Dwa cytaty: „Pan zmienił moje życie”. ”Pokazałeś mi bieganie, nigdy bym nie wiedziała, jak bardzo można cieszyć się wolnością„. Te są dla mnie szczególne, choć to jedne z wielu takich zdań, które miałem przyjemność usłyszeć. Lubię biegać i lubię o tym opowiadać. Robię to w sieci, gazetach, w telewizji, podczas spotkań towarzyskich. Każdy przebiegnięty kilometr daje taką ogromną dawkę pozytywnej energii, daje takie pokłady radości, że samoistnie człowiek ma potrzebę się tą radością dzielić. A im bardziej robi to nieświadomie i z pasją, tym bardziej ma moc zarażania. Dla biegacza nie ma chyba nic bardziej piękniejszego, niż to, gdy zobaczy jak biegnie ktoś, kto jeszcze nie tak dawno mówił, że bieganie jest „nie dla niego”. Choć nie, jest coś jeszcze piękniejszego. Zobaczyć i usłyszeć jak ten ktoś z niebywałą pasją opowiada jak bieganie zmieniło mu życie, jak zmieniło jego samego i dzięki temu zaraża do biegania kolejnych zadeklarowanych niebiegaczy. Tak, ta najpiękniejsza choroba roznosi się w zastraszająco szybkim tempie i zbiera swoje żniwo.
Spędziłem tydzień urlopu w swoim ulubionym Nowym Sączu. Mieszkałem tam cztery lata, a jeszcze przez kilka kolejnych byłem z nim blisko związany. Nie pamiętam, bym przez cały ten czas widział tam kogoś biegającego. W każdym razie nie przypominam sobie takiego widoku. Teraz, gdy wyszedłem by zrobić nieśpieszne 20km po terenie miasta, minąłem w różnych odstępach czasu siedmiu biegnących. To podobnie jak w mazowieckim lesie, w którym biegam na co dzień. Każdego miesiąca mijam więcej ludzi zarażonych tą biegową chorobą. W Warszawie są dni i są miejsca, gdzie jest zwyczajnie ciasno. I jeśli to prawda, że o poziomie cywilizacyjnym państwa świadczą trzy rzeczy: kultura picia alkoholu, stan toalet miejskich i liczba biegających po miejskim parku, to my, biegający doganiamy Europę znacznie szybciej, niż ci, którzy dbają o nasz wzrost gospodarczy. Jeszcze trzy lata temu podczas porannego biegania po parku w Berlinie zazdrościłem Niemcom tego, że biegających jest tam cała masa ludzi.
Dziś już wiem, że nie mam czego zazdrościć. Nasze parki, ścieżki, lasy zapełniły się biegaczami. Bo my, biegający zarażamy i zarażajmy dalej. Gdy ktoś patrzy mi przez ramię na wykresy, gdzie widać kolejne przebiegnięte kilometry i ciągnące się trasy, gdy mówi, że podziwia i nie wie jak tak można, to już wiem, że to zaproszenie do tego by opowiadać jak to się robi, dlaczego i po co. Rodzi się kolejny biegacz dla świata. Nawet jeśli on, czy ona jeszcze nawet o tym nie wiedzą, nawet gdy ciągle jeszcze boją się zrobić pierwszy krok. Bo bieganie ma wielką moc, tak jak i opowiadanie o nim, pod warunkiem, że towarzyszy temu ten specyficzny błysk w oku.
też tak mam. Fajnie jest, ze coraz więcej nas dookoła