Niedziela, godzina 9:30, start triathlonu w Gdańsku na dystansie ¼ IM. Bliżej mojego rodzinnego domu być nie mogło – jakieś 2km. W głowie myśli tylko i wyłącznie o walce na trasie i jak najlepszym występie. Lista startowa wyglądała imponująco. Liczyłem na miejsce w czołówce ale wiedziałem, że równie dobrze mogę być daleko – ekipa była niezwykle mocna i wyrównana.
Woda poszła mi średnio – 16:45, nie jestem zadowolony. Niestety coś z tym pływaniem jest nie tak. Wiem, że stać mnie na więcej. Ciągła gonitwa na rowerze i biegu – taki mój los. Tym razem w T1 straciłem tylko kilka sekund, bo nie mogłem zapiąć kasku – niewielka strata.
Ruszyłem na rower. Jak do tej pory był to mój najlepszy rower w tym sezonie. Wszystko zagrało, szybko ubrałem buty, czułem moc w nogach. Jedynie ilość zakrętów mi przeszkadzała (4 pętle rowerowe – dużo kręcenia) ale warunki są dla każdego takie same.
Na trasie rowerowej wielu znajomych. Potasowałem się trochę z Kubą Gebhardtem na zakrętach (w kilku miejscach Kuba mnie wręcz ośmieszył), po czym doszedłem Przemka Trzaskę i z nim już jechałem do końca trasy. Wyprzedzaliśmy się w identycznych miejscach na poszczególnych pętlach. Raz on mnie, raz ja jego. Oczywiście wszystko odbywało się w sportowym duchu rywalizacji i zgodnie z przepisami „non – drafting’. Przemek pod koniec trochę mi odjechał, ma chłop nogę jak koń a ja się zagapiłem i tyle go widziałem. Na szczęście w T2 byłem szybszy i na bieg wyszedłem z kilkumetrową przewagą.
Rozpoczynając ostatni etap zawodów, zajmowałem 12 lokatę. Znowu daleko i znowu trzeba było gonić. Bieg poszedł mi świetnie. Z łatwością wyprzedzałem nawet bardzo dobrych biegaczy. Miałem przewagę nad innymi, bo nie dość, że biegam jak koń, to jeszcze są to moje ścieżki biegowe, znam tam każdy zakręt jak własną kieszeń. Kiedyś zawsze tam biegałem, teraz odwiedzam te rejony kilka razy w miesiącu. 2 pętle minęły szybko i już po niespełna 37′ mogłem cieszyć się z 3 miejsca na mecie. Arbuz w strefie finiszera smakował wyjątkowo dobrze tego dnia.
Przez cały wyścig towarzyszyła mi rodzina. Wparcie czułem od początku do końca zawodów. Przy strefie zmian, na nawrotce pętli rowerowej, na trasie biegowej, na mecie. Cały czas ze mną byli, cały czas mi pomagali, cały czas darli gardła, niesamowita sprawa. To dodało mi skrzydeł. Chyba powinienem być zdyskwalifikowany, bo przecież w triathlonie pomoc z zewnątrz jest zabroniona. A ja czuję, że zyskałem przez to kilka ładnych minut.
Odkąd pamiętam marzyłem, by być sportowcem. Nie ważna była dyscyplina, liczyła się tylko rywalizacja i chęć bycia jak najlepszym. Trenować po kilka godzin dziennie, żyć ze sportu, podróżować i rywalizować z innymi – piękne marzenia. I tak od małego, tylko sport i sport. Można powiedzieć, że triathlon dał mi namiastkę tego, co mają prawdziwi sportowcy.
Finisz na 3 miejscu w takiej imprezie jak Triathlon Gdańsk jest spełnieniem marzeń z dzieciństwa. Nie wiedziałem tylko, że moje marzenie okaże się tak naprawdę niczym przy tym co mnie spotkało tego dnia. Największą frajdą było poczuć to, co czułem podczas tego wyścigu – wsparcie najbliższych i poczucie, że mogę na nich liczyć w każdej sytuacji. To są bezcenne momenty, które wielu z nas amatorów przeżywa właśnie podczas zawodów sportowych. Po takim starcie gdzieś mam tą całą Gdynię. Mogę kończyć „karierę’.
PS. Podczas ceremonii rozdania nagród, nagrodzono najlepszych pływaków i kolarzy. Rozumiem, że dla najlepszych biegaczy organizator przygotował jakieś super nagrody i prześle je w późniejszym terminie pocztą? 🙂
Piotr myślę, że bycie zawodowym krykiecistą jest równie pasjonujące 🙂
Piotr myślę, że bycie zawodowym krykicistą jest równie pasjonujące 🙂
Brawo, gratulacje !!! Zazdroszczę spełnienia marzenia z dzieciństwa, ja mam/miałem takie same i 'spełniam’ je jedynie na pracowniczych turniejach piłkarskich 🙂 Trzymam kciuki za czas poniżej 4h20m w Gdyni !!! PS. Z tym, że nie ważna dyscyplina to chyba przesadziłeś. Bycie zawodowym graczem w krykieta w Pakistanie lub branie udział w mistrzostwach świata w grze w bule – to chyba mniej podniecające sporty niż ściganie się w triathlonie na coraz wyższym poziomie 🙂
Brawo Mateusz! Piękne spełnienie, a właściwie spełnianie, bo proces trwa :-), marzeń z dzieciństwa. No i to wsparcie Kasi oraz Rodziców jest fenomenalne!
Haha! No szkoda! Ale pobudzilo mnie plywanie i szamotanina w poszukiwaniu worka! Na zawodach WTC nawet jakbym stracil pamiec to obsluga wskaze worek! W Poznaniu rozwieszenie workow pow nr 1000 bylo bez skladu i ladu..:( No ale ktos powie: sam sobie winien! I tej wersji sie trzymajmy:)
Artur, chciałem Cię odpowiednio pobudzić przed Poznaniem… jakbyś przeczytał wcześniej to te 5′ byś urwał;)))
Teraz zobaczylem!!!! Marcin Ty Brutusie!!! No pieknie! Zaczepiasz mnie?! :)) Mateusz zasluguje na kazda pochwale! No a Kasia to Kasia..:))) Wiadomo!:)
Dziękuję!! Wpisu Profesora nie widzę 😉
Gratulacje!!! masz moc 🙂
Mateusz gratuluje podium! Pierwsze i na pewno nie ostatnie na ważnej imprezie:) Albin, Artur wyznaje zasadę, że dzień bez wazeliny jest dniem straconym… nauczyli go tego jego asystenci;))) Ciekawe tylko co na to Julita;)
Arturze, uspokój się… Chociaż nie – przecież zaraz Poznań! Spokój nie jest wskazany! ;))) Mateusz – gratulacje! :))) Ja – dla odmiany – nigdy nie marzyłem, żeby być sportowcem…. Za to teraz mam ogromną frajdę, że mogę trochę nim być i uczestniczyć w PRAWDZIWYCH zawodach i to w tak trudnej dyscyplinie, jak triathlon :)))
Mateusz jest mistrzem! Ale Kasia… Ta fota jest fantastyczna!!! Kasiu, bijesz Matiego na calego! Taka noga…:))) Mateusz moze pozazdroscic:)))))
Gratuluję Mateusz!! Tak zdrowo zazdroszczę Ci tego sportowego spełnienia :).