Ugotowany + …..

     Mam taki natłok myśli, że nie za bardzo  wiem jak to wszystko dobrze poskładać.  Spróbuję to opisać w miarę dokładnie i zwięźle.  Na miejsce dotarłem w sobotę. Plan był napięty ponieważ lądowanie miałem po 10 a tylko do 13 można się zarejestrować.  Później trzeba było ogarnąć rower, który dzięki Grzegorzowi,  czekał już na mnie we Frankfurcie, plus worki do T1 i T2. Sporo czasu nam zajęło aby w ogóle dojechać do T1, ze względu na pogodę tłumy Niemców ruszyły nad jezioro, odcinek 13km jechaliśmy około 1,5 godziny.  Po odstawieniu rzeczy poszliśmy trochę popływać, tak aby sprawdzić czy wybrać kąpielówki czy jednak strój startowy, wracając nawigacja nam zaszwankowała i wypłynęliśmy na wydzielonej części dla  nudystów 🙂  Wracając po rzeczy do T1 udało nam się zobaczyć jak szykują się : Kienle, van Lierde, Ryf.  Później powrót do miasta, doładowanie węgli i rozeszliśmy się do swoich hoteli. Myślałem, że szybko usnę, bo żeby zdążyć na samolot musiałem wstać o 3 nad ranem, ale nic z tego upał + lekkie zdenerwowanie robiło swoje, praktycznie nie spałem w ogóle, to było raczej drzemanie w lekkim półśnie.

    Przed czwartą czekałem już na autobus który zabierał zawodników do T1.  Tam spotkałem się z Grzegorzem oraz Jaśkiem z AT. Niestety nie udało nam się wspólnie spotkać w trójkę, jak znalazłem jednego to drugi już gdzieś zniknął 🙂  Ale mam zdjęcie z każdym z nich osobno

 

DSC 0003

 

z Jaśkiem przed startem

 

Pływanie: Powiedziałbym, że strach ma wielkie oczy, niby bez pianek, duża grupa ludzi, ale tragedii nie było. Wraz z Grześkiem obraliśmy metodę jak najbardziej z prawej i dużym łukiem do ostatniej bojki. Jak się później okazało mnóstwo osób wybrało taką metodę i przez to, jak zauważył Marcin, czasy na pierwszych 1500m były słabe. Tak naprawdę w moim przypadku było o 200m więcej. Drugą cześć płynęło mi się w miarę spokojnie, walka była przy bojach, ale nic nadzwyczajnego. Dobieg do T1 dość długi, ale dobrze przygotowany, ja nie musiałem się przebierać więc ścisk w namiocie mnie nie dotyczył. Ubrałem kompresję i sru na rower.

Rower: Trasa dobra, dość szybka, szczególnie po Heartbreak Hill, gdzie wraca się już do miasta, czyli ostatnie 10km, lekko z górki więc pędzi się pięknie. Na samym początku już przy wyjeździe z T1 mnóstwo osób zmieniało dętki, nie wiem chyba zbyt mocno dopompowali? Mnie też jeden z zawodników pokazywał, że coś nie tak z moją gumą, zatrzymałem się aby sprawdzić, ale oba koła bez zarzutu, okazało się że wisiała mi gumka od trzymania butów, szybko się jej pozbyłem i dalej w drogę. Nie byłbym sobą gdyby wszystko poszło luźno i spokojnie i tak na pierwszym punkcie żywieniowym o mało nie skończył się mój wyścig. Kolega jadący po mojej lewej stronie nagle sobie przypomniał, że może on też chciałby się napić i zaczął zjeżdżać więc ja w przeciągu sekundy znalazłem się w potrzasku między dwoma zawodnikami, nie chcąc na nich wjechać nacisnąłem mocno na hamulce, a to jak wiadomo kończy się źle. W moim przypadku przeleciałem przez kierownicę, dobrze, że mam doświadczenie jak upadać.  Głową walnąłem w asfalt i poobcierałem się trochę, ale na szczęście dało się kontynuować wyścig. Łyknąłem tabletki przeciwbólowe i po około 20min głowa przestała dokuczać a resztą się nie przejmowałem.  Ważne aby dobrze sprawdzić wszystkie dokręcenia przy rowerze – The Hell wytrzęsie wszystko co będzie luźne. To taki krótki odcinek przez miasteczko po bruku ale masakra! Potem jeszcze niebezpiecznie jest w samym mieście – tory tramwajowe co prawda wypełniają jakimiś wężami szczeliny, ale niejednego położyło. Mnie drugi raz położyło przy przelewaniu napoju do bidonu na kierownicy, źle zamknięty bidon oraz zmęczenie plus brak odpowiedniej koncentracji i ciach. Pogoda sprawiła, że mnóstwo osób, szczególnie na drugim kółku, leżało na poboczu w cieniu i czekało na pomoc. Wcale się nie dziwię, gorący wiatr głównie boczny powodował, że trzeba było mocno naciskać na pedały, albo jechać na mniejszym przełożeniu co odbijało się na średniej. Fajne było to że mnóstwo osób kibicowało, nawet gdzieś w szczerym polu, ale najbardziej w małych miasteczkach przez które się przejeżdżało no i Heartbreak Hill, podjazd i tłum na wyciągnięcie ręki, póki co widziałem to tylko w TV podczas TdF lub innych górskich odcinków wyścigów, ja miałem to szczęście, że doping był podwójny bo wraz ze mną jechał ten odcinek Kienle.

Kończąc rower warto dojechać na 1 pedale z nogami wyjętymi z butów bo rower wręcz rzuca się 'łapaczowi’ z obsługi. Byłbym zapomniał – sędziowie są skrupulatni i bezlitośni – penalty boxy nie świeciły pustkami.

Bieg: hm, tutaj lepiej byłoby napisać powolne człapanie do mety. Żar z nieba plus „wiszące’ powietrze robiło swoje. Organizatorzy spisali się wzorowo, punkty dobrze zaopatrzone: woda, lód, prysznic, gąbki, sól, Iso, Red bull, cola, słone przekąski, ciasta, owoce, no nie było się do czego przyczepić. Za każdym razem korzystałem na maksa: lód w gacie, na głowę, pod koszulkę, + gąbki na kark, picie a i tak się ugotowałem. O ile pierwsze kółko jeszcze jakoś biegłem, tak później było już tylko gorzej, dodatkowo, źle wyczyściłem stopy w T2, a że biegłem bez skarpetek to można było się spodziewać katastrofy. Po drugim kółku usiadłem na moment, żeby sprawdzić co i jak, małe kamyczki zrobiły swoje odciski mam do dzisiaj. Żeby walczyć z bólem i go zagłuszyć wprowadziłem metodę Gallowaya 200m szedłem 300 biegłem, nie mniej jednak gdy zdałem sobie sprawę, że nie osiągnę założonego wyniku poddałem się, tzn. ostatnie 13km po prostu szedłem.  Wiele osób musiało robić tak jak ja ponieważ strata między rowerem a biegiem w generalce to tylko 100 miejsc, a w AG 3. Mnóstwo osób leżało w namiotach medyczny, mało powiedzieć, ale na zgłoszonych 3064 osoby zawody ukończyło 2006! Dokładne dane poniżej

 

    Entry Count     Swim Count     Bike Count     Run Count    Swim DNS/DNF    Bike DNF   Run DNF   Overall DNS/DNF

          3064                2552                 2405              2006              16.7%                    5.8%         16.6%                34.5%

 

     Przynajmniej teraz już wiem, jak czują się uczestnicy IM na Hawajach. Czytając ich opisy oraz oglądając relację śmiem twierdzić, że we Frankfurcie było podobnie: pływanie bez pianek,  dość silny, ciepły wiatr odczuwalny na rowerze no, bieg gdzie trasa była w ok. 75% nasłoneczniona  i upał podczas całych zawodów.

Niby ukończyłem kolejnego IM, powinienem się cieszyć tym bardziej, że warunki były katastrofalne, ale znów czuję pewien nie dosyt. To nie jest to czego oczekiwałem, wciąż jest sporo do poprawy, ciągle się uczę tego dystansu, ale Grzegorz dobrze powiedział, to nie są zwody do których łatwo się przygotować. Tutaj, żeby mieć wyniki trzeba albo być dobrze predysponowanym albo mieć dużo czasu na treningi, a najlepiej jedno i drugie.

Chyba wiem gdzie popełniłem błędy: żywienie na rowerze, T2 zbyt szybko i nie dokładnie,  żywienie bieg: praktycznie po za jednym żelem, kawałkiem ciasta + parę paluszków i precli, nie liczę owoców bo z nich głownie i tak tylko sok wypiłem, ale przy tym upale nie byłem wstanie tego w siebie wmusić. Nawet po zawodach zjadłem tylko dwie frankfurterki i tyle. Organizm tak się przegrzał, że ponownie spać nie mogłem. Aby zmrużyć choć na chwilę oczy miałem cały czas zimną wodę w wannie i co dwie godziny wchodziłem do niej aby schłodzić. Nie ma co biadolić tylko wyciągnąć wnioski na przyszłość tym bardziej, że już za 7 tygodni ponownie stanę na stracie kolejnego IM….

Swoją drogą koszulka finishera robi swoje, sporo osób zaczepiało mnie na ulicy lub lotnisku pytając się jak dałem radę w takich warunkach i jak się dziś czuję? W samolocie stewardesa była aż tak miła, że po usłyszeniu krótkiej relacji i stwierdzeniu, że nie miałem czasu na świętowanie, dała mi dodatkową kanapkę i małe wino. Cóż magia IM działa 🙂

Tak wygląda 

20150707 205015

 

PS.

Swoją drogą wpis ten jest również moim małym świętem z innego powodu, ponieważ jest on 50 na stronie Akademii Traiathlonu.

Powiązane Artykuły

31 KOMENTARZE

  1. Arek pamiętam myślałem ze jednak dasz się namówić ale fakt teraz byłoby mi głupio 🙂 a co do ukończenia to jak taki leszczyk jak ja ukończył to takie wygi jak Wy spokojnie. Arek obstawiam ze ukończysz swojego na pewno poniżej 12h ale po cichu obstawiam 10:5

  2. Podobnie jak Marcin wczoraj robilem dlugi rower a dzisiaj dluzsze wybieganie. Mialem podobne przemyslenia – ,, jak oni wytrzymali pelen w takiej pogodzie’?! Przypomnialo mi sie jak Kuba namawial mnie na ten start! Ale bym przeklinal….! :-)))

  3. Kuba dzisiaj po 3h roweru w temp 36’C z podjazdami umarłem, byłem bardzo dobrze nawodniony przed ale w trakcie zabrakło mi picia w tych warunkach, wychodząc z domu nie miałem pojęcia, że jest tak gorąco; wczoraj miałem mocny rower wieczorem i może zabrakło czasu na regenerację dodatkowo. Ale jazda była ekstremalnie trudna od początku dla mnie, ledwo się do domu dowlokłem na koniec modląc się, żeby to się już skończyło. A w związku z tym jeszcze raz Wam wszystkim gratuluje ukończenia tych zawodów w tak piekielnych warunkach;))

  4. Kuba to wydaje sie dużo ale ja na Majorce gdzie aż tak gorąco nie było wypiłem ok. 4l dlatego myśle ze w tych warunkach to spokojnie mogło byc i 10l zeby jako tako utrzymać nawodnienie. Choc oczywiście nigdy nie ma nad tym pełnej kontroli. Co do salt to tak jak Artur napisał, jest art na AT o tym, dla mnie to jest ogromny marketing bazujący na teorii i straszeniu ludzi.

  5. Marcinie te 7 litrów to i tak chyba mało. Dziś zrobiłem 70km i nie było takiego upału a program pokazał mi ze powinienem wypić om 3.3 litra …..?

  6. Bo Marcin juz pisal, powolujac sie na opracowania naukowe, ze rzadko kiedy doprowadzamy sie na zawodach do sytuacji, w ktorej spadek poziomu sodu w osoczu ma znaczenie klinicznie.

  7. Marcinie w sumie będzie ok. 7 litrów płynów różnego typu: woda, izo, cola, elektrolity. Dlaczego Salt stick nie dobry umknęla mi gdzieś Twoja opinia na ten temat?

  8. Oj te tabl elektrolitowe Was kiedyś wykończą, po raz kolejny to powiem;) I co one dały? Nic. Jakbyś zamiast tego zjadł 10 żeli to byłoby o niebo lepiej, w taka pogodę batonów bym wcale nie jadł, piłbym głownie jak nie tylko wodę. Czy potrafisz powiedzieć ile pełnych bidonów wypiłeś na rowerze, bo to ze 'brałeś’ na każdej stacji cos to nic nie mówi. A dobre nawadnianie powinno trwać juz od 24 h przed startem plus uzupełnienie ew niedoborów elektrolitów i potem żadnych zaburzeń w trakcie nie bedzie te wciskane każdemu salt sticki można sobie w ucho wsadzić jak mocno wieje:)

  9. Marcinie postaram się w miarę dokładnie opisać. Jeśli chodzi o picie to w zasadzie piłem na okrągło, na każdej stacji brałem izo, colę i wodę, z czego wody używałem do polewania ciała, żeby schłodzić i również żeby rozpuścić tabletki z elektrolitami. Dodatkowo zjadłem 10szt. saltstick – ów, w tabletkach. Z 'normalnym’ jedzeniem było już gorzej, w sumie 2 batony powerbar, 4żele, 1,5 batona ze sprasowanych orzechów + mała paczka żelków. Czyli za mało, według mnie, o jakieś 2 batony i 2 żele, ale w tym upale średnio mi się chciało, teraz wiem, że trzeba było się zmusić, na biegu było jeszcze gorzej…..

  10. A przepraszam, jednak zmęczony przeoczyłem, że żywienie na rowerze też wymieniłeś, jednak się starzeje i niedowidzę chyba;)) Ale mógłbyś podać szczegóły tego żywienia na rowerze?

  11. Kuba nadrabiam zaległości i przeczytałem w końcu Twój opis. To ze sie podniosłes po takim upadku to szczęście bo rożnie mogło byc vide moja przygoda z Mietkowa z 2013. Piszesz o błędach w odżywianiu ale wymieniasz bieg, na którym juz dużo nie zrobisz jak sprawę zawalisz na rowerze w takich warunkach – ile bidonów wypiłeś i ile zjadłeś na rowerze? Pozdr;)

  12. @Boguś bez przesady, a wynik będę chciał poprawić właśnie w Bydgoszczy, musiałem się przenieść z Malborka właśnie tam. Zamek raczej z rok będę próbował podbić raz jeszcze

  13. Kuba gratulacje! Już rok temu pokazałeś, że masz charakter, startując w Malborku po wypadku. Jestem naprawdę pod wrażeniem Twoich wyczynów :-). Powodzenia w Bydgoszczy, no i poprawy wyniku na Zamku 🙂

  14. Niezła przygoda! Ale przychylam się do wątpliwości Piotra Papierza. 🙂

  15. Kuba, będę próbował uporać się z kultowym 2-go sierpnia. Na jakiś wynik się nie napalam… Rower będzie ciężki, 1300m przewyzszen! Oby tylko pogoda laskawa….

  16. @Piotrze pytanie jakie mieli wcześniej wyniki ? Choć moim zdaniem to kwestia wytrenowania i odporności organizmu na tego typu warunki. Można się jakoś próbować przyzwyczajać do takich upałów, choć ja akurat wolę zgoła odmienne warunki – np. 14 stopni woda, temperatura powietrza ok. 5 stopni, mogłoby nawet padać 😉 Takie coś byłoby o wiele lepsze, dla mnie, niż upały, (czyli dla mnie temp. powyżej 24 stopni)

  17. Kuba, jestem pelen uznania, gratulacje! Tak sie zastanawiam tylko, kim sa ci, ktorzy w takich warunkach porobili zyciowki?

  18. @Arek po zabiegu to raczej bym się nie bał, bał bym się w trakcie! Ale znając Ciebie to pykniesz to między 10:59 a 11:59 i znów nam buty spadną. Kiedy dokładnie masz start? @Tomek co najwyżej odporny na niemiecką d..ę, bo wpływając na ten teren tak się skupiłem na punkcie orientacyjnym na plaży, że o mało nie walnąłem w gołą d..ę pływającą na materacu 🙂

  19. Gratulacje raz jeszcze. Stosując holistyczną analizę przypadku która bierze pod uwagę wszystkie czynniki okołostartowe ja jednak źródła niedosytu upatrywałbym niby w epizodycznym ale poważnie oddziaływującym zdarzeniu. Znalezienie się znienacka na niemieckiej plaży nudystów musi boleć. Dekoncentracja ( dwa upadki), jadłowstręt, wyczerpanie – to tylko wierzchołek góry lodowej. Myślę że fakt ukończenia tych zawodów w takich warunkach sprawia že zasługujesz dodatkowo na miano’ Ironman odporny na niemiecką nudę’.

  20. Kuba, ja już mam takie pytania…. a co dopiero po ,,zabiegu’…. 🙂

  21. Gratulacje:) Ukończenie w tych warunkach coś niesamowitego. Powodzenia na kolejnych zawodach!

  22. Kuba jeszcze raz szacunek i gratulacje! Przeczytam z uwaga jak wrócę;)

  23. jeszcze raz gratki !!! dwie gleby i ten upał, nie jeden by się wycofał. Widzę, że Iron mocno Cię doświadcza, ale to tylko zaprocentuje i trzymam kciuki żeby już wkrótce :))))

  24. @Arku skłamałbym gdybym powiedział, że nie miałem takich myśli. Od ok. 14km, gdy musiałem przejść do Gallowaya, to faktycznie padło wiele niecenzuralnych słów oraz wiele myśli krążyło wokół pytania: po co ja to robie? Ale za moment padała odpowiedź i chciało mi się iść dalej, grunt to mieć plan długofalowy. Zresztą sam za chwilkę się przekonasz jak to jest i mam nadzieję nam opowiesz czy miałeś takie wątpliwości 🙂

  25. Gratuluję!!! Ukończenie IM to jest mega, a ukończenie go w takich warunkach to już budzi szacunek. Mało tego za 7 tygodni znów IM, no podziwiam, bo mnie by się pewnie odechciało po takim 'styraniu’. Winszuję 'abrahama’;)

  26. Kuba, jeszcze raz gratki za ukończenie IM i w dodatku w takich warunkach! Ciekawi mnie ile miałeś chwil typu ,,po cholerę tak się męczę’? A może w ogóle nie miałeś?

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,814ObserwującyObserwuj
22,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane