Tomasz Domżalski od kilku lat jest trenerem dzieci i młodzieży w Olsztyńskiej Szkółce Triathlonu. Opowiada o tym, że ma w sobie pierwiastek misyjny, a triathlon dla dzieci nie jest skomplikowany i drogi. Rozmawiamy też o tym, jak wyglądają początki dzieci w triathlonie i czemu trener musi oferować atrakcyjnie opakowane zajęcia będąc infuencerem sportowym. – To, czy zawodnik chce przychodzić na trening, zależy od tego, jaka jest komunikacja pomiędzy nim a trenerem – opowiada.
ZOBACZ TEŻ: Agnieszka Jerzyk: „Od urodzenia dziecka sporo dokładam do sportu”
Akademia Triathlonu: Wrzuciłeś niedawno bardzo osobisty wpis, w którym sugerujesz, że dzięki treningowi dzieciaków odnalazłeś nową drogę i motywację w życiu…
Tomasz Domżalski: Ten wpis rzeczywiście był osobisty, „Wyderki” – Olsztyńską Szkółkę Triathlonu założyliśmy razem z Magdą Mielnik, moją żoną, której w 2018 roku już w Suszu nie było. Susz to miejsce, które zawsze kojarzyło mi się z emocjami sportowymi, z napięciem startowym i niepowtarzalnym klimatem, musiałem coś zrobić, chciałem odbudować ten utracony świat.
Z dzisiejszej perspektywy wiem, że zbudowałem inny nowy świat. Praca z dziećmi i młodzieżą przewijała się już wcześniej w moim życiu, ale wydarzenia z lat 2016-2018 były katalizatorem, siłą napędową, formą przeżywania żałoby po stracie żony.
Kolejnym punktem zwrotnym okazała się pandemia, „dzięki” której rzuciłem całą resztę zajęć i poświęciłem się pracy z małymi sportowcami.
AT: W podcaście dla Biegowe.pl powiedziałeś, że kilka lat temu musiałeś uczyć się triathlonu (wcześniej trenowałeś m.in. piłkę nożną). Pamiętasz jakąś jedną, wyróżniającą się i uniwersalną lekcję, która jest dzisiaj ważna i aktualna?
TD: Z trenowaniem piłki nożnej to lekka przesada, Grałem jak każdy chłopak na wsi. Na boisko dojeżdżałem rowerem, do najbliższego jeziora miałem 200 m, więc trudno o lepsze warunki. Faktem jest, że moim pierwszym fachem trenerskim była piłka nożna w szkolnej drużynie trampkarzy, trenowałem młodszego brata Piotra, który aktualnie jest trenerem w gdańskiej Gedanii. Spotkałem wiele osób, dzięki którym jestem, tu gdzie jestem, które wpłynęły na moje postrzeganie sportu i triathlonu.
Począwszy od taty, który był bardzo wszechstronny i to jego kolarzówki dosiadałem, kiedy wracał na niej z pracy. Potem była klasa sportowa w VI liceum Ogólnokształcącym w Olsztynie oraz treningi „lekkiej” u trenera Zbigniewa Ludwichowskiego.
Oczy na triathlon otworzyli mi szerzej Magda Mielnik, Tomek Kowalski, Mateusz Kaźmierczak oraz pewien czeski pracownik szkockiej farmy, który łączył triathlon z pracą na farmie, co mi wychowanemu „na gospodarce” dodało wiary.
Z racji tego, że triathlon jest według mnie dyscypliną wciąż raczkującą w Polsce, to „lekcją”, jaką chciałbym się podzielić przede wszystkim, jest sposób postrzegania triathlonu. To jeden wyścig, nie trzy oddzielne konkurencje, jak często próbują rozumieć ten sport początkujący zawodnicy.
AT: Triathlon poniekąd jawi się jako skomplikowany sport wytrzymałościowy, tymczasem jak sam mówisz, „to niekoniecznie Ironman”. Tłumaczysz rodzicom, że triathlon jest „prostszy”, a uprawianie go może być korzystne dla ich pociech?
