Zrobiłem to!

Rekordowa liczba uczestników, rekordowe wyniki, rekordowa liczba „pociągów’ na trasie. Nie będę się wiele rozpisywał na temat draftingu. Panowie! Zapraszam was do Przechlewa, gdzie będzie max 300 osób na 2 pętlach po 45km. Pokażcie tam, że macie nogę.


„Połówka’ w Gdyni nie była dla mnie priorytetem w tym sezonie. Moje starty A to Susz i Przechlewo. Plany planami a życie życiem. Na początku sezonu zaskoczyła mnie kontuzja, z którą nie mogłem normalnie trenować. Tak naprawdę mocne akcenty robiłem tylko na zawodach. Nie byłem sobą w pierwszej części sezonu. I tak cud, że porobiłem takie fajne czasy (2:07 w Brodnicy na ¼ i 4:33 w Suszu na ½ z gumą po drodze). Podsumowując pierwszą część sezonu: w najlepszej formie byłem w Olsztynie. Jeszcze nie miałem kontuzji i po prostu byłem w gazie. Wiadomo jednak, że olimpijka to nie mój dystans i po prostu zniknąłem w tłumie ze względu na średni czas roweru (jazda w grupie i wszystko jasne). Cały czas wiedziałem, że stać mnie na naprawdę mocne wyniki w tym sezonie. Modliłem się tylko aby noga puściła i pozwoliła mi na rozkręcenie się podczas treningów. No i stało się. Już w Suszu czułem się naprawdę dobrze (jest to zasługa tylko i wyłącznie mojego osobistego fizjoterapeuty: Łukasz Rolka – wielkie dzięki stary za uratowanie sezonu!).  Po Suszu zrobiłem kilka dni regeneracji i zacząłem operację pod tytułem: Przechlewo 2014. Gdynia miała być po drodze. Wiedziałem jednak, że to w Gdyni mogę uzyskać czas poniżej 4:30 (założenia przed startem: pływanie 35′, rower 2:23, bieg 1:23, zmiany 6′ – razem miało to dać czas w okolicy 4:27). W Przechlewie będzie dużo trudniej ze względu na profile tras.

 

Niedziela, godzina 5:00, pobudka. Poranna toaleta, spakowanie przygotowanych dzień wcześniej rzeczy, śniadanie, kawa i filmik motywacyjny na youtube. Lubię startować o 9, bo czas z rana bardzo szybko leci i nawet nie ma chwili by zacząć się stresować. W „parku maszyn’ byłem około 7:30, więc miałem godzinkę na przygotowanie sprzętu. Jak zwykle wielu znajomych i wiele rozmów, które starałem się ucinać, bo chciałem się jak najbardziej skoncentrować na starcie.

O godzinie 8:20 siedziałem już z Kasią na plaży i poprosiłem o chwilę wyciszenia. 5 minut wystarczyło, ubrałem piankę, całus od żony i do boju. Byłem bardzo zestresowany, może potwierdzić to Profesor Artur, którego spotkałem przed samym wejściem do strefy startowej. Chociaż nie wiem czy On mnie pamięta, bo był tez strasznie przejęty startem Julity (swoją drogą – gratulacje Jula, świetny debiut, no i Mistrzostwo AT!!!).


Pływanie w Gdyni było jedną wielką młócką. Chyba jeszcze nigdy tak nie miałem. Było strasznie, pralka od początku do końca. Im dalej w las, tym gorzej. Dla mnie to są ciężkie chwile, jestem pełen szacunku dla drobnych kobiet, które decydują się na start w triathlonie. Nie wiem jak wy to robicie dziewczyny! Szacun! Wracając do mnie: co chwilę kopniak w twarz, łokieć w żebra. Nawet „udało’ mi się zaplątać w bojkę, co kosztowało mnie dużo nerwów i kilka sekund. Mimo wszystko w wodzie czułem już, że będzie dobrze. Energia mnie roznosiła. Pamiętam jednak po treningach z Moniką, że jak za bardzo się spinam w wodzie to nie do końca przekłada się to na szybkie pływanie. Płynąłem więc swoim tempem. Wiedziałem, że minuta w tą czy w tamtą nie ma aż tak dużego znaczenia. Dziękuję Ci Moniko za to, że poprawiłaś moje pływanie o 4′ w porównaniu do poprzedniego sezonu. W tym roku z wody wychodzę wcześniej i z mniejszą stratą energii. Ciężka praca przynosi efekty a to jeszcze nie koniec. Monia obiecała mi, że zrobi ze mnie pływaka. Nie obrażę się na kolejne 4 minuty za rok. Wierzę, że tak będzie. Wychodząc z wody spojrzałem na stoper: równe 35′ – wielka ulga, dokładnie tak miałem popłynąć. „Piąteczka’ z Łukaszem i zacząłem zabawę w wyprzedzanie (jak zwykle zresztą).


