Zaczac musze od tego ze w ogole nie powinno mnie na tym maratonie byc. Starannie planowany od roku wystep w klasyczym maratonie w Atenach przepadl przez moj blad w obliczeniach. Mimo ze start mialem oplacony juz rok wczesniej kupowanie biletow zostawilem na 'pozniej’ przez co dotarly one do takiej ceny, ze powiedzialem 'teraz to juz jest tak kiepsko ze gorzej nie bedzie, poczekam to moze spadna’. W efekcie ceny lotow poszybowaly tak wysoko, ze na 3 tygodnie przed startem loty ktore moglbym zaakceptowac wiedzac ze podrozuje z dziewczyna w ciazy, zblizyly sie do ceny lotu do Nowego Jorku wiec pomyslalem ze nie zamierzam robic Aten za doslownie 'wszelka cene’.
Szybkie przeszukanie internetu dalo mi kilka opcji w tym samym terminie i po krotkiej analizie wyliczylem ze za cene biletu dla jednej osoby do Aten mam start, loty i nocleg dla naszej dwojki w Marathon des Alpes-Maritimes. Mimo ze Alpy w nazwie brzmialy troche strasznie biorac pod uwage kurczacy sie czas zarezerwowalem wszystko w ciemno i kilka dni pozniej dopelniwszy formalnosci przypieczetowalem swoje zgloszenie wysylajac zeskanowane oswiadczenie od lekarza ze jestem zdolny do udzialu w maratonie co wyglada we Francji jest norma.
To nie pierwsza moja wizyta w Nicei i Cannes ale za kazdym razem przypominam sobie jak piekne sa te miejsca. O widokach i lazurowej wodzie moznaby napisac cala ksiazke, w fotograficznym skrocie jednak Nicea to dla mnie przede wszystkim idealne polaczenie miasta na tyle duzego ze nie jest tam nudno z pieknymi widokami i razaca az w oczy blekitna woda. Cannes to ikona bogactwa w naprawde stonowanym i pieknym stylu. W Cannes sprawdza sie powiedzenie ze bogaty czlowiek nie musi mowic ze jest bogaty, wszyscy to wiedza- widac to nie po tym ze ktos nosi t-shirt z ogromnym logo, ale dzieki drobnym szczegolom pokazujacym klase.
Sobota wiec to marsz pieknym wybrzezem po odbior numeru. Pogoda byla tak dobra ze wieksza czesc expo znajdowala sie na zewnatrz. Elementem upamietniajacym jak ciezki byl to dla Francji rok byly bramki jak na lotnisku gdzie trzeba bylo oproznic kieszenie i wyjac wszystkie metalowe przedmioty przy wejsciu po odbior numeru. Generalnie jednak wszystko zoorganizowane i dopiete na ostatni guzik. Po angielsku oczywiscie ciezko sie porozumiec bo nawet jesli ktos mowi to nie widzi potrzeby – w koncu jestesmy we Francji, dla mnie to byla swietna wiadomosc bo sam bylem zaskoczony jak wiele z francuskiego pamietam.
Z numerem i plecakiem przesunalem sie grzecznie z cala kolejka do strefy gdzie rozdawali koszulki- nie moglem tylko rozgryzc co musze dac w zamian z mojej koperty wiec posluchalem rady mojej narzeczonej 'idz zapytaj’. Probujac zbudowac w glowie zdanie ktore mogloby chociaz wskazac kierunek o co mi chodzi podszedlem do wolentariuszki, zrobilem oczy jak kot ze Shreka, pokazalem koperte i spojrzalem na koszulke. W odpowiedzi dostalem dosc dlugie zdanie z ktorego wychwycilem tylko 'nie’,’sztafeta’,’maraton’,’finisz’, z czego wynioskowalem ze jak na IM – koszulki tylko dla finiszerow.
Najwiekszym rozczarowanie Expo bylo brak pasta party na ktore bardzo liczylem wiedzac ze Francuzi gotowac potrafia. Organizator zadbal jednak o ladowanie wegli- w pakiecie startowym dostalem caly szereg roznych slodyczy i wypiekow ktore zanim zdazylem przeanalizowac pochlonela jednak moja narzeczona bezczelnie uzywajac ciazy jako wymowki :). Pasze na bieg musialem wiec zoorganizowac sobie sam. Przerazony wizja ze trzeba bedzie po francusku tlumaczyc na co tak naprawde mam ochote powiedzialem tylko 'Pizza margherita s’il vous plaît’ za co zgarnalem 'dobrze pan mowi po francusku od rozesmianego kelnera’.
