Trudy Jesieni

Minal juz ponad miesiac od maratonu i nie tylko skonczyl sie czas na calkowite roztrenowanie ale nie mam juz wymowek zeby nie trenowac. To wszystko w teorii bo w praktyce kilka rzeczy utrudnia mi cwiczenie formy a wine za to zrzucam oczywiscie na pore roku :). Co prawda nie jest jeszcze najgorzej i mimo ze coroczny rytulal skrobania lodu z szyby samochodu plyta CD pod wplywem zaskoczenia naglym mrozem juz odrbilem, ciagle jeszcze trafiaja sie dni kiedy mozna nawet pojezdzic na rowerze.

 

Jest wiec coraz ciemniej i coraz zimniej, coraz trudniej tez dogadac sie z wlasnym organizmem a wiec po kolei- problemy poczatkujacego triathlonisty z jesienia i ich praktyczne rozwiazania :). Zaczac wiec trzeba od roweru. Musze niestety przyznac ze zrobilem dokladnie to o czym wiele osob pisze- zlekcewazylem sobie go w moim pierwszym triathlonie i zaplacilem wysoka cene. Uwielbiam takie lekcje pokory bo bieganiem zarazilem juz cale stada ludzi, zaczynajac od mojego dentysty a konczac na mojej dzieczynie, kazdemu wmawiajac ze trzeba cierpliwosci i wytrwalosci, teraz sam musze chyba siebie posluchac jesli chodzi o rower.

 

Jedyny pozytyw jakiego moge sie doszukac w mojej aktualnej dyspozycji na rowerze to ze chcac nie chcac powiem 'no to drafting’; z moja srednia predkoscia w tym momencie moglbym co najwyzej jechac za najszybszym biegaczem w stawce :). Marek S. w odpowiedzi na moj komentarz pod jedynm z wywiadow zacytowal M. Gladwell’a o tym ze potrzeba 10 tys godzin zeby osiagnac w czyms mistrzostwo. Ja w pelni sie z tym zgadzam ale narazie czasem mam wrazenie ze minelo 10 tys godzin od poczatku treningu :), powoli jednak zaczynam dostrzegac swiatelkow w tunelu.

 

Mimo ambitnych planow na 2godzinne zakladki musze w tej chwili skupic sie na doprowadzeniu tego roweru do przyzwoitej formy zeby kiedy sie zrobi cieplej byc w stanie podkrecac czas. Krece wiec glownie na kolowrotku (trenazerze) ogladajac filmy i sluchajac audiobookow- to pierwsze powoli przeradza sie nawet w hobby bo ilez frajdy kiedy moge zepsuc znajomym ogladanie 2 godzinnego filmu opowiadajac jak sie skonczy :). Jeszcze za wczesnie by mowic o jakichkolwiek postepach ale po dwoch tygodniach nie musze przynajmniej sie zmuszac do wejscia na rower a to juz ogromny krok naprzod.

 

Problem numer dwa to jedzenie. Jak juz opisywalem w ciagu tygodnia mam wszystko poukladane i nie mam z tym problemu w weekend jednak jest troche inaczej. Wezmy taka (czysto teoretyczna :)) sytuacje- w sobote bylo troche wina, byly tance – w niedziele przypadaja zakupy i dlugi trening. Wstaje wiec 'rano’, wlaczam telewizor a tu Maklowicz przerzuca jakas karkowke na grillu i opowiada co jeszcze dzisiaj w menu… Jechac do sklepu po takim widoku to smobojstwo- lepiej od razu wyrzucic pieniadze do kubla, z drugiej strony spojrzenie na lodowke a tam pusto.

 

W tak skrajnej sytuacji odkrylem ze najlepsze rozwiazanie to miec zapas mrozonych zup. Firm i odmian jest na tyle duzo ze spokojnie moga sluzyc jako taka 'apeteczka’- wystarczy dodac kostke rosolowa i w jakies pol godziny mam zastrzyk sily na tyle duzy zeby racjonalnie myslec o jedzeniu i reszcie dnia. Musze troche sie zmusic zeby przygotowac takie rzeczy samemu chociaz przyznac trzeba ze te ktore mozna kupic wygladaja naprawde dobrze i dzieki temu ze sa mrozone chemia nie jest producentom potrzebna.

 

Problem trzeci to czas a wlasciwie jego brak. Choc jest to prawdopodobnie problem wiekszosci blogujacych na AT, budzenie sie i wychodzenie z pracy w ciemnosci sprawia ze dni wydaja sie krotsze. Na to wszystko dochodzi jeszcze koncowka roku i 'sprint’ przed swietami wiec o kazdy moj 'nadmiar’ czasu sukcesywnie upomina sie praca. Moje rozwiazanie problemu- dac sobie troche luzu. Mimo ze czasem 5 treningow w tygodniu brzmi strasznie jeszcze 5 lat temu 0 treningow w tygodniu bylo moim standardem.

 

Musze po prostu to chyba glosno powiedziec zeby usprawiedliwic sie przed samym soba i na wypadek gdyby inni tez mieli takie rozterki- w tym zimnym i ciemnym okresie czas skupic sie rodzinie, pracy i czymkolwiek innym w czym rowniez warto odnosic sukcesy a treningi traktowac jak zabawe- w koncu po sezonie wszyscy na to zasluzylismy :). Nie ma sie wiec co spinac jesli wypadnie nam trening albo ten planowany nie do konca pokryje sie z planem- w ten sposob ja widze okres roztrenowania :).

 

Tym optymistycznym akcentem konce moj jak zwykle przydlugi wpis zyczac wszystkim motywacji do doskonalenia formy mimo przeciwnosci pory roku :).

Powiązane Artykuły

10 KOMENTARZE

  1. Moja metoda na rower to nagrywanie programów. Jak ja to lubię! Normalnie miałabym wyrzuty sumienia oglądając większość z tej papki. A tak jezdzac na rowerze robię sport i bez żadnych wyrzutów oglądam najglupsze rzeczy

  2. Moja metoda na rower to nagrywanie programów. Jak ja to lubię! Normalnie miałabym wyrzuty sumienia oglądając większość z tej papki. A tak jezdzac na rowerze robię sport i bez żadnych wyrzutów oglądam najglupsze rzeczy

  3. Ja pomału kończę ok. 2 tygodniowy czas totalnej przerwy. No i trzeba będzie przygotować trenażer chociaż, jeśli tylko się da, to będę raczej wyjeżdżał 'poszaleć’ w terenie na trekkingu. Do biegania będę wracać bardzo powoli tak, żeby nie zrobić sobie krzywdy – na razie czuję, jak pomału przestają mnie pobolewać różne mięśnie i ścięgna. Jeśli chodzi o żarcie, to… pewnie napiszę o tym dłuższy tekst 🙂

  4. Tak, zdecydowanie lepiej się czyta takie wpisy niż te o wyższości 'pedała mocy’ nad 'elektrokosmiczną przerzutką’ – oba oczywiście za parę 'kół’ ( tych papierowych) i ich wpływie na samopoczucie triathlonisty. Ostatnio trafiłem na bardzo sympatyczną stronę thehippietriathlete.com. Naprawdę warto poczytać szczególnie kiedy okazuje się że ta bardzo miła i wydawało by się beztroska tritahlonistka śmigająca po całym świecie na zawody boryka się z potężnym problemem zdrowotnym który ją dosłownie zatrzymuje w biegu. Ale robi to dalej i cieszy się że może. To zdecydowanie bardziej mnie przynajmniej inspiruje niż wspomniane 'pedały mocy’. A do tego książka Rich Roll- Ukryta Siła – to już kosmos. Choc oczywiście i na naszym krajowym podwórku mamy takiego typu kosmosy vide Jerzy Górski.

  5. Ostatnio odkryłam, że kręcąc (spokojnie) w domu można czytać, ku mojej uciesze, bo na czytanie brakuje mi czasu, a bardzo lubię. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja, nie mam frajdy z roweru (co mam nadzieję się zmieni).

  6. Dobrze, że przynajmniej w okresie roztrenowania odnajduje na AT takie 'ludzkie’ podejście 😀 Dziękuję Andrzej za ten wpis. W rowerze frajdy jeszcze tez nnie znalazałm, ale się nie poddaję i szukam 😛 I tak – przede wszystkim cieszmy się TRI i cieszmy się życiem 🙂

  7. @ Piotr- Doskonale rozumiem, ja mam tak samo na dlugim wybieganiu, czasami potrafie 'obudzic’ sie gdzies w polowie i sprawdzic ile juz przebieglem bo przez kilka kilometrow myslalem o czyms zupelnie innym. Nawiasem mowiac to wtedy przychodza najlepsze pomysly a co wazniejsze 'ogromne’ problemy zamieniaja sie w drobnostki przez co uwazam sport jest bardzo zwiazany z innymi dziedzinami zycia. Powoli mam tak tez na plywaniu kiedy robie dystanse typu 400 m. Biegam jednak 5 lat, plywam ponad rok a na rowerze tak naprawde 2 tygodnie… Musze po prostu byc cierpliwy zeby dojsc do formy ale w tym cala frajda. @Boguslaw,Tomasz- zgadzam sie w 100%, trzeba cieszyc sie kazda chwila i wyznaczac sobie wysokie, ale realne cele- uwielbiam cytat ze 'zycie to gra w ktorej wygrywa ten, kto nauczyl sie przegrywac’. Gdybym w 2 tygodnie byl w stanie zrobic rower do takiego poziomu ze moge konkurowac na najwyzszym poziomie prawdopodobnie od razu bym sie znudzil- wiem ze zajmie to cale lata ale po maratonach wiem tez jak bedzie smakowala meta i wiem ze warto byc cierpliwym :).

  8. A ja nauczony kontuzją uniemożliwiającą bieganie stosuję motywację pod tytułem jak nie możesz co być chciał to rób to co możesz. Ponieważ za diabła nie jestem w stanie stanąć na nogi tak jak w lecie o 5 a nawet przed i kończy się to koło 6 kiedy mogę zacząć się do czegoś zabierać a od 6.45 już jestem zajęty wyprawką do szkoły, to 4 dni w tygodniu tylko core i strength rano, środa kiedy córka na 8.55 robię 1.5 h kołowrotek i to samo sobota i niedziela. Baseny w drodze do pracy lub w przerwach zależy jak dzień się ułoży. A co do kołowrotka to cały czas jednak póki co głownie muzyka ale często mi się udaje wprowadzić się w atmosferę zawodów które oczywiście co najmniej wygrywam w swojej grupie wiekowej ( no może nie zawsze :P-) ) Tak mnie to nakręca że 1,5 czy 2 h zlatuje jak z bicza strzelił. Poza tym tak jak napisał Piotr przy spokojnym treningu daje się załatwić dużo rzeczy codziennych i wiele z tego co wymyślę z głową w wodzie czy nogami na pedałach po przyjściu do pracy już tylko realizuję. A poniżej to co od niedawna mnie nakręca – fragmenty wywiadu ustępującej jednej z najlepszych i o najdłuższym stażu zawodniczki Belindy Granger ( 50 IM w tym 15 zwycięskich) w moim skromnym tłumaczeniu. Zawsze byłam wyważona w tym co robiłam. Trenuję ciężko, startuję dużo ale także korzystam z życia i nie mam problemu pozwolić sobie nawet na jakieś ( niewskazane – przyp. tłum.) jedzenie czy alkohol. Przyrzekłam sobie że nigdy nie będę odmawiać sobie tego co naprawdę lubię. Dlatego szczerze wierzę że moja tak długa kariera w sporcie jest rezultatem tej równowagi. Oczywiście nie znaczy to że mówię że powinniście pić co noc lub jeść co tylko zobaczycie. Moje mementum to „wszystko w umiarze”. Dlatego tak samo dzisiaj kocham sport jak wtedy kiedy rozpoczęłam swoją karierę. I jeszcze o decyzji startu w pierwszym IM. Widząc tak duże cierpienie na twarzach ludzi ( w trakcie IM- przyp. tłum) nie byłam skłonna myśleć że to chcę zrobić. Dlatego moja rada dla wszystkich- bądźcie pewni że tego właśnie chcecie i że jesteście dobrze przygotowani a nie róbcie tego bo myślicie że powinniście albo że ktoś wam tak powiedział. Nigdy nie żałowałam startów w IM oprócz dwóch kiedy zaliczyłam DNF. A więc Panowie ( i Panie jeśli przeczytają) po piwku i do roboty !

  9. A ja na jesienną chandrę czytam sobie wpisy blogerów na AT. Szkoda, że jest ich tak mało (wpisów), chociaż nie powiem, ostatni tydzień to wysyp :-). Trzeba się cieszyć każdą chwilą, bo każda coś znaczy. A widzę (czytam), że Ty to potrafisz :-).

  10. Ja godziny na trenażerze traktuje jako pewnego rodzaju 'medytację’ lub analizowania rzeczy różnych. Można przemyśleć pewne sprawy, poukładać sobie jakiś kłopot w pracy, przeanalizować ścieżki rozwiązań etc. Pomyśleć o dylematach: 'Zapisać się na Poznań, czy czekać na Gdynię?’, 'W Sierakowie 1/4 czy już 1/2?’, 'Po 1/2 zrobić 4 tyg przerwy przed następnym startem, czy 6 tygodni?’ Czasem zdarzają mi się treningi 'zmiany tempa’ i wtedy trzeba pilnować czasu, obrotów, obciążenia i dzięki temu trening leci szybciej. Podczas treningu mam też tak, że myślę o tym: 'co tu zjeść po treningu?’, 'co ugotować na jutro/pojutrze na obiad, żeby nie skusić się w pracy kebabem, chińczykiem, pizza etc’. I tak dzień za dniem leci, a tak jak mówisz dni krótkie, ale ja jak co roku widzę, że śpi się jakoś dłużej.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,815ObserwującyObserwuj
22,100SubskrybującySubskrybuj

Polecane