Można uznać, że sezon startowy już się rozpoczął. Tak jak rok temu, postanowiłem pobiec w Półmaratonie Warszawskim. Zmieniona trasa wydawała się łatwiejsza niż podczas poprzedniej edycji biegu. Pomyślałem, że można powalczyć o życiówkę mimo nie najwyższej formy (mam nadzieję, że „gaz’ przyjdzie w bardziej odpowiednim momencie).
Zacznijmy od początku. Powiedzmy, że początek to sobota i moment, w którym wsiadam z Kasią (żoną ;p) i Tatą do pociągu (swoją droga: Pendolino jest super!). Kasia chciała po prostu zadebiutować i ukończyć (po cichu liczyliśmy na czas poniżej 2h). Tata jest w szczycie formy i bardzo liczył na życiówkę. Ja nie wiedziałem kompletnie na co mnie stać, ostatnio bardzo ciężko trenowałem i nogi „puściły’ mi dosłownie dzień przed startem – uznałem, że co ma być to będzie a prawdziwy egzamin czeka mnie dopiero w sezonie triathlonowym.
PKP zdało egzamin, nawet nie zdążyliśmy się wygodnie rozsiąść a już trzeba było wysiadać. Szybko ogarnęliśmy sobie pakiety na Narodowym, krótka sesja zdjęciowa na stadionie oraz przy pomniku Kazimierza Górskiego i można było udać się na nocleg. To również udało się dosyć sprawnie (po drodze jeszcze zakupy w „biedrze’) i już o 14 można było zacząć odpoczynek przed startem. To, co lubię najbardziej dzień przed zawodami: leżeć, jeść i byczyć się.
W niedzielę obudziłem się dosyć wcześnie. Posiłek 3h przed startem – obowiązek. Na śniadanie to co zwykle (bułki, miód, dżem i kawka). Ja byłem spokojny – nie był to dla mnie start docelowy, więc czułem pełen komfort. Kasia też spokojna, taka po prostu jest – wyluzowana. Tata jak zwykle podekscytowany, do tego już przywykliśmy. Czas minął bardzo szybko i trzeba było powoli się zbierać. 4 przystanki tramwajem i już byliśmy w okolicy startu. Ustaliliśmy plan działania po biegu, można więc było oddać depozyt i przygotować się do biegu. Rozstaliśmy się z tatą, który poszedł rozgrzewać się po swojemu. Następnie, po krótkim spacerze pożegnałem się z żoną. Pobiegłem zrobić swoją standardową rozgrzewkę „przedpółmaratońską’. Dużo mi nie potrzeba, kilka przebieżek, troszkę truchtu i jestem gotowy. 15 min przed startem wcisnąłem jeszcze żel i ustawiłem się na starcie – jak zwykle gdzieś z przodu.
Zacząłem spokojnie, nie wiem czy nie za spokojnie. Pierwszy km zrobiłem chyba w 3:43, czyli o 7 sekund wolniej niż planowane tempo (niestety tych sekund zabrakło mi później na mecie). Złapałem się fajnej grupki biegaczy i lecieliśmy sobie do 8km razem w tempie od 3:40 do 3:37. Po około 8km był nawrót i w końcu zaczęło wiać w plecy, wtedy można było się rozbujać. Oczywiście bez szaleństw, bo wiedziałem że najgorsze momenty trasy są pod koniec. Grupka nam się rozwaliła, chłopaki za mocno pocisnęli z wiatrem i zostawili mnie samego. Okazało się jednak, że i tak z nimi wygrałem. Po prostu, przeliczyli się a ja dosyć fajnie pobiegłem taktycznie. Równo rozłożyłem siły na cały dystans.
Gdzieś w okolicy 12/13km (obok stadionu Legii) był fajny zbieg, nie za stromy, można było się nieźle rozbujać i przy okazji lekko odpocząć. Ten km poszedł mi w 3:20 i mogłem już zacząć myśleć serio o życiówce (mój poprzedni najlepszy wynik z półmaratonu to 1:16:19). Wiedziałem, że mam dosyć duży zapas czasowy i pozostawało tylko jedno pytanie: czy uda się złamać 1:16? Bardzo na to liczyłem, zarówno przed biegiem jak i w jego trakcie. Niestety, końcówka biegu okazała się mordercza dla mnie. Podbiegi, kostka brukowa i co najgorsze – mega silny wiatr w twarz. Na metę wbiegłem z czasem 1:16:06. Nowy PB (personal best) na tym dystansie. Powinienem być szczęśliwy ale wiem, że stać mnie na więcej. Jest co poprawiać!
Kasia pobiegła swoje, czyli bardzo dobrze jak zwykle. Zrobiła wynik 1:57:17. Celem było dotrzeć do mety w zdrowiu a jak się uda to połamać 2h. Wszystko poszło zgodnie z planem. Tata zrobił fenomenalną życiówkę: 1:25:31. Teraz pozostaje pytanie, jak to się stało, że po 16 latach trenowania i będąc w takim wieku (rocznik 1956) można zrobić tak duży skok w wynikach? Czy wcześniej tata się obijał? Czy robił coś inaczej? O co chodzi? Nie wiem. Ale zapowiadam już teraz, że przeprowadzę dłuższą rozmowę z tatą i jej treść opublikuję. Może ktoś się czegoś nauczy od starego wyjadacza!
Podsumowując Półmaraton Warszawski trzeba przyznać, że jest to impreza zorganizowana na najwyższym poziomie. Serio, nie ma się do czego przyczepić. I niech tak zostanie. Ze stolicy wróciliśmy z trzema życiówkami – nic więcej pisać nie trzeba.
Ostatnio także miałem okazję wystartować w 'troszkę’ mniejszym biegu. Był to bieg „Na Drugą Nóżkę dla Ali’. Impreza charytatywna, której celem była zbiórka funduszy na protezę dla Alicji (Alicja to znajoma mojej żony ze studiów). Zawody zorganizowane były w Parku Oruńskim w Gdańsku. Był to start na 5km (5 pętli po 1km). W wyścigu wzięło udział około 300 osób. Udało się zebrać chyba 6tys zł a my spędzaliśmy super wiosenne przedpołudnie ze świetnymi ludźmi, którzy połączyli rywalizację sportową i dobrą zabawę ze szczytnym celem. Super sprawa! Bieg udało mi się wygrać. Trasa była ciężka (pełno zakrętów oraz jeden mocny podbieg x 5) a od 1km musiałem ciągle wyprzedzać i krzyczeć „lewa wolna’. Dobiegłem do mety cały i zdrowy z wynikiem 17:14. Czas bez rewelacji ale i bez znaczenia. To był super dzień!
Jest już połowa kwietnia. Mam za sobą naprawdę bardzo ciężki okres przygotowawczy. Jeszcze muszę „dociągnąć’ 2 tygodnie mocnych treningów a później zacznę odpuszczać i (mam nadzieję) zbierać plony z tej orki, którą wykonałem od listopada. Przede mną cała masa zawodów (półmaraton w Grudziądzu, 10km w Gdyni, 1/4 IM w Piasecznie, ¼ IM w Ślesinie), na które szykuję pierwszy szczyt formy w tym sezonie. Można łatwo zauważyć, że na mojej liście przeważają krótkie dystanse. W pierwszej części sezonu chciałem właśnie skupić się na takich szybkich startach. Dopiero w drugiej części sezonu zamierzam się przerzucić na te dłuższe (m.in. ½ w Gdyni i Borównie oraz maraton w Poznaniu). Mam nadzieję, że moja taktyka wypali a praca jaką wykonałem zimą się opłaci. Jeżeli nie, trzeba będzie zacząć myśleć o wyluzowaniu i nie przejmowaniu się tak bardzo wynikami. Wszystko okaże się już niebawem!
Mateusz , gratulacje dla Ciebie i taty !!! Widac , ze obaj bez problemu mozecie zakwalifikowac sie do maratonu w Bostonie 2016 . Kwalifikuja wszystkie maratony z certyfikowana trasa , przebiegniete 18 miesiecy przed Bostonem, oczywiscie w odpowiednim czasie dla grupy wiekowej. 2016 to jubuleuszowy 120-ty . Byloby 'cool’ gdybyscie pobiegli razem z tata . Ceny biletow w kwietniu sa stosunkowo niskie .Tegoroczna 119-ta edycja, jutro(poniedzialek). Zawsze trzeci pon kwietnia, w Bostonie nazywany; 'Marathon Monday ’ Ja po dziesieciu latach(bieglem 110-ta edycje) zdecydowalem sie pobiec 120-ta. Mam kwalifikacje od pazdziernika .Pozdrawiam ! http://www.baa.org/races/boston-marathon.aspx
Dziekuje wszystkim, w imieniu taty tez 🙂 schudłem, potrenowałem trochę mocniej, zobaczymy co z tego się urodzi 🙂
Chyba mocno schudłeś no nie? Przynajmniej wydaje mi się, że w porównaniu do fotek z zeszłego sezonu sylwetka ci się 'wydłużyła’. Dobra orka nie jest zła!:)
Mateusz! Synu marnotrawny! Dobrze, że wróciłeś na blog, bo świetnie się czyta te sportowe zmagania. Oczywiście dla takich małych żuczków jak ja, nie wspominając o jeszcze mniejszych jak np. Professore i Doktorre :-), zdanie: 'Zacząłem spokojnie, nie wiem czy nie za spokojnie. Pierwszy km zrobiłem chyba w 3:43, czyli o 7 sekund wolniej niż planowane tempo…’ i to w kontekście treningowego startu, jest bolesnym ustawieniem szeregu :-)) gratulacje dla wszystkich i pozdrowienia dla taty!
Gratulacje dla wszystkich, oczywiście tato z oczywistych względów robi mocne wrażenie! Ja tez zyciówke w polmaratonie w marcu poprawiłem o kilkanaście sekund… tyle podobieństw;)))
Geny po ojcu:)) I w tej dyscyplinue lapek Ci nie potrzeba:) Poza konkurencja jest jak zawsze Kasia!:)))) Gratulacje dla Was:)
Gratulacje, świetne wyniki! 🙂 I przyłączam się do Arka, w oczekiwaniu na rozmowę ze starym wyjadaczem 😉 W Piasecznie i Poznaniu mamy okazję się zobaczyć. Raczej przed startem, bo zanim dotrę na metę, będziesz w połowie drogi do domu 😉
Mateusz, przede wszystkim fajnie, że się pojawiłeś na blogu… co tu gadać, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności i fakt, że start był przed sezonem, wynik super! Mnie jednak (jak zwykle) interesuje szczególnie wątek Taty! Ogromny szacunek za wynik! Oczywiście czekam na wspomnianą rozmowę….. 🙂