Zwycięstwo w Tour de France, złote medale olimpijskie, kolarski rekord świata. Mimo tego wszystkiego Bradley Wiggins czuł, że nie zasługuje na swoje sukcesy. Otrzymanie tytułu rycerskiego było dla niego… upokarzające.
ZOBACZ TEŻ: Na zewnątrz mistrzyni świata. Wewnątrz wrak człowieka. Chelsea Sodaro o znaczeniu zdrowia psychicznego
Brytyjski kolarz stwierdził, że jego kariera sportowa była formą ucieczki przed problemami. Wycofał się z wyścigów w 2016 roku. O dzieciństwie, trudnej relacji z ojcem i syndromie oszusta opowiedział m.in. w podcaście Happy Place i w wywiadzie dla BBC.
„Nie pamiętam, żebym stał na podium”
Bradley Wiggins przez lata był jednym z najbardziej rozpoznawanych brytyjskich sportowców. Na koncie ma m.in. zwycięstwo w Tour de France w 2012 roku i 5 złotych medali olimpijskich.
W 2015 roku ustanowił rekord świata w jeździe godzinnej z wynikiem 54 km i 526 m. Podczas całej swojej kolarskiej zmagał się z poczuciem, że jest niewystarczający i nie zasługuje na swoje sukcesy.
Kolarstwo dawało mu pewność siebie, która znikała, gdy zsiadał z roweru. Po wyścigach męczyła do uwaga innych ludzi. Nawet jeśli odbierał akurat złoty medal.
Kiedy byliśmy na moich ostatnich Igrzyskach Olimpijskich w Rio, podczas hymnu narodowego włączyła się kamera telewizyjna i mogłem zobaczyć siebie na dużym ekranie, więc wyciągnąłem język – opowiedział. Poczułem się skrępowany, że na mnie patrzono.
Czy wspominał kluczowe chwile w swojej karierze? Wręcz przeciwnie. Nie pamiętam, żebym stał na Polach Elizejskich ani na jakimkolwiek podium olimpijskim. Jedyne wspomnienia, jakie mam, to oglądanie tego w telewizji.
Jak wygląda syndrom oszusta?
Na pytanie Czym jest syndrom oszusta? Wiggins odpowiedział: To niezdolność do wiary w to, że twoje osiągnięcia, twój trening i ciężka praca zaowocowały sukcesem.
W 2019 roku przeżywał ciężkie załamanie nerwowe. Rozbijał wtedy swoje trofea i chował w mieszkaniu medale, by nie musieć na nie patrzeć.
Choć przez całą swoją sportową karierę pragnął sukcesu, często miał poczucie, że na niego nie zasługuje. Jak sam stwierdził – otrzymując tytuł rycerski za kolarskie osiągnięcia, czuł się jak oszust.
W dniu, w którym go otrzymałem, ten syndrom uderzył mnie jak cegła. Ze względu na obowiązki i wyścigi nie mogłem odebrać [odznaczenia] razem z większością sportowców. Byłem tam z wieloma żołnierzami, którzy otrzymywali nagrody za odwagę i krzyże Wiktorii. Stanie w kolejce z nimi było dość upokarzającym doświadczeniem. Tego dnia nie czułem się wcale jak bohater.
Problemy, z którymi zmagał się kolarz, przekładały się na kreowany przez niego wizerunek. Jak wspominał – była to forma odwracania swojej i cudzej uwagi.
W najtrudniejszych momentach był najbardziej zabawny. Zaczął zapuszczać włosy, nosić śmieszne garnitury. Podczas występów w telewizji udawał wesołą osobę. To było jak łzy klauna.
Bradley Wiggins o rodzinie
Sportowiec opowiadał również o trudnych relacjach rodzinnych. Dorastał bez ojca – Gary’ego Wigginsa, również kolarza. Gdy Bradley miał 2 lata, jego rodzice się rozwiedli. Ojciec chłopca spotkał się z nim dopiero po kilkunastu latach, gdy ten zaczął odnosić sukcesy w sporcie.
Pamiętam, jak pisałem notatki na odwrocie jego zdjęć, gdy miałem około 12 lub 13 lat (…). Przyjechał do Belgii na wyścig, w którym brałem udział. Nigdy tego nie zapomnę. Spotkanie z nim było prawdopodobnie najtrudniejszym dniem w moim życiu. Powiedział wtedy: „Nigdy nie będziesz tak dobry jak ja” (…).
Ścigałem się z mężczyznami i błyszczałem, a on nie mógł sobie z tym poradzić, z tą uwagą skupioną na mnie. (…) Od tego dnia przez długi czas towarzyszyła mi chęć bycia lepszym od niego.
Dziś były sportowiec współpracuje z wieloma brytyjskimi organizacjami charytatywnymi i otwarcie opowiada o zdrowiu psychicznym. Jest też ojcem dwójki dzieci, a jego syn… rozwija się jako obiecujący kolarz.
Obserwowanie jego jazdy na rowerze rozjaśnia mój świat – opowiada Wiggins. Zawsze będę jego największym fanem (…). Jest niesamowity, jest inspiracją. Bardzo mnie to wzrusza, bo w pewnym sensie jest moim bohaterem.