w Klagenfurcie, uzyskując czas 9h 4 minut, co dało mu 4 miejsce w kategorii M30 i przepustkę na Big Island. W swojej relacji dla Trinergy – grupy, z którą trenuje, napisał m.in.:
„Dystans IRONMAN to zawsze trochę loteria – 226km to kawał drogi do pokonania i nigdy nie można przewidzieć wszystkiego, co się wydarzy. Tym razem naprawdę czuję, że dałem z siebie wszystko. Za metą przechwytuje mnie wolontariusz pyta się, czy jest OK, a ja zamiast udawać umierającego mówię, że „tak” i pytam o kroplówkę – podobno bardzo przyśpiesza regenerację. Niestety trzeba było udawać umierającego… zmęczeni dostają tylko colę i izo. Idę za metę, a tam już czeka rodzina. Super zadowoleni, ściskają mnie przez barierki i gratulują, mówią, że było 9h4min, ale nie wiedzą, który jestem. Robi mi się słabo, mam problemy z nabraniem oddechu, siadam na ławeczce i odpoczywam. Płytki oddech po kilku minutach puszcza i mogę znowu normalnie rozmawiać. W tym momencie dochodzi do mnie, że naprawdę poszedłem „all out”. Dzwonię do kolegi, wiem, że śledził trackera i …. 4ty! Krzyczę do żony: „Jedziemy na Hawaje, byłem czwarty!” Pokażę dziecku obiecane wulkany.”
Grass: Michał, ogromne gratulacje za ten wyczyn! Dopiąłeś swego. Już w tamtym roku w Kopenhadze chciałeś pokazać, jak jesteś szybki, ale musiałeś jeszcze rok poczekać. Tym razem zrobiłeś, co do ciebie należało. Odtwórzmy proszę te zawody w skrócie. Jak było?
Podsiadłowski: Generalnie udało się i to jest najważniejsze. Z tych założeń, które razem z trenerem przygotowaliśmy na zawody, tylko moc na rowerze udało się zrealizować idealnie. Pływanie miało być szybsze. Miałem popłynąć w okolicach 1h 3min – sporo pływałem w okresie przygotowawczym. Były takie tygodnie, w których objętość pływacka dochodziła do ponad 20km. Na basenie było widać progres, ale niestety na szybkie pływanie w open water jeszcze się to nie przełożyło. Nie wiem, czy to nie jest kwestia pływania w piance, być może za mało zrobiłem w niej treningów. Kiedy wyszedłem z wody i zobaczyłem swój czas (1h 7 minut), czyli dokładnie tak jak rok temu w Kopenhadze, powiedziałem sobie: „Kurczę, trzeba się streszczać”. Ruszyłem sprintem do strefy zmian, w Klagenfurcie jest długi, ponad 400-metrowy dobieg do T1. Na szczęście szybko odnalazłem swój worek z rzeczami, nie było wtopy tak jak w Kopenhadze, kiedy zabrałem nie swoje rzeczy i musiałem wracać. Zrobiłem szybką zmianę, w miarę prosty i szybki dobieg do roweru i jazda na trasę. Zacząłem oczywiście powyżej tego, co założyliśmy, miało być na początku 260 watów, ale niestety nie udało mi się włączyć specjalnego programu ze strony Best Bike Split, który określa dla danej trasy najbardziej optymalną moc, z jaką trzeba pojechać, żeby przejechać konkretną trasę najszybciej. Oczywiście wprowadza się swoje parametry i na tej podstawie otrzymujemy niejako gotową instrukcję jak najlepiej, optymalnie pokonać daną trasę. Miałem wprowadzoną trasę zawodów i nacisnąłem nie to polecenie co trzeba i niestety nic nie wyszło z tego sposobu kontrolowania mocy. Musiałem zresetować sprzęt i włączyć go ponownie, ale jechałem już bez wskazówek, jakie oferował Best Bike Split. Ale mimo to wyszło tak, jak zakładaliśmy. Co prawda pod koniec już słabłem na rowerze, ale udało się wygenerować średnią moc z całego odcinka rowerowego 260 watów.
A ile ważysz?
W dniu wyścigu około 72kg.
Czyli jaką to dało wartości mocy w przeliczeniu wat/kg?
