Największym problemem stojącym przed organizatorami tegorocznej Gali Triathlonu, był wybór miejsca.
Sytuacja polityczno-społeczna jest nabrzmiała jak łydka po treningu. Powiązania biznesowe delikatne, a deklaracje światopoglądowe mogą być błędnie interpretowane. Wybór lokalizacji nie mógł nikogo obrażać, wykluczać lub promować.
Pełna ostrożność i eklektyzm.
Lokal nie mógł należeć do gminy ani miasta. Wiadomo – Hanna W. Ani to zaprzyjaźnionego biznesmena powiązanego z PO lub SLD. Tym bardziej, że przeszłość polityczna prezesa PZT jest dość jednoznaczna, a ludzie mają długą pamięć.
Lokal powinien być prestiżowy. Najlepiej, żeby miał w nazwie coś nobilitującego – „Centrum’, „Global’, „Plaza’.
To może „Pałac’? No dobrze, ale chyba nie Mostowskich. Ani ten imienia Stalina. Może jakiś ukłon w stronę katolików? Triathloniści dość często proszą o miłosierdzie boskie, szczególnie na ostatnich kilometrach.
Jest!!
Pałac Prymasowski! Dla zmylenia ortodoksów zwany Hotelem Belloto.
Jak na Światowe Dni Młodzieży uczestnicy Gali przybywali z najdalszych zakątków i najdzikszych rubieży.
Była mocna reprezentacja Dolnego Śląska. Był Śląsk Cieszyński a także kilka osób, które ze względu na swoje ktedyty frankowe moga niedługo spać pod mostem Śląsko-Dąbrowskim. Było Trójmiasto, były Kujawy. A także Warmia i Mazury. Chorągiew łódzka i elbląska. Nawet dzicy i zarośnięci górale z Gór Świętokrzyskich. Była zagranica. Szwecja, Szkocja i USA.
Oczywiście, nie mogło zabraknąć Piaseczna.
Logistykę zorganizował niezastąpiony, niezawodny i samorządny Piotr S.
Punktualnie o godzinie 17:23:54 czasu zimowego pod mój dom (dom jednorodzinny, wolnostojący, budowany metodą gospodarczą z pustaków i cegły dziurawki) podjechała czarna limuzyna z kierowcą w liberii. Kierowca uprzejmie zapytał o Miss Daisy. Kiedy się dowiedział, że jej nie ma, był rozczarowany. My trochę też. Szczególnie, kiedy się okazało, że kierowca nie ma liberii. Zapytany o ten deficyt odpowiedział, że był kiedyś służbowo w Liberii, wpisał do CV i stąd może to nieporozumienie. Miał za to imponujące nakrycie głowy – coś pomiędzy czapką admiralską z Potiomkina i chińskim lotniskowcem szkoleniowym.
Przy bliższych oględzinach okazało się, że jest to czapka lotnika kanadyjskiego.
Na dodatek limuzyna okazała się białym, 9-cio osobowym vanem. Na reklamacje nie było czasu, a na pocieszenie kierowca okazał się być aktualnym mistrzem Europy na dystansie długim.
Ruszyliśmy.
Po wypełnieniu wszystkich siedzeń, okazało się, że nikt nie ma biletów wstępu. Dla zbudowania pozycji negocjacyjnych przy drzwiach, po drodze porwaliśmy żonę głównego organizatora.
Aby poprawić bilans węglowodanowy przed długą nocą, zgodnie z zasadami paleo-diety zdecydowaliśmy się na mieszankę ziaren, miodu i korzeni. Żeby uniknąć balaganu (ziarno mogło się rozsypać: – I kto to będzie qrva wydziobywał z podłogi?, a po miodzie klei się tapicerka) mieszanka serwowana była w formie Krupnika Premium, za co słowa podziękowania kierujemy do Grzegorza K.
Znakomicie dobrana temperatura mieszanki oraz konsumpcja „z gwinta’ sprzyjała integracji. Trochę brakowało nam jeszcze jednego członka zespołu, który z żoną zabłądził w Andach i nie zdążył wrócić na czas:
„Los Ades, Cordillera, (…), ostępy strome dzikie, gdzie kondor z nagłym krzykiem wzlatuje w nieboskłon…’
Krupnik się skończył i zaczęły skromne zabudowania Mokotowa. Panie poprawiły makijaż, a my z drugiej butelki. Mistrz Europy, kierowca w pilotce kanadyjskiej i właściciel imienia Chris w jednej osobie, na dużej prędkości podjechał pod dom prymasa. Poczuliśmy się jak w T2.
Ochroniarzowi pokazaliśmy żonę organizatora – skrępowane linką holowniczą ręce, usta zaklejone taśmą oraz ubranie przesiąknięte zapachem Krupnika zrobiło swoje. Byliśmy w środku, a mnie urwał się film i więcej nie pamiętam.
@Marek S. vel NadBloger chyba nie muszę przypominać, że '…tylko nieobecni są najbliżej’
Bądzie relacja z Gali, a nie tylko z podróży do Warszawy. Już wcześniej pisałem, że uczestnicy, którzy nie chcą aby społeczność triathlonowa poznała ich prawdziwy charakter (’in vino veritas’) dzis do północy mogą mnie o tym zapewnić. Od jutra rana będę przytaczał, chłostał, dowodził i dokumentował graficznie. Zjadłem garnek żurku na boczku i pamięć powoli wraca 🙂
Jakoś tak literacko i nostalgicznie się zrobiło, no ale w końcu mamy jesień. @Piotrze mam nadzieje, że się mylisz i Nadbloger zakopał się na Suwalszczyźnie aby pisać sequel
@Andrzej, musze cie rozczarowac. Znajac NadBlogera, przypuszczal, ze po T2 nie bedzie juz odwrotu i ten tekst popelnil grubo przed gala! Teraz zakopal sie w sniegu gdzies na Suwalszczyznie i zapadl w sen zimowy! Na nastepny tekst przyjdzie nam czekac do wiosny!
He he, mozna dystkutowac o wplywie alkoholu na postep w treningach ale bezsprzecznie wplywa on na tworczosc patrzac na wpis i komentarze :). Sequel domyslam sie jak zdjecia splyna z roznych stron? 🙂
Wina mieliśmy dosyć, a że dobre było, Trwała uczta do świtu. Choroba W południe się budzę, Cięży głowa jak ołów, krztuszę się i nudzę; Jejmość radzi herbatę, lecz to trunek mdlący. Jakoś koło apteczki przeszedłem niechcący, Hanyżek mnie zaleciał, trochę nie zawadzi. Napiłem się więc trochę, aczej to poradzi: Nudno przecie. Ja znowu, już mi raźniej było, Gość, Obyczaje Wtem dwóch z uczty wczorajszej kompanów przybyło. Jakże nie poczęstować, gdy kto w dom przychodzi? Jak częstować, a nie pić? i to się nie godzi; (…..) Ustały i nudności, ustał i ból głowy.
Hej, użyjmy żywota! Wszak żyjem tylko raz; Niechaj ta czara złota Nie próżno wabi nas. Hejże do niej wesoło, Niechaj obiega w koło. Chwytaj i do dna chyl Zwiastunkę słodkich chwil.
Miarkę w piciu przebrałem, to Mości przyznaję, ale kiedym napity – lepiej w boju staję.
Bogdaj w piekło przepadło obrzydłe pijaństwo! Cóż w nim? Tylko niezdrowie, zwady, grubijaństwo. Brzydzi się nim człek prawy, jako rzeczą sprośną. Z niego zwady, obmowy nieprzystojne rosną, Pamięć się przez nie traci, rozumu użycie, Zdrowie się nadweręża i ukraca życie. Patrz na człeka, którego ujęła moc trunku, Człowiekiem jest z pozoru…… Jeśli niebios zdarzenie wino ludziom dało Na to, aby użyciem swoim orzeźwiało, Użycie darów bożych powinno być w mierze!!!!
Arku, bedzie sequel….
Ale, że jak to i już..?! No,nie i koniec!? To się nie godzi ! Tytuł Nadblogera do czegoś zobowiązuje. Rozumie, że to jakieś preludium, introdukcja czy coś Panie, co zaraz nastąpi i przybliży tym wszystkim co nie dane im było uczestniczyć co stracili… Marku, jakiś oszczędny się ostatnio stałeś.. A fani pewnie z ochotą ,,spijali by słowa z Twoich ust’… może nie koniecznie fani, ale fanki… 🙂
Nie będę ukrywał, że moja niepamięć została wzmocniona przez deklaracje pewnych osób. Ktoś za moją niepamięć obiecał miejsce na podium w swoim cyklu, ktoś wspomniał o obligacjach na okaziciela. Przypominam, że termin upływa jutro o północy. Po tym moja pamięć może wrócić jak weksel.
hihihi Nawet dzicy i zarośnięci górale z Gór Świętokrzyskich. – To o NAS 🙂
Marek, to nie spowiedź, że powiesz 'więcej nie pamiętam’ i problem z głowy :-))) A 'życzliwi’ wszystko pamiętają :-))))
hahahaha Mówiłeś jeszcze… ale to już na Gali… że była w dechę, najlepsza ever, że podobał ci się Pan w sukience i nie był to duch Prymasa widziany w piwnicach! Jedzenie wyśmienite, Gala w tempo, zabawa jakiej świat nie pamiętał, itp, itd… 😉 p.s. moja żona zaczęła chodzić do psychologa… nie chce rozmawiać o tym, co wydarzyło się na trasie między naszym domem a Pałacem Prymasowskim. Na 9-osobowe busy patrzy z niechęcią i strachem… 🙂