Wspomnienia z zawodów: Triathlon siedlecki

Korzystając z faktu, że dzisiaj portal ruszył na dobre postanowiłem spisać wspomnienia ze znakomitych zawodów w Siedlcach. Triathlon organizowany przez Leniwce.pl i przede wszystkim mojego przyjaciela Pawła Janiaka. Chociaż obiecałem sobie, że nigdy nie wystąpie w triathlonie MTB, nie mogłem się nie pojawić, zwłaszcza że widziałem szanse wskoczenia na pudło.

Podróż odbyła się w klimatyzowanych warunkach. Połączenie z Warszawy do Siedlec kolej mazowiecka usprawniła tak, że można by pomyśleć, iż to Niemcy, a nie Polska.  Jechaliśmy na zawody z Tomkiem Kowalskim i Olgą Ziętek. Już na samym początku dowiedziałem się, że szans na pudło nie ma, bo jest trójka zawodników startująca w triathlonach w pucharze Polski. No cóż, będę walczył tak czy inaczej, może coś się uda zdziałać.

 

Rower pożyczyłem od Leniwców (ach te znajomości u organizatorów). Z karbonu i Krossa wybrałem jak mi się wydawało tańszy. Okazało się, że Kross ma na sobie takie bajery, że spokojnie można go wysłać na Marsa i nie przejmować się, że marsjanie wyśmieją ziemską technologię. Jeszcze raz dziękuję za tego potwora. Z całą pewnością bez niego nie pojechałbym tak dobrze.

Przygotowania przed startem: Powoli zaczynam stawać się rutyniarzem, więc wszystko poszło gładko. Ustawiłem i wyregulowałem sobie nowo dosiedzionego rumaka. Buty do biegu ustawiłem obok stanowiska, buty na rower wyjątkowo wylądowały, także obok roweru – nie będę ryzykował i zakładał buty w trakcie jazdy na rowerze, zwłaszcza że całe zawody będą odbywać się na wysokim tętnie. Kask i okulary położyłem na kierownicy. Po paru chwilach trzeba było wejść do wody, założyć piankę i przepłynąć kilka metrów rozgrzewki. Ustawiłem się za Olgą Ziętek. Wiem, że pływam od Niej wolniej, ale kawałek trasy jest pod wiatr, więc jeśli utrzymam się w Jej nogach przez pierwszą część, później będzie mi łatwiej się utrzymać za Nią.

 

Pływanie: Wszystko poszło zgodnie z planem. Do pierwszej boi płynęło się w tłoku, ale cały czas pilnowałem Olgi. Później rzucało Nią niemiłosiernie, pewnie nieźle się namordowała, ja starałem się jak najwięcej wypoczywać. Ostatnie ~100 metrów odpuściłem. Lepiej stracić 10 sekund, niż zbierać śniadanie po wyjściu z wody. Wychodzę piąty z wody – przede mną są zawodnicy i Olga. Zmiana, jak na niestandardową (buty nie są wpięte w rower) wychodzi bardzo szybko, ale niestety podczas zdejmowania pianki, rwę ją. Coś mi ta pianka coraz bardziej nawala.

Rower: Absolutnie najdłuższa część. Zajęła ponad połowę triathlonu. Pierwsze kilka metrów jest potworne. Później … jest tak samo źle. Jadę na za dużym tętnie. W końcu, to sprint, a nie ironman. Cisnę ile się da. Wyprzedzam Olgę. Pierwsze okrążenie przebiega bez problemów, pomimo tego, że trasa jest strasznie wymagająca, a ja nie jeżdzę na MTB. W ogóle. Nic! Cisnę. Oddycham tak ciężko, że można pomyśleć, że zaraz zejdę z trasy. Ale cisnę. Po pierwszym kółku mam podobno stratę około 3 minut do pierwszego. Na drugim kółku zaczyna się problem dublowanych zawodników. Niestety trasa jest krótka – 3km, a trzeba na niej pomieścić 150 zawodników. Walę po gałęziach i cisnę i walę w pałę. Po drugim kółku odrobiłem (podobno) pół minuty do pierwszego. Rozochocony staram się cisnąć jeszcze bardziej.

Do czasu. W połowie ostatniego kółka dopada mnie pech. Podczas wyprzedzania najeżdżam na taśmę, która wkręca się w kasetę (zębatki z tyłu). Po chwili nie mogę pedałować. Schodzę z roweru. Wyszarpuję taśmę. Widzę jak zawodnicy, których przed chwilą dublowałem odrabiają okrążenie. Wskakuję na bicykl. Nie mogę dalej pedałować. Zeskakuję. Wyszarpuję. Już mogę. Wtedy wyprzedził mnie popularny Zapał. Jadę za Nim. Podjeżdżam pod górkę z piachem i robię OTB (over the bar – wylatuję przez kierownicę). Szybko się zbieram, nie pozwalam przeciwnikowi odjechać, chociaż ciśnie on niemiłosiernie. Prawie wjechał w drzewo, tnąc zbyt szybko. Ostatecznie dojeżdżamy do strefy prawie równo – on dubluje zawodniczkę przed miejscem, w którym to jest niemożliwe. Ja przez kilkaset metrów muszę jechać za nią.

Strefa zmian. Z tych emocji zapomniałem wyjąć nóg z butów i zbiegam z roweru w butach MTB. Znakomity komentator Eurosportu Igor Błachut mówi, że w końcu udało się mnie dojść, kilku zawodnikom chociaż przez długi czas jechałem na czwartej pozycji. Ech, gdyby wiedział jakiego pecha miałem. Zawieszam rower na stojaku. Zdejmuję buty, a rower spada mi na głowę. Na szczęście miałem kask na łepetynie. Zawieszam go jeszcze raz. Zdejmuję buty i zakładam biegowe. Ze strefy wybiegam na równi z Zapałem.

Bieg choć krótki, nieźle stawia. Suszy mnie niemiłosiernie, cóż bym dał za kilka łyczków, ale to tylko trzy kilometry – wytrzymam. Przez chwilę biegnę z moim przeciwnikiem z roweru, ale później odpada. Całe szczęście, bo długo bym tak nie pobiegł. Teraz wrzucam swoje tempo. Biegnę i biegnę. Nie widzę wracającej czołówki. Pierwszego Tomka widzę dopiero w okolicach pierwszego kilometra, czyli mam do nich stratę około cztery i pół minuty. Walczę, żeby nie dać się innym. Przez długi czas biegnę z jednym z zawodników, myślę że około półtora kilometra. Próbuję go gubić długim finiszem, nie daje się. Próbuję tak, próbuję siak. Nic nie działa. W końcu rezygnuję z walki. Ciężko mi się zmusić do mocnej walki, zwłaszcza, że mogłem być trochę wyżej. Może ze świadomością walki o lepsze miejsce, wykrzesałbym z siebie ostateczne rezerwy, ale nie jestem w stanie. Ostatecznie na metę wbiegam na siódmym miejscu, tuż przez Pawłem! Wygrałem z Pawłem! Ale pięknie mi się udały te zawody!

Ostatecznie Tomek wygrał! zawody, a Olga była trzecia i Ona zostaje najbardziej pechową zawodniczką. Miała ogromną przewagę na rowerze i pomyliła trasę na ostatnim kółku, a należy dodać, że biegaczką jest niezrównaną! Ja nie znalazłbym się na czwartym, czy piątym miejscu. Zawodnicy przede mną pobiegli znacznie szybciej. Z drugiej strony, może gdybym walczył o coś więcej, to przycisnąłbym mocniej? Nigdy się nie dowiem.

Powiązane Artykuły

2 KOMENTARZE

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,813ObserwującyObserwuj
21,600SubskrybującySubskrybuj

Polecane