Plan na rower był prosty: ogień z dupy od początku, dużo pić, dużo jeść, powoli wchodzić w zakręty, rozpędzać się na prostych, zrobić 2:23 i zacząć bieg. Spokojna zabawa w wyprzedzanie trwała mniej więcej do 15km. Wydarzenia, które działy się od 15 do 40km można nazwać jednym słowem: masakra. Wyprzedziłem mały peleton z wielką łatwością. Nie zawracałem sobie nim głowy, bo nie interesują mnie ich czasy i to czy oszukiwali czy nie. Niech sobie robią co chcą, ich sprawa. Po kilku minutach samotnej jazdy (tak mi się przynajmniej wydawało), wyprzedziło mnie trzech zawodników (jechali jeden za drugim w odstępach 1m). Nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę. Kilka minut wcześniej połknąłem ich jak chciałem. To był dla mnie szok. I co tu teraz zrobić? Lekko zwolniłem i zjechałem na bok, nie chciałem im siedzieć na kole. Zmagałem się z nimi chyba  20km, co chwilę starałem się wyprzedzić i uciec. W pewnym momencie walczyłem z około 10 osobowym peletonem. Miałem wielki mętlik w głowie. Zwolnić i odpuścić czy dalej próbować uciekać. Było ciężko, bo z naprzeciwka jechały kolejne peletony i miejsca na wyprzedzanie było jak na lekarstwo . Na szczęście jestem w formie i mam nogę, uciekłem. Kosztowało mnie to wiele sił i nerwów. Tej „mojej’ grupce uciekłem o około minutę. Nie winię całej grupy. Było tam kilku, bez których peletonu by nie było. Gdyby jeden z drugim mi nie usiadł na kole na samym początku, to uciekłbym im od razu i myślę, że nie było by problemów z peletonami. Najśmieszniejsze jest to, że kolesie mają nogę. Inaczej nie daliby rady mojego koła skleić. Uważam, że to jest efekt domina: jeden usiądzie Ci na kole i od razu tworzy się mała grupka, która później jak kula śniegowa pochłania innych, słabszych kolarzy. A jak ktoś nie ma nogi, żeby uciec, musi zwolnić. Nie każdemu się uśmiecha zwalnianie, bo wie że za nim jedzie kolejny peleton. Mniejsza z tym. Rower skończyłem z czasem 2:20:52 i jestem z niego bardzo zadowolony. Strasznie szybka trasa, która mi w 100% odpowiadała. Bardzo mało trudnych technicznie miejsc. W końcu mogłem pokazać w pełni swoją siłę na rowerze.


htg3


Wiedziałem, że mam nogę ale na żadnych zawodach do tej pory nie mogłem tego udowodnić (Olsztyn – olimpijka; Brodnica – niezły czas ale jak dla mnie za dużo podjazdów i szybkich zjazdów, których się obawiam; Kołobrzeg – bardzo trudna technicznie trasa, Susz – guma, Gdańsk – masa zakrętów, na których nie umiem jeździć). Wiem, że jestem w stanie na takiej trasie jak w Gdyni pojechać nawet poniżej 2:20. Może za rok?


