Od Redakcji: Kilka miesięcy temu Ludwik Sikorski napisał tekst o podobieństwach triathlonu i ojcostwa. Dziś mamy dla Was drugą część tego artykuły, ale ponieważ od publikacji pierwszej części minęło już sporo czasu, postanowiliśmy połączyć oba felietony i możecie je przeczytać w całości w jednym artykule. Gratulacje Ludwik za trafne spostrzeżenia i poczucie humoru! Miłej lektury i jeszcze milszych i ciekawszych refleksji po…
Ludwik Sikorski:
Nie pamiętam swoich wyników. Nie wiem, ile biegam na 10km. Nie jestem w stanie powiedzieć, jakie mam średnie tętno na rowerze. Nie liczę przebiegniętych kilometrów, w basenie jestem wtedy, kiedy naprawdę chcę, a nie gdy zmusza mnie do tego plan treningowy. Na lodówce nie wiszą już żadne cytaty motywacyjne. Wiem dokładnie, kiedy mój syn postawił pierwsze kroki. Idealnie pamiętam dzień, w którym dowiedziałem się, że urodzi mi się córka. Niemal codziennie zmieniam młodej pieluchę, a starszego gonię po domu, aby wreszcie usiadł na kiblu. Na lodówce widnieje plan wizyt lekarskich moich pociech. Ile zatem we mnie triathlonisty? Ile we mnie ojca? Chyba wiem, bo nigdy nie ścigam się na zawodach, nawet sam ze sobą. Za to zawsze ścigam się, aby być jak najlepszym tatą. Będąc ostatnio w figloraju, nieco żałując, że w tym czasie znajomi już pedałowali, zacząłem dostrzegać wiele podobieństw pomiędzy byciem ojcem, a triathlonistą.
PODOBNE POCZĄTKI TRIATHLONU I OJCOSTWA
Na początku był bodziec. Zarówno decyzja o ukończeniu triathlonu jak i zostaniu ojcem dojrzewała we mnie jakiś czas. A potem było i planowanie i chaos! No, ale zanim pojawił się ten w postaci rodzicielskiej szamotaniny, czy pierwszych nieudolnych treningów, musiała pojawić się inwestycja. W triathlonie to oczywiście rower, pianka, czepek, okulary – rzeczy dość trywialne, ale wydatki przynajmniej nie tyle kontrolowane, co przewidywalne. A ojcostwo? No cóż, trudno tutaj bez „inwestycji”. Bo w sumie randki nie są też takie tanie: inwestujesz w kolacje, wyjścia do kina, teatru. Potem, aby przejść na kolejny poziom znajomości, kupujesz pierścionek, klękasz, potem mija trochę czasu i się …kładziesz. I trudno powiedzieć, co bardziej kosztowne, ale mam wrażenie, że na dłuższą metę tri nie jest takie drogie….Oczywiście, w obydwu przypadkach można iść na tak zwany żywioł. No ale potem można cierpieć na całym dystansie.
POCZĄTEK DNIA NICZYM „WASHING MACHINE”
Spokój. Cisza. Setki osób bujają się obok ciebie na fali. Ktoś jest blisko ciebie, równie skoncentrowany. Równie pogrążony w swoim świecie… aż tu nagle, jak nie ryknie, jak nie wrzaśnie! Sygnał do startu! Nie wiesz zbytnio w którą stronę się odwrócić, za co załapać najpierw. Dezorientacja i gdy „poranny wystrzał syreny” jest zbyt głośny i gwałtowny, to i strony łóżka się pomylą – zamiast wstać chociażby lewą nogą, wstajesz w stronę kaloryfera. Za chwilę dostajesz ręką w twarz, odwracasz się w drugą stronę, a tam surowy wzrok żony, która ma tylko dwa dni w tygodniu, aby się wyspać i dzisiaj, akurat dzisiaj, jest ten dzień, bo ty pracę zaczynasz później. I sam naprawdę nie wiesz, ile dokładnie osób jest obok Ciebie. Ale jakoś się odnajdujesz. Potem wystarczy znaleźć odpowiedni rytm. I się zaczyna piękny wyścig, zwykły dzień…
A PROPOS WASHING MACHINE
Wystarczy porównać ilość prania. Co prawda w moim domu jest zaledwie jedna osoba trenująca (lub starająca się to robić),ale za to jest mała dwójka, która generuje więcej prania, aniżeli AT TEAM podczas BPS. Kurdę, przecież mam na imię Ludwik, a nie Persil!