TD: Na tym mi najbardziej zależy. Po pierwsze chcę, żeby do mojej szkółki trafiało jak najwięcej dzieci, bo z tego żyję. To jest moja praca i pasja. Po drugie mam w sobie dość duży pierwiastek misyjny, sport należy się każdemu, ciało mamy jedno i będziemy lepszymi ludźmi, lepszym społeczeństwem, jeśli będziemy uprawiać sport. A sam triathlon dla dzieci jest prosty, każde dziecko jak gdzieś idzie, to biegnie, każdy rodzic chce, żeby dziecko potrafiło pływać no i oczywiście rower w każdej rodzie musi być, cóż więcej trzeba? Kiedy sięgam wstecz do czasów dzieciństwa, to u mnie na wsi chyba każdy trenował triathlon, tylko nie startowaliśmy w zawodach.
Trudność dyscypliny polega na stopniu zaawansowania, szachy wyczynowe na pewno też są trudne i wymagające poświęcenia. Rozumiem jednak, czemu triathlon postrzegany jest jako dyscyplina wyjątkowo trudna… Uważam, że nasze społeczeństwo pod względem aktywności sportowej jest na skraju patologii, w porównaniu z większością nacji w Europie jesteśmy na skraju.
No i Ironman, który zarazem przyczynia się do popularności dyscypliny, bo przecież jest jedną z bardziej rozpoznawalnych marek. Samo słowo i jego brzmienie budzi respekt. Dla nieświadomego rodzica, który ma problem z przebiegnięciem 1 km, który myśli, że unoszenie się na wodzie to pływanie, a rower 1 raz w miesiącu to regularne kolarstwo, Triathlon = ekstremum.
Kiedy dodamy do tego przebijające się do mainstreamu wyczyny pseudotriathlonowe, czyli x krotne triathlony, to efekt mamy taki, że rodzice pytają się, czy ten triathlon to aby na pewno zdrowe dla dziecka, może lepiej jedna dyscyplina i coś krótszego.
AT: Z badania dla Blue Media wynika, że młodzi chłopcy najczęściej uprawiają piłkę nożną. Pod względem zainteresowania pośród dzieci, ale też ich rodziców, triathlon musi konkurować z popularnymi dyscyplinami sportowymi. Jak więc spopularyzować go pośród dzieci?
TD: I tak i nie, triathlon lubi wszechstronnych. Zatem im więcej dyscyplin spróbuje młody człowiek, tym lepszym triathlonistą może zostać. Z drugiej strony, popularne dyscypliny „zabierają” najsprawniejsze dzieci. Triathlon lubi też cierpliwych, najcenniejsza gratyfikacja jest odroczona, na sukcesy trzeba czekać często do trzydziestki.
Popularyzacja powinna odbywać się między innymi poprzez organizowanie imprez sportowych, aquathlonów, duathlonów dla najmłodszych grup wiekowych. Oraz podnoszenie jakości imprez mistrzowskich, fakt, że nastolatek wystartuje w mistrzostwach Polski, nie oznacza, że jest on już „zdobyty” dla triathlonu. Jakość imprez rozgrywanych dla młodzieży ma ogromny wpływ na konkurencyjność względem innych dyscyplin. Dodam jeszcze, że warto by spuścić trochę powietrza z napompowanego balonika z napisem „jestem triathlonistą, jestem z żelaza, jestem najlepszy”, balonika, który unosi się nad głowami wielu amatorów tego sportu.
AT: Jak wyglądają początkowe treningi dzieci, które rozpoczynają przygodę z triathlonem?
TD: Jest zapewne wiele różnych dróg, systemów i sposobów. My rekrutujemy dzieci w wieku wczesnoszkolnym, czyli 8,9 i 10 lat. Zaczynamy od nauki pływania i kształtowania ogólnych cech motorycznych: sprawności, zwinności, wszechstronności. Dzieci w tym wieku często nie wiedzą nawet, czym jest triathlon.
Upraszczając, zaczynamy od treningu pływackiego i ogólnorozwojowego. Pływamy 2,3 razy w tygodniu, a 2 razy są zajęcia lądowe. Pracujemy od poniedziałku do piątku, czasem do soboty. W zależności od tego, jakim czasem dysponują rodzice, w tylu zajęciach mogą uczestniczyć dzieci.
Następny etap to starty dzieci w dwóch dyscyplinach, czyli duathlonie lub aquathlonie. Tam już mamy do czynienia ze swego rodzaju triathlonem, ale złożonym z 2 dyscyplin.
Z biegiem lat treningi się rozwijają. Jeżeli dziecko wkracza w kategorię żaka, czyli ma 11-12 lat (w zależności od stopnia rozwoju), może już zacząć treningi rowerowe. W kategorii młodzik, czyli 13-14 lat, zaczynają się pierwsze starty w triathlonie zatem i trening jest już bardziej kompletny, choć nie jest to regułą.
AT: Triathlon nie należy do najtańszych dyscyplin. Ile realnie kosztują treningi triathlonowe dzieci – na kwoty jakiego rzędu powinni przygotować się rodzice?
TD: Rzeczywiście można w triathlonie wydawać dużo pieniędzy. To sport oparty o technologię. Granica tego, ile możemy wydać, jest powiększana co roku.
Jeśli chodzi o sport dziecięco-młodzieżowy, same treningi nie są droższe niż inne dyscypliny. Wydaje mi się, że na rynku jesteśmy tańsi niż piłka nożna. Jeżeli dzieci zaczynają w wieku 8-12 lat, kosztem jest opłacenie treningów na basenie i lekkoatletycznych. To przedział 300 do 500 złotych. Natomiast jeżeli zaczynamy już startować w triathlonie i trzeba wyposażyć dziecko w sprzęt, to zakup podstawowego roweru to kwota od 1500 złotych, Pianka nie zawsze jest potrzebna. Jeżeli chcemy ją zakupić, to koszt rzędu 500-800 złotych. Do tego strój startowy, buty, okulary, kask.
Jestem przekonany, że trening triathlonowy nie jest na początku najdroższą dyscypliną. Oczywiście ten koszt rośnie wraz z rozwojem zawodnika. Im poważniej podchodzi do tematu, tym koszty związane z treningiem rosną. Dochodzą obozy w cieplejszym klimacie, inwestycje w sprzęt i regenerację. Chciałbym tu jednak zdecydowanie podkreślić, że trenowanie triathlonu nie jest obarczone zaporową kwotą, nawet jeśli rodzice nie są w stanie zapewnić podstawowego sprzętu, to pamiętajmy, że kluby są od tego, aby wspierać. Warunek jest jeden, zaangażowanie zawodnika i rodziców.
AT: W podcaście powiedziałeś jeszcze dwie rzeczy, które się łączą. Po pierwsze, trener rywalizuje o uwagę z twórcami na YouTube i TikTok, a dodatkowo dzieci są bardzo uważne i inteligentne – widzą to, jak się zachowuje. Innymi słowy: jest tutaj sporo pracy i to takiej od podstaw?
TD: To pytanie o współczesną rolę trenera. Znowu musimy podzielić trenerów na takich, którzy pracują ze sportowcami wyczynowymi, z dziećmi, z młodzieżą wreszcie i dorosłymi, amatorami. To wszystko zależy. Rola trenerów takich jak ja, którzy pracują z dziećmi i młodzieżą, zmieniła się na przestrzeni lat i to dość znacznie. Dzieci i młodzież się nie zmieniły. Zakładam, że nasz genotyp pozostaje taki sam jak 50-100 lat temu, a więc mamy do czynienia z tym samym materiałem. Niestety pierwsze lata życia dzisiejszych nastolatków wyglądają trochę inaczej niż sportowców, którzy urodzili się 20, 30, 40 lat temu.
Na tym polega ta różnica. Trenerzy sportu młodzieżowego i dziecięcego, muszą być tego świadomi i wiedzieć, że to, co oferują, jest wartościowe, ale nie zawsze atrakcyjne. Zatem trzeba to odpowiednio opakować i dawkować. Mając na uwadze, że dzisiaj młody człowiek ma znacznie łatwiejszy dostęp do innych rozrywek – również innych dyscyplin sportowych. Triathlon może być żmudny, nie będzie codziennej dawki dopaminy wynikającej ze strzelonej bramki lub wygranego meczu. Tutaj jest właśnie rola trenera, aby ten trening nie był nudny i rozbudzał zainteresowanie, a nie gasił zapał.
Praca u podstaw to wychowanie również mentalne, żyjemy w czasach gdzie wszystko, co trudne, męczące nie jest fajne, chcemy szybko, zdalnie, łatwo, a w sporcie tak się nie da.
Faktycznie powiedziałem, że konkurujemy jako trenerzy sportu młodzieżowego z innymi influencerami. My jesteśmy influencerami sportowymi. Taka jest nasza rola. To jest to, co lubimy, więc powinniśmy to pokazywać w każdy możliwy sposób. Influencerów zarażających innymi dziedzinami życia jest mnóstwo. Niekoniecznie są to ciekawe rzeczy, bo wiemy, czym jest przepełniony internet. Oprócz masy wartościowych tematów jest też masa chłamu. Tak więc współcześni trenerzy konkurują z atrakcjami nie tylko sportowymi, ale też inną rozrywką. Dzieci, które przychodzą do klubu, w wieku powiedzmy około 9-10 lat, mają głęboko w nosie ćwiczenia tam wykonywane. One po prostu chcą się bawić. To wraz z dobrym towarzystwem to dwie główne rzeczy. Jeżeli potrafią się odnaleźć i dobrze bawić, wtedy jest szansa, że takiego zawodnika utrzymamy dłużej, do momentu, w którym będzie bardziej świadomy i będzie chciał trenować triathlon.
AT: Jakiś czas temu pojawił się u nas tekst o zawodach triathlonowych (sportowych) dla dzieci. Podoba Ci się kierunek, w jakim się to rozwija? Miałbyś jakąś radę dla organizatorów zawodów, którzy chcą organizować również coś dla najmłodszych?
TD: Uważam, że to świetna forma nauki rywalizacji, zdrowego rywalizowania i popularyzacji sportu. Zawody dla dzieci przy okazji triathlonów, czy to aquathlony, czy duathlony, to na pewno jest super rozwiązanie.
Cóż mógłbym radzić organizatorom? Myślę, że są świadomi, że jest sposób na wzbogacenie imprez. Mogę dodać, że na pewno ważne jest pilnowanie, aby te zawody nie były za długie, a zawody dostępne również dla tych dzieci, które jeszcze nie trenują. Żeby zobaczyły, jak to wygląda niczym zabawkę na półce. Zawody niekoniecznie muszą kończyć się jakąś nagrodą. Niech wykuwają to myślenie, że rywalizacja sama w sobie jest nagrodą. Trzymam kciuki za organizatorów zawodów triathlonowych, którzy dokładają również takie zawody dla dzieci do harmonogramów. Tak jak powiedziałem wcześniej, jakość imprez też jest bardzo ważna.
AT: Powiedziałeś w podcaście, że w przypadku młodszych zawodników wyniki nie są tak istotne. Czy jest jakiś wiek lub moment, kiedy te wyniki z pierwszych zawodów lub startów w ogóle, zaczynają być ważne?
TD: To wszystko zależy od charakteru dziecka i tego, jakie ma predyspozycje. Są dzieci, które są motywowane wynikami sportowymi. Rozkręcają się i chcą trenować jeszcze bardziej. To jest groźna metoda, bo może spowodować wypalenie. Przykładowo, gdy mamy zawodnika, który wygrywa wszystko w cuglach i czerpie siłę z talentu oraz natury i nagle przychodzi moment, gdy tego talentu nie wystarcza, bo spotyka się z większą grupą rówieśników, to mamy dwa rozwiązania. Albo zrozumie, że trzeba dołożyć pracę oraz systematyczność, albo wręcz przeciwnie – zniechęci go to i zacznie szukać czegoś nowego.
