Każdy kto funkcjonuje już jakiś czas w tym sporcie ma z pewnością spostrzeżenia czy sąd, który może ewoluować w zależności w którym momencie tri-drogi jesteśmy. U mnie jak na razie były trzy etapy. Pierwszy ,,drogi cierniowej” połączonej z obawą ,,czy podołam’. Drugi ,,wow’ czyli fascynacji, nacechowanej spostrzeganiem wszystkiego przez różowe bryle i wiarą, że mogę wszystko. Trzeci, obecny – może nazwę go ,,refleksyjny”. Z tym ostatnim kojarzą mi się słowa jednego z kawałków Butki S: ,, Dokąd idziesz bracie Dokąd gnasz Po co tak zabijać się W jednym punkcie przecież W końcu trwasz Tylko czas do przodu mknie’
W związku z tym, że jestem tu i teraz machnę ręką na historię i skupie się na obecnym etapie. Skąd zmiana spojrzenia? Ano banalna sprawa – kontuzja. Nie rozwodząc się nad szczegółami , powiem tak – nie mogę biegać, pływać i jeździć owszem. Prawda jest jednak taka, jak coś przestaje trybić to gubię motywacje i zaczyna się analiza… Więcej czasu na przemyślenia, czytanie… min. blogów, które również dają do główkowania…
Znany celebryta , amator z sukcesami, M.D pisze na swoim blogu, że zaczął realizować zakładkę 2h/1h przed godz 23! Z całym szacunkiem i sympatią dla Gościa, myślę sobie o co kaman? Czy aż tak gonią Go przygotowania do Igrzysk Olimpijskich? 🙂 To oczywiście jeden z przykładów zatracania się. Aby była jasność, daleki jestem od ocen. Jego sprawa. Tylko rodzi się zasadnicze pytanie, ile jesteśmy w stanie poświęcić na to by urwać kilka minut by wejść na wyższy stopień a jednocześnie stracić coś…. Coś – co?! Odpowiedzi można mnożyć! Chociażby przysłowiowego ,,byczenia się’, kawałka zdrowia, rozmowy z dzieckiem, zakupów z żoną (tu chyba przesadziłem :-)) , spotkań z przyjaciółmi przy piwie, polowania na foczki, tudzież inne bezeceństwa… inne hobby… nie wspomnę już o jakiś pociągach potencjalnie, dobrych biznesów, które odjeżdżają bezpowrotnie a była szansa po prostu wsiąść…
Chyba meritum…. Ambicje nie są złe, są motorem do sukcesów, nieodzowne zwłaszcza wśród wyczynowców… A jak ma się to u amatorów? Nie wiem czy nie zabijają radość, która wydaje się być kluczem do szczęścia …
Takie to moje refleksje natury filozoficznej… Pewnie, można dywagować. … stawiać przykłady, od chociażby Mkon, poukładany do bólu, nastawiano na sukces a dyscyplina pruska przy jego konsekwencji to Pikuś (kuśwa jak ja mu zazdroszczę:-)) …. No, tak ale ile jest takich Mkonów wśród Nas skazanych na sukces? Zresztą, wymieniony pisał ostatnio na swoim blogu o zachowaniu priorytetów! Rodzina, praca a później trening….
Zdrowe hamulce psychiczne w tym naszym sporcie wydają się nieodzowne. Osobiście mam jednego mentora- przyjaciela, również skażonego wirusem tri, jednak świadomego priorytetów! Ubawiłem się jak mi ostatnio pisał o karze jaką sobie zadał za to, że przeżywał w nocy w pełni niezrealizowany trening… Kara za to jaką sobie wymierzył?! Odpuszczenie treningów na jakiś czas, po to żeby tri nie zdominowało jego życia…. Hehe…
Przydałby się jakaś konkluzja…. Hmm, może: ,,każdy jest kowalem swojego tri’….
Nie wiem ale Nadbloger nam pewnie wskaże drogę… na co zresztą liczę…
Skomplikowane to wszystko….
Jarek, spoko, nie przeżywam jak kiedyś, jestem na etapie przewartosciowania spojrzenia na to wszystko…. Bez wątpienia poruszony przez Ciebie wątek jak i Artura uwagi są bardzo istotne…..
Arek, ja wiele razy przez zęby 😉 mówiłem, że co mnie nie zabije to mnie wzmocni i o ile Ciebie znam to dość łatwo dasz radę to także powtarzać. Co do ogólnych rozważań to rozwinę wątek Artura. Na pewno wartością jest poznawanie nowych ludzi, pozytywnie zakręconych, co w wieku starszych Agegruoperów już się tak czesto nie zdarza 🙂 Co do 'straty’ czasu na treningi – zazwyczaj ludzie, którzy maja mało czasu poprawiaja jego organizację, mniej czasu, często zabijanego korzystaniem z 'atrakcji’ TV, przecieka między palcami
Łukasz, dzięki, podbudowałeś mnie trochę… 🙂 Piotruś, jesteś zadymiarzem! Rozumie jednak skąd to się bierze. Niedobrzy Niemcy z pewnością Cię szykanują, musisz gdzieś odreagować… 😛
Krolu Arturze! Alez ja w ogole nie mialem ciebie na mysli. Nigdy by mi do glowy nie przyszlo, ze moglbys na dyzurze, zajmowac sie czyms innym niz dyzurem! Po za tym oczywiscie, ze Arek jest wszstkiemu winien!
Arku tylko mądrzy ludzie szukają i analizują reszta wali na ślepo z nadzieją że trafią.
Łukasz, imponują mi ludzie, którzy potrafią jasno sprecyzować swoje cele i nie ważne czy są one na Mount Everest czy Gubałówce. Robiąc ten wpis trochę się obnażyłem, trochę prowokowałem a to wszystko żeby wywołać jakąś dyskusje i poznać podejście innych. Wyznam szczerze, że w odróżnieniu od Ciebie motam się, nie potrafię jasno sprecyzować sobie celu. Balansuje… chciałbym mieć ciastko i zjeść ciastko…. Szukam… 🙂
Arku napisze tak ja już swoje 5 minut w sporcie miałem ( 5 krotny wicemistrz polski w oszczepie w kategorii junior młodszy, junior, młodzieżowiec, członek kadry narodowej na Sydney 2000) wiec wiem ile trzeba poświecić czasu i zdrowia w tej materii żeby osiągnąć sukces, wiem tez bardzo dobrze jak to wszystko odbija się na zdrowiu a co może i ważniejsze na życiu rodzinnym. Nie zamierzam się otrząsnąć za 7 lat ja moje dzieci powiedzą mi że tatuś to cały czas trenował i pracował jak były małe bo myślał, że dostanie medal w Nieporęciu dla Age Grupersa. Sport dla amatora czyli dla 98% czytelników i użytkowników AT ma być narzędziem do utrzymania dobrej formy i wyglądu żeby rodzina cieszyła się ze zdrowego dobrze wyglądającego ojca, który jest podporą rodziny i to czuć a nie idzie na trening o pierwszej w nocy żeby podleczyć swoja psychikę i nie mieć kaca z niewykonanej jednostki treningowej o tej godzinie to się trzeba przytulic do zony lub pocieszyć dziecko jak ma złe sny.
Piter, ja nie mam nic a nic do Niemcow! Nawet ich lubie. Ciebie tez:))) Dyskusje sa zawsze tworcze. Ja sie wypowiadalem nieco krytycznie w stosunku do Macka rowniez bezposrednio. Co mozna stracic?! Zdrowie:) No ale to bardzo ogolne stwierdzenie. Zgadzam sie z Arkiem w aspekcie spolecznego oddzialywania takich wpisow. Macka obserwuje wiele osob, tez zaczynajacy zabawe. Moze to takie moje akademickie fobie ale jak cos robie w chirurgii naczyniowej lamiac zasady to zawsze to tlumacze swoim asystentom. I podkreslam: ta droga pojdziecie …na starosc:))) 2-4 w nocy na rowerze?!?! Nieeee, przeceniesz mnie Piotrze. Poza tym trenuje teraz z trenerem, ktory bardzo dba o moja regeneracje. A nocne zniany na rowerze nie wpisuje sie w te zasady:) Ps. Piotrze, tak w ogole to wszystko przez Arka! Masz racje:)))))
Piotrek, tzn., że Niemcy też już na Ciebie się poznali? Hehe…. Dobra, dobra… bo się naprawdę wkurzysz. Przekazuje Ci znak pokoju… 😉
Arek, żaden ze mnie Adwokat, nie mówiąc juz o agresji. Ty już jak Niemcy, wystarczy że się odezwę, a oni od razu do mnie, dlaczego ciagle się na nich mszczę za dziadka! To ty dałeś przykład Maćka. Buziak. I nie stresuj się. Kontuzje mijają, twoja też minie, trimam kciuki. Buziak
Widzę Piotruś, że występujesz w roli adwokata M.D. Zupełnie niepotrzebnie. Obawiam się, że przeleciałeś po łepkach i nie wyczułeś moich intencji. Trening Maćka miał być tylko przykładem jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć… Cytuje siebie: ,,Aby była jasność, daleki jestem od ocen. Jego sprawa’. Wspomniane,, foczki’ też były jakimś tam,może i durnym przykładem ale zarazem przenośnią, równie dobrze można robić coś innego,… Z Mkonem to już kompletne pudło. Czytaj moją wypowiedź do komentarza Łukasza Górnickiego. Powiedział bym, że intencją główną były rozważania na temat właściwej ścieżki z zachowaniem pewnych priorytetów, które dla każdego mogą być inna…. Jak to napisałem: ,, chodzi o znalezienie Eldorado i Zen w jednym’…. 🙂 A Ty zaraz z agresją…. Wyluzuj członki, może buziak ode mnie pomoże? Cccmok 😉
Arek, Jakub, wiatru zal.. Ale zaraz zaraz, ja w kasku jezdzile/jezdze:))))
Arek, musze przyznac, ze nie bardzo sie z toba zgadzam. Piszesz np., ze MD sie zatraca. Dlaczego? Ze zrobil zakladke o 23:50? Widocznie tak mu wyszlo. Przeciez nie napisal, ze przerzuca sie na 'trening nocny’, bo to daje super efekty. Tak zycie jest ulozone, ze kiedy Ty otwierasz basen, to inni wlasnie skonczyli dzien zdjeciowy lub nocna zmiane i klada sie spac. Nie zdziwilbym sie, gdyby jakis chirurg przyznal, ze jezdzi na trenazerze miedzy 2-4 w nocy. Dlaczego? Bo to na dyzurze jest najlepsza pora. Maciek D. napisal wyraznie, ze w tym roku chce powalczyc z najlepszymi. No i super. Ma chlopak cele i ambicje. Zmienil trenera, zrzucil troche kilogramow (ja zrzucilem wiecej, hahah, -:)) i mierzy sie. I jedno jest pewne, jesli nie da z siebie wszystkiego, a nawet wiecej, to d..a zbita. Nie wiem tez za bardzo, co mialby przez to stracic? Polowania na foczki lub spotkania przy piwie. Gwarantuje ci, ze tych u niego pod dostatkiem, tzn. polowan ostatnio na pewno mniej a raczej wcale, bo przeciez zostal ustrzelony! Czy ambicja zabijaja radosc z uprawiania sportu. No to przeciez jest jasne, ze wygorowane ambicje i za tym idace nie zrealizowane cele, sa przyczyna roznych depresji. Podejrzewam, ze MD ma jednak wystarczajacy dystans do tego co robi, tak samo jak wspomniany przez ciebie MKON, chociaz u niego sprawa jest troche bardziej skomplikowana, bo cel ktory sobie postawil (MS 20??), to dla nie ktorych kosmos. Trzeba by sie MKONA zapyatac, co bedzie jak nie zostanie Mistrzem Swiata?
Łukasz, osobiście jestem orędownikiem szukania własnych ścieżek. Myślę, że podane przez Ciebie przykłady niekoniecznie (prawda Konieczny?:-)) muszą być dobre. Sorry. Jeżeli ktoś potrafi to sobie perfekcyjnie poukładać i ma akceptację rodziny a do tego ogromną szansę na sukces sportowy i najzwyczajniej w świecie go to ,,rajcuje’ – czemu nie? Ciebie satysfakcjonuje 8-10 h/tydz i jest ok. Chodzi o znalezienie Eldorado i Zen w jednym…. 🙂
Łatwo wpaść w wir rywalizacji lub w kompleksy jak się czyta objętości treningowe np .M Dowbora lub Mkona, jednak nie tędy droga. Ja osobiście wole postawić na 8-10 godzin tygodniowo ale robić więcej treningów jakościowych i powoli idzie do przodu i pozostaje trochę czasu dla dzieci żony na spotkania towarzyskie (bo o przyjacielach tez należy pamiętać).
Kuba, właśnie o te ,,otrzeźwienie’ chodzi a zarazem próbę pochylenia się nad takim tematem… Plati, dzięki. 🙂 Albin, kontuzja w tym wpisie to sprawa drugorzędna, jest konsekwencją nieprzestrzegania pewnych zasad albo jak kto woli głupoty. Tak jak mi pisał Andrzej Kozłowski naturalną sprawą przy tym stylu życia…. Sama w sobie dała bodziec do refleksji i przestrogę przed przekraczaniem Rubikonu….
Łączę się w bólu. Ja cały czas się zmagam z pełzającą kontuzją przyczepu Achillesa – co pobiegam, to boli, jak odpuszczę – przestaje i tak w kółko. Robię sporo ćwiczeń, ale efekty na razie nie powalają. Jeśli chodzi o pasje, to niestety czas nie jest z gumy, ciało z żelaza (nawet w połowie, mimo dwóch 'półajronmenów’ na koncie), a umysł z krzemu. No i… wszystkiego się nie da. Przez 3 lata prawie nie miałem gitar w ręku, ostatnio trochę nadrabiam, ale nic na siłę, to ma być przyjemność 🙂 Na łażenie po lesie, co bardzo lubię, nie starcza czasu albo siły (także woli). Cały czas jestem w treningu i choć wolumeny nie są (na razie) duże, to jeśli dodać do tego obciążenia, zmęczenie i stres związany ze sprawami zawodowymi, to energii starcza już na niewiele więcej. Priorytet jest jasny i na pewno nie może to być trening – byłoby to kompletnie absurdalne.
fajny tekst 🙂
Arku świetny tekst i bardzo trudny do oceny. Każdy robi tak jak mu wygodnie, ale zatracenie się w pasji nie jest dobre, może być przyczyną wielu problemów. Grunt to ta równowaga i złoty środek którego tak 'wszyscy’ szukamy. U mnie jest tak, że jak za mocno się przechylam w stronę 'PRO’ to żona szybka mnie sprowadza na ziemię i całe szczęście bo zacząłbym jeszcze robić objętości jak Profesorre. Czasami otrzeźwienie przychodzi także z AT. Teksty takie jak ten lub mknona, do tego jakieś komentarze i wracamy na odpowiednio ustawione priorytety. Tylko, że niedługo znów przychodzi jakaś fala i się od nich oddalamy 😉 A co do Artura i odstawienia motoru, teraz wiatr łapie podczas jazdy rowerem, tylko w co ? bo fryzura króciutka ;-))
Marcinie, przypominam sobie Twój felieton. To jeszcze za tych czasów co Ci się chciało pisać… 🙂 Masz rację z tą równowagą…świetne spostrzeżenia. A wracając do M.D, podałem to tylko jako przykład ,,zatracenia’, nie chciałbym żeby niechcącą zrobił się jakiś sąd nad nim… przecież to jego sprawa. Z drugiej strony jest jakby nie patrzeć jakimś przykładem i jeżeli coś upublicznia musi mieć świadomość, że może być echo… 🙂
Arek kiedyś napisałem tu coś takie na temat chwiejnej równowagi, tak to już jest, rzadko kiedy jesteśmy w idealnej harmonii i równowadze, najczęściej wychyleni w jedną lub drugą stronę, ważne, żeby ten punkt równowagi mijać jak najczęściej. A każdy priorytet ma to do siebie, że jak go nie zrównoważysz innym to się szybko nudzi i powszednieje, a z czasem zaczyna irytować. I wracając do przywołanego przykładu treningu w środku nocy, jak ktoś tego potrzebuje do złapania równowagi w życiu to ok rozumiem, jak robi to z pobudek sportowych tzn. chce być co raz lepszy to rozumiem to już mniej, bo żaden sportowiec przygotowujący się do IO tak nigdy nie zrobi ale jak ktoś robi to, żeby mieć o czym pisać na portalach społecznościowych to wypada współczuć;) Myślę, że Maciek robi tak, bo nie ma czasu zrobić tego o innej porze dnia z powodu obowiązków, pytanie czy to ma sens to już sprawa każdego z nas, za siebie mogę powiedzieć, że są pewne granice, których nie przekraczam. Przeważnie takie podejście skutkuje kłopotami zdrowotnymi w perspektywie kilku lat jak Artur pisze. PS To ja już teraz wiem dlaczego na Marka trzeba czekać na mecie… po drodze robi partyjkę szachów i łowi sobie rybkę na kolację;)))
Artur, nie zal Ci tego wiatru we włosach…? :-)))
Arku, ja tak praktycznie odstawilem motocykle…:)))
Marku, codziennie jak wyjeżdżam z garażu widzę deche surfingowa podwieszona przy suficie… odkąd wziąłem sie za tri ani razu nie ,,odpalilem’. Trochę żal ale tamte emocje satysfakcjonowaly…. Tak naprawdę chodzi o znalezienie jakigos zlotego srodka, tylko czy sie da? Zawsze coś jest kosztem czegoś…
Arku, mam w planach taki tekst o falach, które przychodzą i odchodzą i nie ma co z nimi walczyć. Uwielbiam grać w szachy i łowić ryby, równie bardzo jak tri-, ale bywały lata w moim życiu,kiedy nie było na to czasu. Potem nadchodziła fala i znowu na 2-3 lata wracałem np. do szachów. Teraz wędkuję tylko 3-4 miesiące w roku i to tez mi starcza. Jeśli robimy coś zbyt intensywnie, to szybciej nas to wypala….Następny tekst będzie o Emiratach 🙂
Arturro, min. chodzilo mi o takie wypowiedzi, potwierdzające wybór, dobry wybór. Nie mylić z dobrą zmianą … 🙂
Arek, temat wzbudza okresowo emocje. Priorytety sa w zyciu rozne. Amator moze tez na jakis czas zatracic sie w sporcie. Celem moga byc mistrzostwa swiata amatorow, zyciowki, chec popisania sie przed samym soba lub innymi…, tysiac moze byc:) Ja patrze sie na to bardziej pod katem zdrowia i fizjologicznym. Zaraz zaraz powiecie, lekarz to co innego ma powiedziec! Kazdy kto mnie troche zna wie, ze tez przekraczam czasami granice ale czasami to nie znaczy zawsze lub czesto. Najwazniejsze jest zachowac balans w zdrowiu. Sport na wysokim, wyzszym, bardziej zaawansowanym poziomie szkodzi. Musi. Jak nie od razu to obciazenia sie kumuluja i dadza znac pozniej. Szczegolnie chodzi o aparat ruchu. A jesli 'dowalamy’ sobie po nocah, po 12-14h pracy nic dobrego z tego nie bedzie. Arku, podany przez Ciebie przyklad Maćka mozemy potraktowac jak sztandar. Ale nie dotyczy to tylko jego:) Piszesz rodzina, przyjaciele, zakupy… Ale spojrz na to tak. Moze najblizsza rodzina tez w tym uczestniczy? Moze z ta dalsza rodzina traciles troche czas na nudnych, dlugich obiadkach lub piciu wodki z kuzynami? Moze to samo dotyczy znajomych? Moze dzieki tri poznales nowych, ciekawszych, pelnych energii?!? Moze zakupy sklepach sportowych to tez przyjemnosc?!? Itd., itp.:))) Priorytet w zyciu to rzecz skomplikowana. W kazdej aktywnosci zyciowej przechodzimy rozne okresu, przez 'cierpienie’, euforie, poczcie boskosci, stagnacje, zniechecenie… Zyjmy w zgodzie z samym soba przede wszystkim, nie szkodzac wokol, szanujac ludzi, usmiechajac sie do zycia… Wtedy odda nam rodzina, zona, przyjaciele, dzieci, praca, triathlon… A jak nie?!? To ich problem:))) My sie cieszmy! :)))