Mając w pamięci moją wywrotkę tuż przed T2 w poprzednim sezonie, tym razem postanowiłem zejść z roweru normalnie. Po prostu: zatrzymać się, zejść i pobiec spokojnie do strefy zmian. Nie wiedziałem jednak, że mam nogi jak z waty i nawet takie zejście może się dla mnie skończyć na glebie. Tradycja zobowiązuje i znowu leżałem na kostce Skweru Kościuszki, dokładnie tak samo jak przed rokiem. Tym razem jednak poleciałem jak pionek przy zerowej prędkości. Po prostu: pyk w bok na biodro. Zacząłem się sam z siebie śmiać, ewidentnie zejście z roweru do T2 to moja pięta achillesowa i muszę nad tym popracować.


Po wyjściu z T2 jak zwykle mogłem liczyć na Kasię, która darła się jak nigdy w życiu. Że niby jest ekstra, że 1,5min do Maćka i Troki. Ja sam wiedziałem, że jest dobrze. Przybiłem żonie „piąteczkę’ i poleciałem. Bieg zacząłem mocno, pierwszy km w 3:30. Po prostu fajnie się biegło. Miałem określony plan na tą część zawodów: chciałem dać z siebie wszystko. Wymaga to nie tylko sił i kondycji ale także poukładania sobie wszystkiego w głowie. Byłem bardzo skoncentrowany i zmotywowany przed zawodami. Trzeba się nastawić psychicznie na to, że będzie cierpienie przez ponad 21km biegu. Wiedziałem o tym już od jakiegoś czasu. Musiałem wejść na wyższy poziom, bez „tuptania’ jak przed rokiem. Do tej pory udawało mi się tak tylko na „ćwiartkach’. Tym razem zrobiłem to na dystansie dwa razy dłuższym.


htg5


htg2


Miałem moc, biegłem swoje wymijając kolejnych przeciwników. Bardzo dużo satysfakcji dało mi wyprzedzenie Borisa Steina na samym początku Świętojańskiej (z tym, że on robił swoją drugą pętlę). Wiedziałem wtedy, że jest dobrze. Super uczucie: biec szybciej od gościa z elity, który przyjechał na zaproszenie organizatorów. Tak jak przed rokiem, najfajniej było na końcówce pętli, gdzie stali moi najbliżsi. Kochani, swoim kibicowaniem rozpaliliście taki ogień, że zapominałem o bólu. Na całej pętli było pełno znajomych, którzy dawali mi niezłego kopa – dziękuję wam wszystkim, takich rzeczy się nie zapomina! I przepraszam, jeżeli nie spojrzałem albo nie uśmiechnąłem się czy nie przybiłem „piątki’. Cierpiałem. Bieg ukończyłem z czasem 1:22:45, zgodnie z założeniami.


Zawody w Gdyni miały być również moją osobistą walką z Pawłem Troką. Paweł regularnie kopie mi tyłek na każdej imprezie, w której razem startujemy. Obiecałem mu, że w Gdyni będzie inaczej. Dopiąłem swego, wymijając go na pierwszej pętli biegowej. Dla mnie to nie były żarty, musiałem mu dołożyć. Pawle, wiem że to czytasz. Już się nie mogę doczekać kolejnego starcia w Przechlewie! To będzie super zakończenie sezonu.

 

htg4

 

Na ostatnią prostą wbiegałem z poczuciem absolutnego spełnienia. Widziałem, że Łukasz nie może mnie rozpoznać i dopiero po chwili orientuje się, że to ja. Krzyczy moje imię, czuję wielką radość. Wbiegam na metę, dostaję medal od Piotra Nettera, który tak jak przed rokiem składa mi gratulacje. Pierwsze co robię po wbiegnięciu na metę, to szukam Kasi. Już po chwili była za ogrodzeniem z moją rodziną i przyjaciółmi oraz z szampanem Piccolo w ręku. Nie ma to jak startować na własnych śmieciach. Czas ogólny wyścigu to 4:24:16, 22 miejsce open i 4 w kategorii wiekowej. Cel osiągnięty z dużym zapasem. Za rok trzeba się szykować na łamanie 4:20, nie ma innego wyjścia. Wiem, że jest to do zrobienia. Nigdy w siebie tak nie wierzyłem jak teraz. Czuję dużą moc i już dzisiaj zapowiadam, że nie powiedziałem ostatniego słowa.


htg1



Zawody w Gdyni stały na bardzo wysokim poziomie. Przyszłoroczny start falami da więcej komfortu w wodzie i mam nadzieję zlikwiduje drafting na rowerze. Już nie mogę się doczekać przyszłorocznej edycji, zapiszę się na 100%. Łukasz, nie startuj za rok. Jesteś częścią tej imprezy, prowadząc ją w sposób znakomity!

Powiązane Artykuły

16 KOMENTARZE

  1. Wielkie gratulacje Mateusz, podglądam Twoje wyniki, czytam relacje – jesteś niesamowity w swoim dążeniu do celu i nie ukrywam, że mocno mnie motywujesz – zawsze czekam kiedy dopadnie mnie Petelski, jeszcze na rowerze, czy może już na biegu:) Satysfakcję przynosi mi opóźnianie tego momentu a Twoją sylwetkę znam doskonale:) Marcin, też do końca nie mogę powiedzieć, czy jazda za peletonem pomaga, czy nie, ale jechałem zupełnie sam do 70 km, kiedy to po nawrotce wyprzedził mnie peleton i od tego czasu zaczęła się nerwówka, po prostu nie dało się jechać… Założeniem było trzymanie 240W i to udawało mi się bez problemu do spotkania z peletonem, potem już tylko patrzyłem jak średnia spadała – ja wybrałem jazdę daleko za peletonem i to wiązało się z hamowaniem i jazdą na luzie, wiedziałem, że jak zacznę szarpać na końcu to oberwę na biegu. Skończyło się na 233 W. Życiówkę z Susza poprawiłem o 20”, wiem, że ze swojej strony zrobiłem wszystko, żeby jechać uczciwie, ale nie ukrywam, że żałuję, bo w planie miałem złamanie 4:35 i w tym akurat jadące peletony mi przeszkodziły. Tak jak napisał Artur, życiówki z Gdyni w triathlonowym środowisku, chyba nie będą się cieszyły wielkim poważaniem…

  2. Mateusz szacun. Twój wynik to tak jakby turbodopalnie włączane na każdej dyscyplinie! Szacun za prace, która musiałes wykonać by zrobić to, co zrobiłeś.

  3. Wlasnie wrocilem z biegu… jak tylko zaczalem trening to przypomnialo mi sie, ze oczywiscie sie pomylilem bo zapomnialem o Twojej wymianie detki w Suszu;)

  4. Mateusz, gratuluję wyniku i bardzo ciekawej relacji. Nie startowałem w Gdyni, ale startowałem w Suszu, nie wiem jak reagujesz na temperaturę, ale w Suszy było, z tego co odnotowałem +7-8 stopni więcej i na trasie szalał całkiem niezły wiatr. Nie wiem jak znosi to twój organizm, ale ja (i nie tylko ja) jestem w wyższych temperaturach lekko wolniejszy, więc to też pewnie warto brać pod uwagę. Artur (tak sobie pozwolę do ciebie zwrócić, w końcu jestem w niewiele niższej kategorii M45 🙂 ) – da radę w jednym sezonie poprawić rower więcej niż parę minut, czego jestem przykładem (nie będę się znęcał na wiadomym tematem, ale nie draftowałem), w zeszłym roku w 1/2 IM na rowerze pojechałem w Sierakowie 2:46, w Suszu 2:44, w Poznaniu 2:31, ale faktycznie dalej jest trudniej. Ale faktycznie statystycznie wyniki z niedzieli, statystycznie zadziwiają.

  5. To co mowi Mateusz jest istotne. Obserwuje Jego poczynania z podziwem, duma i radoscia (tym bardziej,ze darzymy sie niejaka sympatia i nasze Panie rowniez). Mati robi progres ale bez zadnych skokow (nienaturalnych). Bo skok 15 min na rowerze w stosunku do zawodow,ktore byly miesiac wczesniej jest nienaturalny. Tym bardziej,ze nie poprawili sie w plywaniu i biegu…Marcin zapimnial,ze Mateusz zmienial gume w Suszu. Czyli skok jest parominutowy i zrobil to gosc,ktory jest rowerowym koniem!!! Juz pisalem,ze wielu zawodnikow nie poprawi czasow z HTG przez 2-3 nastepne lata. Juz krazy anegdota: jaka masz zyciowke na polowce?! Z Gdyni?! A nie,podaj mi prawdziwa…

  6. Podsumowując, w porównaniu do Susza w Gdyni poprawiłem się o około 3-4 minuty. W Gdyni trasa była łatwiejsza i krótsza bo podobno miała 89,5km. W Suszu na odwrót, podobno miała 90,5km., były 3 pętle, w tym jazda po kostce pare wzniesień itp. W związku z tym, poprawa w miesiąc o 15 minut to bajka 🙂

  7. Dziękuje wszystkim za miłe słowa! Marcin, Po pierwsze – poprawiłem rower w stosunku do Susza o 10min ale w Suszu trasa jest o wiele trudniejsza no i jakieś 5-7min (chyba bliżej 7min) zmieniałem dętkę 🙂 zakładam, że w Suszu bez defektu zrobiłbym czas rowerowy około 2:24. Po drugie – jazda za peletonem nawet w przepisowej odległości daje dużo, i to odczuwałem. Myślę jednak, że to co zyskałem jadąc za nimi, straciłem szarpiąc i próbując im uciec. Ja miałem wiarę, że ucieknę i uciekłem.

  8. Gratuluje Mateusz! Pokonales samego siebie! Dobrze, ze tego dnia noga Ci mocniej nie podawala i pojechales swoje;)) super wynik! Na przykladzie Mateusza m.in mozna zobaczyc jak moze wygladac progres na 1/2 w tym samym sezonie, czesc osob startujacych w Suszu startowala w Gdyni… czasy lepsze na rowerze o ok. 15-18 minut. Takiej klasy zawodnik jak Mateusz poprawil sie o 10 minut, to tez bardzo duzo. Pytanie do Mateusza – czy uwazasz, ze przez to co sie dzialo na trasie nawet uczciwie jadacy zawodnik mogl korzystac z tuneli peletonow? Czyli czy dalo sie nie korzystac? Pisal o tym Jacek Cieszynski ze nie ma pewnosci czy wynik jaki uzyskal jest czysty pomimo tego ze jechal uczciwie.

  9. Gratuluje Mateusz. Fajnie się to czyta i daje dużo wskazówek jak podejść do startu w kwestii mentalnej.

  10. Mateusz, swietna relacja! Startując nie widziałeś jednej ważnej rzeczy. :))) powiem Ci, jakiej… Emocje jakie wyzwalałeś u swojej rodziny!!! Widziałeś ich przez moment, a ja widzialem jak cieszyli sie tym co robisz przez tyle godzin! Twoj tata na nawrotce rowerowej wychodzil z siebie :))))masz mega wsparcie. Gratuluje! I dziekuje za mile slowa o mojej pracy…w zasadzie pasji i swietnej zabawie. Obiecuje Ci, ze za rok przywitam Cie na mecie w tej samej roli i zycze ci, zebym mogl wywolac cie do odebrania slota na MŚ!!

  11. Bardzo ładnie! Ja na dojeździe do T2 trochę zwalniam, staje na pedały, rozciągam łydki, prostuję plecy, napinam 'czwórki’ przy wyprostowanym kolanie. Chyba z resztą za radą Chrissie. Może to zadziała u ciebie.

  12. Mateusz, jestes wielki!!!!!! I wzrostem i duchem!:))) Byles zestresowany przed plywaniem jak …nie wiem kto/co:))) Najwazniejsze,ze stres byl bodzcem pozytynym:))

  13. Brawo, Mateusz. Widać w Tobie młodość i prawdziwa energię :-). Fenomenalny występ. Ja też mam osobistą satysfakcję, bo… wyszedłem z wody przed Tobą ;-).

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,772ObserwującyObserwuj
19,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane