Jak wyglądała rywalizacja w Konie z punktu widzenia zawodnika, który walczy o obronę tytułu mistrza świata? Czemu na biegu miał takie problemy? Perspektywę poznajemy dzięki drugiej części filmu dokumentalnego od ekipy Sama Laidlowa.
ZOBACZ TEŻ: Tomasz Szala: „Zastanawiam się, czy chce mi się rzeźbić kolejny rok ten triathlon”
W tym roku Sam Laidlow przyleciał na Konę, aby spróbować obronić tytuł mistrza świata IRONMAN. Film dokumentalny „Ohana” prezentuje nam ciekawe spojrzenie na treningi, mental i przebieg wyścigu oczami Francuza.
Druga część i druga próba
W zeszłym roku Sam Laidlow został mistrzem świata. Droga do tytułu pokazana została w filmie „Look Mum, I Can Fly”. Zawodnik obiecał wtedy, że każda kolejna próba przedstawiona zostanie w formie dokumentu. Ekipa filmowa towarzyszyła mu w tym roku również w Konie, gdzie dwa lata wcześniej został już wicemistrzem świata.
„Ohana” to nie tylko film o Laidlowie. Reżyser Baptist Vingaud zaprosił do udziału dziennikarza Boba Babbitta, który przedstawia historię zawodów na Hawajach, opowiadając o pierwszych wyścigach IRONMAN i legendzie miejsca.
W trwającym niecałą godzinę filmie widzimy przygotowana zawodnika do startu w Konie. Zaczyna się jednak od krótkich przebitek z wyścigu, który był dla niego nieudany, bo zawodnik znacznie osłabł podczas biegu. Reżyser zabiera nas wtedy „w przeszłość”, aby pokazać, jak wyglądały prawie trzy tygodnie prowadzące do wyścigu: udane i nieudane treningi Laidlowa wraz z komentarzem jego taty i trenera Richarda, mental zawodnika przed startem i współpraca z neurologiem dr. Davidem Spindlerem i kwestie techniczne związane z rowerem. Końcowa część filmu przedstawia sam wyścig.
– Spędziłem 20 lat swojego życia na realizowaniu jednego celu. Teraz mam nowe cele, a niektóre muszę poprawiać. To dla mnie coś nowego i nieznanego. Mental jest taki, że chcę wygrać wyścig, ale przecież nie o samo wygrywanie tylko chodzi – mówił przed startem.
Co stało się w Konie?
Przed wyścigiem Richard Laidlow wspominał, że prawdopodobnie padnie rekord trasy rowerowej. Nie mylił się, bo Sam pojechał 180 kilometrów w czasie 3:57:22. W filmie wspomina, że był bardzo zadowolony z tej części zawodów. Miał kilka minut przewagi nad rywalami.
Około 10 km trasy myślał jeszcze, że biegnie po rekord i zrobi maraton w czasie około 3:43. Zauważył też jednak, że jego ciało zatrzymuje za dużo wody. Koło 14 km zauważył spadek tętna. Brakowało mu węglowodanów.
– Zanim wszystko się popsuło, postanowiłem zjeść dwa żele i napić się Coli. To trochę więcej niż potrzebowałem. To jednak na nic nie wpłynęło. Mój żołądek kompletnie się wyłączył. Moje tętno wynosiło 110 uderzeń na minutę zamiast 150. Całe ciało zaczęło się wyłączać. Nie mogłem nawet iść.
Laidlow mówi, że chciał walczyć do końca, ale czuł, że „jego żołądek może eksplodować”. Nie mógł się też wysikać. Ostatnie kilometry prawie przeszedł. Podjął ogromne ryzyko, które ostatecznie się nie opłaciło. Zajął 18. miejsce.