Około 3.4W/kg. Pierwsze kółko pojechałem nieco szybciej i trochę odczułem to na kolejnej pętli. Ogólnie czas roweru to 4:44:34, czyli podobnie jak w Kopenhadze.
No tak, ale trasa trasie nierówna. W Klagenfurcie miałeś jednak górki.
To prawda, ale były też zjazdy, na których mogłem osiągnąć prędkość 72km/h.
Po etapie rowerowym wiedziałeś „gdzie jesteś” i jak dalej rozgrywać wyścig?
Wiedziałem, że muszę zagrać va banque, wóz albo przewóz. Musiałem zaryzykować ze świadomością, że na którymś kilometrze może mnie odciąć, ale tylko w ten sposób mogłem walczyć jeszcze o przepustkę na Hawaje.
Postawiłeś wszystko na jedną kartę, więc teraz pytanie o kryzys na biegu, bo i bez takiego ryzykowania niemal zawsze przychodzi. Jak było tym razem?
Na dwunastym kilometrze zaskoczył mnie Garmin. Biegłem po 4.20/km i nagle słyszę dźwięk zegarka i widzę komunikat „low battery”. Okazało się, że miałem włączone podświetlenie, co bardzo szybko wyczerpało akumulator. Trochę się przeraziłem, że kolejne 30km będę biegł na czuja. Zegarek jeszcze chwilę wytrzymał, ale od razu zacząłem się rozglądać za kimś, kto biegnie moją prędkością. Znalazłem takiego gościa, którego zresztą chwilę wcześniej minąłem przed strefą zmiany. Biegliśmy razem przez ponad 20km i okazało się, że on był na mecie piąty zaraz po mnie, ale to nie było takie jasne podczas wyścigu, ponieważ startowaliśmy w różnych falach. Wiedziałem, że on jest w mojej kategorii wiekowej, ale mam nad nim aż 10 minut przewagi, bo on startował we wcześniejszej fali, a ja go dogoniłem. Świetnie popłynął, bo 52 minut na 3.8km! Jak dla mnie to abstrakcja. Na rozdaniu slotów rozmawialiśmy przez chwilę. Mówił, że super razem się biegło – zresztą mnie podobnie. Motywowaliśmy się nawzajem, żaden z nas nie chciał stracić z oczu drugiego. Jak tylko jeden przyspieszał i lekko odskakiwał, drugi podciągał tempo.
Kiedy podczas tego biegu poczułeś, że masz to o co Ci chodziło, że jest bardzo dobrze?
Około 35km. Wiedziałem, że jest dobrze, że jestem wysoko, ale dokładnie nie wiedziałem, który jestem. Nie było na trasie nikogo, kto mógłby mi pomóc taką informacją. Ale wiedziałem, że jest dobrze, że wciąż jest w okolicach 4.30/km, momentami szybciej. Kiedy zobaczyłem tabliczkę „41km” przyspieszyłem jeszcze bardziej, ale ten ostatni kilometr niesamowicie mi się dłużył. Zresztą według mnie był dłuższy… Kiedy wpadłem na metę, to nawet nie widziałem zegara, już mnie trochę postawiło, ale powiedzieli mi czas i kiedy usłyszałem, że mam 9h 4min, wiedziałem, że jest super. Zadzwoniłem do kolegi w Polsce, który sprawdził w internecie w wynikach online, że jestem czwarty! Oczywiście wtedy była już tylko euforia, radość, udało się. Ale po chwili przyszła refleksja, że skoro są tylko 4 sloty w mojej kategorii, to czy przypadkiem tego jednego nie zabiorą ze względu na to, że może wystartowało mniej osób i automatycznie zmieni się rozkład przepustek na wszystkie grupy. Kiedy na drugi dzień weszliśmy do namiotu, gdzie były rozdawane sloty, zobaczyłem Paula Kaye, który siedział w tych swoich papierach, podszedłem do niego i zapytałem, ile jest slotów w M30? Spojrzał, poszukał i mówi: „Michał… 4, jedziesz na Hawaje”. No i wtedy była pełna radość. Kiedy rozpoczęła się ceremonia wręczania nagród i wyświetlono krótki film z Hawajów „Anything is possible”, stanęły mi łzy w oczach, żona się popłakała…pełna radość. Żona cieszyła się już na mecie, była pod wrażeniem wyniku, a nie jest fanką moich wyczynów, sporo ją to kosztuje, ale tego dnia była naprawdę pod wrażeniem.
Jak trenowałeś do Klagenfurtu? Mam na myśli objętość treningową.
Zaliczyłem trzy obozy przygotowawcze. Na przełomie lutego i marca byłem na Fuertaventura razem z Trinergy, gdzie jazdy na rowerze były nawet 5-6 godzinne, niemal codziennie pływanie, biegania mniej, ale z akcentami. Później byłem na 3-dniowym obozie w Olsztynie i w końcu Szklarska Poręba, gdzie również było mocne jeżdżenie po górkach. Wychodziło do 25h treningu tygodniowo. Generalnie objętości wahały się między 15 a 25 godzin tygodniowo.
Jakie plany na Hawaje? Jedziesz się ścigać, czy zapoznać się z terenem?
To drugie proponował mi Tomek Kowalski. Twierdzi, że sporo jest publikacji na ten temat, nie jest łatwo przygotować się do startu na Hawajach, jeżeli poświęciliśmy już tyle energii na to, żeby się tam dostać. Natomiast ja powiedziałem trenerowi, że nie przyjmuję tego do wiadomości, bo to może być mój ostatni taki rok i ostatni start na Hawajach. Nie wiem, kiedy będę miał następną okazję w ten sposób trenować i dostać się ponownie na MŚ. Tomek stwierdził, że OK, ale żebym był świadomy, że to może mnie kosztować kolejny sezon. Regeneracja po takim sezonie może być naprawdę bardzo długa. Ale ja wiem, że przyszły sezon pod względem sportowym może wyglądać u mnie kiepsko. Planujemy zrobić luźniejszy rok ze względów rodzinnych. Właśnie z tego powodu chcę w tym roku na Hawajach powalczyć na maksa. Chciałbym wystartować lepiej niż Marcin Konieczny – to jest cel minimum, czyli czas około 9h 45min. Natomiast cel, który mi się marzy, to poprawić wynik Michała Siejakowskiego.
O! Ambitnie! Siejakowski… 7 miejsce w kategorii 25-29 w 2006 roku. Ale jesteś teraz w formie, tylko tę formę utrzymać – to będzie wyzwanie.
Zgadza się. Nie boję się upałów, dobrze je znoszę, Natomiast boję się pływania w oceanie. Ale pływałem teraz w Chorwacji na wakacjach tuż po zawodach w Klagenfurcie i przyznam szczerze, że w tej słonej wodzie nie jest źle. Może nie będzie tragedii na Hawajach.
Pewnie, że nie będzie… pokażesz córce wulkany, to najważniejsze. Powodzenia!
Super !! Gratulacje !!! Z moich obliczen wynika ze jest juz nas piatka . Do zobaczenia w Kona ! Zapraszam na kawe w Lava-Java . Jestem na Big Island od 28 wrzesnia ( Paniolo Greens Resort , Waikoloa – polecam ) 🙂 Hawajskie „goraco ” jest troszke inne niz „goraco” gdzie indziej . :-)))
Jak dla mnie wynik kosmos, szczególnie tempo maratonu po takiej jeździe. Gratuluję i powodzenia dalej. Co do kroplowki potwierdzam szybciej się regeneruje, we Frankfurcie się o tym przekonałem 😉
Zazdraszczam! Gratuluję! Powodzenia!
Pięknie! Czapki z głów! 🙂
BRAWO, BRAWO, BRAWO !!!
Jesteś przykładem, że jak się chce to można.
Trzymam mocno kciuki za powodzenie na Hawajach.
Gratulacje Michał! Twoje predyozycje wydolnościowe sa niesamowite! jestem pewny, ze w niedalekiej perspektywie jesteś w stanie powalczyć o MS AG;) Praca jaka włożyłeś w ten sukces jest ogromna. Kurczę tez ważę 72 kg a teraz nawet mniej i tez trenowałem (choc mniejsze obj) na Fuercie ostatnio;) Moze jest dla mnie jakaś nadzieja;))) I na koniec powiem, ze całe szczęście, ze wysiadł Ci ten diabelski program, który zmienia ludzka walkę z samym sobą w robota, to co zrobiłeś to jest Twoja zasługa w 100%! Super;)