Tyle fajnych wątków, że nie wiem czy wszystko ogarnę a Wy zdołacie dobrnąć do końca przydługiego wpisu!
Pierwszy start, ¼ IM, 56,5km. Czekałem w tym sezonie wyjątkowo długo. Wcześniejsze wykupione pakiety na biegi z różnych powodów poszły w cholerę! Okres przygotowawczy z jakimiś lukami a te ze względów zdrowotnych albo z innych przyczyn. Nie ma jednak co dramatyzować, wątpię aby ktokolwiek zrealizował swoje plany w 100% (naturalnie za wyjątkiem Mkona i Profesorre :-))
Najważniejsze, że w dalszym ciągu jest chęć i radocha! Poza tym wszyscy wiemy, że po wyborach ma być już tylko lepiej! I z tym optymistycznym nastawieniem ruszyłem do Ślesina. Przygotowany, nie przygotowany, w formie, bez formy, postanowiłem powalczyć o życiówkę i pudło.
Spotkania.
Grono znajomych zwiększa się błyskawicznie, okazuje się, że nawet niektórzy nieznajomi są już moimi znajomymi. Lubię to zakręcone towarzystwo tri-wariatów. Jak to powiadają poznaje swój swojego…
Ci bardziej zaprzyjaźnieni.
Profesoore i Julita. Ciepłe przywitanie, uściski, misiaczki…, Sympatia, sympatią ale nie przyjechaliśmy tu tylko dla czystej przyjemności, sentymenty na bok… nie obyło się oczywiście bez buńczucznych inwektyw i zapowiedzi ostrej walki.
Piotruś Papierz. Również serdeczne powitanie. Wykorzystuję sytuację, postanawiam zadbać o każdy detal, który może prowadzić do zwycięstwa z Arturem. Proszę o błogosławieństwo. Niechętny, wyzywa mnie od innowierców ale w końcu udziela… Jak się później okazało był to klucz do sukcesu!
Ludwik Sikorski. Pytam czy jest w gazie, Tak odpowiada, pracował nad tym przez trzy dni balując ze znajomymi tu na miejscu! To ten sam człowiek, który namówił mnie do tri! Pamiętam jak dziś, gdy z namaszczeniem wręczał mi przykazania dla triathlonisty. W którymś punkcie było: alkohol – 2 piwa w tygodniu lub 100 g wódki. Domyśliłem się, że wyrobił roczną normę… Ten właśnie, lisek chytrusek przed samym wejściem do wody, chyba dla uśpienia przeciwnika rozdarł się w niebogłosy: ,,Słuchajcie a po pływaniu co jest pierwsze, bieg czy rower?’ Hehe…
Wracając do Papierza, niby taki święty… niepokojącą sprawą, która zwróciła moją uwagę było zachowanie Piotrusia przed bezpośrednim wejściem do wody. Nie znam się za bardzo ale wyglądało mi to na jakiś rytuał godowy albo próbę przelania energii, którą to wykonała jego partnerka dotykając swoimi ustami jego ust! Trwało to dość długu, musiałem interweniować! Po prostu bałem się, że dojdzie do czegoś więcej a Piotruś przegapi start!
No i start! Rzuciło się towarzystwo do wody jak stado wygłodniałych wilków na kawałek mięsa!
Jak to bywa, do pierwszej bojki praktycznie ślizganie się po torsach, przepychanka i nawalanka. O dziwo nie zarobiłem tym razem w ryło! Przy bojce utknąłem w korku… Gdzieś tak w połowie skupiam się wreszcie nad techniką i łapie rytm. 16.45. Liczyłem na mniej ale przynajmniej nie byłem zmęczony!
Rower.
Niech szlag trafi koszyki na bidon z tyłu siedzenia, zachciało mi się poprawić aerodynamikę! Gdzieś na zakręcie, tak na piątym km wypada mi bidon! Zbytnio się nie przejąłem, przecież ,,zatankuje’ na punkcie! Zimno, momentami porwisty wiatr, deszcz z gradem! Ci nasi szamani od pogody… o kant tyłka te prognozy! Na 15 km sięgam po mini bidon w którym mam żele, łapię kilka łyków, wysuwa mi się z zgrabiałych łap! Ale przecież będzie punkt, szkoda tracić cenne sekundy…. Ślisko, wywrotek, ,,gum’ co nie miara. Jakiś pieprzony Armagedon, urągam! Zachowuję ostrożność.
Zaliczam pierwszą pętle a punktu żywieniowego nie ma a może przegapiłem?! Już roztaczają się wizje dojazdu na oparach albo ewentualnego ,,odcięcia’! Złość mnie ogarnia ujmując to delikatnie! Na szczęście pamiętam gdzie wypadł mi bidon. Rozglądam się, wypatruje… Jest! Tracę czas ale mogę w końcu się nadoić. Dojeżdżam do T2 1.18,54. Pośladków nie urywa ale w tych okolicznościach nie uznaje tego za tragedię.
Wpadam do strefy, z zimna okrutnie trzęsą się ręce, problem ze zmiana obuwia.
Bieg. Z uwagi na problemy z Achillesem późno zacząłem treningi, dopiero od połowy lutego. Przygotowania idą pod IM, tylko jeden trening tempowy pod dychę. Nie wiem na co mnie stać. Po krótkiej adaptacji biegnę w granicach 4.15 z wiarą, że dam radę utrzymać tą prędkość. Cztery pętle i na każdej jeden krótki ale dający się we znaki podbieg. Kończę 10,5 km w 44.08. W tej konkurencji spora satysfakcja.
Mam to poza sobą ale emocji nie koniec. Toczy się jeszcze walka dwóch przyjaciół: Mazjego z Arturem. Ten drugi o ironio losu, nie zdaje sobie z tego sprawy! Mazi miał nie startować, udało się ostatecznie! Słabszy od Artura w pływaniu musiał mocno pociągnąć rower, odczuł to na biegu, zdołał jednak dogonić na ostatnim kółku. Czaił się za jego plecami jak kot, nie chciał prowokować do walki… a nóż Professore podejmie rękawiczkę i trzeba będzie się męczyć! Na ostatnich metrach wyskakuje niczym z procy, wygrywając z Arturem o 7 sek i odbierając mu miejsce na pudle!
Zastanawia mnie co próbował w ten sposób przekazać Artur Maziemu… ? :-)))
Nie zadzieraj z chłopakami z Alexa! 🙂
Takie to historie…
Organizacja fajna, Szołowscy dają radę, widać profesjonalizm. A u Andrzeja wielki entuzjazm i serce do TRI. Jedyny minus w moim odczuciu to brak punktu na pętli rowerowej a na odcinku biegowym (2,5 km pętla) dwa, gdzie mógłby wystarczyć jeden… A co by było gdyby wcześniejsze prognozy, tj. zapowiadane 30 stopni się sprawdziły?
To na tyle. Na celowniku Susz, oj będzie się działo!
Na koniec wielkie dzięki dla trzech osób: żonki, Mkona i Mariusza Wędrychowicza.… Wiedzą z pewnością za co…
Borem i lasem.
Ja też się bardzo cieszę na przejście do realu :))) tylko mi obiecajcie, że Wasz pęd mnie nie zepchnie do rowu 😉
@Arku, to jest komplement ale czujności nigdy dosyć, masz rację;)) Nosiło mnie po świecie;) Obowiązki zawodowe się nawarstwiły i już myślałem, że to koniec dodatkowych zleceń (bo o pracy w szpitalu to nawet nie mówię) a tu jeszcze dwa terminowe mi spadły i dopiero na początku lipca się wygrzebie. Dlatego nie bryluje w każdy weekend na zawodach jak Artur;))) Temu się powodzi:) Ale w Suszu jestem! @Jarku, w roli kibica-statysty to raczej ja tam będę… Artur w gazie jakby się epo 'nałykał’, Arek wiadomo – ten jak Oberix wpadł chyba za młodu do kotła z magicznym napojem i tłucze każdego, a Ty drogi Jarku po wypoczynku i tzw 'lekkim’ treningu zaskoczysz sam siebie i nie jednego i nie jednemu tyłek złoisz w tym mnie niestety ale bacząc na okoliczności to będzie bardzo miłe 'niestety’;)))
Jarek, bedzie milo niewymownie:))))
Jarek, milo będzie uscisnac dłoń! No i poscigac się 🙂
Arek, przyjade Wam pokibicować !!! Ale…żeby nie stać bezczynnie, to dzięki mojemu Niezawodnemu Przyjacielowi MS, zrobie to z pozycji na liście startowej, mimo wątłego w tym roku treningu 😉
Marcinie, gdzie żeś Ty bywał ,,czarny baranie’ ? 🙂 W sumie nie wiem czy to Twoje to komplement… hmm? Do zobaczenia w Suszu. Będziem się przeciarać dalej…. 🙂
Ładnie się Arku przetarłeś:)) Ja Wam powiem Panowie, że gdybym Was nie znał to widząc to ostatnie zdjęcie bym się Was bał;)))
Andrzeju, 147/8…. cholerny upał! Wiem, że to przed Suszem przeginka… ale to jedyny moment, w ktorym moglem zrobić przdostatni dłuższy trening przed IM. Po Suszu, tydz regeneracji, tydz ciezkiej pracy i dwa tyg do staru A. Susz praktyczne z marszu…. :-)))
Najdluzsza, to znaczy jaka? Pochwal sie ! Ja dzis tylko 120/12 . Tejperuje do Susza . :-)))
Andrzeju, nawet jak zdolam utuc jakąś zyciowke w Suszu to i tak Twojego cienia nie zobaczę! A z innej beczki, dzisiaj zrobilem najdłuższą zakładkę w życiu. Upał! Kony już mi się ode chciało! W ogóle stwierdziłem, że IM to głupi pomysl…
Arturze ! Nalezy to czytac tak : ’ Kazdy wyscig bez zyciowki to porazka ’ 😉
Artur! Jeszcze nie raz Cię zaskoczę! Bądź czujny…. :-)))
Arek oczywiście masz rację, że trzeba wszystko z umiarem, bo nawet jest określenie 'ortoreksja’ na przesadę w dbałości w odżywianiu. No i jednak szkoda byłoby stoczyć się w alkoholizm, bo to jednak znacznie gorsze. Tomek – fajne podsumowanie 🙂
Arek, dopiero teraz zwrocilem uwage!!! Jakie Ty ksiazki czytasz… Dostojewski… Sam to wymysliles!?!:))))
Przeczytałem tekst podrzucony przez Wojtka! Super! Zwiększam dawkę browaru… 🙂
@wojciech sosnowski – bracie dzięki za ten link. Boski tekst i w dodatku napisany nie przez niedzielnego biegacza. Gadżetodietotreneroplanomania dominuje coraz bardziej. Wiadomo jest kasa jest impreza. Kona bossi właśnie zaczęli zarabiać na 14 godzinnych kursach na trenerów Ironmanów. Płacisz 700 stówek i masz certyfikat. Zostaje tylko znaleźć pAru leszczy i wcisnąć im tonę prochów, karbonu i elektroniki z discountem opakować to w interwały i tempo i da się żyć. A jak padną pokiereszowani przez kontuzje i wycieńczeni na kanapę to żaden problem. Jedni przecież niedawno z niej wstali a inni niech spróbują czegoś nowego w życiu.
Jarek tylko się nie przetrzyj…. 🙂 ; Wojtek, przykazania przykazaniami a co by nie mówić piwo jest napojem bogatym w proteiny, witaminy i minerały. Nie ukrywam, że lubię sobie dziabnąć i nie widzę w tym nic złego. Tylko trochę głupio na takim forum być orędownikiem tego złocistego napoju … a nóż nieletni czytają! A to kilka danych co do zawartości: 100 g zawiera: 49 kcal, białko ogółem – 0,5 g, tłuszcz – 0,0 węglowodany przyswajalne – 3,8 g, wit B1 – 0,005 mg, wit B2 – 0,025 mg, wit B3, PP) – 0,513 mg, witamina B6 – 0,046 mg, kwas foliowy – 6 μg, wit B12 – 0,02 μg, wapń – 4 mg, żelazo 0,02, mg magnez – 6 mg, fosfor – 14 mg, potas – 27 mg, sód – 4 mg,cynk – 0,01 mg. Z umiarem jak najbardziej….
Świetny wynik! A tak a propos diet i tematu 'przykazania dla triathlonisty. W którymś punkcie było: alkohol – 2 piwa w tygodniu lub 100 g wódki’. Mam nadzieję, że kiedyś powstanie studium na temat tego dlaczego w triathlonie jest tylu ortodoksów żywieniowych? Skąd ten dziwny, wręcz czasem sekciarski, pęd? Poniżej zamieszczam link do artykułu, a jeszcze poniżej cytat. http://www.magazynbieganie.pl/krew-lozyskowa-krowy-zostawcie-wampirom-diecie-biegacza-amatora-felieton/ 'Umiłowanie do alkoholu było zresztą domeną brytyjskich biegaczy, szczególnie w latach 70. XX wieku. Panował wtedy kult biegania ogromnej liczby kilometrów. Rekordziści trzaskali i po 500 km tygodniowo, biegając w czasie lunchu i po pracy. Wynik rzędu 2:20 w maratonie uznawany był za słaby. Po grupowym treningu wszyscy razem szli zwykle do pubu i po wypiciu 5 czy 8 piw chwiejnym krokiem wracali do domu. Rano cały cykl był powtarzany. Brytyjczyk Andy Holden, z zawodu dentysta, a z zamiłowania rekordzista kraju na dychę w kategorii M-35 (28:29), zasłynął tym, że potrafił w ciągu tygodnia przebiec 100 mil, czyli 160 kilometrów, oraz wypić 100 pint piwa – 57 litrów! Dzień przed zwycięstwem w maratonie na Bermudach wprawił przeciwników w osłupienie, wypijając 10 dużych piw, w tym część – stojąc na głowie.’
Arku, gratuluję wyniku!!! Jak to jest przetarcie to strach się bać jak się rozkręcisz :))) Ja jak dobrze pójdzie to będę sie przecierał dużo wolniej 😉
Przydałby się jakiś live stream z tej rywalizacji. Oglądałbym z wypiekami na twarzy 🙂
Marku, no cóż, nie samym tri człowiek żyje. Czasem trzeba podladowac akumulatory, wyluzowac aby móc ponownie wskoczyć w kierat…. 🙂
No – bardzo pięknie! Oczywiście gratuluję i podziwiam. Ale malutkie sprostowanie. W tekście sugerujesz, że te lekkie niedotrenowanie, a raczej brak pewności co do formy, wynikał z kontuzji i innych splotów i okoliczności. Przypominam, że niektóre zawody zostały olane przez Cibie ze względu na wesela, biesiady, karczemne imprezy i temu podobne.
jeszcze raz gratuluję !!! jak nic tylko brać z Ciebie przykład :)))
Artur od Starucha, Mkon od Dzaiadka, Ci od Papy Smerfa czy Smęrfiątka…. .. a się uczepili! Oznajmiam wszem i wobec, że moje dorosłe, leniwe, dzieciory nie czynią nic w tym kierunku aby uczynić mnie dziadkiem 😛 Zresztą w Suszu pogadamy…! Dzięki, szczególne tym bardziej kulturalnym za gratki. 🙂
Arku – super opowieść. O starcie tyle powiem że już wiem o co chodziło jak Cię kiedyś podpatrzyłem biegającego do tyłu. I znów polska myśl zwyciężyła ! A. Cichecki z Aleksandrowa wymyśłił jak cofnąć czas biegając do tyłu. Niedługo to już nie będzie Papa Smerf tylko Smerfiątko.
No grubo Arek. Widzę, że jesteś jak wino :-). I nawet w tym czepku wyglądasz jak Papa Smerf bez brody. Gratulacje i do zobaczenia w Suszu :-).
co ja dzisiaj z tymi literówkami iron DZIADKI war!
W suszu to już nie będzie IRON Dziaski WAR. To będzie World War!
Pięknie wielkie gratulacje aż żałuję że nie mogłem uczestniczyć no ale może się jeszcze kiedyś uda
Lepszego otwarcia sezonu nie mogłeś mieć:) Gratuluję!
Arturze, ja az sie boje przyjezdzac ! Widac , ze Aleksandrow jest w gazie !!! :-)))
Ludwik też mówił: 'zawodnik nawodniony to zawodnik usprawiedliwiony’.
Ja Ci dam wyluzuj!!!! W Suszu bedzie zabawa! To pewne, hahaha. Dojdzie jeszcze Andrzej i Marcin. Ktos Ci utnie skrzydelka:)))))
Piotruś, zapomniałem, że Wy artyści tacy wrażliwi…. nie chciałem urazić… przepraszam, szczególnie uroczą małżonkę! Wybaczcie staremu…. 🙁 Artur, Ty koguciku, wyluzuj…. 🙂
Co chcialem powiedziec?!?! Cholera… Byl lepszy:) Ale Chlopakom z Alexa zapowiadam: wstane z tych kolan!!! Sezon trwa!!!!:))
Nie partnerka, tylko od 30 lat najdroższa małżonka!!! Partnerstwo to w Słupsku!