TWÓJ CAŁY DZIEŃ TO STREFY ZMIAN
Zaczyna się oczywiście od washing machine. Poranny chaos, czasem szykowanie trzech śniadań na raz (czwarte, na razie, magazynowane jest tam gdzie powinno u ssaków). Potem T1, czyli chwila wyjścia do pracy: kawa na drogę, torba naszykowana już wieczorem dnia poprzedniego. Praca i powrót do domu, czyli T2. Przepakowanie torby, szybki posiłek regeneracyjny i T3 – wyjście do drugiej pracy. Tam kolejne zmagania (kolejne wewnętrzne głosy). Powrót do domu i T4. Zabawa z synem. T5 i kąpiel. Usypianie syna. T6 i potem T7, T8, T9, bo przecież córka tez się domaga… o żonie nie wspominając…
ZMIENIASZ ZNAJOMYCH I NAWYKI TOWARZYSKIE
I nagle się okazuje, że zaczynasz lubić kolarzy. W sobotę, zamiast wychodzić ze starymi kumplami na piwo, uciekasz z nowopoznanymi miejscowymi biegaczami. Weekend, to czas dla podopiecznych, młodych i motywujących (i zmotywowanych) triathlonistów. Wieczór też taki troszkę jakby cichszy… no bo kto by chciał rano iść na wybieganie lub basen na kacu? Co prawda wody wystarczająco dużo, aby zaspokoić pragnienie, ale czepek upija jak cholera! A jeszcze gorszym doświadczeniem po przebalowanej sobocie jest poranne wstawanie do dziecka!
Dżizas!
Te dzieci nic nie rozumieją, przez co tata musi przejść. Jak jest odwodniony! Jak głośno tupią koty na podwórku u sąsiada! Zarówno triathlon jak dzieci, to takie bestie, które nie przyjmują wymówek, nie rozumieją… i tak już chyba zostanie. I dobrze, bo sobotnie interwały 10x50ml jeszcze nikomu nie pomogły pobić życiówki, ani uruchomić cholernie głośnego traktorka, który nie wiem dlaczego, ale zawsze rano, zwłaszcza w niedzielę, cieszy dzieci. Nie przejmuj się też, gdy przestaniesz być zapraszany na imprezy, gdzie dzieci nie powinno być, albo być powinno sporo alkoholu. Nic nie tracisz.
DIETA
Ważny element dla każdego ojca i triathlonisty. O ile sport determinuje bardzo egoistyczne podejście do odżywiania, o tyle tacierzyńska dieta jest o wiele bardziej skomplikowana. A moje dzieci nie lubią odmawiania sobie jedzenia. O ile żona się nie schowa (ani swych piersi) przed obowiązkiem nakarmienia małej terrorystki, Anielki (czyt. Diabelki), o tyle ucieczka przed wiecznie głodnym Nikodemem (czyt. Nigłodem) jest już zupełnie niemożliwa. W domu nie ma już czekolady… chyba, że u mnie w szufladzie 😉
A przecież dzieciom trzeba przykład dać, bo te bacznie obserwują…
WIZUALNE PODOBIEŃSTWA
…zwłaszcza w zakresie diety…
{gallery}tacierzynstwo{/gallery}
TRI TORBA – NIEZBĘDNIK – PIELUCHA BAG
Oczywiście każdy triathlonista ma swoja ukochaną torbę. A w niej multum rzeczy niemniej ukochanych. Towarzyszą nam one niemal wszędzie i niemal zawsze. Podobnie jest z torbą – niezbędnikiem ojca. Co prawda rozmiary i skład nie te, ale pod ręką być musi. Co jest zatem w torbie ojcowo-triathlonowej? Pielucha (dla dziecka oczywiście), koszulka na zmianę, ręczniczek, majteczki i spodnie na zmianę (tak, też mam). Co więcej, zawsze musi być coś do picia i zjedzenia… wszystko oczywiście dietetyczne, bo nie wiadomo, kiedy syn z rąk czegoś nie wyrwie…
ROZCIĄGANIE – WAŻNE W OBYDWU PRZYPADKACH
Po prostu spróbuj przebrać nadąsane, rozwrzeszczane 25kg dziecko, które za wszelką cenę chce się wyrwać! Po prostu spróbuj… a jak nie, to masz kilka wskazówek, jak walczyć z dzieckiem…
http://youtu.be/mTWfqi3-3qU
UCZYSZ SIĘ CIERPLIWOŚCI
Czy bycie dobrym ojcem mamy w genach? Czy bycie nieprzeciętnym triathlonistą wyssaliśmy z mlekiem matki? Nie sądzę. Nad wszystkim trzeba pracować. Wolno. Mozolnie. I nie jest zbyt ważne, ile założeń wychowawczych masz napisanych na lodówce. Nie jest również gwarantem sukcesu twój plik w excelu, gdzie gromadzisz informacje i plany treningowe. Triathlon i dzieci zweryfikują WSZYSTKO! I nie ma co się dąsać. Nie ma co się obrażać. Z góry załóż sobie, że tri i dzieci mają swoje plany dla Ciebie: na twoje popołudnie, zmęczenie, zdrowie i przede wszystkim czas. Chcesz zakładkę? A czasem robisz tylko rower. Chcesz, aby dziecko narysowało kwiatek, a…
MUSISZ BYĆ SYSTEMATYCZNY
Spróbuj nie trenować biegania przez dwa tygodnie. Chcesz życiówkę? DUPA! Spróbuj odpuścić dziecku sikanie do kibelka przez jeden dzień i wymagaj, aby następnego grzecznie na nim usiadł. KUPA! W majty oczywiście!
SZUKASZ OPTYMALNYCH ROZWIĄZAŃ
W każdej kwestii i niemal każdej dziedzinie. W triathlonie kombinujesz jak upchnąć trening. Może uda się do pracy rowerem jechać, może w weekend wstaniesz o 5, przed porannym piskiem dzieci i pójdziesz potruchtać, aby nie tracić czasu z dzieckiem i dajesz żonie się wreszcie wyspać. Zastanawiasz się, czy uda się w przerwie między pracami iść na basen, czy trzymając jedno dziecko na rękach dasz radę zbudować z klocków jakiś „gajas”, aby druga, mobilna pociecha owych klocków nie wywaliła do kibelka. Wybierasz zawody i zastanawiasz się, czy triathlonowe ojcostwo pozwoli żonie i dzieciom zrelaksować się w okolicach strefy zmian.
Na wynik i miłość trzeba zasłużyć.
NIBY OSZCZĘDZASZ, A PONOSI CZŁOWIEKA
Ja: „Ooooooooo nie, w tym miesiącu to już na pewno nic nie kupię!”. A tu w mordę jeża promocja na rowerki dziecięce, a Garmin o 200pln przecenili.
Żona: „Ooooooooo mężulka poniosło z zegarkiem, co?” – i ani słowa nie powie o tym rowerku. Nic!
KOSZTOWNA ZABAWA
No comments
POWSTAJE WIĘŻ ZE WSPÓŁĆWICZĄCĄ
Podobno ludzi zbliża wspólna pasja. Wiele w tym prawdy. Obecnie znaczna większość moich znajomych to pasjonaci triathlonu, czy innej formy aktywności. Podobno nic tak ludzi nie wiąże, jak wspólny kredyt. Hmmm to też racja. Jednak na pewno nic tak nie spaja dwojga osób, jak dziecko. I podobnie jak kolega z treningów czy klubu, macie podobne cele, tak ze współćwiczącą (hmmm, brzmi dwuznacznie) w domu, cel jest już ten sam, a sposoby dochodzenia (hmmm, znowu dwuznacznie) do niego również mogą się różnić.
DBASZ O SPRZĘT
Weź człowieku nie dopompuj roweru… albo wózka… Albo jeszcze gorzej, zapomnij wyprać treningową koszulkę swoją, lub wyjściową syna! Lub poważniej: zignoruj usterki w foteliku samochodowym, lub zignoruj problemy z kaskiem lub hamulcami w rowerze. I w momencie pojawienia się w twoim życiu dziecka nie ma pojęcia „moje” bezpieczeństwo.
ZGŁĘBIANIE WIEDZY
Pływanie jest skomplikowane. Podobnie kolarstwo i tak samo bieg. Szukanie wiedzy jest nieodzownym elementem triathlonu oraz bycia ojcem. Nie ma ludzi, którzy wszystko wiedzą i wszystko umieją. Dlatego doskonalenie warsztatu triathlonisty i taty jest niezbędne!
ELEMENT NIEPRZEWIDYWALNOŚCI
Jedziesz na zawody, tam odpływa bojka. Chcesz wyjść pobiegać, a tu grad. Chcesz wyskoczyć na rower z podopiecznymi, umawiasz się na 10.00, a syn siada ci na kolanach i wali mokrego bąka na twoje kolarskie spodnie. Jest 9.58 (prawdziwa historia).
UCZYSZ SIĘ REZYGNOWAĆ Z PEWNYCH RZECZY
Już wcześniej pisałem, że triathlon wymaga poświęceń. To jednak małe piwo (z którego też się kurde często rezygnuje) w porównaniu z wyrzeczeniami rodzica. Zaczynasz patrzeć na swoje życie w całkiem innych kategoriach. Przeprowadzasz ewaluację wszystkich swoich działań i czynności dnia codziennego. Zaczynasz dostrzegać, że z pewne rzeczy niepotrzebnie zajmowały ci kilka godzin, lub nawet minut w twoim „ojcowskim mikrocyklu”. Asertywność, to cecha ludzi dojrzałych, zwłaszcza tych, którzy cenią każdą sekundę ze swoimi dziećmi. Delikatnie odsuwasz się na drugi plan, kończysz pewne przedsięwzięcia, ograniczasz swoje społeczne działania, które przy wyrzutach sumienia w związku z absorbowaniem niemal całego ciebie, tracą swój piękny i niepowtarzalny wymiar. I przestajesz się przejmować, gdy ktoś ci coś wypomina, a zaczynasz dostrzegać, co było warte twojej pracy i angażu… I najlepsze jest to, że prawdziwy przyjaciel zawsze zrozumie nie tylko twoje obowiązki, ale i pasje.
MASZ TRENERA
…lub ciało doradcze. O ile w triathlonie czuję, że moja wiedza jest w miarę wystarczająca, o tyle w moim ojcostwie mam swoją Panią Guru. To ona mnie karci, głaszcze, krzyczy, przytula i daje cenne wskazówki. Takie, które są dla mnie, niczym zawodnika w triathlonie, sposobem na uzyskanie zakładanego wcześniej wyniku, pomagając ominąć często bardzo długi i niepotrzebny proces poznawczy.
MUSISZ ZAWSZE BYĆ WDZIĘCZNY TRENERCE, TRENEROWI, PARTNEROWI W TRENINGU
Zawsze, bo dzięki nim, w dużej mierze, jesteś tu gdzie jesteś, a możesz dojść tam, gdzie chcesz jeszcze bardziej.
NA KONIEC JEST NAGRODA
Zarówno w triathlonie, jak i w wychowaniu dziecka czeka na Ciebie sporo wyboistych dróg. Co jednak najważniejsze, jest i nagroda. W triathlonie dostrzegasz ją szybciej, ta ojcowska jest jednak trochę bardziej odległa i tak naprawdę nie wiadomo, kiedy jest tą finalną. Co prawda nie dostaniesz, jak w triathlonie, żadnego medalu, pamiątkowej koszulki z napisem „Father – the finisher”, ale za to po drodze zamiast punktów z darmowymi izotonikami, żelem czy wodą, otrzymujesz nie raz kubeł wody zimnej. I masz okazję kąpać się w świadomości idealnie wykonanego planu. I na koniec „kariery” usiądziesz w bujanym fotelu i pod powiekami, oczami wyobraźni, obejrzysz ponownie nie tylko swoje wbieganie na metę, ale przede wszystkim mnóstwo cudownych jak i ciężkich chwil. Każda z nich była warta podjęcia wysiłku i wyzwania bycia ojcem i triathlonistą. W tej właśnie, a nie innej kolejności…
@Marcin Przepraszam 😉 😉
@Ludwik, potrafisz złapać za serce i sprowadzić na ziemię:) ja już coraz częściej zaczynam widzieć siebie wspominającego w tym fotelu i powiem Ci… zresztą, co ja Ci będę mówił…;)
„Nie przejmuj się też, gdy przestaniesz być zapraszany na imprezy, gdzie dzieci nie powinno być, albo być powinno sporo alkoholu. Nic nie tracisz.”
Właśnie ostatnio zdałem sobie sprawę z tego faktu powyżej 😉
Jakos tak wole iść spac o 23 żeby o 5 wstać na basen, na drugi trening a potem do pracy niż siedzieć przy szklance.
Krąg moich znajomych sie zawęził bardzo.
No ale dobrze mi z tym póki co;)
Dziękuję wszystkim za miłe słowa. A teraz wracam do dzieci, bo żona na Zumbę poszła… (przynajmniej tak mówi) 😉
Mega tekst, Ludwiku. Tak jak lubię. Gratulacje!
Washing machine – coś w tym jest . Jestem ojcem samodzielnie wychowującym 5 córek i w związku z tym nigdy nie wiem o której wyjdę na trening – umówienie się ze znajomymi na wspólny trening prawie niemożliwe – ciągła improwizacja 🙂
Piękne dokończenie wcześniejszego wpisu. Teraz już wiem jak to jest jak żona wróci na etat i faktycznie patrząc wstecz to zeszłoroczne przygotowania to była bajka. Teraz jest o wiele trudniej wygospodarować czas, ale nie ma co narzekać zawsze może być gorzej. Najważniejsze żeby nie przeoczyć tego co na prawdę ważne….
Rozumiem że duch ascezy, samozdyscyplinowania, konsekwencji itp. pozwolił tylko na nagrodę „na koniec”, dyskretnie pomijając otwarty w obu dyscyplinach kurek z gadżetami które triatusiom się przynależą – te wszystkie, garminy, tablety, trenażery, xboxy, mierniki mocy, psp itp.
Nieprzebrany świat zabawek dla tritaty w pierwszym przypadku – niezbędny – no bo wyników nie będzie , w drugim- konieczny – dziecku się nie odmawia, a to że tata się też pobawi – no przecież musi wiedzieć jak i co żeby doradzić pociesze w potrzebie.
…i nie zamieniłbym tego na nic innego … czasami jak już nie mam siły i naprawde się „czołgam” na treningach to faktycznie wystarczy wyobrazić sobie że ten „mały zwierzol” patrzy na ciebie …
…oj Panowie ! Moja Połowica pracuje od kilku miesięcy (również trenuje) ..więc wczoraj miałem trening biegowy od 4.00 do 6.20 a dzisiaj, właśnie wróciłem z „zakładki” (2h-rower, 1h-bieg) …a pozatym robię za „Maryśke” … Pozdrawiam tych co mają tak samo …do Kalmaru już niedługo !
Hej…to prawda ze pogodzić rózne obowiązki jest trudno ale to tez kwestia priorytetów, organizacji dnia…..no i najważniejsze pełnego zrozumienia przez ” drugą połowe”. Ona musi zrozumieć ze ta 1-2 godizny dla ciebie w ciagu dnia jest naprawde ważna….i że musi odciązyć cie w tym czasie. No własnie……co z twoja druga polową bo tak szczerze mówiąc z treści mozna by odnieść wrazenie ze dzieci nie mają matki a ty jestes samotnym ojcem wychowujacym dwojke szkrabów:):):). Mozna zaczynac treningi rano tak ze wracasz jak rodzina wstaje, jest wiele mozliwości zeby to pogodzic…tylko potrzebne jest zrozumienie każdej strony i kompromisy….a wtedy i mozna sie pościgać i pobawic z dziećmi….dlatego nie ma co demonizować jednego i drugiego:):):)
Trafione w dziesiątkę. Mając dwójkę małych dzieci czasami naprawdę nie jest lekko, z drugiej strony nie ma nic lepszego jak usłyszeć na trasie: „tata biegnij, tata…” A jak się chce to pogodzić się da czego sam jestem przykładem 😀
Odnajduję pewne wspólne elemety. Co prawda ja już wyszedłem z pieluch, ale u mnie TRI dziewczyny (nie licząc żony), więc pozytywny wizerunek mężczyzny trzeba dawać :-). Czasami nawet wychodzi :-). Weryfkujące pierwotne nastawienia do życia przemyślenia 🙂
Fantastyczny tekst 😀 uśmiałam się 😀 Podziwiam i Panie, i Panów – Tri rodziców, że dajecie sobie radę pogodzić to wszystko. Zawody Tri codziennie – podziwiam. I pozdrawiam.
Kurka, jakby to gdzieś widział. Normalnie w końcu ktoś to zauważył, że my – mężczyźni, też nie mamy łatwo i też chcemy być dobrymi ojcami i traithlonistami (kolejność nie przypadkowa). U mnie washing machine na full i zmian też dużo, ważne, że część wykonywana osobiście. Póki co nie jest jeszcze tragicznie, żona nadal na urlopie, ale strach pomyśleć jak wróci do pracy wtedy dopiero trzeba będzie kombinować z przygotowaniem planu.
Dzięki za super tekst i czekam na więcej.
Brawo Panie Ludwiku. Piękna praca z fantastycznym przesłaniem. Sama prawda.