Robert Wilkowiecki o wyścigu w Konie: „Raz nawet dostałem pochwałę. Pewnie dlatego, że odpadałem od grupy”

Robert Wilkowiecki zapisał się w historii polskiego triathlonu jako czwarty zawodnik startujący jako PRO w Konie. Hawajski debiut nie poszedł jednak według jego myśli.

Zawodnik zajął 39. miejsce, a uzyskany przez niego czas to 8:45:17. Kolejnym jego startem miały być Mistrzostwa Świata IRONMAN 70.3 w Utah, które odbędą się już za kilkanaście dni. Wilkowiecki zdecydował, że nie pojawi się w St. George. Co triathlonista ma do powiedzenia o swoim hawajskim debiucie?

Kamila Stępniak: Debiut na Hawajach już za Tobą. Zanim przejdziemy do tematów stricte triathlonowych, powiedz, czy Kona to faktycznie jedno z najpiękniejszych miejsc do startów? Widziałam relacje wielu osób i wszyscy byli zachwyceni tym miejscem.

Robert Wilkowiecki: Zdecydowanie, wyspa jest bardzo ciekawa! Chociaż mi osobiście najbardziej do gustu przypadło Cozumel. I nie jest to związane z wynikiem zawodów.

KS: Big Island może i piękne, ale nie ułatwia ścigania. Weźmy chociażby same czynniki atmosferyczne – nie każdy dobrze radzi sobie z wysoką temperaturą czy wilgocią. Do tego dochodzi do tego jeszcze ten słynny boczny wiatr. Ile czasu zajęło Ci przyzwyczajenie organizmu do całkiem innego klimatu?

RW: Nie miałem z tym wielkiego problemu. Rzeczywiście, jest inaczej i kilka dni na aklimatyzację potrzeba. Ale w moim odczuciu nie jest aż tak strasznie, jak to malują.

KS: Myślisz, że jakie byłoby minimum czasu aklimatyzacji, które pozwoliłoby na optymalne przygotowanie się do wyścigu w takim klimacie?

RW: To bardzo indywidualna kwestia. Dla mnie osobiście oceniłbym, że minimum stanowiłoby 8-10 dni.

KS: Przejdź do najprzyjemniejszej części… Mistrzostwa Świata IRONMAN miały być Twoim wyścigiem – problemy jednak uniemożliwiły Ci walkę o wysokie lokaty. Widziałam, że na rowerze zaczął Cię boleć odcinek lędźwiowy. To jakaś przewlekła dolegliwość?

RW: Nie zdarzały mi się do tej pory takie problemy.

KS: Podczas biegu doszły do tego problemy ze stopą. Co się stało?

RW: Tutaj nie zdiagnozowaliśmy jeszcze w pełni tego problemu. Nie jest on ogromny, aczkolwiek pojawia mi się od jakiegoś czasu.

KS: Jedynym etapem, który poszedł według Twojej myśli, było więc pływanie. W ostatniej rozmowie zdradziłeś, że takim najbardziej optymistyczny scenariuszem byłoby wyjście z wody w pierwszej grupie. Po pływaniu byłeś trzeci. Jednak to pływanie chyba w tym roku do najszybszych nie należało? Wysoko wyszedł, chociażby Iden, który z reguły pojawia się gdzieś w dalszej części stawki.

RW: To prawda, tempo nie było powalające, chociaż nie powiedziałbym, że wyjątkowo słabe. Poziom się mocno wyrównał, więc coraz trudniej o rozerwanie stawki na wczesnym etapie rywalizacji.

KS: Co pomyślałeś, kiedy zobaczyłeś, że tylu zawodników wbiega za Tobą do strefy zmian? Bardzo szybko do akcji wkroczyli dobrzy kolarze, których miałeś nadzieję pozostawić trochę bardziej w tyle.

RW: Podczas pływania widziałem już, jak duża jest grupa i bardziej obserwowałem, co będzie działo się dalej.

KS: Nie chciałeś, by tak wyglądał Twój debiut. Jednak z każdego wyścigu wyciąga się wnioski. Jakie są Twoje, te hawajskie?

RW: Jest ich całkiem sporo. Teraz będzie czas na głębszą analizę całego roku. Mam nadzieję, że wyciągnę z tego dobrą lekcję.

KS: Kolejna Kona już za rok?

RW: Trzymajcie kciuki.

KS: W tym roku bezsprzecznie Hawaje należały do debiutantów. Na dodatek wyścig mężczyzn PRO był najszybszym w historii. Nie wiem, czy wypada pytać Cię o Twoje typowanie, ale kogo przed startem obstawiałeś na pierwszym miejscu?

RW: Jako że sam rywalizowałem, to takie typowanie nie wpłynęłoby dobrze na moją postawę. Patrząc obiektywnie, Norwegowie byli największymi faworytami.

KS: A takie Twoje największe zaskoczenie zawodów?

RW: Hmm, chociażby praca sędziów. Pilnowali nas naprawdę rygorystycznie. Raz nawet dostałem pochwałę — pewnie dlatego, że odpadałem od grupy [śmiech]. A z zawodników to nie będę oryginalny – Sam Laidlow.

KS: Mnie bardzo ujął Jan Frodeno, który w tym roku nie mógł wystartować. Pierwszego dnia był wolontariuszem na trasie. Zapowiadał, że na hawajską trasę wróci za rok. O ile naprawdę bardzo go cenię jako triathlonistę i wiele osiągnął, to wydaje mi się, że patrząc przez pryzmat tego sezonu, może być mu ciężko dobić do TOP3. Co sądzisz?

RW: Wszystko się może wydarzyć, ale też uważam, że poziom poszedł bardzo do góry. Wszystkich zawodników czeka kawał pracy. Mimo że sam pracuję na to, aby dobić do czołówki, to szczerze mówiąc, chciałbym też zobaczyć w niej Jana.

KS: Myślisz, że ten poziom będzie coraz szybszy? Widziałam wypowiedź Maxa Neumanna, który był czwarty, że chociażby czas Idena z biegu pozostanie już nietykalny.

RW: Nie słyszałem, żeby ktokolwiek mówił o zwalnianiu, więc będzie szybciej. A przy dobrych warunkach, to bieganie zapewne może być jeszcze szybsze.

KS: Twoim kolejnym startem miały być Mistrzostwa Świata 70.3 w Utah. Jednak zrezygnowałeś z nich. Ile Cię kosztowała ta decyzja?

RW: Niezbyt przyjemny moment, ale co się odwlecze…

KS: Pisałeś, że czas zacząć przygotowania do kolejnego sezonu. Jak więc on się rysuje? Ten przyszły sezon?

RW: Wierzę w to, że lepiej niż ten!

ZOBACZ TEŻ: Kristian Blummenfelt: „Gustav był szybszy. Gdy prowadziłem, celowo zwalniałem”

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,744ObserwującyObserwuj
16,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane