Rumuński Triathlonista..

Rumuńska przygoda z Triathlonem

Jestem w środku sezonu startowego. Na ten rok zaplanowałem w sumie 13 startów, z czego tylko jeden poza Rumunią.
W zasadzie na ostatnim wyścigu w tym roku – ostatnim z serii pucharu Rumunii i jednym z ETU Puchar Europy mógłbym moja przygodę z triathlonem zakończyć. Bo tu wszystko się zaczęło 3 lata temu – w Mamai właśnie, z nudów – wystartowałem w pierwszym w życiu Triathlonie.
Z nudów, bo 3 lata temu dla osoby nieznającej kompletnie języka w zasadzie odbywały się dwie imprezy sportowe – maraton i półmaraton w Bukareszcie. Pewnie było tego więcej, ale jakoś nie byłem w stanie czytać gazet a sport amatorski w Rumunii dopiero w tym roku nabiera jako takiego wyglądu. Nadal widzę ludzi biegających w trampkach, ale za to na plaży w Constancy nie biegam już sam. Nawet policja i kierowcy aut zaczęli zauważać rowerzystów a ceny pianek do pływania zeszły troszkę z poziomu 'niepotrzebna nikomu fanaberia- niech płaci’.

Z końcem roku opuszczam gościnną Rumunię i pościgam se gdzie indziej. O tym gdzie na razie sza, ale wygląda na to, ze pomimo tego, ze triathlonuję się od 3 lat Herbalife Triathlon Gdynia 2013 będzie na długo jedynym polskim startem. Ehh.. Emigracja zarobkowa.
Z tego powodu tak sobie pomyślałem, że opisze co się w tej Rumunii działo w Triatlonie przez ostatnie 3 lata. A działo się niemało – bo kraj kolorowy, ludzie fajni więc i niespodzianek masa.
A jak mi to jeszcze Akademia opublikuje to może projekt polskiej inwazji na któreś tu zawody naprawdę się ziści – ale o tym później.

Wydaje mi się też, ze Triathlon Mamaia był jednym z nielicznych wtedy zresztą. Rok temu chciano przenieść go do Bukaresztu. Część pływacka miała odbyć się w kanale Dumbowica w centrum miasta. Smiałem się wtedy, że będzie to największy festiwal egzemy w europie wschodniej. Szczęśliwie lokalny sanepid nie dał zgody i zawody wróciły do Mamai.

Niepojętym jest dla mnie jak wiele zmieniło się tu w tej kwestii w ciągu 2 lat. Rumuńska Federacja Triathlonu dwoi się i troi – organizując masę imprez i puchar Rumunii praktycznie z niczego.
Poziom zawodników jest wysoki, ale tych naprawdę dobrych jest kilku. I ściganie się we własnym tylko sosie nie pomaga. Widać to było na ostatnich zawodach w Brasov, gdzie przyjechało pełno Węgrów i.. wzięli wszystko. Faworyt był trzeci, kolejny czwarty i ósmy.
Niżej podpisany 20.

Pierwsze zawody w Mamai – jeszcze tedy nie wiedziałem że coś takiego jak triathlon istnieje – znam jedynie z fotek. Totalna improwizacja ale.. nikt nie zginał. Kolejne – te moje pierwsze – miały już niezły poziom, deskę do wyjścia z jeziora (czasem jest drabinka, jak w Tulczy), zamkniętą strefę zmian (jeszcze z dostępem dla wszystkich ) i wodę na trasie biegowej.

Potem doszły zawody z serii No Stress Triathlon. Z założenia zabawa dla totalnych amatorów – nie widziałem wcześniej takiej walki o miejsca. W No Stresie Wszystko z pozoru jest łatwe i przyjemne. Dystans krótki – sprint. Więc:
– 500 m pływania, ale w morzu trzeba opłynąć falochron w kierunku pod falę. Ani to łatwe ani przyjemne.
– 20 km rower – MTB na polnej trasie pełnej nasion zdradzieckiej rośliny Kolcu Babici – wygląda to jak kolce rzucane w średniowieczu pod kopyta koniom. Jeden kiepski zakręt i wyjmujesz 7.. z każdego koła. Atrakcją jest dwukrotny przejazd przez czynną linię kolejową. Taktycznie można zbliżyć się do konkurencji ale też stracić 2 minuty bo pociąg jechać musi.
– 5 km biegu po plaży gdzie kamienie lezą na piasku wymieszanym z glonami. Takie glony gniją troszkę więc piasek jest jak gąbka – biegnie się w nim po kostki.
Wszystko to w okazałym rumuńskim słonku i temperaturze 30-32 stopni. Faktycznie – No Stress….

Zawody Fara asfalt – jak wyżej. Tylko że Rumuni uwielbiają MTB – w końcu kraj w większości górkowaty. Wiec do tej fali (tutaj ponad kilometr) i bieganiu po grząskim piasku (8km) dołączono 33km jak dla mnie ( uff nie tylko) trudnej technicznie trasy rowerowej. Masa błota, krzaków drących stroje i skórę i krowich placków które wybitnie zmniejszają przyczepność bajka.

No Stress Mogosoaia – no bajka. Fajna woda, hiper błotnista trasa i super bieganie po parku.
Ideą No Stress Triathlon & Party (bo tak brzmi pełna nazwa) jest organizacja zawodów w sobotę. Wyniki ogłasza się w jakiejś ciekawej knajpie o 21 i potem jest impra do rana. No chyba. że ktoś ma zawody następnego dnia w Tulczy…

Delta Triathlon Tulcea. Tulcza to ostanie miasto przed Deltą Dunaju. W sumie naprawdę in the middle of nowhere. W zeszłym roku jakoś uprosiłem żonę i z No Stress pojechałem prawie że od razu tam. Obiecałem solennie – żono. Start jest o 9, kończę o 11, o 14 jestem w domku.
Tu niestety było dość Rumuńsko. Organizator nie zapewnił czipów. Znaczy się był – ale mało. Trzeba więc było startować nas na raty – najpierw dzieci, potem sprint. Potem Olimpijka zwykła i elita. W Tulczy własnie jest drabinka do wyjścia z wody. Pojedyncza. Więc w miarę jak dopływa się do końca pływania trzeba ustawić się w ogonku do wyjścia z jeziora. Rower – zmiana. jadę.. 8 kółek . W połowie każdego 500m podjazd 12% O Mamo. po 3 chyba gubię się z liczeniem, ale jak zatrzymałem się przy liczących, okazało się, ze nie nadrobiłem żadnego. Bieganie dokoła jeziora – standard. Ponieważ na tych zawodach jestem jedynym Polakiem (w Rumunii startowała jeszcze Agnieszka Cieślak i Filip Przymusiński) a Polaków tu dość znają naszej inwazji wakacyjne w latach 70 POLAK, POLONEZ, POLAKKO miał naprawdę szczególny doping. No to po przekroczeniu mety podbiegłem jeszcze raz przed trybunę podziękować ładnie. Wracam do strefy. zmieniam buty na sandały. Pakuję bambetle do skrzynki, Sięgam po rower….rower.. rower.. Kur.. zaj.. mi rower!!! OK. Wołam do Radu – ok. Fajnie, pośmialiśmy się Oddawaj. Radu – panika. Przecież nikt nie dotknął by tu nieswojego roweru.
Zona w domu czeka zła a tu jeszcze taki gag wyskoczył. Wieść rozniosła się szybko, wszyscy., naprawdę WSZYSCY wskoczyli na rowery i rozjechali się po mieście. Moja biało czerwona koza dość łatwo wpada w oko. W międzyczasie utarczka z organizatorem, który mówi tylko – spokojnie, się znajdzie… a ja mam ciśnienie 200/300. Radu robi moim zdaniem najgłupszą rzecz w życiu – pakuje się do jakiejś starej Dacii i jedzie pod miasto do szefa cyganów. Tutaj taki król to całkiem szycha jest i raczej kontaktów z nim biali unikają. W tereny Cyganów raczej się nikt nie zapuszcza bez większe potrzeby. Król posłuchał. Gdzieś zadzwonił i po 10 minutach powiedział – to nie my. I to był koniec – wszyscy stwierdzili, ze jak tak mówi, to tak jest.
W międzyczasie jeden z 'ochroniarzy’ strefy przypomina sobie dwóch chłopaków, którzy mój rower zabierają. Zaczepił ich nawet – ale powiedzieli ze tatko wysłał ich po rower – no to puścił. Ogólnie kicha. Organizator nadal zdaje się mieć w zadku moje pretensje. Szczęśliwie – był to pierwsze zawody w tym mieście, więc była cała wierchuszka z szefem policji włącznie. No i rower zajumano cudzoziemcowi.
Mija 16. zgłosiłem kradzież na policję. Mina policjanta gdy odpowiedziałem na pytanie – wartość – bezcenna. Radość przejazdy policyjną Dacią 1300, rocznik budowy 65 chyba – nieoceniona. Drzwi otwierane tylko od zewnątrz, smród benzyny itd. Jadę do domu. Nie ujechałem 25km – telefon. Radu. Rower jest. Wracam.

Co się okazało – po całej akcji koledzy siedzieli gdzieś w barze sącząc piwo i nagle ten bidny ochroniarz mówi – oo to ten gość. I pokazuje palcem na jakieś dziecko idące ulicą. Radu i Ionuc, Tasmański Diabeł – dopadli go. Nawet nie bardzo podobnież uciekał. Rower znalazł się za 30 minut. Troszkę obdrapany – ale to od transportu w policyjnym aucie. Chłopiec miał 14 lat i jak stwierdził zawsze taki chciał mieć. Sprawa zakończyła się polskim akcentem – czyli flaszką dla Radu i Ionuca na scenie i kupnem mega U-locka na następne zawody w Tulczy. Za 4 tygodnie..

Triathlon Brasov. O tym jakoś później.

Powiązane Artykuły

2 KOMENTARZE

  1. No Stress, hmmm 🙂 Chyba nie ma triathlonu no stress, bo każdy się przecież stresuje przed startem. A w Rumunii widać są jeszcze dodatkowe atrakcje, które mogą spowodować big stress:)

  2. fajne klimaty. No i silniejszą motywację trzeba mieć. A wtedy to i wyniki ładniejsze. Ale z tym łowiectwem to chyba żartujesz? Że jak się nudzisz to idziesz do lasu, wyciągasz flintę i jebudu?

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,815ObserwującyObserwuj
21,900SubskrybującySubskrybuj

Polecane