Przezornie zakwaterowany niedaleko startu sniadanie zjadlem w hotelu, bieg zaczynal o 8mej wiec juz o 6:30 bylem po dwoch croissantach i 4 bananach plus szklance soku pomaranczowego. Na cale szczescie nie jechalem tam autem bo mimo ze taksowka tak jak wszyscy utknela w korku kierowca wymyslil ze moge wyskoczyc skoro i tak stoimy, okolice startu byly strasznie zakorkowane i mysle ze wiele osob sie przeliczylo. Kilka zdjec i ustawilem sie na swojej pozycji- zgodnie z kolorem koszulki stanalem za pacemakerem 3:30 celujac w 3:20.
Decyzja w co sie ubrac nie byla latwa i to nie dlatego ze kolory nie pasowaly- rano bylo strasznie zimno ale dzien wczesniej chodzilem w podkoszulce, patrzac na bezchmurne niebo bylo jasne ze mozna sie ugotowac. Ja osobicie wybralem opcje zamarznac rano i podobnie jak wielu zwolennikow takiego ukladu musialem gibac sie w rytm muzyki nie zwazajac w ogole ze nie umiem tanczyc. Strefy szybko jednak sie wypelnily i w ludzkiej masie juz w cieple wysluchalismy przemow i ruszylismy.
Poczatek byl dosyc nudny, puszczeni srodkiem miasta lapalismy indywidualny rytm. Na mniej wiecej trzecim kilometrze uznalem ze 3:30 jest dla mnie za wolny i opuscilem grupe lecac do przodu. Od kilometra piatego bieg calkowicie sie zmienil, trasa skrecila i wszyscy zobaczylismy to po co kazdy tutaj przyjechal- nie konczaca sie plaze wzdluz ktorej przebiegala ogromna wiekszosc biegu. Jesli ktos jednak liczy na azur wody to troche sie rozczaruje- slonce wali prosto w oczy za kazdym razem kiedy spoglada sie w wode, jest pieknie ale zdjecia z plakatow sa troche podkolorowane.
Na mniej wiecej 10tym kilometrze dogonilem kolejna grupe ktora po przyblizeniu okazala sie biec za pacemakerem 3:15, pobieglem z nimi okolo kilometra po czym polecialem do przodu. Swiadomosc tego ze mam za soba 3:15 dodala mi niesmowitych skrzydel, zaczalem wierzyc ze moge zbudowac naprawde dobry czas- poniewaz to jednak moj 10ty maraton bylem ciagle ostrozny bo na maratonie nikogo nie interesuje w jakim czasie jestes w stanie przebiec 10km. Zaczalem w glowie ukladac jak fajne bedzie uczucie jesli faktycznie poprawie te 3:24 i to zajelo mi umysl przez kolejne 11 km.
Punkt 'polmaraton’ mijalem po 1:33 ustanawiajac tym samym moj drugi najlepszy czas na polmaratonie. Organizm radzil sobie swietnie ale jeszcze lepiej radzil sobie umysl, zaczalem naprawde wierzyc ze uda sie wykrecic dobry czas. Powoli zaczalem boj wewnetrzny- po przeczytaniu artykulu Macieja Zywka o szanowaniu trasy przy kazdej probie scinania zakretu zapalala sie czerwona lampka 'oszukujesz sam siebie- w ten sposob chcesz poprawiac zyciowke?’. Generalnie jednak mialem wrazenie ze moglbym tym tempe zrobic jeszcze 100 km.
Schody doslowne i w przenosni zaczely sie okolo 30 km kiedy przyszlo nam wspiac sie na najwyzszy w wyscigu podbieg. Garmin i Strava urzadzily sobie tutaj jakis konkurs 'King of the Hill’ czy jakos tak- do tej pory nie mam pojecia o co chodzilo, ale raczej nie wygralem- tempo spadlo do 5min/km a morale powoli przypomnialy mi ze maraton to dlugi dystans, zaczalem watpic czy uda sie przebic te 3.24, zbiegajac jednak z gorki wchlanalem dobrze tym razem rozplanowany zel i polecialem dalej.
