Prawie 10 lat temu podczas imprezy Panasonic Evolta Triathlon [aktualnie Metalkas Ocean Lava Triathlon Polska] kibice mieli szansę zobaczyć, jak do ostatnich centymetrów o zwycięstwo walczy Kacper Adam. Jego finisz znany jest jako polskie „the Crawl”. Na czworakach, ostatkiem sił pokonał on ostatnie metry, docierając na metę przed drugim Tomaszem Spaleniakiem.
Pełne dramaturgii finisze to jedne z najczęściej wspominanych momentów podczas wyścigów. Największą popularnością cieszą się zazwyczaj te spoza granic Polski. Okazuje się jednak, że w historii polskiego triathlonu również znaleźć możemy ikoniczne momenty, które warte są tego, by je zapamiętać. Jednym z nich jest właśnie „the Crawl” w wykonaniu Kacpra Adama sprzed prawie 10 lat.
Dramatyczna walka do ostatniego centymetra
Dokładnie 2 września 2012 roku na starcie imprezy Panasonic Evolta Triathlon 2012 stanęli zawodnicy, którzy zmierzyć się mieli z dystansem 1/2 IM. Na metę dotarło 321 uczestników. Zapewne byłaby to jedna z wielu polskich imprez, gdyby nie jedna scena, która rozegrała się na ostatnich metrach dobiegu do mety.
Zanim jednak do niej doszło, obserwować można było wyścig, jakich wiele. Po nieco ponad 25 minutach od wystrzału startera zaczęli wychodzić z wody pierwsi triathloniści. Z czasem 26’22” pojawił się Kacper Adam. Niecałe 4 minuty za nim Tomasz Spaleniak.
Podczas części kolarskiej niektórzy z zawodników zaczęli odrabiać straty, a inni dopiero je notować. Prawdziwa walka zaczęła się podczas biegania. To ten etap zweryfikował, którzy z uczestników zajmą kolejne miejsca na podium.
ZOBACZ TEŻ: Kask triathlonowy HJC Adwatt 1.5
Wydawać by się mogło, że po bardzo dobrym pływaniu i rowerze zwycięstwo w kieszeni będzie miał Tomek Gagola. Okazało się jednak, że w doskonałej dyspozycji biegowej był tego dnia Tomasz Spaleniak. Skrupulatnie zaczął on nadrabiać stracony do przeciwników czas, w tym do prowadzącego już Kacpra Adama.
Najlepszy czas biegu jednak nie wystarczył, by zwyciężyć. Pomimo że na tym etapie wolniejszy o niespełna 5 minut był Adam, to właśnie on pierwszy dotarł na metę, przecinając wstęgę [4:17:37] zaledwie 2 sekundy przed Spaleniakiem [4:17:39].
Wszystko to rozegrało się w dramatycznych okolicznościach. Ostatnie kilkanaście metrów przed metą Adam upadł i ostatkiem sił na czworakach pokonał pozostały dystans, zwyciężając tym samym na borówieńskiej „połówce”.
Kacper Adam i jego „the Crawl” podczas finiszu na Panasonic Evolta Triathlon 2012
Jak wspominają „the Crawl”?
– Podczas wcześniejszych rywalizacji z Kacprem zawsze udawało mi się go wyprzedzić podczas biegania. I byłem pewien, że w 2012 roku też tak będzie. Wszystko przebiegało według planu. Jednak podczas tamtych zawodów Kacper pobiegł lepiej niż zazwyczaj i trudniej było zmniejszać przewagę. Tym bardziej zmobilizowałem się do pogoni. – mówi Tomasz Spaleniak.
Dopiero na ostatniej pętli uświadomiłem sobie, że nie zdołam wyprzedzić Kacpra. Ale jak wbiegłem na ostatnią prostą, zobaczyłem jego plecy. To było kilkadziesiąt metrów przed metą. Wszystko działo się błyskawicznie. Przyspieszyłem, ile mogłem i wtedy zobaczyłem, że Kacper się przewrócił.
Kiedy prawie się zrównaliśmy na wysokości mety, on zerwał taśmę swoją długą ręką. Trudno było na gorąco uwierzyć, że zabrakło dwóch sekund na mecie po ponad 4h pościgu. Ale to było prawdziwe ściganie, oboje poszliśmy bardzo mocno.
Jak relacjonuje sam organizator zawodów, wiele osób nie dowierzało, że ostatnie sekundy wyścigu nie były wyreżyserowane:
– Absolutnie nikt nie spodziewał się tego, co zrobił Kacper Adam na ostatnich metrach wyścigu. Wszystko wskazywało na to, że to on zwycięży. Zgotował nam scenę niczym Julie Moss podczas IRONMAN’a w 1982 roku. Wiele osób dopytywało się, czy to nie było wyreżyserowane. Ale nie — Kacpra tak „odcięło”, że ledwo udało mu się dotrzeć do mety i złapać taśmę, zanim dotarł do niej drugi Tomek Spaleniak. – Robert Stępniak