Ukończenie zawodów na dystansie Ironmana jeszcze dekadę temu było czymś, o czym nawet nie myślała. Teraz triathlon stał się dla niej terapią, która pomaga walczyć z nałogiem. Christine Piché, age-grouperka z Kanady, przeszła w życiu przez prawdziwe piekło. Drugą szansę odnalazła w sporcie.
ZOBACZ TEŻ: Połówka na kultowym Wigry 3? „Policjant chciał mnie zdjąć z trasy”. Adam Wrzecian wspomina szalone wyzwanie
Wszystko, żeby stłumić przeszłość
Porzucona przez matkę w wieku czterech lat, dorastała w schronisku dla nieletnich. Przenoszona od domu zastępczego do domu zastępczego, czasami uczęszczała do czterech lub pięciu szkół w ciągu jednego roku. Wykorzystywana i napastowana seksualnie. Wychowywana bez godnego zaufania dorosłego, który pomógłby jej zaszczepić moralny kompas. W wieku 20 lat związała się „najgorszym rodzajem mężczyzny, jaki można sobie wyobrazić”. Ucieczka z toksycznego związku zajęła jej prawie pięć lat.
Wszystkie te doświadczenia sprawiały, że jak sama mówi, na świat reagowała jak „wściekły pies”. Przepełniona gniewem i nienawiścią do samej siebie, zapijała się do nieprzytomności, zażywając kokainę, wstrzykując heroinę – w desperacji, robiąc wszystko, by stłumić swoją przeszłość.
Musisz wybrać: umrzesz albo zmienisz życie
Aż w końcu przyszedł dzień, w którym zrozumiała, że są tylko dwa rozwiązania. Jak przyznaje, doszła do punktu, w którym: „osiągasz dno i musisz wybrać: umrzeć czy zmienić swoje życie”. Miała wtedy 38 lat, organizm wyniszczony przez alkohol i narkotyki, a psychikę naznaczoną wszystkimi trudnościami. Mimo wszystko zaczęła biegać. W ten sposób szukała naturalnego przypływu endorfin. Pragnęła go tylko po to, aby na chwilę być w stanie się uspokoić i zasnąć.
To, co na początku stanowiło chwilowe zastępstwo od uzależnienia, przerodziło się w kolejne. Tym razem zdrowe. W zaledwie kilka miesięcy po odstawieniu używek Christine Piché przebiegła pierwszy maraton – maraton, który zapoczątkował nowy etap w jej historii.
Zwycięski przepis
W jej życiu pojawił się triathlon. Piché związana zasadami swojego programu odwykowego nie może zdradzić tożsamości osoby, która wskazała jej ten kierunek, jednak jak sama przyznanej, czuje głęboką wdzięczność.
W 2015 w roli kibica pojechała na zawody IRONMAN 70.3 Mont-Tremblant, gdzie z podziwem obserwowała triathlonistów pędzących przez strefę zmian. Udział w zawodach IRONMAN wydawał się nie do pomyślenia, ale jej towarzysz zasugerował, by spróbowała swoich sił w sprincie, a za kilka lat wzięła udział w dłuższym wyścigu. Kilka tygodni później Piché zapisała się na sprint.
– To był zwycięski przepis. Pozwoliło mi to zachować trzeźwość przez kilka lat przygotowań i treningów. Dało mi to pewność siebie. Nauczyło mnie, jak dbać o siebie i jak słuchać swojego ciała. Poznałem też wielu niezwykłych ludzi z różnych środowisk – przyznaje po latach.
Dwa lata później, w czerwcu 2017 roku, zaliczyła swoją pierwszą połówkę w Mont-Tremblant, a następnie drugą, w Lake Placid, jeszcze w tym samym sezonie.
Skrywane marzenie
Gdy w 2018 roku rozpoczęła przygotowania do pełnego dystansu, na jej drodze pojawiły się kolejne problemy. Na jednym z treningów kolarskich została uderzona przez samochód i doznała kontuzji barku.
Mimo tego kilka tygodni później ukończyła dystans Ironman. Niestety, podczas zawodów ponownie uszkodziła bark. Musiała przejść operację, a ból i długi czas rekonwalescencji przygnębiły Piché. Nie miała zamiaru się jednak poddawać. Była zdołowana, ale nie zrezygnowana. Wiedziała, że proces walki z nałogiem wciąż trwa.
Gdy pandemia dobiegała końca, Piché dokonała kolejnej ogromnej zmiany w życiu, planując powrót do triathlonu. Postawiła sobie za cel ukończenie wyścigu Canada Man / Woman Xtri w 2023 roku. Pięć miesięcy później cel zrealizowała. Nie tylko skoczyła zawody na dystansie sprinterskim, lecz także po raz pierwszy stanęła na najwyższy stopniu podium, zwyciężając w swojej kategorii wiekowej.
Wchodząc na pudło, przypomniała sobie, jak bardzo jako dziecko chciała zapisać się na zajęcia sportowe tak jak jej rówieśnicy. W wieku 47 lat spełniła skrywane marzenie.
ZOBACZ TEŻ: Lauren Parker: „Nigdy nie mówić: nie mogę”. Od tragicznego wypadku do tytułu mistrzyni świata
„Triathlon był moją szkołą życia”
– Miałam do wykonania ogromną pracę, aby wybaczyć, znaleźć akceptację, zadbać o siebie, wyleczyć się. Zajęło mi to dużo czasu. Wciąż się uczę. Z każdym wyścigiem, każdego dnia inwestuję w tę dyscyplinę, rozwijam się. Uczę się, jak lepiej radzić sobie z trudami codziennego życia – mówi Christine.
Trudności wciąż pojawiają się na jej drodze, wciąż często towarzyszy jej cierpienie, ale tym razem, jak mówi: „są to próby, które wybrałam z własnej woli, a kiedy przez nie przechodzę, to z przyjemnością, ze szczęściem, z radością! Cieszę się, że żyję”.
– Triathlon był moją szkołą życia. Poza tym tak bardzo kocham ten sport! Z roku na rok kocham go coraz bardziej – podsumowuje