Kilometr 30 mijalem w okolo 2:10 myslac ze ktos pewnie wlasnie wygrywa bieg ale tym razem na pewno mnie nie zdubuluje. Zel zaczal dzialac a utrzymywalem tempo az do km 35 gdzie pojawil sie kolejny kryzys. Tym razem jednak zdecydowalem sie po prostu z nim zaprzyjaznic- u mnie zawsze siada glowa a nie cialo wiec wymyslilem ze po prostu wyslucham swojego narzekania i zrobie swoje. Plan dzialal do 38km, mimo ze wziety na 36 zel pomogl zaczalem miec wrazenie ze nogi za chwile mi sie pokurcza z drugiej strony nie bylem w stanie zwolnic, wiedzialem jednak ze do mety juz niedaleko.
Za kilometrem 40tym minal mnie pacemaker 3:15 razem ze swoja grupa co na chwile zrujnowalo morale, po raz pierwszy w mojej historii maratonow mialem jednak urzadzenie ktorego bateria wytrzyma caly maraton i po szybkiej kalkulacji wyliczylem ze 3:24 poprawie. Dostalem nowy zastrzyk sil sam nie wiem skad i ciagle toczac boje ze soba lekko przyspieszylem przygotowujac sie na najwieksza tego dnia bitwe w mojej glowie- finiszowac sprintem ryzykujac ze przegne czy spokojnie przebiec przez mete.
Kiedy w koncu przekonalem sam siebie ze oplaca sie zaryzykowac zycie napisalo inny scenariusz- blyskawicznie pogodzilem sie ze nie chce zlamac 3:15 w ten sposob, ze po pierwsze osiagnalem wlasnie wynik o niebo lepszy niz przypuszczalem a po drugie bede sie czul zle jesli nie pomoge. Facet ktoremu pomoglem na bank tez przycisnal zeby lamac 3:15 i po prostu zabraklo mu troche szczescia. Na obolalych nogach przekroczylismy linie mety i teraz oficjalnie moge powiedziec – nazywam sie Andrzej – 3:16:15 w maratonie i nikt mi juz tego nie zabierze.
P.S. – Tytulem chcialem nawiazac do dyskusji ktora wywiazala sie pod wpisem Malgorzaty apropos dlugich wybiegan. W tym roku zrobilem kilka naprawde dlugich biegow i powiedzialbym ze bardzo to pomoglo, ale musze przyznac ze po wpisie Artura wzialem sobie do serca porady i porzadnie odpoczalem. Przez porzadnie opoczalem rozumiem ostatnie trzy tygodnie zrobilem w sumie moze z 30 km przez co przez chwile zaczalem sie bac ze wrecz zmarnowalem wszystko na co pracowalem, jak widac po wyniku tak sie jednak nie stalo. Nie moge wiec jednoznacznie powiedziec ze punkt dla obozu dlugich wybiegan :).
Dzieki wielkie, musze nad strategia popracowac bo w 2018 chce zrobic 3:05 zeby sie do Londynu w koncu zakwalifikowac, ale narazie zasluzony odpoczynek :).
Gratulacje, super wynik. Zgadzam się z Arkiem co do tej pierwszej części. Maraton nie wybacza żadnych błędów 🙂
Dzieki wielkie
Brawo Andrzej!!! Super!!!!’ Gratuluję!
@Arek – chcialem zeby wygladalo ze mam wiecej komentarzy :D. A tak powaznie to porada dla technicznej czesci tworcow strony, wyglaga ze nie tylko mi powtarzaja sie komentarze, mysle ze dzieje sie tak kiedy uzywam Edge jako przegladarki co pewnie oznacza ze trzeba cos dodac w kodzie. Wracajac do organizacji to wszystko jest naprawde super zgrane a zakladajac ze nie jemy w restauracjach gdzie gwiazdy festiwalu w Cannes maja swoje ulubione dania mozna to zrobic naprawde stosunkowo niewielkim kosztem. @Kuba – dzieki za gratulacje. Ja przyszly rok nie bije rekordow w maratonie, za dwa lata dopiero- przyszly glownie rower i plywanie plus maraton 'rekreacyjnie’ :). Powodzenia oczywiscie w realizacji celu i pisz jak idzie zebysm mogl sie wymadrzac pod wpisami z fotela :D.
