ITU w imprezach dla amatorów towarzyszących serii WTS w tym roku postanowiło zaryzykować, dopuszczając drafting na dystansie sprinterskim. Jeżeli nie pozabijamy się w seryjnych rowerowych kraksach, w przyszłości jazdy w grupach spodziewać się będziemy mogli również na olimpijce dla grup wiekowych. Szczerze mówiąc, dzisiejsze imprezy z zakazem draftingu wyglądają dziwacznie. Przecież przy 1500 uczestników jadących na rundach nie da się nie draftować, szczególnie tam, gdzie krzywa rozkładu statystycznego powoduje największe zagęszczenie. Uściślijmy, korzyść aerodynamiczną uzyskujesz nie tylko z jazdy bezpośrednio na kole. Tam jest co prawda największa, ale mijanki, tasowanie, czy jazda w przepisowej odległości za dużą grupą również bardzo pomaga. Chcecie dowodów?
Dowód nr 1
Odkąd zaczęto dzielić się odczytami z mierników mocy elity na Hawajach, zauważono zdecydowanie zbyt wysokie wskazania prowadzącej grupy na pierwszych kilometrach (pierwsze ok.30-40 min.). Wszyscy z nich doskonale wiedzą, że jeżeli odpuścisz tę prowadzącą grupę, twoje szanse na końcowy sukces drastycznie maleją. Przecież według wszelkich teorii powinno się pojechać „swoje” nie patrząc na rywali. A już na pewno nie przekraczać magicznych progów, „palić zapałek” itp. Jeżeli zasada ta jest łamana, musi coś w tym być. Nawet doświadczeni trenerzy przyznają, że jechać swoje, to jechać po przegraną.
Ironman na Hawajach 2015. Wyjazd na trasę rowerową z T1
Dowód nr 2
Zapytajcie Mikołaja Lufta o wyścig w Meksyku, gdzie dobrze jadąca grupa dogoniła Tima Dona. Żaden z zawodników w tej grupie nie był lepszym kolarzem od Brytyjczyka. Mikołaj opowiadał mi również, że nie było w tej grupie draftingu, lecz sprawnie jadąca ekipa potrafiąca odpowiednio podkręcić tempo, również dzięki wspomnianym zmianom. Mikołaj na rowerze jeździć umie, a doświadczenie w dużych imprezach pozwala mu na wykorzystywanie takich szans.
Ironman na Hawajach. Zawodnicy jadą w grupie z zachowaniem przepisowej odległości.
Nie te czasy
Zakaz draftingu powstał na potrzeby imprezy dla grupki kilkunastu zapaleńców. W żaden sposób nie przystaje do dzisiejszych imprez masowych. Setki, a nawet tysiące uczestników rozciągniętych na niewielkiej przestrzeni musi oznaczać nagminne łamanie nieżyciowych przepisów o zachowaniu regulaminowych odległości, nieprzekraczaniu osi jezdni itp.
Raz w życiu pojechałem w 100% zgodnie z przepisami, a nie uważam się za draftera. Było to w Piasecznie i startowałem tam zupełnie rozrywkowo. Mogłem więc przyhamować, aby nie trzymać się w ogonie jadącej grupy i nie przejmować się powtarzaniem tego manewru, gdy doganiała mnie następna. Rozmawiałem jednak z zawodnikami startującymi np. w Barcelonie, którzy na taki komfort pozwolić sobie nie mogli. Walcząc o kwalifikację w grupie wiekowej nie odpuszczą peletonu, ponieważ nie jest ich winą, że organizator doprowadza do takiej sytuacji. Co ma zrobić człowiek, który poświęcił wiele czasu i pieniędzy na realizację marzeń, a sytuacja zmusza go do przyjęcia takich warunków gry?
Najczęstszymi moimi przewinieniami były wyprzedzanie „na trzeciego”, lub przekraczanie osi jezdni, tam gdzie jest to zabronione, lecz liczba uczestników nie pozwala na inne zachowanie. Powiecie, że to normalne lub akceptowalne? Ja wciąż uważam, że nie i czuję się niekomfortowo stając przed wyborem pomiędzy realnymi możliwościami a zasadami, na które się zgadzałem podczas zapisów.
Przyjaciel katem?
Polską specyfiką jest również płytkość rynku. Prawie wszyscy się znamy, a wielu z nas podejmuje się kilku ról w jednym czasie. Redaktor, dystrybutor, sprzedawca, trener, zawodnik, sędzia, działacz, sponsor. W normalnych warunkach funkcje te podzielone są na grupy, które nie powinny się mieszać. U nas jeszcze tak się nie dzieje, ponieważ brakuje fachowców, lub ograniczenie się do jednej działalności nie pozwoli na opłacenie rachunków. Nie na darmo mówi się, że triathlonista różni się od balkonu tym, że balkon potrafi utrzymać rodzinę.
Przykładem mogą być sędziowie w Gdyni, którzy na co dzień prowadzą sklep triathlonowy. Wyobraźmy sobie sytuację, gdzie widzą zawodnika, któremu sprzedali sprzęt za ciężkie pieniądze. Wiedzą przy tym, że dla tych zawodów poświęcił on również mnóstwo czasu i cierpliwości najbliższych, aby wywalczyć slota do Australii. Jestem w stanie uwierzyć, że bez wahania udzielą mu ostrzeżenia, ale kara, która pozbawi go marzeń to trudna decyzja. Po zawodach życie przecież toczy się dalej. To przykład, który z autopsji doskonale rozumiem, ale podobnych jest więcej.
Sprawiedliwość dla wszystkich
Przepis o zakazie draftingu jest problemem, który kiedyś będzie musiał być rozwiązany. Dopuszczenie jazdy w grupie w profesjonalnych zawodach ITU nie było tylko wymysłem na potrzeby telewizji. Duża grupa zawodników domagała się tego, aby wyeliminować wpływ subiektywnej oceny sędziów na końcowy wynik rywalizacji. Poziom amatorskiego triathlonu rośnie, o kwalifikacje na najważniejsze imprezy jest coraz trudniej. Nie można tolerować sytuacji, gdzie rozwój wydarzeń kreowany jest przez niezależne od uczestników czynniki. Przecież przymykając oko na okazjonalny nawet drafting w czołówce znacznie zmniejszamy szanse słabych pływaków na dogonienie konkurencji. Niech sprawiedliwość będzie dla wszystkich, niezależnie od miejsca rozgrywania zawodów, umiejętności pływackich, znajomości królika czy innych zmiennych.
Co dalej?
Mamy trzy możliwości. W pierwszej udajemy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. W drugiej organizatorzy dostosowują imprezy do realiów narzuconych przez regulamin. Oznacza to ograniczenie liczby uczestników, skutkujące lawinowym wzrostem opłat, lub nieopłacalnością imprezy. W trzeciej dopuszczony zostaje drafting, co spotka się ze sprzeciwem osób, które chciałyby mieć wybór formuły startu (również ja), choć pozwoli na puchnięcie list startowych w nieskończoność.
Jest jeszcze jedna możliwość. To renesans małych, kameralnych zawodów i powrót do korzeni sportu. Choć brzmi to romantycznie, bez marketingowego szumu korporacji, na które tak często narzekamy, byłby to początek końca triathlonu.
Nie mam na dziś pomysłu na rozwiązanie poruszonego problemu. Nie mogę jednak udawać, że go nie widzę, bo obawiam się, że w najważniejszych zawodach może mi on zabrać sporo z wyobrażeń samodzielnej walki z dystansem, które mnie do triathlonu w wydaniu Ironman przyciągnęły.
Maciej Żywek
Podziel się tym tekstem z innymi na Facebooku, polub naszą stronę i włącz się do dyskusji. Jesteśmy ciekawi Twojej opinii.
Zobacz też inne teksty o draftingu! Pisaliśmy o nim sporo. M.in:
1. Triathlonisto! Nie oszukuj. Daj szansę kolarzowi – Zbyszek Gucwa
2. Oszukiwanie = konsekwencja. Sędzia Ironman dla AT – Łukasz Grass & Jimmy Riccitello
3. Życiówka na drafcie. Słowo do tych, co oszukiwali – Marcin Konieczny
Oj przywołany luft na pewno umie wykorzystywać szanse… nawet w Gdynii za motocyklem pomykał część trasy 🙂
Moim zdaniem drafting jest sprzeczny z ideą tri zmagania się samotnie z tymi wszystkimi dyscyplinami. Jeśli ktoś chce się pościgać po kolarsku niech startuje w zawodach szosowych. Jadąc w grupie to jest zupełnie inne uczucie niż samotnie. Zresztą to jest też inne przygotowanie kolarskie, na moją skromną wiedzę.