W pracy spotykam różne osobowości i grupy. Są dzieci, które nie lubią lub boją się rywalizacji. Ten strach wynika z tego, że nie będą najlepsi i czują, że jakiś element jest jeszcze niedoskonały. Stąd obawa związana ze startem i rywalizacją. W tym kontekście wynik nie jest najważniejszy. Samo przekraczanie barier i odwaga to jest to, czego chcemy nauczyć się wszyscy w życiu. To, czy ktoś osiągnie taki wynik czy inny, inną cyferkę, ma tak naprawdę małe znaczenie. Umiejętność lub zdolność do przekraczania barier w swojej głowie jest znacznie cenniejsza niż medal (z całym szacunkiem) nawet na mistrzostwach Polski.
W pewnym momencie te wyniki mogą mieć znaczenie. Wynik też motywuje, ale raczej później, kiedy mamy do czynienia z nastoletnią osobowością. Wtedy te wyniki będą bardzo motywowały. Jeżeli za wcześnie będzie przesyt dobrych wyników, to wtedy z punktu widzenia kariery sportowej nie kończy się to dobrze. Rzadko się zdarza, że wczesna młodzież, która dominuje w swoich rocznikach, dominuje w sporcie dorosłych. Znów odniosę się do tego, że gratyfikacja w triathlonie jest odroczona. Triathlonista osiąga optymalną formę i możliwości psychofizyczne w wieku 25-30 lat. Wtedy jest w pełni gotowy mentalnie i fizycznie na ściganie.
AT: W mediach społecznościowych pisałeś, że operujesz „emocjami i intuicją”, ale też czasem cyferkami. Możesz to rozwinąć?
TD: Emocje oraz intuicja są ważne w pracy trenera. Ja nigdy nie byłem dobry z matematyki. Nie jestem umysłem analitycznym. Dopiero uczę się analitycznego podejścia do treningu. Jestem głęboko przekonany, że tak długo, jak sport dotyczy ludzi, tak kwestia intuicji i wyczuwania emocji u zawodnika będzie bardzo ważna.
Jest tak z wielu powodów. To, czy zawodnik chce przychodzić na trening, zależy od tego, jaka jest komunikacja pomiędzy nim a trenerem. Zależy od wzajemnego zaufania i tego, czy trener potrafi zarazić pasją zawodnika.
Potem gdy taki zawodnik jest starszy, uczymy się wzajemnych reakcji. Owszem, wyniki pomiarów, czyli tzw. cyferki mówią nam dużo o zawodniku, ale to nie jest wszystko. Dzięki niewerbalnemu językowi możemy odczytać, czy zawodnik jest w formie, czy jest przemęczony, czy dzieje się coś dobrego czy złego.
Ucząc się takiego zawodnika przy pomocy narzędzi o nazwie „intuicja” i „emocje” myślę, że też możemy sporo zdziałać. Dowodem są lata, jakie mamy za sobą. Teraz rodzi się takie analityczne podejście do sportu. Widzimy, jak wielu trenerów, którzy nie mają doświadczenia ze względu na wiek, prowadzi zawodników, osiąga super rezultaty na światowym poziomie. Właśnie dzięki umiejętnościom analitycznym, obserwacji tego, co dzieje się w sferze fizycznej zawodnika.
Są trenerzy, którzy mają nosa, a są też tacy, którzy posiadają doskonałe narzędzia analityczne. Pewnie gdzieś pośrodku można wykorzystać dwa źródła wiedzy na temat zawodnika i procesu treningowego, co będzie sukcesem.
W swojej pracy z dziećmi przekonałem się, że potrafią doskonale czytać nastrój.
Trzeba być w dobrej formie fizycznej i psychicznej do pracy z młodzieżą. Uważam, że to skuteczniejsze. Gdy dzieci widzą i czują, że lubimy swoją pracę, mamy gwarancję tego, że oni polubią trenowany sport. Dopiero później wchodzi świadom etap analitycznego trenowania zawodnika, który stawia na sport. Jego możemy analizować i wspierać przy pomocy cyferek.
AT: Dziękujemy za rozmowę.