@Andrzej super wynik ja właśnie jestem na etapie planowania 2017 i zastanawiam się czy próbować zejść poniżej 3.20 w maratonie. Co do kilometrażu to ja raczej z tych co wola więcej, ale robie tak jak mi mój 'trener’ mówi. Na razie się nie zawidolem wiec idę w ciemno we wszystko co mi zaproponuje 😉 Jutro będę z nim planował biegowe plany na przyszły rok , zarys je ciekawe co on na to 🙂
Małgosiu, sorry, co Ty wypisujesz! Zaśmiecać? Od tego jest to forum. bynajmniej ja z chęcią poczytam, a nóż się kiedyś tam wybiorę…. Andrzej, nie musisz dwa razy tego samego powtarzać… 🙂
@Małgorzata – dzieki ogromne. To zdecydowanie najpiekniejszy maraton jaki bieglem, nie wiem ile na swiecie jest maratonow ktore ogromna wiekszosc trasy biegna przy plazy. Chetnie odpowiem na wszystkie pytania o organizacje i logistyke, w skrocie moge powiedziec ze jest to bardzo proste. Lotnisko jest 5km plaza od expo, z centrum Nicei sa podstawione autobusy na start a dla kibicow jest mnostwo mozliwosci transportu do Cannes i w druga strone. Hoteli jest tak duzo ze o tej porze roku mozna naprawde znalezc nocleg za przyzwoita cene.
@Małgorzata – dzieki ogromne. To zdecydowanie najpiekniejszy maraton jaki bieglem, nie wiem ile na swiecie jest maratonow ktore ogromna wiekszosc trasy biegna przy plazy. Chetnie odpowiem na wszystkie pytania o organizacje i logistyke, w skrocie moge powiedziec ze jest to bardzo proste. Lotnisko jest 5km plaza od expo, z centrum Nicei sa podstawione autobusy na start a dla kibicow jest mnostwo mozliwosci transportu do Cannes i w druga strone. Hoteli jest tak duzo ze o tej porze roku mozna naprawde znalezc nocleg za przyzwoita cene.
Andrzej Gratulacje za piękny wynik! Pobiegłeś MÓJ MARATON! TEN maraton, do którego przymierzam się już od trzech lat tylko ciągle coś wyskakuje. Super opis, bo trasę znam prawie na pamięc z tzw. wizualizacji. Chętnie bym się dopytała o sprawy organizacyjno- logistyczne, lecz nie chcę zbytnio zaśmiecać tzw. forum. Co do treningów- każdy jest inny, sprawa indywidualna. No i pewnie wieku 🙁 Ajj, jak ja zazdroszczę TEGO maratonu!! pozdrawiam
@Piotr – dzieki za gratulacje. Progres miedzy pierwszym i drugim to i tak juz duzo lepiej ode mnie, ja na drugim bylem swietny do polowy a od 30go kilometra na przemian szedlem i siedzialem konczac w ponad 5 godzin :).
Brawo! Swietny wynik! gratuluje! Na szczescie mam jeszcze 8 startow, zeby sie poprawic! A jezeli bede mial taki progres jak miedzy 1 a drugim, to juz za 3 lata!!!!
@Jarosław – dzieki, zgadzam sie w stu procentach, kolejny powod zeby kochac sport 🙂 @Łukasz – dzieki, zrobilem 27,31,32,35 i 38 konczac dokladnie 3 tyg przed biegiem. @Arek – dzieki za gratulacje i oczywiscie komentarz trafiony w samo sedno 🙂 – dokladnie to samo myslalem kiedy przyszedl kryzys :D. U mnie z maratonami to jest jak z piciem wodki na imprezie- za kazdym razem wydaje mi sie ze dzisiaj jest moj dzien… Do pewnego momentu :). Oczywiscie rok pozniej zapominam i cykl sie powtarza :).
Hehe… Andrzej 10-ty maraton a Ty jakbyś drugi robił. Błąd taki jak ja w ubiegłym roku, tylko mój to był faktycznie drugi… Moim zdaniem gdybyś połówkę zrobił 5 min wolniej to 3.15 pękło by na 100% i mnij bolało Tak, tylko mądrować to się każdy potrafi… 🙂 Piękny czas! Też chce taki! Gratki
Gratki piękny czas, ile było tych długich wybiegań i jakie długie były?
Gratuluję !!! Takie przeżycia, które łączą wynik sportowy z empatią to jest wartość, to zostanie w pamięci 🙂