Od dawna zastanawiałem się, jak wdrożyć do treningu zakładki pływanie-rower. Mógłbym oczywiście jeździć na szosie na basen albo nad Kryspinów (podkrakowskie jeziorko) ale obawiam się, że zakładka basen-rower przerodziłaby się prędzej czy później w zakładkę basen-bieg, a rower zniknąłby w tajemniczych okolicznościach wraz z butami.
Przegrzebałem zatem „piwniczkę’ i odnalazłem tam trekinga, kupionego ładnych parę lat wstecz. Trochę tuningu i teraz wygląda tak:
Prawie jak połykacz asfaltu. Pierwsza „zakładka’ za mną. Godzinka pływania na basenie, T1 w szatni (ależ to fajnie się nie wycierać), oddanie zegarka, buty na nogi (albo sandały) i na rower. Na próbę poszło 7km. dojazdu i 7km. powrotu. Jest OK.
Dołożyłem powrotnie zdemontowane wcześniej błotniki i bagażnik, jak również koszyk na bagażnik, w którym przewożę plecaczek. W szosowym stroju, zwłaszcza w sandałach wygląda to dość zabawnie i przyciąga zdziwione spojrzenia przechodniów.
Zastanawiam się, czy nie dokupić kasku łezki – byłby pełen czad!