W tym temacie interesuje mnie jedno, zawody bez draftu maja byc bez draftu, ciężar stosowania się do zasad w równym stopniu przypisuje uczciwości zawodników, jak i obowiązkowi organizatora zapewnienia warunków, zeby tych zasad można było przestrzegać. Ale starty falowe to nie fale po 600-700 zawodników jak na liście jest 2000, bo to nic nie daje.
Ale chyba całość polega na tym aby były zawody z draftingiem i bez. Wtedy każdy mógłby wybrać co mu pasuje. Ja jestem za tym aby było takich więcej. Jak na razie całkiem słusznie narzekamy na drafterow i sędziów tam gdzie nie można tego robić. Ale to ze niektórzy nie stosują się do zasad a WRĘCZ mają to głęboko (widziałem sytuacje w Radlowie) to oznaką buractwa. I nie przekonuje mnie ze orgi mają zobowiązania wobec starujacych lub przyszłych kupujących sprzęt. Każdy regulamin podpisał i nie powinno być ale.
@Jaceku, wiadomo, że zawody z draftem zawsze będą podwyższonego ryzyka… ale obecnie w sezonie mamy po trzy imprezy w jednym tygodniu, jest wybór… Meritum wydaje się zawarł Maciek w ostatnim komentarzu: ,,Gdzie draft – tam hulaj w grupie, gdzie solo – tam pilnujemy zasad.” Tylko to wszystko kwestia chęci zaprogramowania w naszych głowach…
Draftingowi stanowcze nie.
W Sierakowie 1,5 roku temu jakiemuś kolesiowi, który mnie wyprzedzał, 3m pomyliły się z 3 cm. Kto się ścigał w Sierakowie, wie, że ok. 2 km przed końcem pętli jest długa prosta, na której zazwyczaj mocno wieje z boku. Gościa, który mnie wyprzedzał z zachowaniem bocznej odległości kilku centymetrów (!!!) mocno zarzuciło, wpadł na mnie, odbił się i … pojechał dalej. Ja zaliczyłem wielką kraksę i złamałem łopatkę. Jako „człowiek z żelaza” 🙂 ukończyłem zawody, ale od tamtej pory unikam jak ognia wszystkich zawodów z draftingiem.
Dlatego podtrzymuję – draftingowi stanowcze nie.
@Arkadiusz. Ciężki temat, masz rację. Ale właśnie zwracając na niego uwagę, komentując, wyrażając niezadowolenie mamy szansę wpływać na rzeczywistość. Organizatorzy to naprawdę nie są skupione tylko na kasie matoły, ani doskonale wiedzą, że dobra usługa to zadowolony, powracający Klient. A Klient będzie zadowolony, jeżeli usługa będzie zgodna z opisem (lub lepsza). Gdzie draft – tam hulaj w grupie, gdzie solo – tam pilnujemy zasad.
Ja bym chętnie podraftował, ale nie mogę nikogo dogonić 🙂
Zdecydowanie ,,tak” dla olimpijek. Skoro tak bawią się na zawodach najwyższej rangi to dlaczego amatorzy mieliby nie skosztować. Z drugiej strony skoro organizator imprezy pisze jakiś regulamin i nie jest wstanie go wyegzekwować to po cholerę w ogóle pisze? Starty falowe są pewnym ułatwieniem i rozładowują sam start (organizator może upchać więcej pakietów) ale nie stanowią jakieś bariery dla oszustów. W fali startują te same roczniki, czyli potencjalnie równie mocni zawodnicy, to oni tworzą szpicę i to oni walczą o najwyższe trofea a związku z tym mają motywacje żeby jechać po bandzie…. Ciężki temat…. zwłaszcza, że nawet gdyby wprowadzono to u nas to startujący za granicą mogliby sie później nie odnaleźć… 🙂
Napiszę jak na siebie bardzo krótko. Nie, Nie, Nie. I przedewszystkim uczciwość zawodników wobec siebie i innych
idąc drogą analogii – ponieważ ludzie oszukują na VAT zlikwidujmy go 🙂 – żeby było jasne – jestem ZA!
Nie jestem za draftingiem. Pisząc się na imprezę bez draftu chcę startować bez draftu. Jak ktoś jedzie mi na kole – jego sprawa. A, że czasami nie da rady nie jechać bo organizator daje ciała – to więcej tam nie wystartuję. Ale nie można wylewać dziecka z kąpielą. Dlatego według mnie powinniśmy zacząć od:
a) uczciwości organizatorów wobec zawodników (lepsze trasy, fale, sędziowanie)
b) uczciwości zawodników
c)
@Piotriek, nie ma dla mnie argumentu o bezpieczeństwie jazdy w grupie na oly. Co miałbym wtedy powiedzieć o kolarstwie? Przecież tam wszyscy jeżdżą w grupie, a zapiek bywa taki, że ledwo na oczy widać.
Jesteśmy dorosłymi ludźmi, wyposażonymi w mózg, który powinien działać w momencie zapisów na zawody, jak i w ich trakcie. 🙂
Zobaczymy jak to będzie z tymi dużymi imprezami. Przecież starty towarzyszące ITU WTS to znacznie większa ilość zawodników niż IM (z Hamburgiem na czele dla ponad 10.000 amatorów). Jeżeli eksperyment ze sprintem się powiedzie, być może inni organizatorzy nabiorą więcej odwagi, a AG przestaną patrzeć na tę formułę jak na jakieś semi-profi dziwactwo. Żeby było jasne, jestem słabym pływakiem – olimpijka to dla mnie kara za grzechy, ale bardzo ją lubię i uważam za bliższą ideałowi prawdziwego ścigania.
jestem jak najbardziej za draftingiem na olimpijce. ciesze sie ze nie przytaczasz kontrargumentów o bezpieczeństwie które są często cytowane a są chybione. poprawcie mnie jeśli się mylę ale więcej osób ginie w wodzie niż na rowerze na zawodach. od zdartego kolana nikt nie umrze.
niestety na dużych zawodach/cyklach nie ma o czym marzyc. ale, tak jak piszesz, jest coraz więcej kameralnych imprez, bez marketingowego zgiełku gdzie drafting jest dopuszczony. tak było w rawie w zeszłym roku i mam nadzieje ze będzie również w tym.
hmm… sędziowanie, a może raczej instrukcje organizatorów? ilu zawodników w Polsce było zdjętych z trasy za drafting w ostatnich 3 latach? ile „peletonów” było zatrzymanych na trasie w celu „spisania”? ile było kar? ja kojarzę tylko 5 minutowe kary dla czołówki w Radkowie w 2013 roku i McCormack w Poznaniu.
sądzę, że dopóki będzie konflikt interesów to nikt się nie zdecyduje na DSQ, bo tu pojawia się kwestia z pkt 4) Łukasza – skoro ludzie draftują to pytanie czy przyjadą na zawody na których można dostać DSQ? i mamy błędne koło
Zielone światło dla draftingu na długim dystansie to przekreślenie szansy słabych pływaków i dobrych biegaczy. Gdyby pozwolono na draft, mogę z dużym prawdopodobieństwem, graniczącym z pewnością, powiedzieć, że o slocie na Hawaje czy IM 70.3 mogę zapomnieć. To właśnie na rowerze nadrabiam najwięcej, mijając dziesiątki zawodników. Zawody na długim dystansie będą wygrywać bardzo mocni pływacy i świetni kolarze. To właśnie między innymi dzięki zasadzie say no to draft Chrissie Wellington mogła w tak niesamowitym stylu wygrać swoje 4 MŚ. Wyszła z wody poza pierwszą dziesiątką, a kiedy zaczynała maraton Julie Dibens miała nad nią 22 minuty przewagi, kilka innych zawodniczek również po kilka minut. Myślę, że klucz do sukcesu leży w:
1. dobrze dobranej trasie rowerowej
2. falowych startach
3. uczciwemu sędziowaniu
4. zwykłej ludzkiej przyzwoitości zawodników 🙂